Jednym z najistotniejszych wymiarów polskiego życia, w których mówi siÄ o pojednaniu, jest polityka. Rozmowa o pojednaniu w życiu politycznym wydaje siÄ nam jednak niemożliwa bez jednoczesnej odpowiedzi na pytanie: “Czy SLD jest normalnÄ
partiÄ
politycznÄ
?”. To wÅaÅnie pytanie postawiliÅmy kilkudziesiÄciu wybitnym naukowcom, komentatorom i politykom. Åwiadomie nie próbowaliÅmy doprecyzowaÄ pytania bardziej szczegóÅowo, zdajÄ
c sobie sprawÄ, jak wiele można uznawaÄ kryteriów “normalnoÅci” ugrupowaÅ politycznych. Poniżej prezentujemy otrzymane odpowiedzi (Red.).
———————————————————
Ryszard Bugaj
Ekonomista, byÅy przewodniczÄ cy Unii Pracy
Każde polityczne ugrupowanie spojone jest zarówno personalnymi wiÄziami swoich czÅonków, jak i pewnÄ ideowÄ wspólnotÄ – gÅównie wizjÄ poÅ¼Ä danego Åadu ustrojowego. Do istoty politycznych ugrupowaÅ czÄsto należy też specyficzny stosunek do faktów z historii. Na tych przede wszystkim elementach budowana jest wiÄź ugrupowania z wyborcami. Bywa oczywiÅcie, że znaczna czÄÅÄ wyborców nietrafnie postrzega cechy różnych ugrupowaÅ i udziela im poparcia, choÄ nie jest to zgodne z ich aspiracjami.
SLD tym przede wszystkim różni siÄ od innych ugrupowaÅ, że zachowania tej partii okreÅlone sÄ przede wszystkim przez silne, historyczne wiÄzi personalne, natomiast zupeÅnie marginesowe znaczenie ma jego tożsamoÅÄ ideowa. Sojusz w Ålad za poprzedniczkÄ (przejÅcie od SdRP do SLD miaÅo charakter czysto technologiczny) wypisuje na szyldzie sÅowo “socjaldemokracja” i “lewica”, jednak – przy caÅym identyfikacyjnym zamÄcie, jaki panuje – trudno w tym dostrzec coÅ wiÄcej niż reklamowe ogÅoszenie.
W poprzedniej kadencji parlamentu Årodowisko Sojuszu stanowiÅo decydujÄ cy skÅadnik rzÄ du i wtedy wÅaÅnie obniżono podatki dla zamożnych, prawie zlikwidowano podatki spadkowe, pozbawiono emerytów “pÅacowej waloryzacji” ÅwiadczeÅ, ograniczono prawa bezrobotnych, zniesiono ustawowe gwarancje wzrostu pÅac pracowników sfery budżetowej, zrealizowano program powszechnego uwÅaszczenia (NFI), pozwolono eksmitowaÄ lokatorów “na bruk” itd.
Pewne – bardzo szczególne przywiÄ zanie do wartoÅci lewicowych (a raczej lewicowo-liberalnych) w SLD znaleÅºÄ można w sferze spraw obyczajowych – oraz nieufnoÅci do tradycji narodowej i KoÅcioÅa. Ale to wÄ ska przestrzeÅ. Leszek Miller w każdym razie (jako minister spraw wewnÄtrznych) mógÅ bez ryzyka gÅosiÄ tradycyjny postulat konserwatywnej prawicy: udostÄpniÄ ludziom broÅ w celu samoobrony.
Marek Borowski (podczas dyskusji opublikowanej w “Gazecie Wyborczej”) uznaÅ, że lewica (czytaj: SLD) tym różni siÄ od prawicy, że po prostu lepiej rzÄ dzi. Wydaje siÄ, że wyraziÅ w ten sposób najważniejsze przekonanie swojego Årodowiska.
Prawie niczym nie ograniczona ideowa elastycznoÅÄ Årodowiska SLD istniaÅa już od poczÄ tku tego ugrupowania, a dziÅ pozwala na bezkonfliktowe dostosowywanie polityki partii do interesów swojego bliskiego zaplecza i do zmiennych politycznych koniunktur.
Istnieje coÅ wiÄcej niż ÅcisÅa genetyczna wiÄź miÄdzy aparatem PZPR w schyÅkowym kresie komunizmu w Polsce a grupÄ przywódczÄ SLD. SchyÅkowy okres polskiego komunizmu to okres caÅkowitej bezideowoÅci rzÄ dzÄ cych elit. PZPR w tamtym czasie wyrzekÅa siÄ jakiejkolwiek misji i staÅa siÄ czystÄ strukturÄ wÅadzy. DziaÅacze motywowani byli nieomal wyÅÄ cznie przez swoje kariery osobiste. MiaÅo to także dobre strony: kierownictwo PZPR zdecydowaÅo siÄ na OkrÄ gÅy StóÅ, bo – po prostu – dostrzegÅo szansÄ zabezpieczenia swojej pozycji, natomiast byÅo im obojÄtne, w ramach jakiego porzÄ dku ustrojowego tej szansy szukajÄ .
Po przeÅomie ludzie PZPR przeksztaÅcili swojÄ partiÄ w ugrupowanie, które nazwali socjaldemokracjÄ , bo też trudno sobie wyobraziÄ, by nazwali siÄ chadekami lub konserwatystami. Ale to byÅa po prostu przeksztaÅcona struktura dawnej partii wÅadzy. To formalnie nowe ugrupowanie nie byÅo skrÄpowane ideowÄ tradycjÄ ani programowÄ tożsamoÅciÄ , natomiast byÅo (i jest) silnie spojone wspólnotÄ biografii i interesów. Ugrupowanie to, jak żadne inne, potrafiÅo wiÄc ÅÄ czyÄ elastycznoÅÄ i jednoÅÄ dziaÅania.
Ugrupowania “posierpniowe” byÅy skazane na ideowe spory i podziaÅy. Zorganizowane Årodowisko postkomunistyczne żadnych sporów nie toczy, natomiast skutecznie dyskontuje bÅÄdy obozu posierpniowego i zyskuje poparcie ogromnej wiÄkszoÅci tych, którym ustrojowe przemiany (realizowane czÄsto w skrajnej postaci) przyniosÅy życiowÄ porażkÄ.
SLD nie jest funkcjonalnym skÅadnikiem demokratycznego Åadu. Nie jest biegunem programowego przywództwa, nie kreuje wielkiej alternatywy. SLD Åwiadczy “polityczne usÅugi dla ludnoÅci”. Elastycznie i koniunkturalnie dostosowuje swoje hasÅa, a w pewnych granicach także praktycznÄ politykÄ, do spoÅecznych nastrojów. SLD jest sprawny, obliczalny i pragmatyczny. Jeżeli pominÄ Ä jego genezÄ, to – trzeba przyznaÄ – coraz bardziej przypomina zachodnie socjaldemokracje, także wolne już od znaczÄ cych idei, kapitulujÄ ce przed neoliberalnym walcem.
SkutecznoÅÄ SLD daje jej dominujÄ cÄ pozycjÄ i wymusza pospolite ruszenie po drugiej stronie. Ale spoiwem obozu przeciwnego jest jak dotÄ d tylko poÅ¼Ä danie wÅadzy. JednoczeÅnie (może na szczÄÅcie!) nie wszystkie idee w tym obozie zostaÅy porzucone, a zarazem nie podjÄto poważnej próby stworzenia z nich zrównoważonej syntezy. NaÅożyÅa siÄ na to zwykÅa demoralizacja. Nie wiÄksza niż w obozie SLD, ale lepiej widoczna i oznaczajÄ ca zaÅamanie spoÅecznej nadziei (a wiÄc niewybaczalna). To wszystko oznacza, że dominacja SLD jeszcze siÄ powiÄkszy i może trwaÄ dÅugo.
Co to bÄdzie oznaczaÄ dla Polski? Psychiczny dyskomfort dla wielu (prezydent KwaÅniewski i premier Miller), ale żadnych dramatycznych zdarzeÅ, żadnego zagrożenia dla demokracji. TrochÄ drugorzÄdnych korekt w polityce. Jakich? PrzeczytaÅem uważnie program SLD z jej zaÅożycielskiego kongresu. CaÅkowicie pusty, żadnych zobowiÄ zaÅ. BÄdzie jak bÄdzie – w zależnoÅci od bieÅ¼Ä cej sytuacji. JeÅli jednak szukaÄ motta dla przyszÅych rzÄ dów SLD, to może warto przytoczyÄ cytat z wypowiedzi Leszka Millera do SLD-owskiej mÅodzieży: Nie bÄdziemy wam mówiÄ, jak siÄ ubieraÄ, jakiej muzyki sÅuchaÄ, z kim i jak siÄ kochaÄ, bo to sÄ wasze wybory. Jeżeli macie doÅÄ wojen już dawno zakoÅczonych, konfliktów dawno wygasÅych, jeżeli macie doÅÄ zwietrzaÅego styropianu i rozmaitych etosów, jeżeli chcecie budowaÄ nowoczesne paÅstwo polskie, to chodźmy razem w XXI wiek (cytat za “GazetÄ WyborczÄ ”).
————————————————————–
Antoni Dudek
Historyk, publicysta
JeÅli spojrzymy na polskÄ scenÄ politycznÄ oczami zagranicznego obserwatora, koncentrujÄ cego siÄ na bieÅ¼Ä cych wydarzeniach, to SLD bÄdzie dlaÅ nie tylko normalnÄ , ale wrÄcz wzorowÄ partiÄ , dziaÅajÄ cÄ w ramach porzÄ dku demokratycznego. Sojusz speÅnia wszystkie wymogi stawiane przez ustawÄ o partiach politycznych, należy do MiÄdzynarodówki Socjalistycznej, a w jego programie trudno znaleÅºÄ bodaj Ålad niechÄci do systemu liberalnej demokracji. Z okoÅo stutysiÄcznÄ bazÄ czÅonkowskÄ jest też prawdopodobnie, uwzglÄdniajÄ c coraz wyraźniejszÄ erozjÄ struktur PSL, najliczniejszym polskim ugrupowaniem. Od siedmiu lat – z krótkÄ przerwÄ na przeÅomie lat 1997/98, która umożliwiÅa zwyciÄstwo wyborcze AWS – cieszy siÄ poparciem najwiÄkszej i stale rosnÄ cej grupy wyborców. W 1993 roku Sojusz doszedÅ do wÅadzy otrzymujÄ c 20,5 proc. gÅosów, w cztery lata później wybory wprawdzie przegraÅ, ale poparcie ponad 27 proc. wyborców zapewniÅo mu pozycjÄ gÅównej siÅy opozycyjnej. Od kilku zaÅ miesiÄcy chÄÄ gÅosowania na SLD deklaruje okoÅo 40 proc. respondentów, co sprawia, że – po raz pierwszy w historii III Rzeczypospolitej – uprawnione staÅy siÄ rozważania o możliwoÅci zdobycia przez jedno ugrupowanie bezwzglÄdnej wiÄkszoÅci w przyszÅym Sejmie.
A jednak coÅ jest nie tak. CoÅ sprawia, że u wielu Polaków – i to bynajmniej niekoniecznie o prawicowych sympatiach (vide: Ryszard Bugaj) – te trudne do zakwestionowania sukcesy SLD budzÄ nie tyle zrozumiaÅÄ zazdroÅÄ, ile niesmak poÅÄ czony z rozgoryczeniem i rozczarowaniem. Tym czymÅ jest oczywiÅcie peerelowska przeszÅoÅÄ i pezetpeerowskie korzenie Sojuszu, które – jak wynika z opublikowanych ostatnio danych CBOS – sÄ jako negatywne doÅwiadczenie w dalszym ciÄ gu ważne dla poÅowy Polaków. DokÅadnie tylu jest bowiem zdania, że SLD – w mniejszym lub wiÄkszym stopniu – ponosi moralnÄ odpowiedzialnoÅÄ za dyktatorskie rzÄ dy PZPR.
WÅaÅnie komunistyczna geneza SLD i wciÄ Å¼ kultywowana w szeregach tej partii, choÄ od pewnego czasu coraz wstydliwiej maskowana nostalgiÄ za epokÄ PRL, sÄ w moim przekonaniu gÅównym czynnikiem, odróżniajÄ cym to ugrupowanie od wiÄkszoÅci podmiotów dziaÅajÄ cych na naszej scenie politycznej. Co wiÄcej, nie sÄ dzÄ, aby w perspektywie rozpoczynajÄ cej siÄ dekady sytuacja ta miaÅa ulec zmianie i to bynajmniej nie dlatego, że na grudniowym kongresie SLD zakoÅczyÅa siÄ fiaskiem podjÄta z inicjatywy prezydenta KwaÅniewskiego próba bardziej radykalnego rozliczenia siÄ z przeszÅoÅciÄ . Leszek Miller, który zablokowaÅ wówczas zapoczÄ tkowane wspólnymi siÅami oÅrodka prezydenckiego i “Gazety Wyborczej” wyciÄ ganie osÅawionego “trupa z SLD-owskiej szafy”, zdaje sobie bowiem sprawÄ, że żadne ekspiacyjne wystÄ pienie nie zmieni utrwalonego przez historiÄ podziaÅu opinii publicznej. Dla okoÅo poÅowy Polaków Miller, Oleksy, SzmajdziÅski czy Janik pozostanÄ ludźmi z komunistycznego aparatu wÅadzy, bez wzglÄdu na to, co bÄdÄ mówiÄ i ilu jeszcze dziaÅaczy dawnej opozycji demokratycznej zdoÅajÄ przeciÄ gnÄ Ä na swojÄ stronÄ. Z drugiej zaÅ strony, ze wspomnianych już badaÅ CBOS wynika, że dla 48 proc. badanych Sojusz nie musi siÄ rozliczaÄ z peerelowskiej przeszÅoÅci, gdyż nie ma takiej potrzeby (jak uważa wiÄkszoÅÄ tej grupy) lub już to uczyniÅ (zdaniem mniejszoÅci). W tej sytuacji wszelkie apele do postkomunistów o dokonanie rzetelnego rachunku sumienia wydajÄ siÄ naiwne, jaÅowe i potrzebne jedynie wÄ skiej grupie ludzi, która z mozolnych prób nakÅonienia liderów SLD do bodaj symbolicznej pokuty uczyniÅa rodzaj misji.
OdmiennoÅÄ SLD na polskiej scenie politycznej nie ogranicza siÄ wszakże wyÅÄ cznie do jego komunistycznych korzeni, chociaż to w nich wÅaÅnie należy upatrywaÄ praźródÅa dwóch innych oryginalnych cech tej formacji, a mianowicie odmiennego stylu uprawiania polityki i bagatelizowania znaczenia kwestii ideowo-programowych. W przeciwieÅstwie do ugrupowaÅ wywodzÄ cych siÄ z obozu solidarnoÅciowego, a nawet PSL, Sojusz odznacza siÄ podziwu godnÄ hermetycznoÅciÄ w sprawach zwiÄ zanych z konfliktami wewnÄtrznymi i walkÄ o wÅadzÄ w partii. Wprawdzie na przestrzeni koÅczÄ cej siÄ dekady w prasie wielokrotnie spekulowano na temat rywalizacji miÄdzy liderami Sojuszu, ale tylko raz – kiedy WÅodzimierz Cimoszewicz zaÅ¼Ä daÅ usuniÄcia Leszka Millera w zwiÄ zku ze sprawÄ tzw. moskiewskiej pożyczki – konflikt ten zostaÅ upubliczniony. Nie przeszkodziÅo to zresztÄ obu politykom pracowaÄ później zgodnie w rzÄ dzie Cimoszewicza. Jeszcze bardziej spektakularny przejaw demonstracyjnej solidarnoÅci nastÄ piÅ w styczniu 1996 r., gdy – w trzy dni po wszczÄciu przez ProkuraturÄ Warszawskiego OkrÄgu Wojskowego Åledztwa w sprawie domniemanej wspóÅpracy Józefa Oleksego z wywiadem rosyjskim – konwencja SdRP wybraÅa go przytÅaczajÄ cÄ wiÄkszoÅciÄ gÅosów na nowego szefa partii. Nie sÄ dzÄ, aby w Polsce znalazÅa siÄ druga znaczÄ ca partia polityczna, która wobec wysuniÄcia wobec jej dziaÅacza oskarżenia tej rangi zaryzykowaÅaby uczynienie zeÅ wizytówki.
Najbardziej radykalni krytycy SLD tÅumaczÄ to zjawisko dominacjÄ w jego elicie przywódczej mentalnoÅci charakterystycznej dla kliki czy wrÄcz gangu, w których wzajemna solidarnoÅÄ stanowi wartoÅÄ najwyższÄ . Nie sÄ dzÄ, aby tak byÅo. Po prostu na naszej scenie politycznej elementarna lojalnoÅÄ jest zjawiskiem tak rzadkim, że jej pojawienie siÄ (nawet jeÅli ma ona – jak to jest w przypadku SLD – źródÅo w tzw. wspólnocie strachu) frustruje wszystkich tych, którzy już zapomnieli o jej istnieniu.
Nieco inaczej ma siÄ sprawa z tożsamoÅciÄ ideowÄ Sojuszu. SdRP jest partiÄ doÅÄ hermetycznie zamkniÄtÄ w swoich szeregach, partiÄ z ubogim życiem wewnÄtrznym. To partia, która nie formuÅuje opinii ani wobec zjawisk bieÅ¼Ä cych, ani wybiegajÄ cych w przyszÅoÅÄ. Cierpi na uwiÄ d koncepcyjny. TÄ surowÄ ocenÄ przedstawiÅ we wrzeÅniu 1998 roku na Åamach “Gazety Wyborczej” SÅawomir Wiatr. Od tego czasu SdRP w oszaÅamiajÄ cym tempie przeobraziÅa siÄ w SLD-bis, wchÅaniajÄ c przy okazji szereg mniejszych podmiotów politycznych. Dokonano tego bez wiÄkszych zgrzytów personalno-organizacyjnych, ale i bez szerszej dyskusji na temat programu nowej partii, którego zaÅożenia pozwolono opracowaÄ Åwieżo “importowanemu” z UW Andrzejowi CeliÅskiemu. Widoczna w tym ostatnim kroku nonszalancja i lekceważenie, z jakim SLD traktuje kwestie programowe, odróżnia go od wiÄkszoÅci innych ugrupowaÅ politycznych w Polsce, w których wprawdzie peÅno jest cyników i bezideowych karierowiczów, ale jednoczeÅnie toczy siÄ zażarte boje o sprawy wykraczajÄ ce poza rozdziaÅ posad i innych konfitur.
Czy w Åwietle tego, co napisaÅem wyżej o “nienormalnoÅci”, a wÅaÅciwie mentalnej i genealogicznej odmiennoÅci SLD, możliwe jest pojednanie miÄdzy ludźmi wywodzÄ cymi siÄ z obu wielkich obozów politycznych, dominujÄ cych w naszym życiu politycznym? SÄ dzÄ, że w takim zakresie, w jakim to byÅo możliwe, takie pojednanie już siÄ dokonaÅo w latach 1989-1993. Obie strony zaakceptowaÅy w tym okresie prawo przeciwnika do legalnego istnienia, wykluczyÅy możliwoÅÄ używania przemocy i pogodziÅy siÄ z możliwoÅciÄ utraty wÅadzy na rzecz drugiej strony, z zagwarantowaniem wszakże szans na jej odzyskanie. Pozostaje oczywiÅcie pytanie, czy bardziej zdecydowane kroki rzÄ du Mazowieckiego, a nastÄpnie prezydenta WaÅÄsy wobec SdRP w latach 1990-1991 nie doprowadziÅyby do trwaÅego osÅabienia potencjaÅu postkomunistów, ale ma to już wyÅÄ cznie charakter historycznych spekulacji. Po 1993 roku ostatnim realnym przejawem pojednania staÅ siÄ consensus wokóŠpodstawowych zasad polskiej polityki zagranicznej, czyli staraÅ o przyjÄcie naszego kraju do NATO i Unii Europejskiej. WiÄcej nie należy oczekiwaÄ. Można naturalnie pomarzyÄ o osiÄ gniÄciu podobnego consensusu w sprawie apolitycznoÅci administracji paÅstwowej, sÅużb specjalnych czy mediów publicznych, ale niskie morale caÅej naszej klasy politycznej wyklucza realnoÅÄ takiego scenariusza.
————————————————————–
Jerzy Holzer
Profesor historii, Instytut Studiów Politycznych PAN
Nie bardzo wiem, co należy w ogóle uznaÄ za normalnÄ , a co za nienormalnÄ partiÄ politycznÄ . Czy jest takÄ partiÄ PSL, które stara siÄ byÄ czynnym w życiu politycznym chÅopskim zwiÄ zkiem zawodowym? Czy jest takÄ partiÄ AWS, luźny blok wyborczy i parlamentarny, albo też jej poszczególne czÄÅci skÅadowe – raczej grupki niż partie? Czy jest takÄ partiÄ którekolwiek ugrupowanie na prawo od AWS, powstaÅe z rozÅamu lub szykujÄ ce siÄ wÅaÅnie do kolejnego, każde z nich i nietrwaÅe, i przesiÄ kniÄte ideologiÄ , choÄby wbrew oczywistym potrzebom politycznym? Czy jest takÄ partiÄ Unia Pracy, znów raczej grupka niż partia, po ciÄżkich przejÅciach, które pozbawiÅy jÄ wielu najbardziej znanych przywódców? Najbardziej jeszcze do owego miana normalnoÅci pretendowaÄ mogÅaby Unia WolnoÅci, choÄ niewielka liczebnie, ale bÄdÄ ca trwaÅym i stabilnym elementem życia politycznego w Polsce.
Już z tego wyliczenia wynika kilka pozytywnych okreÅleÅ normalnej partii, zwÅaszcza zaÅ nowoczesnej partii europejskiej w systemie parlamentarnej demokracji, partii przeÅomu XX i XXI wieku. Taka partia nie może byÄ dziÅ reprezentantkÄ partykularnych interesów jednej grupy spoÅecznej (jeszcze kilkadziesiÄ t lat temu inaczej bywaÅo). Musi mieÄ pewien, choÄ trudny do konkretnego ustalenia, wymiar iloÅciowy. Musi zachowywaÄ trwaÅoÅÄ jako element życia politycznego. Nie może byÄ tworzonym ad hoc blokiem wyborczym czy parlamentarnym. Nie może wreszcie byÄ sektÄ ideologicznÄ , przesiÄ kniÄtÄ fanatyzmem, uniemożliwiajÄ cym funkcjonowanie w warunkach pluralizmu politycznego, a wiÄc zmuszajÄ cych do kompromisów z przedstawicielami innych poglÄ dów politycznych i ideowych.
W paradoksalny sposób SLD odpowiadaÅby wszystkim wyliczonym dotychczas okreÅleniom. Nie jest przecież reprezentantkÄ interesów jednej grupy spoÅecznej. Szuka klienteli wÅród robotników i wÅród chÅopów, wÅród inteligencji i wÅród menedżerów, ma też silnÄ pozycjÄ w Årodowiskach drobnego, Åredniego i wielkiego biznesu. Jest partiÄ stosunkowo licznÄ (zarówno jeżeli mowa o czÅonkach, jak sympatykach), a w warunkach polskich nawet bardzo licznÄ . Jest trwaÅym elementem polskiego życia politycznego, poza PSL najstarszym jego uczestnikiem, w tych samych formach i pod takÄ samÄ nazwÄ , choÄ trzeba wziÄ Ä pod uwagÄ przeksztaÅcenie z bloku w partiÄ jednolitÄ , lecz również ten blok byÅ trwaÅy i nie ograniczaÅ siÄ do funkcji wyborczych i parlamentarnych. Wreszcie SLD cechuje ideologiczna otwartoÅÄ i polityczna elastycznoÅÄ, by nie okreÅliÄ tego wrÄcz jako koniunkturalizm.
Przecież jednak trudno okreÅliÄ wÅaÅnie SLD lub nawet przede wszystkim SLD jako normalnÄ partiÄ przeÅomu XX i XXI wieku. Czy można bowiem nadaÄ takÄ rangÄ partii, która powstaÅa bezpoÅrednio z przeksztaÅcenia partii antydemokratycznej, sprawujÄ cej dyktaturÄ przez niemal póÅwiecze? Czy jest to normalny rodowód partii, dziaÅajÄ cej w warunkach parlamentarnej demokracji?
Rzecz nie polega na jeszcze jednym przyznaniu siÄ do bÅÄdów przeszÅoÅci, potÄpieniu wÅasnego dziedzictwa. Nic bowiem nie zmieni faktu, że na tym samym zjeździe rozwiÄ zano dawnÄ niedemokratycznÄ partiÄ komunistycznÄ , a po “wyprowadzeniu jej sztandarów” powoÅano nowÄ partiÄ demokratycznÄ . TworzyÅa nowÄ , socjaldemokratycznÄ z nazwy strukturÄ czÄÅÄ dziaÅaczy partii komunistycznej. Przywództwo objÄli znani już (choÄ rzeczywiÅcie czynni nie w pierwszym rzÄdzie i nie wyÅÄ cznie oni) przedstawiciele dotychczasowego komunistycznego aparatu partyjnego i paÅstwowego. Przez wiele lat toczyÅy siÄ boje o rozliczenie majÄ tku dawnej PZPR i do dziÅ nie sÄ jasne losy znacznej jego czÄÅci.
SLD nie jest normalnÄ partiÄ polskiej parlamentarnej demokracji. To nie oznacza, abym chciaÅ pozbawiÄ jÄ prawa do dziaÅania w nowym systemie i przypisywaÅ jej wyÅÄ cznie czy nawet gÅównie funkcje negatywne. SLD jest partiÄ komunistycznego dziedzictwa, która odwoÅuje siÄ przede wszystkim do byÅych czÅonków i sympatyków PZPR, ale też do tych wszystkich, którzy nie radzÄ c sobie najlepiej w nowych warunkach demokracji i wolnego rynku, dotkniÄci zostali późnÄ nostalgiÄ . WÅaÅnie dlatego jej powtarzana demokratyczna opcja speÅnia doniosÅÄ , choÄ ambiwalentnÄ funkcjÄ w budowie polskiej demokracji.
W Niemczech po narodowym socjalizmie Konrad Adenauer Åwiadomie, choÄ bez deklarowania tego, uznaÅ potrzebÄ daleko posuniÄtego dyskretnego milczenia na temat przeszÅoÅci, aby uÅatwiÄ w ten sposób pogodzenie siÄ z nowym systemem milionów ludzi czynnie lub choÄby biernie akceptujÄ cych system poprzedni, niedemokratyczny. W ostatnich trzydziestu latach toczyÅy siÄ w Niemczech dyskusje, w których stanowisko Adenauera czÄsto poddawano krytyce, ale czasami także akceptowano. Charakterystyczne przy tym, że owa akceptacja nie byÅa zależna od bieÅ¼Ä cej postawy politycznej. Jak formuÅowano to niekiedy, owe przemilczenia byÅy moralnie naganne, ale dla zaakceptowania demokracji przez miliony ludzi niezbÄdne. Natomiast krytycy takiej “linii Adenauera” przypisywali jej wszelkie niedostatki i pÅycizny niemieckiej demokracji. Do niedostatków zaliczyÄ należaÅo także protest nastÄpnego pokolenia, skrajny ruch 1968 roku, który moralnemu relatywizmowi niemieckiej demokracji przeciwstawiÅ moralny fundamentalizm walki z demokracjÄ , prowadzonej jednak z odwrotnej od narodowego socjalizmu strony. Inna sprawa, kiedy i jak moralny fundamentalizm przerodziÅ siÄ u niektórych jego wyznawców już nie w moralny relatywizm, lecz po prostu amoralizm.
SLD speÅniaÅby wiÄc w szczególny sposób funkcjÄ godzenia z demokracjÄ byÅych zwolenników komunizmu lub tych, którzy go nostalgicznie choÄ post factum wspominajÄ . Ze wzglÄdu na rozmiar zjawiska jest to ogromnej wagi usÅuga na rzecz demokracji. DrugorzÄdne staje siÄ wÅaÅciwie to, jakie intencje przyÅwiecajÄ przy tym animatorom SLD – czy jest to gÅównie spóźniona, lecz rzetelna chÄÄ wzmocnienia demokracji, czy też dÄ Å¼enie do utrzymania wÅadzy w takim Åwiecie i takiej Europie, w jakiej przychodzi im teraz dziaÅaÄ. Zapewne nie zasÅużyliby oni na przypomnienie zdania, iż w niebie wiÄcej radoÅci z nawróconego grzesznika niż z wielu sprawiedliwych, ale byÅoby to rozumowanie bardziej moralizatorskie niż polityczne.
Tu znów jednak dotykamy sporu podstawowego: czy demokracja w taki sposób budowana jest lepsza od niedemokracji, czy też gorsza od demokracji pogÅÄbionej, w peÅni Åwiadomej i zbudowanej na rozliczeniu z indywidualnÄ i zbiorowÄ przeszÅoÅciÄ ? Na takÄ alternatywÄ nie ma trafnej odpowiedzi, poza tÄ , która problem przenosi do innego wymiaru. RzeczywistoÅÄ polityczna (i moralna) kraju, który przeżyÅ dziesiÄciolecia dyktatury, nie jest normalna. Dlaczego wiÄc dziwiÄ siÄ temu, że takie sukcesy może odnosiÄ w tej rzeczywistoÅci partia normalna inaczej, normalna partia nienormalnej rzeczywistoÅci?
CiÄ Å¼y jednak nad nami doÅwiadczenie zachodnioeuropejskiego roku 1968, a w dalszej kolejnoÅci niemieckiej Frakcji Czerwonej Armii czy wÅoskich Czerwonych Brygad. Czy nastÄpne polskie pokolenie przyjdzie znów rozliczaÄ naszÄ nienormalnÄ rzeczywistoÅÄ politycznÄ i element tej rzeczywistoÅci – SLD? Czy moralny relatywizm zastÄ pi moralnym fundamentalizmem, a demokracjÄ obwini o zaniedbania? Czy konflikty, jakie ominÄliÅmy na drodze do demokracji, nie wrócÄ później i w innej formie? I czy istnieje inna “normalna” droga od dyktatury do demokracji?
————————————————————–
Jan Kofman
Politolog, profesor Uniwersytetu w BiaÅymstoku i Instytutu Studiów Politycznych PAN
Pytanie sformuÅowane w zaproszeniu do udziaÅu w ankiecie, podejmujÄ c aktualne i ważne zagadnienie życia publicznego, zawiera już w sobie sugestiÄ odpowiedzi, iż w zestawieniu z innymi bytami partyjnymi z “normalnoÅciÄ ” SLD nie wszystko jest jak należy. Wzorzec owej “normalnoÅci” nie jest zresztÄ Åatwy do odtworzenia, a każdy z nas zapewne inaczej uporzÄ dkowaÅby charakteryzujÄ ce go cechy. Niemniej, jeÅli przyjÄ Ä, że najwyraźniej odróżniajÄ SLD od pozostaÅych wiÄkszych ugrupowaÅ (także od PSL) kÅopoty tożsamoÅciowe Sojuszu i jego geneza, to poczÄ tkowe uwagi poniższe można by sprowadziÄ do kwestii, czy i jak na dzisiejszy SLD wpÅywa przeszÅoÅÄ, antenaci partii z okresu już choÄby peerelowskiego?
TrochÄ wÄ tpiÄ, by na ten temat daÅo siÄ jeszcze powiedzieÄ coÅ bardziej oryginalnego. Znany jest fakt, że wiÄkszoÅÄ aktywnych przywódców Sojuszu wywodzi swój rodowód z PZPR; że wielu z nich peÅniÅo nawet kierownicze funkcje w ówczesnym aparacie partyjnym, rzÄ dowym i gospodarczym; że wÅród 16 regionalnych liderów SLD nie ma nikogo, kto by nie miaÅ za sobÄ stażu pezetpeerowskiego; że w zwiÄ zku z tym jednoznaczne odciÄcie siÄ SLD od tej przeszÅoÅci i od PRL jest prawie niemożliwe pod groźbÄ szoku tożsamoÅciowego; że przywódcy Sojuszu wnieÅli najpierw do SdRP, a teraz do SLD jako swe wiano pewne obyczaje i nawyki, sposób myÅlenia i postawy mentalne z okresu terminowania w PZPR.
SÄ to stwierdzenia na poziomie oczywistoÅci. Może zatem lepiej byÅoby wyjÅÄ od okreÅlenia miejsca SLD w życiu politycznym i poszukaÄ wÅaÅnie owych cech konstytutywnych dla “normalnoÅci” Sojuszu? Najważniejsze jest chyba to, że SLD uczestniczÄ c w życiu publicznym dziaÅa zgodnie z przewidzianymi prawem demokratycznymi procedurami. PrzeksztaÅciwszy siÄ organizacyjnie w SLD, postkomuniÅci – tak ich sobie pozwolÄ okreÅlaÄ, wbrew opinii wiÄkszoÅci Polaków, którzy woleliby nazywaÄ ich socjaldemokratami (wedÅug badaÅ PBS ze stycznia br.) – umacniajÄ i rozwijajÄ swoje struktury, imponujÄ skutecznoÅciÄ dziaÅania i zwartoÅciÄ szeregów, dysponujÄ c relatywnie dobrymi kadrami aktywistów na szczeblu centralnym i wojewódzkim. Na tle koalicji rzÄ dzÄ cej, zwÅaszcza AWS podminowanej sprzecznoÅciami, bliskiej zapaÅci i kto wie, czy nie rozpadu, prezentujÄ siÄ niemal Åwietnie. I tak ich odbiera opinia publiczna. Przytoczona deklaracja ankietowanych jest znaczÄ ca z dwóch przynajmniej wzglÄdów. Po pierwsze, odzwierciedla stan ÅwiadomoÅci zbiorowej, o czym niżej, a po wtóre, w ten sposób legitymizuje, a wiÄc i wÅaÅnie “unormalnia” Sojusz.
Dlaczego tak siÄ dzieje? Czy powszechne przekonanie o kÅótliwoÅci, braku profesjonalizmu i egoizmie partyjnym (“republika kolesiów”) AWS jest sÅuszne? Moim zdaniem, do pewnego tylko stopnia, czÄÅciowo zaÅ zasadza siÄ na nieporozumieniu. Nie wyksztaÅciliÅmy bowiem jeszcze w sobie charakterystycznej dla rozwiniÄtych demokracji wiÄkszej aprobaty dla różnorodnoÅci opinii, opcji ideowych i ÅwiatopoglÄ dowych, formalnego wyodrÄbniania siÄ frakcji i skrzydeÅ zarówno w skali ogólnej, jak i w ramach jednego ugrupowania. Przeciwnie, od rzÄ dzÄ cych oczekujemy ujednoliconych poglÄ dów, jednoznacznoÅci postaw, jednomyÅlnoÅci stanowisk, harmonijnej wspóÅpracy – bez kÅótni i swarów. Jest to oczywiste, nie przezwyciÄżone dotychczas dziedzictwo socjalizmu realnego, ale też przejaw tÄsknoty do wspólnotowego fenomenu pierwszej SolidarnoÅci. Toteż ludziom podoba siÄ, iż przywódcy SLD, caÅkiem inaczej niż w AWS i koalicji rzÄ dzÄ cej, niemal nie upubliczniajÄ i nie roztrzÄ sajÄ dzielÄ cych ich różnic stanowisk, nie dezawuujÄ i nie atakujÄ siÄ wzajemnie, przeważnie też nie ujawniajÄ istniejÄ cych nieporozumieÅ i niechÄci personalnych.
Trzeba tu doceniÄ rolÄ eseldowskiego marketingu politycznego, umiejÄtnoÅÄ oferowania każdemu czegoÅ miÅego: pracownikom i pracodawcom, zwolennikom liberalizacji w życiu spoÅecznym i rzecznikom twardego kursu wobec przestÄpców, bycia za, jak i przeciw udziaÅowi kapitaÅu zagranicznego w gospodarce, szczególnie w bankowoÅci czy mediach, opowiadanie siÄ za opiekuÅczymi funkcjami paÅstwa i etatyzmem, przeciw reprywatyzacji, ale za liberalistycznÄ prywatyzacjÄ . W takim melanżu poglÄ dów można widzieÄ brak spójnoÅci programowej, chociaż bardziej prawdopodobne, że jest to niespójnoÅÄ wkalkulowana, podporzÄ dkowana walce o elektorat i czÄsto stosowana w bardziej dojrzaÅych niż polski systemach partyjnych.
Od innych ugrupowaÅ odróżnia postkomunistów, ważne dla możliwoÅci dziaÅania na scenie politycznej, posiadanie silnej bazy finansowej, którÄ wnieÅli w wymarzonych dla takich operacji latach 1988-1990 i w okresie wspólnych rzÄ dów z PSL. Ãw wyróżnik finansowy (choÄ jego genezy nie można odrywaÄ od kontekstu politycznego i etycznego) nadaje Sojuszowi także znamiÄ partii “normalnej”, może bardziej “normalnej” niż inne.
NiewÄ tpliwie niedocenianÄ przeważnie przyczynÄ dzisiejszej silnej pozycji Sojuszu byÅ – doÅÄ nieoczekiwanie – polityczny i spoÅeczny kontekst, w którym uwikÅani byli postkomuniÅci po przemianie 1989 roku. MyÅlÄ tu o znaczeniu czynnika subiektywnego i psychologicznego dla spoistoÅci SLD. Postkomunistów charakteryzowaÅ wówczas syndrom oblÄżonej twierdzy, poczucie odrzucenia i wykluczenia spoÅecznego. W obliczu realnej – wydawaÅo siÄ – możliwoÅci zmarginalizowania, wzajemna lojalnoÅÄ staÅa siÄ rÄkojmiÄ spoistoÅci, podobnie jak aprobowanym zachowaniem, niemal cnotÄ , nieprzejrzystoÅÄ podejmowanych przez nich interesów. Powiada siÄ, że owe wiÄzi dziedziczone po epoce PRL i wzmocnione przez ów syndrom majÄ charakter na poÅy mafijny i korupcyjny. JeÅli nawet zgodziÄ siÄ z tÄ opiniÄ , to w niewielkim stopniu dotyczy ona szeregowych czÅonków SLD, a już w ogóle ma siÄ nijak w odniesieniu do obecnego elektoratu Sojuszu.
Szybki powrót postkomunistów na scenÄ politycznÄ jako aktywnych jej uczestników byÅ dla nich samych zaskoczeniem, nawet o tym nie marzyli w Sejmie kontraktowym i czÄÅciowo I kadencji, przygotowani na dÅugoletniÄ kwarantannÄ, której w istocie nie odbyli. W ciÄ gu lat nastÄpnych, zwÅaszcza gdy wspóÅrzÄ dzili, przeszli metamorfozÄ: z zakompleksionych, wydawaÅo siÄ – doÅÄ niepewnych siebie, do wcale czÄsto demonstracyjnie triumfujÄ cych i zadufanych. Bo sÄ też teraz wyraziÅcie, niekiedy dojmujÄ co, widoczni na wszystkich szczeblach wÅadzy – ustawodawczej, wykonawczej i sÄ downiczej, w administracji centralnej i samorzÄ dowej, w mediach publicznych i prywatnych oraz – co zasadnicze – w gospodarce. Sojusz panuje nad swoimi zwiÄ zkami zawodowymi (OPZZ), powoÅaÅ do życia organizacjÄ mÅodzieżowÄ , ma niemaÅe wpÅywy na wsi; jeÅli – na co siÄ zanosi – w praktyce uzależni od siebie UniÄ Pracy, to ostatecznie zawÅaszczy pojÄcie lewicy, tak przydatne z medialnego i propagandowego punktu widzenia.
Ocena postkomunistów byÅaby uÅomna, gdyby nie wspomnieÄ o ich rzÄ dach w latach 1993-1997. Wprawdzie w wyniku dobrej koniunktury gospodarczej i postÄpu transformacji systemowej realizowanej przez gabinety obozu posierpniowego, ale także dziÄki wÅasnej wstrzemiÄźliwoÅci, nie popsuli wówczas tego, co zastali, niemniej nie podjÄli, choÄ mogli, niezbÄdnych reform. Lecz byÅo to nie tylko wynikiem wygodnego asekuranctwa, ale – co siÄ rzadko wymienia – także skutkiem przyjÄcia innej wizji paÅstwa – interwencjonistyczno-etatystycznej, o peerelowskich jeszcze korzeniach. ZresztÄ i dzisiejszy SLD do niej nawiÄ zuje, krytykujÄ c z jej perspektywy bezlitoÅnie poczynania koalicji i szczÄÅliwie dla siebie przeczekujÄ c trudny spoÅecznie i gospodarczo okres. Sojusz ponownie udowadnia, że jest partiÄ caÅkiem “normalnÄ ” i racjonalnÄ , kalkulujÄ c, co mu siÄ najbardziej opÅaca z punktu widzenia poparcia spoÅecznego.
SLD jest partiÄ wÅadzy, której “ideologiÄ jest brak ideologii” i dla której chÄÄ utrzymania wÅadzy, pozostania przy niej, korzystania z jej owoców – dominuje nad wyborami o charakterze ponadpartykularnym. Ale i w tym sensie jest SLD – paradoksalnie – partiÄ zwykÅÄ , “normalnÄ ”. Kwestie ideologiczne i programowe nie sÄ najważniejsze w praktyce codziennej. Bywa tak, że poważne partie majÄ poczucie misji do speÅnienia, co im pozwala podejmowaÄ decyzje niepopularne nawet na przekór partyjnemu interesowi, choÄ wÅaÅnie w zgodzie z szeroko pojmowanÄ korzyÅciÄ dla kraju. Jak dotÄ d, postkomuniÅci sÄ bardziej “normalni” w tym wÄższym sensie.
Tak jednoznacznie nie daÅoby siÄ tego samego powiedzieÄ o AWS i UW, ugrupowaniach trochÄ jakby z innej bajki. DeklarujÄ one bowiem ustami swych reprezentatywnych liderów, i w dużym stopniu tak postÄpujÄ , podejÅcie odmienne od praktycyzmu i utylitaryzmu SLD. Można by je nazwaÄ swego rodzaju pozytywistycznym romantyzmem, jakkolwiek wewnÄtrznie sprzeczny jest ów zwiÄ zek pojÄciowy. PozostawiajÄ c na boku moralno-ideowe konsekwencje tego podejÅcia, trzeba by uznaÄ, iż jego skutki polityczne i spoÅeczne mogÄ w krótkiej perspektywie czasowej prowadziÄ do poważnego osÅabienia autentycznej formacji przemian, wrÄcz do dezintegracji AWS i, kto wie, czy nie zmarginalizowania UW, co w sumie byÅoby zÅÄ wróżbÄ dla kraju i dalszych reform.
W efekcie jednak to SLD jest przykÅadem powagi, roztropnoÅci, dbaÅoÅci o interes ogólny i maluczkich, jest “normalny” w odbiorze publicznym, natomiast jakby mniej “normalnie” wypadajÄ w nim partie obozu posierpniowego; w wiÄkszoÅci widziane jako zideologizowane, pasjonujÄ ce siÄ nie tym, co ważne dla obywateli, lecz dekomunizacjÄ , lustracjÄ , aborcjÄ , pornografiÄ , wartoÅciami chrzeÅcijaÅskimi w mediach czy odwrotnie, zapatrzone wyÅÄ cznie w gospodarkÄ – walkÄ z inflacjÄ , deficytem budżetowym, gnÄbiÄ ce oszczÄdnoÅciami wydatki centralne i samorzÄ dowe na cele wrażliwe spoÅecznie. A jednoczeÅnie, zdaniem ankietowanych, ukÅadowi rzÄ dzÄ cemu towarzyszÄ frazes i obÅuda, dzielenie posad i bezwzglÄdna wzajemna wymiana ciosów. Jest to odbiór, jak już wspomniaÅem, wypaczony i niesprawiedliwy.
Postawa SLD wspóÅgra i wspóÅksztaÅtuje poniekÄ d te nastroje spoÅeczne. Szok cywilizacyjny, bÄdÄ cy zarazem skutkiem, jak i fragmentem transformacji, otwarcie na Zachód, zmiany zasadnicze w materialnym poÅożeniu zdecydowanej wiÄkszoÅci spoÅeczeÅstwa, odczuwane przez nie nierzadko jako opresyjne, rosnÄ ca konkurencja na rynku pracy, rozpiÄtoÅci dochodów traktowane jako krzywdzÄ ce, różnice w dostÄpie do oÅwiaty i wiedzy – wszystkie te i inne zjawiska stanowiÄ w odbiorze zbiorowym tak doniosÅÄ cezurÄ, że ludzie próbujÄ c za wszelkÄ cenÄ zÅapaÄ równowagÄ w nowym, dynamicznie przeksztaÅcajÄ cym siÄ otoczeniu, nie majÄ siÅy ani ochoty spojrzeÄ krytycznie wstecz i dokonaÄ indywidualnego czy zbiorowego rachunku sumienia. Jest raczej przeciwnie – jesteÅmy Åwiadkami idealizowania przeszÅoÅci w pokoleniu czynnym w okresie PRL. I Sojusz wychodzi naprzeciw tym nastrojom, gÅoszÄ c wszem i wobec, że wprawdzie dziaÅy siÄ po 1944 roku rzeczy zÅe, ale zdecydowana wiÄkszoÅÄ tego, co my, Polacy, także ci aktywni w PZPR, wtedy robiliÅmy, byÅo dobre. Nie zmarnowaliÅmy życia.
PamiÄÄ zbiorowa bywa wybiórcza i krótka. Coraz mniej pamiÄta siÄ – czy ÅciÅlej: chce pamiÄtaÄ – że sprawcÄ cywilizacyjnego odstawania i gospodarczego regresu i w efekcie wielkich obecnych trudnoÅci byÅa PRL, socjalizm realny, partia, której postkomuniÅci sÄ bezpoÅrednimi spadkobiercami (również materialnie) i którzy caÅkiem niedawno potrafili dziÄki wczeÅniejszym nomenklaturowym powiÄ zaniom stworzyÄ sobie korzystne warunki dziaÅania i możliwoÅci rozszerzania wpÅywów.
Lecz jest także inna jeszcze strona spoÅecznego odbioru przeszÅoÅci. Otóż liczni odrzucajÄ pomysÅ dekomunizacji i lustracji, nie chcÄ rozliczenia PRL, nie domagajÄ siÄ od Sojuszu dokonania oceny i rozrachunku PZPR, bo nie chcÄ osÄ du swojej mÅodoÅci czy wieku dojrzaÅego – tak samo, jak tego nie chce mÅode pokolenie, majÄ c do tej przeszÅoÅci stosunek obojÄtny. W efekcie spora czÄÅÄ spoÅeczeÅstwa – intuicyjnie wiÄ Å¼Ä c ze sobÄ oba te zjawiska – nie chce też wÅaÅciwie transformacji, zerwania z wygodnymi przyzwyczajeniami i nawykami wyniesionymi z poprzedniego systemu.
Tym bardziej te stwierdzenia dotyczÄ SLD, którego I Zjazd unaoczniÅ, jak silny jest opór przed jakimikolwiek zasadniczymi rozliczeniami. DziaÅacze, czÅonkowie i tzw. twarde jÄ dro elektoratu Sojuszu odczuwajÄ nostalgiÄ za przeszÅoÅciÄ , w III Rzeczypospolitej widzÄ c kontynuacjÄ. PRL, bÄdÄ cej dla nich źródÅem dumy. W tej i innych niewygodnych sprawach, postkomuniÅci przejawiajÄ , jak to lapidarnie ujÄÅa Ewa Milewicz, “pamiÄÄ niemowlÄcia”, nie bÄdÄ cÄ niczym innym, niż refleksem dysonansu poznawczego. Liderzy tacy, jak Aleksander KwaÅniewski, WÅodzimierz Cimoszewicz, Zbigniew SiemiÄ tkowski, Marek Borowski czy do pewnego stopnia nawet Leszek Miller, którzy z różnych dla siebie powodów chcieliby jakiejÅ formy usuniÄcia szkieletu z szafy (jak radzi Barbara Labuda), sÄ w SLD w zdecydowanej mniejszoÅci. Dla wielu aktywistów i sporej czÄÅci elektoratu oznaczaÅoby to przekreÅlenie wÅasnych życiorysów, wrÄcz utratÄ tożsamoÅci. Wcale zatem nie dziwi, że postkomuniÅci nie godzÄ siÄ na to, by SLD byÅo jednak “mniej wolno”. WkÅadajÄ oni wiele wysiÅku w uformowanie pamiÄci zbiorowej wedle wÅasnych wyobrażeÅ, odwoÅujÄ c siÄ w tym celu do metody “podstawienia” (Edmund Wnuk-LipiÅski) – w miejsce zarezerwowane dotychczas dla “czerwonych” jako siÅy sprawczej nieprzejrzystej rzeczywistoÅci wprowadzajÄ z powodzeniem “etosowców” i “styropianowców”.
SiÅa i wpÅywy Sojuszu sÄ faktem spoÅecznym, politycznym, psychologicznym, z którym trzeba siÄ zmierzyÄ. SLD nie da siÄ izolowaÄ spoÅecznie, nie tylko dlatego, że w marcu 2000 roku popieraÅo go okoÅo 40% potencjalnych wyborców, utożsamianego zaÅ z Sojuszem prezydenta KwaÅniewskiego – 63%, lecz dlatego, iż – czy to siÄ bez wzglÄdu na przeszÅoÅÄ SLD podoba, czy nie – przestrzega on norm demokratycznego porzÄ dku. Å»e zostaÅ legitymizowany, przechodzÄ c kolejne sprawdziany wyborcze; że byÅ u wÅadzy i jÄ oddaÅ; że uzyskaÅ miÄdzynarodowÄ akceptacjÄ (np. poprzez przyjÄcie do MiÄdzynarodówki Socjalistycznej); że wÅÄ czyÅ siÄ ostatecznie, potwierdzajÄ c to swoimi dziaÅaniami, do konsensu politycznego w sprawie zachodniej orientacji polityki polskiej – wejÅcia do NATO i Unii Europejskiej. Å»e wreszcie postÄpuje dziÅ w zgodzie z wartoÅciami, stanowiÄ cymi pewne minimum wspólne, co do którego ludzie różnych przekonaÅ, ideologii, ÅwiatopoglÄ dów mogÄ siÄ porozumieÄ, choÄby nawet nie zgadzali siÄ ze sobÄ co do jego treÅci w każdym zakresie. To ważne. I również w tych znaczeniach staÅ siÄ Sojusz caÅkiem “normalnym” uczestnikiem naszego życia publicznego. Podobnie staÅ siÄ nim, wchodzÄ c w mniej czy bardziej taktyczne przejÅciowe i trwalsze ukÅady lub wrÄcz oficjalne alianse z innymi siÅami politycznymi, wÅÄ cznie z UW i AWS – rzadziej w skali ogólnokrajowej, na przykÅad w parlamencie, czÄÅciej w ukÅadzie lokalnym i samorzÄ dowym czy “branżowym”, w mediach publicznych, w radach nadzorczych i zarzÄ dach spóÅek Skarbu PaÅstwa i przedsiÄbiorstw prywatnych.
KonkludujÄ c: przywoÅywanie SLD do tablicy, spoglÄ danie mu na rÄce, domaganie siÄ rozliczenia z przeszÅoÅciÄ , choÄ przecież zasadne, wydawaÄ może siÄ dziÅ trudem syzyfowym, dziaÅaniem nieproduktywnym, wrÄcz jaÅowym. Niemniej, jestem przekonany, że powinien byÄ on podejmowany – nie z myÅlÄ o doraźnych partyjnych korzyÅciach, które w swych skutkach okazujÄ siÄ iluzoryczne, lecz w imiÄ prawdy, jakkolwiek by to byÅo niedzisiejsze – po to, aby totalitarnej ideologii i systemu wÅadzy w Polsce komunistycznej, jego zbrodni, niegodziwoÅci caÅej formacji poprzedników postkomunistów nie pokryÅo zapomnienie.
————————————————————–
MiÅowit KuniÅski
Filozof, Uniwersytet JagielloÅski, OÅrodek MyÅli Politycznej
Sojusz Lewicy Demokratycznej posiada wiele cech normalnej partii politycznej. Ma sprawne przywództwo polityczne i wewnÄtrznÄ dyscyplinÄ. TÄ ostatniÄ widaÄ zarówno w gÅosowaniach w Sejmie, jak i w publicznych wystÄ pieniach różnych przedstawicieli SLD, którzy potrafiÄ ukazaÄ swÄ organizacjÄ jako wewnÄtrznie skonsolidowanÄ , a jednoczeÅnie dopuszczajÄ cÄ pewien zakres wewnÄtrznego zróżnicowania, nie tylko gdy idzie o odmienne interesy grupowe, jakie reprezentowane sÄ wewnÄ trz SLD, ale także w zakresie samych celów i metod politycznego dziaÅania. W ten sposób SLD ukazuje swe pluralistyczne oblicze, zgodnie z wymogami demokracji i szlachetnych ideaÅów humanizmu i tolerancji. SLD peÅni z powodzeniem funkcjÄ partii opozycyjnej, która krytykujÄ c rzÄ dzÄ cÄ koalicjÄ, przedstawia swe wÅasne propozycje rozwiÄ zaÅ problemów, czy to na poziomie instytucjonalnym, prawodawczym, czy też praktycznych dziaÅaÅ, jakie rzÄ d powinien podjÄ Ä.
SLD, jak każda partia, dÄ Å¼y do przejÄcia wÅadzy, by kierowaÄ nawÄ paÅstwowÄ w sposób bardziej kompetentny niż czyni to aktualny rzÄ d i chwiejna wiÄkszoÅÄ parlamentarna. SLD konsekwentnie buduje swój obraz jako partii propaÅstwowej, wolnej od ideologii, sprzyjajÄ cej prezydentowi, lecz – gdy wymagajÄ tego okolicznoÅci – zdolnej do zachowania odrÄbnego stanowiska. Partia ta daje do zrozumienia, że jest zdolna do twórczej kohabitacji z prezydentem, ale dbaÄ bÄdzie o zachowanie konstytucyjnego porzÄ dku i rozdziaÅu kompetencji dwóch instytucji wÅadzy wykonawczej.
NormalnoÅÄ SLD wykracza poza problemy polityki wewnÄtrznej. SLD posiada rozlegÅe kontakty polityczne z partiami socjaldemokratycznymi i socjalistycznymi w Europie i poza niÄ , jest czÅonkiem miÄdzynarodowych organizacji, skupiajÄ cych partie o centrolewicowym charakterze. MiÄdzynarodowe uznanie, a nawet wsparcie, jawnie lub dyskretnie udzielane SLD, podkreÅla jego normalny charakter, to znaczy speÅnianie kryteriów organizacyjnych, ideowych i politycznych, a wiÄc dostosowanie do tzw. standardów europejskich. W ten sposób SLD staje siÄ naturalnym partnerem partii i Årodowisk politycznych, które dominujÄ w Unii Europejskiej, i tym samym poÅrednio daje gwarancje, iż rzÄ d sformowany przez SLD sprawnie pokieruje PolskÄ w okresie przygotowawczym do wejÅcia do Unii i zadba o wÅaÅciwÄ politykÄ paÅstwa polskiego jako peÅnoprawnego jej czÅonka.
KrytykujÄ c politykÄ wschodniÄ obecnego rzÄ du, eseldowska opozycja wskazuje jednoznacznie, iż lepiej pojmuje specyfikÄ polityki rosyjskiej i mentalnoÅÄ przywódców Rosji, jest bowiem wolna od antyrosyjskich uprzedzeÅ, które cechujÄ koalicjÄ rzÄ dzÄ cÄ . Koalicja ta – daje poÅrednio do zrozumienia SLD – jest peÅna takich uprzedzeÅ, ponieważ ma rodowód antyradziecki i antykomunistyczny i swe opozycyjne nastawienie do komunizmu i ZSRR przenosi (bywa, że bezwiednie) na wspóÅczesne paÅstwo rosyjskie. SLD sugeruje przywódcom Rosji i najbardziej znaczÄ cym paÅstwom Unii Europejskiej, iż zdolny jest prowadziÄ politykÄ wschodniÄ zgodnÄ z zasadniczo prorosyjskim nastawieniem Unii i jej najpotÄżniejszych paÅstw oraz odpowiadajÄ cÄ oczekiwaniom Rosji – wielkiego kraju, dla którego nie Polska, lecz Unia Europejska czy też Niemcy, Francja lub Anglia, wzglÄdnie NATO i Stany Zjednoczone sÄ rzeczywistymi partnerami. WyznaczajÄ c skromniejszÄ pozycjÄ Polski w relacjach Zachód-Rosja, SLD ma nadziejÄ uzyskaÄ zaufanie Zachodu i peÅniÄ w przyszÅoÅci bardziej znaczÄ cÄ funkcjÄ wynikajÄ cÄ z poÅożenia geopolitycznego i znajomoÅci uwarunkowaÅ kulturowych Rosji oraz krajów blisko niej poÅożonych.
Obraz SLD tak naszkicowany jest konsekwentnie propagowany przez przywódców tej partii i czÄÅÄ mediów, które majÄ z niÄ różnorakie powiÄ zania. Warunkiem skutecznego utrwalenia wizji SLD jako partii zdolnej do sprawowania wÅadzy w interesie paÅstwa polskiego jest selektywny i generalnie niechÄtny stosunek do przeszÅoÅci. Niezależnie od tego, ewolucja systemu komunistycznego w Polsce w kierunku kontrolowanej liberalizacji, którÄ – nawiÄ zujÄ c do Maxa Webera – można by okreÅliÄ mianem rutynizacji totalitaryzmu, sprawiÅa, iż różnica miÄdzy stopniem represyjnoÅci reżimu w Polsce i w innych krajach komunistycznych byÅa znaczÄ ca, a siÅa opozycji wspartej pozycjÄ KoÅcioÅa – nieporównywalna. OdmiennoÅÄ polskiej sytuacji wewnÄtrznej skÅaniaÅa nawet niektórych, skÄ dinÄ d bardzo wnikliwych analityków myÅli politycznej i zarazem obserwatorów życia politycznego (BronisÅawa Åagowskiego i Andrzeja Walickiego), do formuÅowania takiej charakterystyki ustroju PRL i funkcji peÅnionej przez PZPR, która pod istotnymi wzglÄdami zbiegaÅa siÄ z nastawieniem i pojmowaniem swej historycznej roli przez przywódców tej partii, jak i wywodzÄ cej siÄ z niej SdRP, a nastÄpnie SLD.
Teza o stopniowej liberalizacji reżimu politycznego PRL nie byÅa podważana, mimo iż w latach osiemdziesiÄ tych rzeczywista natura ustroju totalitarnego dawaÅa znaÄ o sobie w postaci selektywnych represji, sÅuÅ¼Ä cych zastraszaniu KoÅcioÅa i poÅrednio znacznych odÅamów spoÅeczeÅstwa. Zwolennicy tej tezy skÅonni byliby jÄ odrzuciÄ zapewne dopiero w obliczu masowych represji. W rezultacie SLD byÅa w stanie oprzeÄ swÄ tożsamoÅÄ politycznÄ na micie Åwiadomej i konsekwentnej polityki liberalizacji, która mimo potkniÄÄ i zahamowaÅ miaÅa byÄ prowadzona co najmniej od 1956 roku. Mitologizacja przeszÅoÅci obejmuje także podkreÅlanie pozytywnych aspektów polityki spoÅecznej i gospodarczej PRL, z pominiÄciem szkód, wynikajÄ cych zarówno z natury systemu gospodarczego, jak i arbitralnej polityki PZPR. Ten mit jest przedstawiany grupom spoÅecznym, które znajdujÄ siÄ w trudnym poÅożeniu ekonomicznym. JednoczeÅnie na użytek grup zaangażowanych w rozwój gospodarki rynkowej prezentowane jest oblicze nowoczesnej socjaldemokracji, która – nie rezygnujÄ c z ideaÅów redystrybucji – zabiega o rozwój gospodarczy, bez którego ideaÅy te nie mogÄ byÄ urzeczywistniane. W dziedzinie stosunków z zagranicÄ dawna wasalna zależnoÅÄ od Moskwy przedstawiana jest jako okres zdobywania cnoty roztropnoÅci, która sÅuży interesom Polski. Ostatnie próby przeksztaÅcenia ideowego rodowodu SLD przez odwoÅanie siÄ do polskiej tradycji socjalistycznej i jej czoÅowych postaci pokazujÄ , iż “wybór przyszÅoÅci” wymaga zasadniczej zmiany wizji przeszÅoÅci, a jej mitologizacja, a wÅaÅciwie zafaÅszowanie, to jedyny Årodek, który sÅuży osiÄ gniÄciu tego celu.
Trzeba także wskazaÄ na bardzo istotny aspekt dziaÅalnoÅci SLD, który speÅnia szczególne dodatkowe funkcje. SLD gÅoszÄ c hasÅa sprawiedliwoÅci spoÅecznej, polityki prorodzinnej, wspierania różnych grup zawodowych, posÅuguje siÄ retorykÄ moralnÄ , która idzie w parze z moralnym nihilizmem, z negacjÄ systemów wartoÅci oraz kryteriów dobra i zÅa. Ten rodzaj oddziaÅywania nie jest szczególnie eksponowany, nie stanowi elementu oficjalnego programu politycznego, lecz skutecznie sÅuży przyciÄ ganiu różnych krÄgów, które cechuje lenistwo intelektualne i sÅaboÅÄ moralna. PowiÄ zania SLD z pismami “Nie” i “ZÅy”, wsparcie przez reprezentantów SLD propagowania treÅci i wartoÅci takich, jak zawarte w wywiadzie z mordercÄ ks. Jerzego PopieÅuszki Grzegorzem Piotrowskim, wyraźnie wskazujÄ na Åwiadome szukanie poparcia politycznego za pomocÄ gry na najniższych instynktach i popieranie faÅszu (teza Piotrowskiego, iż ks. PopieÅuszko zabiÅ siÄ sam.), który sÅuży ugruntowaniu zmistyfikowanej tożsamoÅci SLD.
Czy SLD jest zatem normalnÄ partiÄ politycznÄ ? Tak, bo z punktu widzenia kryteriów stosowanych w Europie, nie odbiega pod zasadniczymi wzglÄdami od partii komunistycznych i socjalistycznych, zadomowionych od dawna w politycznej rzeczywistoÅci Zachodu. Sprzyja temu także rozpowszechniona dysproporcja ocen moralnych w stosunku do partii lewicowych i prawicowych.
Jak taka charakterystyka SLD ma siÄ do kwestii pojednania w Polsce? Problem pojednania w polityce jest caÅkowicie pozorny. SLD ze wzglÄdu na sposób, w jaki jest postrzegany i jak kreuje swój obraz w oczach różnych odÅamów spoÅeczeÅstwa, nie musi dÄ Å¼yÄ do pojednania z kimkolwiek, ponieważ uzyskaÅ poparcie znaczÄ cych grup spoÅecznych. Skoro nie ma liczÄ cej siÄ politycznie strony, która mogÅaby siÄ jednaÄ z SLD, nie ma sensu mówiÄ o pojednaniu.
SLD ma wiele twarzy, ale na żadnej z nich nie widaÄ skruchy, bo sÄ to twarze, które majÄ siÄ powszechnie podobaÄ. Ewolucja mentalnoÅci spoÅecznej, jaka dokonaÅa siÄ w ciÄ gu ostatnich dziesiÄciu lat, wspóÅgra z owym programowym nastawieniem na przyszÅoÅÄ. Ważne jest to, co dzieje siÄ teraz, a czego skutki niebawem dadzÄ znaÄ o sobie. JeÅli SLD daje gwarancjÄ stabilizacji bardziej wyrównanego udziaÅu w dobrobycie, jeÅli zespóŠwartoÅci, jaki reprezentuje, pozwala utożsamiÄ siÄ z jego czÄÅciÄ dowolnym grupom czy zbiorowoÅciom, przeszÅoÅÄ przestaje mieÄ jakiekolwiek znaczenie, a pojednanie osiÄ ga siÄ przez zapomnienie i zaspokojenie praktycznych oczekiwaÅ.
Pojednanie polityczne mogÅoby mieÄ sens tylko wówczas, gdyby istniaÅy wyraziste przeciwstawne postawy i programy polityczne, tak dalece konfliktowe, iż groÅ¼Ä ce zimnÄ wojnÄ domowÄ i rozpadem wspólnoty politycznej. Nic takiego w Polsce nie wystÄpuje. Dzieje siÄ tak dlatego, że szeroko rozumiana klasa polityczna (wÅÄ czajÄ c w to obserwatorów życia politycznego) nie zdoÅaÅa przeprowadziÄ rzetelnej dyskusji nad komunizmem w Polsce, jej czÄÅÄ zaÅ w imiÄ obrony Polski przed nacjonalizmem i rzekomo możliwÄ wojnÄ domowÄ zatarÅa granice miÄdzy dobrem a zÅem, miÄdzy sprawiedliwoÅciÄ a niesprawiedliwoÅciÄ , przyczyniajÄ c siÄ do tego, iż winni poczuli siÄ rozgrzeszeni, a ofiary zostaÅy zrównane z katami.
Polska stoi przed koniecznoÅciÄ dokonania moralnej oceny okresu komunizmu, okreÅlenia win i wymierzenia sprawiedliwoÅci. Dopiero wówczas można bÄdzie mówiÄ o moralnym pojednaniu, które jest ważniejsze niż pojednanie polityczne. Pojednanie moralne wymaga wyznania win, skruchy, gotowoÅci do poniesienia kary i proÅby o wybaczenie. Pojednanie polityczne bez pojednania moralnego to farsa.
————————————————————–
Maciej ÅÄtowski
Dyrektor programu V (dla zagranicy) Polskiego Radia, publicysta “Tygodnika SolidarnoÅÄ”
Na SLD, jak na każdÄ partiÄ politycznÄ , można patrzeÄ w porzÄ dku formalnym i ideowo-etycznym. W pierwszym nie ma najmniejszego problemu z odpowiedziÄ na zadane pytanie, w drugim – otwiera siÄ pole do interesujÄ cej debaty.
Zwolennik liberalnej demokracji definiuje trzy warunki uczestnictwa w życiu parlamentarnym. Po pierwsze, partia musi mieÄ demokratyczne procedury wyÅaniania przywództwa. Po drugie, musi akceptowaÄ kanon politycznej konkurencji: wybory powszechne, rzÄ dy wiÄkszoÅci oraz podmiotowoÅÄ opozycji. Po trzecie wreszcie, partia musi akceptowaÄ Åad konstytucyjny i prawny. Owszem, może próbowaÄ go zmieniÄ, ale za pomocÄ przewidzianych w tym Åadzie reguÅ. CzytajÄ c statut SLD i przyglÄ dajÄ c siÄ jego dziesiÄcioletniej praktyce, zwolennik demokracji liberalnej odpowie bez wahania: SLD jest zwyczajnÄ partiÄ , niczym siÄ nie różni od innych partii, krajowych i europejskich.
W porzÄ dku ideowo-etycznym rodzÄ siÄ natomiast pytania o korzenie danej partii, treÅÄ jej programu oraz ludzi, którzy jÄ tworzÄ . Odpowiedzi na te pytania pozwalajÄ lepiej poznaÄ fenomen SLD, który jest fascynujÄ cym zjawiskiem dla historyka i socjologa polityki.
Historyk poruszony jest rzadko spotykanÄ ciÄ gÅoÅciÄ analizowanego zjawiska. Da siÄ bowiem wywieÅÄ ciÄ gÅoÅÄ ideowo-personalna: SDKPiL, KPP, PPR, PZPR, SdRP i SLD. SpoÅród blisko 1600 delegatów na ostatni, XI Zjazd PZPR, tylko setka nie zapisaÅa siÄ do nowej partii – na dodatek byli to ludzie reprezentujÄ cy najbardziej antykomunistyczny nurt w PZPR. DziesiÄÄ lat później, w chwili tworzenia SLD, wÅród jego wojewódzkich liderów tylko jeden nie byÅ PRL-owskim aparatczykiem, a szef mazowieckiego Sojuszu zapisaÅ siÄ do PZPR jeszcze w pamiÄtnym roku 1968.
SumujÄ c przebieg zjazdu zaÅożycielskiego SLD, Eliza Olczyk pisaÅa w “Rzeczpospolitej”: SdRP byÅa jedynÄ partiÄ , która otwarcie broniÅa okresu PRL. To samo czyni SLD. Politycy SdRP wystÄpowali przeciwko dekomunizacji. Tak samo czyniÄ politycy Sojuszu. SdRP broniÅa byÅych czÅonków PZPR przed odpowiedzialnoÅciÄ za przynależnoÅÄ do tej formacji, co również czyni SLD. DziaÅacze SdRP nerwowo reagowali na sugestie, że powinni rozliczyÄ siÄ z przeszÅoÅciÄ i tak samo nerwowo reagujÄ na to dziaÅacze SLD. O SLD rzeczywiÅcie trudno powiedzieÄ, że jest kontynuatorkÄ SdRP. Sojusz jest po prostu jej innym, nowym obliczem.
Socjolog polityki bÄdzie natomiast poruszony rzadko spotykanÄ elastycznoÅciÄ tej formacji politycznej, która potrafiÅa znaleÅºÄ dla siebie miejsce zarówno w komunistycznej dyktaturze, jak i w demokracji liberalnej, która potrafiÅa zaspokoiÄ zarówno Å¼Ä dania “góry”, czyli sowieckich mocodawców, jak i wyrażaÄ dÄ Å¼enia “doÅów”, czyli wyborców.
O SLD wypowiadajÄ siÄ jej liderzy, opinia publiczna i obserwatorzy. Te trzy punkty widzenia prowadzÄ do trzech różnych konkluzji. Każdy widzi w SLD to, co chce widzieÄ. Nie udaÅo siÄ osiÄ gnÄ Ä konsensu nawet w tak elementarnej sprawie, jak definicja partii. Dla jednych jest to nadal partia postkomunistyczna, dla innych już socjaldemokracja. A przecież te dwa pojÄcia dzieli przepaÅÄ.
Na progu III Rzeczypospolitej liderzy SLD z pokorÄ przyjmowali status formacji postkomunistycznej. Status ten wymuszaÅ na nich samoograniczenie celów, jÄzyka, a także praktyki politycznej. W 1990 roku Leszek Miller przekonywaÅ czytelników “Trybuny”, że nie uda siÄ im przekreÅliÄ przeszÅoÅci jakimÅ spektakularnym gestem pokuty. NazwaÅ to “zÅudzeniem niepokalanego poczÄcia”. Naiwna jest wiara – mówiÅ – że po odprawieniu w jednÄ noc egzorcyzmów i wypÄdzeniu duchów PZPR bÄdziemy postrzegani przez spoÅeczeÅstwo tak, jakbyÅmy tego oczekiwali. (.) Jeszcze wiele czasu upÅynie, zanim SdRP uksztaÅtuje siÄ jako peÅnokrwista partia polityczna.
UpÅynÄÅo dziesiÄÄ lat i Sojusz w dokumencie programowym “Nasze tradycje i wartoÅci” deklarowaÅ już coÅ caÅkiem innego: Bliskie sÄ nam tradycje polskich socjalistów. W nasze postrzeganie polskich spraw wpisane jest myÅlenie i dziaÅanie tych dziaÅaczy opozycji demokratycznej, którzy podjÄli walkÄ o godnoÅÄ robotników, honor i dobre imiÄ polskiej lewicy. KropkÄ nad “i” postawiÅ wiceprzewodniczÄ cy SLD Andrzej CeliÅski, przywoÅujÄ c na ideowych patronów Sojuszu Kuronia, Modzelewskiego, Pajdaka, SteinsbergowÄ , LipiÅskiego i Strzeleckiego.
W oczach liderów SLD w ciÄ gu dekady Sojusz dokonaÅ peÅnej ewolucji od partii postkomunistycznej do socjaldemokracji. Ta samoocena jest jednak kontestowana i to zarówno przez bliskich przyjacióŠSojuszu, jak i jego politycznych przeciwników.
W gÅoÅnym liÅcie do zjazdu SLD prezydent KwaÅniewski przypominaÅ, że pod sztandarami lewicy popeÅnione zostaÅy zbrodnie. PrzekonywaÅ, że potrzebne sÄ nie tylko sÅowa przeproszenia. Bez powodzenia. Także Årodowisko Unii WolnoÅci i “Gazety Wyborczej” byÅo poruszone próbÄ przechwycenia ich tradycji. ChcielibyÅcie mieÄ majÄ tek po PZPR, a tradycjÄ po PPS i KOR – zwróciÅ siÄ z wyrzutem do Krzysztofa Janika dziennikarz tej gazety. Na co sekretarz generalny SLD odpowiedziaÅ kategorycznie: PaÅstwo odmawiajÄ nam prawa do zmiany postawy. Tak, powoÅujemy siÄ na ludzi, którzy dziaÅali przeciwko PZPR. Ale czy nasza dziaÅalnoÅÄ nie jest zaprzeczeniem tego wszystkiego, czym byÅa PZPR? Å»adna tradycja nie jest chroniona w urzÄdzie patentowym.
Bardziej radykalna jest krytyka SLD dokonywana przez ugrupowania prawicowe i antykomunistyczne. KwestionujÄ one wiarygodnoÅÄ ewolucji Sojuszu. UczyniÅ to swego czasu lider KPN Leszek Moczulski, rozwijajÄ c skrót PZPR w bolesny dla lewicy sposób. CzyniÄ to obecnie liderzy AWS. Dla prawicy SLD jest “przefarbowanÄ ” PZPR. KomuniÅci z SLD – pisaÅ Antoni Macierewicz – widzÄ w Unii Europejskiej szansÄ na zrealizowanie tych celów programowych, których nie udaÅo siÄ im w peÅni osiÄ gnÄ Ä w imperium sowieckim. Likwidacja narodu, religii i rodziny monogamicznej, socjalizacja gospodarki pozostajÄ cej we wÅadzy maÅej elity, propaganda cywilizacji Åmierci i paÅstwa Åwiatowego to sÄ cele, których dziÅ już siÄ nie ukrywa.
Gdyby spór o ideowÄ tożsamoÅÄ SLD oddaÄ w rÄce opinii publicznej, zwyciÄsko z niego wyszliby liderzy Sojuszu. W gronie przegranych znaleźliby siÄ natomiast KwaÅniewski, Moczulski i Macierewicz.
43 procent Polaków (wedÅug sondażu CBOS) uważa bowiem, że SLD jest takÄ samÄ partiÄ socjaldemokratycznÄ , jak inne partie w Europie Zachodniej. Jedynie 31 procent ankietowanych twierdzi, że SLD jest partiÄ postkomunistycznÄ , spadkobierczyniÄ PZPR. 37 procent Polaków uważa, że SLD nie powinien siÄ rozliczyÄ z PRL-owskiej przeszÅoÅci, ponieważ nie ma z czego siÄ rozliczaÄ. Kolejne 11 procent nie widzi takiej potrzeby, gdyż Sojusz już siÄ rozliczyÅ ze swÄ przeszÅoÅciÄ . Tylko 32 procent ankietowanych chciaÅoby widzieÄ polityków SLD przed narodowym konfesjonaÅem.
JeÅli opinia publiczna udzieliÅa SLD rozgrzeszenia, to jak majÄ siÄ do tego odnieÅÄ elity? ObstawaÄ przy pryncypialnej krytyce Sojuszu, wskazywaÄ na niewiarygodnoÅÄ jego przeprosin za zbrodnie PRL, akcentowaÄ powierzchownoÅÄ