Znak. Rok Miłosza

Lato 2024, nr 2

Zamów

Arytmetyka grzechu, czyli dlaczego przykazania kościelne się zmieniają

Kiedy ostatniego wieczoru wakacyjnego spływu w gronie przyjaciół zasiadaliśmy do kolacji, nic nie zapowiadało, że przyjdzie nam przeżyć najbardziej dramatyczne chwile w ciągu dwutygodniowego wiosłowania. Wszystko zaczęło się od niewinnego pytania, skierowanego do mnie, było nie było, dyplomowanego teologa: “No to jak właściwie jest z tymi przykazaniami kościelnymi?” Czyż mogłem się spodziewać, że skrócony wykład i tak oszczędnego w słowach nauczania najnowszego Katechizmu Kościoła Katolickiego o pięciu przykazaniach najpierw spotka się z niedowierzaniem, potem wywoła dyskusję, następnie kłótnię, w końcu nas poróżni? Spływowy Kościół zatrząsł się w posadach. Jak to dobrze, że nie byliśmy już wtedy na wodzie.

Sprawa przykazań kościelnych okazała się zdumiewająco ważna w życiu kilkorga chrześcijan, dotknęła fundamentów ich wiary, rodząc pytania, problemy i wątpliwości. W całej jaskrawości ujrzeliśmy, że w wierze nie ma rzeczy raz na zawsze oczywistych. Wiara wciąż szuka zrozumienia. Tamtego burzliwego wieczoru przyrzekłem sobie solennie, że do tematu przykazań kościelnych jeszcze kiedyś wrócę. Rozważania te dedykuję moim wakacyjnym przyjaciołom i wszystkim, których krótki katechizmowy wykład o pięciu przykazaniach również zaskoczył i poruszył.

Wesprzyj Więź.pl

Katechizmowe zaskoczenie

Któż z nas nie zna na pamięć przykazań kościelnych? Nawet obudzeni w środku nocy potrafilibyśmy bezbłędnie powtórzyć to pięciokrotne “zaklęcie”, którego niczym nie zmącona recytacja w szkole podstawowej na oścież otwierała przed nami bramy do “tajemniczego ogrodu” Pierwszej Komunii Świętej. Przypomnę tu brzmienie przykazań kościelnych nie dlatego, że nie ufam pamięci Czytelnika, ale dlatego że ich zapis zapewne przyda się w dalszych – może nieco zawiłych – partiach tych rozważań:

Pierwsze – Ustanowione przez Kościół dni święte święcić.

Drugie – W niedziele i święta we Mszy św. nabożnie uczestniczyć.

Trzecie – Posty nakazane zachowywać.

Czwarte – Przynajmniej raz w roku spowiadać się i w czasie wielkanocnym Komunię św. przyjmować.

Piąte – W czasach zakazanych zabaw hucznych nie urządzać.

W szkole podstawowej wystarczyło na jednym oddechu wypowiedzieć te pięć zdań, oczywiście jeszcze kilka innych “zaklęć”, i egzamin do Pierwszej Komunii był zdany. Problem jednak w tym, że dzisiaj nawet śpiewająca znajomość tych przykazań nie na wiele mogłaby się zdać, a to dlatego, że klucz, który jeszcze przed kilkoma laty doskonale pasował do zamka “tajemniczego ogrodu”, dzisiaj już by go nie otworzył. Wszystkiemu winny najnowszy Katechizm, który podaje. inną wersję przykazań kościelnych!

Pomijając sprawy mniej istotne, jak kolejność poszczególnych przykazań i zmiany sformułowań, dostrzec można, że w wydanym w 1992 r. Katechizmie nie uwzględniono znanego wszystkim przykazania piątego, zabraniającego hucznych zabaw w czasach zakazanych. A chociaż jedno z przykazań zniknęło, to jednak nie zmieniła się ich liczba. Po prostu dotychczasowe czwarte rozbito – całkiem logicznie – na dwa: jedno dotyczy spowiedzi, drugie – Komunii świętej. Dodam tu, że owego wakacyjnego wieczoru taka Hłaśnie krótka informacja o katechizmowych zmianach na liście przykazań kościelnych ściągnęła na mnie i moich przyjaciół wystarczająco wiele czarnych chmur, aby nie mieć złudzeń – burza była nieunikniona. Tymczasem to była tylko przygrywka: burza na dobre rozszalała się, gdy ujawniłem jeszcze jedną katechizmową tajemnicę.

Otóż, gdybyśmy dzisiaj zdawali egzamin przed Pierwszą Komunią Świętą, bezbłędnie recytując nawet wspomnianą wersję przykazań kościelnych Katechizmu, to i tak musielibyśmy egzamin ten. oblać. Po sześciu latach obowiązywania również nowa wersja przykazań uległa bowiem zmianie! 25 kwietnia 1998 r. w Watykanie ukazała się dwudziestostronicowa broszura pt. “Corrigenda. Poprawki naniesione przez Kongregację Nauki Wiary”. Oczywiście chodzi o poprawki do treści najnowszego Katechizmu. W zasadniczy sposób dotyczą one również przykazań kościelnych. Znowu coś z nich ubyło, ale też coś przybyło! Zniknęło – pomijam inne ważne, a mniej spektakularne zmiany – przykazanie o konieczności święcenia dni świętych ustanowionych przez Kościół, z kolei dodano jedno nowe – jako piąte – o zaradzaniu potrzebom Kościoła.

Oto treść najnowszej wersji przykazań kościelnych:

Pierwsze – W niedziele i w inne nakazane dni świąteczne wierni są zobowiązani uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymywać się od prac służebnych1.

Drugie – Każdy wierny jest zobowiązany przynajmniej raz w roku spowiadać się ze swoich grzechów.

Trzecie – Każdy wierny jest zobowiązany przynajmniej raz w roku na Wielkanoc przyjąć Komunię świętą.

Czwarte – W dni pokuty wyznaczone przez Kościół wierni są zobowiązani powstrzymywać się od spożywania mięsa i zachować post.

Piąte – Wierni są zobowiązani dbać o potrzeby Kościoła (poprawki do nr 2042-2043).

“Jak to? – pytali nie bez przerażenia moi wakacyjni przyjaciele. – Jak to możliwe, żeby zmieniać przykazania, które wyróżniają katolika, decydują o jego tożsamości? Jak można tak z dnia na dzień jedne wyrzucać z obowiązującego kanonu, a inne wprowadzać, i to bez jakiejkolwiek kościelnej debaty czy uroczystego ogłoszenia? Czy to, co wczoraj było grzechem, dziś już nim nie jest?”

Jestem głęboko przekonany, że podobne pytania zrodzą się w głowach i sercach większości “zwykłych” katolików, świeckich i duchownych, gdy staną w obliczu najnowszej korekty przykazań kościelnych. Z pytań tych można wyczytać nie tylko autentyczny niepokój i wątpliwości wiary, ale również prawdę o tym, jak w naszym życiu kościelnym traktuje się te przykazania, jaką rangę – jeżeli nie teologiczną, to przynajmniej psychologiczną – nadaje im się w naszej katechezie i duszpasterstwie.

W praktyce życia Kościoła przykazania te otrzymują – jak sądzę – rangę najwyższą, podobną do rangi dziesięciu przykazań Bożych. Pięć przykazań kościelnych jawi się wielu katolikom jako nie podlegające zmianom fundamenty wiary i życia Kościoła. Tymczasem już przedstawione katechizmowe perypetie z nimi pokazują, że tak nie jest. Nigdy też tak nie było! Historia i w tym przypadku okazuje się dobrą nauczycielką życia (kościelnego).

Historia magistra vitae

Już pobieżne prześledzenie dziejów przykazań kościelnych pokazuje, że nie tylko musiały upłynąć długie wieki, aby znalazły one na dobre miejsce w życiu i nauczaniu Kościoła, nie tylko ustawicznie zmieniała się ich liczba i brzmienie, a w różnych krajach przyjmowano różne ich listy, ale także zmieniała się ich interpretacja, w tym przede wszystkim zakres ich obowiązywania2.

Wczesna historia Kościoła nic nie wie o przykazaniach kościelnych. Dopiero w IV w. zaczyna się kłaść nacisk na obowiązek uczestnictwa we Mszy św. w niedziele i święta, przyjmowania sakramentów i. powstrzymywania się od zawierania małżeństwa w określonych okresach roku kościelnego. W VII w. na terenie Anglii wierni są krytykowani z powodu niezachowywania postów, a wspomina się też o konieczności przyjmowania Komunii św. Nie ma jednak jakichkolwiek świadectw, że już wtedy istniały przykazania kościelne w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Z czasem w Niemczech coraz mocniejszy akcent kładzie się na konieczność łożenia dziesięciny na rzecz Kościoła, na przestrzeganie okresów postu i potrzebę przyjmowania od czasu do czasu Eucharystii. Na przełomie IX i X w. bp Regino z Prüm wylicza listę pięciu “przykazań” jako podstawy do rachunku sumienia wiernych. Z XIII w. pochodzi dzieło zawierające cztery oddzielne traktaty o obowiązkach wierzących co do postów, spowiedzi i Komunii w okresie wielkanocnym, zawierania małżeństw i dziesięciny. Piętnastowieczny katechizm, napisany po niemiecku, wyraźnie mówi już o pięciu przykazaniach kościelnych. W tym samym wieku we Florencji znano jednak aż dziesięć takich przykazań (ostatnie nakazywało nie uczestniczyć we Mszy sprawowanej przez kapłana pozostającego w konkubinacie).

Sobór Trydencki wspomina o przykazaniach kościelnych, ale nie uważa ich za szczególny korpus praw. Natomiast nie znajdziemy ich w “Katechizmie Trydenckim”, chociaż literatura kościelna XVI w. traktuje je już jako coś normalnego, zwyczajnego. Od tego czasu najmniej zmian dotyczy przykazań odnoszących się do Mszy św. i dni świątecznych, zachowywania postów (chociaż znacznym zmianom ulegają ich okresy i rodzaje), dorocznej spowiedzi i Komunii św. w okresie wielkanocnym (długi czas chodziło jednak o spowiedź u swojego duszpasterza i przyjmowanie Eucharystii we własnej parafii). Bardziej lub mniej poważnym zmianom podlegały pozostałe przykazania. Często zakazuje się uroczystych ślubów w określonych – zresztą zmieniających się – okresach roku kościelnego. Dziewiętnastowieczna lista przykazań z terenu Polski jako piąte wylicza: Godów małżeńskich nie sprawować w czasach zakazanych. “Encyklopedia Baltimorska” jako szóste przykazanie podaje zakaz zawierania małżeństwa z niekatolikami czy bez udziału świadków. Katechizm Piusa X w przykazaniu czwartym mówi o konieczności wspierania Kościoła zgodnie z lokalnym zwyczajem.

Widząc sprawę przykazań kościelnych w takim historycznym kontekście, trudno się dziwić, że również dzisiaj Kościół dokonuje pewnych korekt na ich liście. Zresztą lista ta może ulec jeszcze innym zmianom w zależności od sytuacji Kościołów lokalnych. Wspomniana “Corrigenda” pozostawia w tym względzie swobodę poszczególnym episkopatom: Konferencje Episkopatu mogą wprowadzić inne przykazania kościelne na swoim terytorium3.

Program minimum

Dzieje przykazań kościelnych nie pozostawiają złudzeń: nie są one niezmiennymi fundamentami wiary i życia Kościoła. Ich ranga nie odpowiada randze przykazań Bożych.

Przykazanie Boga i przykazanie Kościoła – pisze Karl Rahner, jeden z najwybitniejszych teologów katolickich XX w. – to nie to samo. W tym drugim znajduje wyraz autorytet ludzki, chociaż uprawomocniony przez wolę Boga. Przemawia on w terminach prawa, ustalonych norm obyczajowych, wspólnie przeżywanej egzystencji Kościoła. To wszystko, jakkolwiek zobowiązuje sumienie jednostki, jest w odróżnieniu od przykazania Bożego w zasadzie zmienne i podlega również krytyce oraz propozycjom różnych zmian ze strony wiernych. Przykazanie Boże, wynikające z istoty człowieka albo z najbardziej wewnętrznej istoty ugruntowanego w Chrystusie zbawienia historycznego, Kościół może tylko głosić. (.) Bezpośrednie źródło, możliwość zmiany względnie niezmienność, religijne i egzystencjalne znaczenie owych dwóch rodzajów przykazań – zasadniczo różnią się między sobą. (.) Bez wątpienia wypada, żeby katolicki chrześcijanin – nawet jeżeli nie jest to teolog czy ksiądz – orientował się w istnieniu podobnych rozróżnień w sprawach dotyczących jego życia i żeby umiał stosować owe rozróżnienia w konkretnym życiu4.

Problem w tym, że – jak sądzę – w naszej katechezie i duszpasterstwie raczej głucho o tych rozróżnieniach. Przykazania kościelne funkcjonują w umysłach i sercach wiernych raczej jako swoisty szczyt czy maksimum życia religijnego. Tylko tym jestem w stanie wytłumaczyć “święte zaskoczenie” niejednego katolika na wieść o poprawkach w ich kanonie. Ale tak naprawdę przykazania te nie wskazują na jakiekolwiek maksymalne wymagania wobec religijnego życia katolika. Znaczą coś zupełnie odwrotnego – wyznaczają, można by rzec, najniższy szczebel czy minimum tego życia. W ujęciu najnowszego Katechizmu mają one na celu zagwarantowanie wiernym niezbędnego minimum ducha modlitwy i wysiłku moralnego we wzrastaniu miłości Boga i bliźniego (nr 2041).

Historia przykazań kościelnych wyraźnie pokazuje, że powstawały one i kształtowały się jako odpowiedź na konkretne formy osłabienia ducha gorliwości niektórych – wcale licznych – chrześcijan, jako lek na określone choroby duchowości katolików czy też wynikały z konieczności przeciwdziałania degradacji życia kościelnego z powodu takich a nie innych zaniedbań wiernych. Nakładanie na wierzących obowiązku wypełniania określonego minimum liturgicznego, moralnego i duchowego ma uchronić ich przed duchowym rozkładem, przed całkowitym zerwaniem więzi z Bogiem i wspólnotą wierzących.

Jest – jak sądzę – oczywiste, że w różnych okresach historii i w różnych regionach świata choroby i zaniedbania życia religijnego katolików przyjmowały i przyjmują bardzo różne formy. Trudno się zatem dziwić, że Kościół w historii niejako aplikował i aplikuje różne lekarstwa na te choroby. Innymi słowy – jest rzeczą normalną, a nawet konieczną, by przykazania kościelne ulegały czasami bardzo radykalnym zmianom i korektom.

Co wynika z takiej zmiennej i względnej natury przykazań kościelnych? Choćby to, że duchowość, jaka się za nimi kryje, jest – powiedziałbym – minimalistyczna, dla katolików, którym życie wiarą na co dzień i od święta raczej nie bardzo wychodzi, a nie bardzo też chce im się żyć życiem kościelno-chrześcijańskim. Zdecydowanie nie polecam takiej duchowości – bo też nie jest ona dla nich stworzona – tym, których nie zadowala minimalny kontakt z Bogiem i wspólnotą wiary, którzy na co dzień starają się – pomimo potknięć i upadków – świadomie i dobrowolnie realizować swoje powołania chrześcijańskie. Takim katolikom przykazania kościelne raczej do niczego się nie przydadzą. Tym – pisze ks. Tadeusz Sikorski – którzy w dziedzinie życia moralnego [i, dodajmy, kościelnego – J. M.] powodują się zasadą miłości, przykazania-bariery są praktycznie niepotrzebne. Pojawiają się jako konieczna przestroga i zabezpieczenie wówczas, gdy zamiast miłością zaczyna się żyć w oparciu o pseudoideały, według mierników pychy, egoizmu, własnego tylko widzenia świata i sensu istnienia człowieka5.

Ponura atmosfera grzechu

Dlaczego zatem często w oczach pewnej części wiernych, i to nawet tych, którzy w zasadzie realizują na co dzień swoje powołanie chrześcijańskie, przykazania kościelne nabierają znaczenia większego niż to wynika z ich eklezjalnej rangi? Sądzę, że w jakiejś mierze jest to dziedzictwo starej kazuistyczno-jurydycznej teologii moralnej, która wciąż, siłą rozpędu, oddziałuje na życie Kościoła. Cechą charakterystyczną tej teologii była wręcz obsesyjna tendencja do drobiazgowego, wręcz arytmetycznego, wymierzenia – w odniesieniu do każdego możliwego złego czynu – ciężaru grzechu: co jest grzechem śmiertelnym, a co “tylko” lekkim? Tendencji tej zazwyczaj towarzyszył (bezwzględny) prawniczy rygoryzm, który miał skłonność do nazbyt łatwego szafowania grzechem śmiertelnym, doszukiwania się go niejako wszędzie, nie bacząc np. na wewnętrzną dyspozycję grzeszącego, jego świadomość czy dojrzałość psychologiczno-moralną. Nierzadko prowadziło to do “prawniczego” stosunku wiernych do Boga, do “sądowniczego” traktowania sakramentu spowiedzi i – skoro grzechy ciężkie czaiły się wszędzie i na każdego – nadmiernego, na wszelki wypadek, obciążania się przez wierzących grzechami śmiertelnymi6.

Ta swoista ponura atmosfera grzechu nie ominęła również przykazań kościelnych. Najczęściej ich przekraczanie, nawet minimalne (przykład za chwilę), opatrywano sankcją grzechu śmiertelnego (ciężkiego)7, za który człowiekowi grozi wieczne piekło8. Ks. Alfons Skowronek w taki sposób przedstawia jeden z charakterystycznych rysów dotychczasowego rozumienia grzechu: Pod względem następstw grzechu ciężkiego (utrata łaski uświęcającej, potępienie) wszystkie grzechy ciężkie były w świadomości katolika równie ciężkie, czy chodziło o spożycie w piątek mięsa, czy o zabicie dziecka9. Tak właśnie widziano to jeszcze całkiem niedawno.

Zdaniem moralistów – czytamy w wydanym zaledwie czterdzieści lat temu dziele, klasycznym dla rodzimej teologii moralnej kazuistyczno- -jurydycznej – post [jakościowy] obowiązuje pod grzechem ciężkim, chyba że spożyje ktoś niedużą ilość zakazanych potraw i napojów. Zdaniem Noldina spożycie ponad 60 gramów mięsa jest z całą pewnością grzechem ciężkim (.). [Post ilościowy] Polega na tym, że w danym dniu wolno przyjąć tylko raz do sytości pokarm z mięsem (kan. 1251) Tenże jednak kanon pozwala tam, gdzie jest taki zwyczaj (np. u nas [w Polsce – J. M.]), aby przyjąć jeszcze dwa razy lekki posiłek (.). Jeżeli miejscowy zwyczaj pozwala również przy tych dwóch posiłkach lekkich spożyć także trochę mięsa, jest to dozwolone. (.) Przepis o poście ilościowym obowiązuje pod grzechem ciężkim. Moraliści przyjmują, że na śniadanie wolno zjeść około 70 gramów, a na wieczerzę około 300 gramów stałych pokarmów10. A zatem – za spożycie 60 gramów mięsa – piekło! Za spożycie dwóch lekkich posiłków w kraju, gdzie zwyczaj tego nie dopuszczał – potępienie!

Oczywiście, dzisiaj kazuistyczno-jurydyczna teologia moralna nie jest wykładana na uniwersytetach czy w seminariach duchownych. Codzienne doświadczenie jednak uczy, że wielu wiernych wciąż z podobnego rodzaju śmiertelną powagą traktuje przykazania kościelne. Przykłady? Oto jeden dorosłych i dwa ze świata dzieci.

Zupełnie niedawno w pewnej wspólnocie, która od dwudziestu lat regularnie spotyka się, by kształtować w sobie katolicką duchowość, powstał gorący spór o to, czy niedzielna praca w ogródku działkowym, po spełnieniu obowiązku uczestnictwa we Mszy świętej, jest grzechem śmiertelnym. Większość wspólnoty, którą – co w naszym kontekście jest ważne – tworzą ludzie na co dzień nie zajmujący się pracą fizyczną: lekarze, nauczyciele, katechetki, inżynierowie itp., taką pracę uważa za grzech śmiertelny. Wyobraźmy sobie praktycznie sens takiego rozumienia “ogródkowego” grzechu ciężkiego: katolik w nieprzeciętnym stopniu zaangażowany w życie Kościoła, od dziesięcioleci dbający o duchową formację, regularnie w nakazane dni (a i częściej) uczestniczący w Eucharystii, za niedzielną – rekreacyjną, po Mszy świętej – pracę w ogródku dostanie się do piekła, o ile grzech ten nie zostanie mu odpuszczony.

Nieraz byłem świadkiem tego, że dzieci po I Komunii świętej na listę swoich grzechów śmiertelnych wpisują złamanie, nawet przypadkowe, przykazania dotyczącego postów, co potem z biciem serca wyznają podczas spowiedzi. Myślę tu też o tych dzieciach, które za grzech śmiertelny uznają – i dlatego boją się przystąpić do Eucharystii (a nawet z tego powodu do niej nie przystępują) – opuszczenie spowiedzi w jednym z dziewięciu pierwszych piątków miesiąca. “Grzech” ten jawi się im często jako przekroczenie przykazania kościelnego o sakramencie pokuty. Doprawdy, dzieci nie miałyby tego rodzaju problemów moralnych, gdyby nie przejmowały ich ze świata dorosłych czy też gdyby nie generowała ich albo gdyby im skutecznie przeciwdziałała nasza katecheza. Nie trzeba dodawać, że tego rodzaju postawy, zakodowane w sercu i świadomości w dzieciństwie, mogą oddziaływać i nierzadko silnie oddziałują w wieku dorosłym.

Naprawdę, wiele wskazuje na to, że wciąż nie otrząsnęliśmy się z takiej lekcji starej teologii moralnej. Wciąż w naszym życiu przykazania kościelne zajmują – jak sądzę – zdecydowanie za wysokie miejsce.

Dylematy spowiednika

Kiedy podczas lektury Katechizmu spostrzegłem wspomniane zmiany w kanonie przykazań kościelnych, zapytałem przyjaciela księdza, czy nieprzestrzeganie przykazań kościelnych jest grzechem śmiertelnym. Bez wahania odpowiedział: “Tak”. Oznaczało to oczywiście, że z takich grzechów należy koniecznie się spowiadać11. Zapytałem więc, czy dotyczy to wszystkich pięciu przykazań. “Tak, wszystkich – powiedział, ale w tej samej chwili ugryzł się w język – eee, zaczekaj, zaczekaj.”

Utknęliśmy, rzecz jasna, przy przykazaniu dotyczącym zabaw hucznych, którego już nie było na liście. Oczywiście, zdawaliśmy sobie sprawę, że usunięcie tego przykazania nie oznacza ipso facto, że teraz hulaj dusza. Udział w hucznych zabawach w niektóre dni roku liturgicznego bez wątpienia może być grzechem, ba, może być grzechem śmiertelnym, gdy staje się wyrazem świadomego i dobrowolnego odrzucenia Boga i sprzeciwem wobec Jego miłości. Problem jednak w tym, że razem z moim przyjacielem utknęliśmy również przy wszystkich tą4h przykazaniach, których przekraczanie w przeszłości uznawano za grzech ciężki, a które w końcu nie tylko znikły z kanonu, ale i w ogóle przestały być grzechem. Przypomnijmy, kiedyś – na przykład – nie można było uczestniczyć we Mszy św. sprawowanej przez kapłana pozostającego w konkubinacie, należało przynajmniej raz w roku spowiadać się i przyjmować Komunię św. w swojej parafii. Kiedyś potępieniem groził związek małżeński z niekatolikiem. Co dziś zostało z tych przykazań, co się stało ze związanym z nimi grzechem ciężkim, z sankcją piekła?

Nieuchronnie rodzi się pytanie: Jaki był i jest sens straszenia wierzących ogniem piekielnym za coś, co dzisiaj nie jest tak straszne, czego nie strzeże już dziś potęga przykazania, czy nawet w końcu przestało być grzechem? Mógłby ktoś powiedzieć – i w takim mniej więcej kierunku poszła moja rozmowa z księdzem – że pośród przykazań kościelnych znajdują się przykazania różnej wagi i rangi: np. te o hucznych zabawach i poście nie muszą wiązać się z grzechem śmiertelnym, a tym samym wiecznym piekłem, w przeciwieństwie do tego o konieczności uczestniczenia we Mszy św. Jak jednak w takiej sytuacji wytłumaczyć zasadność umieszczania na jednej szali przykazań, które w istocie są oddzielone od siebie o przepaść piekła?

Autorytet ludzki, nie Boski

Stawiając powyższe pytania, nie twierdzę, że nieprzestrzeganie przykazań kościelnych nie jest grzechem, przeciwnie: uważam, że grzechem zazwyczaj jest. Piszę “zazwyczaj”, ponieważ – ściśle biorąc – w określonych i konkretnych wypadkach nieprzestrzeganie tych przykazań jest dopuszczalne i nie pociąga za sobą jakiejkolwiek winy czy grzechu. Dzieje się tak w sytuacji przymusowej czy poważnej przeszkody lub gdy władza kościelna wydaje dyspensę12, a sądzę, że mogą istnieć jeszcze inne usprawiedliwione przyczyny bezgrzesznego – można powiedzieć – nieprzestrzegania jakiegoś przykazania kościelnego. Na tę ostatnią możliwość wskazuje Karl Rahner: W odniesieniu do przykazań kościelnych, nie mających bezpośredniego statusu przykazań Bożych, istnieje znacznie szerszy margines interpretacji ze strony jednostki, która niewątpliwie może uznać, że w pewnych okolicznościach nie jest w swoim sumieniu zobowiązana do przestrzegania określonego przykazania kościelnego, określonego kościelnego rozporządzenia. W takich przypadkach na przykład miłość, a nie tylko sytuacja przymusowa może nas zwolnić od przykazania kościelnego, całkiem niezależnie [podkreślenie moje – J. M.] od tego, że istnieje oczywiście możliwość wyraźnej kościelnej dyspensy udzielonej przez władzę kościelną13. Nietrudno sobie wyobrazić katolika, który w piątkowy wieczór w spokoju sumienia ze smakiem posila się daniami mięsnymi tylko dlatego, że nie chce sprawić przykrości gospodyni wieczoru, która poważnie namęczyła się, przygotowując kolację, a sama nie jest katoliczką.

Tak zbliżamy się do jeszcze jednej – zasadniczej – przyczyny, dla której, jak sądzę, Kościół poprzez wieki niejako nie miał problemów z wprowadzaniem zmian i korekt do przykazań kościelnych oraz dzięki której w konkretnych przypadkach może je “znosić” władza kościelna, poważne przeszkody czy po prostu miłość. Taki względny charakter tych przykazań wynika z faktu, że w nich znajduje wyraz autorytet ludzki (Karl Rahner), że należą one do zmiennego prawa ludzkiego, nie zaś do niezmiennego prawa Boskiego (ius divinum). Jako pochodzące od człowieka, nie wynikają wprost z Objawienia, wszak Kościół nie mógłby ich zmieniać, zawieszać czy unieważniać. Nie wynikają też bezpośrednio z prawa naturalnego, albowiem Kościół nigdy nie twierdził, że obowiązują one wszystkich ludzi czy nawet chrześcijan nie będących katolikami.

Konsekwencje takiego rozumienia natury przykazań kościelnych sięgają głęboko w codzienne życie katolików. Rozumienie to może np. mocno rozrzedzić wspomnianą wyżej ponurą atmosferę grzechu, jaka często wpływa na nasze obcowanie z tymi przykazaniami. W tym kontekście ks. Bernhard Häring, ekspert na Soborze Watykańskim II, prowokująco pisze: Jestem zdania, że Kościół nigdy nie powinien nakładać żadnego pochodzącego od człowieka prawa pod groźbą grzechu śmiertelnego, co jest równoznaczne z groźbą wiecznego potępienia. Dlatego tak mi się wydaje, że nie potrafię sobie wyobrazić jakiegokolwiek pozytywnego prawa, które wprost nie wynika ani z Ewangelii, ani nie wiąże się z naturalnym prawem wypisanym w sercu ludzkim i stąd nie odkrytym przez wspólnie dzielone doświadczenie i wspólną refleksję, a które mogłoby być tak ważne, że byłoby proporcjonalne do groźby wiecznej kary. (.) Jestem przekonany, że prawo pozytywne (.) nigdy nie może mieć takiej mocy przekonującej, by uzasadniać “karę śmierci”, to jest wieczne odrzucenie w piekle. Nie mówię o wzgardzie czy całkowitym buncie przeciwko władzy ustanowionej przez Boga. Taki bunt mógłby oznaczać buntowanie się przeciwko istocie Ewangelii i postawę wyraźnie przeciwstawiającą się solidarności zbawienia głoszonej przez Chrystusa14.

Pogląd Häringa – bez wątpienia – może szokować, szczególnie jeżeli wzrasta się w atmosferze, w której psychologicznie nadaje się przykazaniom kościelnym niewspółmiernie wielką wagę. Jeżeli jednak przykazania te nie są przykazaniami Bożymi i jeżeli nie są “przykazaniami” prawa naturalnego, to czy można je polecać pod sankcją grzechu śmiertelnego, czyli wiecznego potępienia? Karl Rahner i Herbert Vorgrimler, omawiając naturę przykazań kościelnych, stwierdzają: Rozumie się samo przez się, że kościelny prawodawca – jako zastępca Boga – nie może ustanawiać woli Boga; z tej racji nie może – jako zastępca Boga – też moralnie i w sposób bezpośredni zobowiązywać do zachowywania czysto kościelnych przykazań, lecz może to czynić tylko w tym sensie, w jakim przykazania te w konkretnym przypadku są współobecne w chrześcijańskiej woli przynależenia do Kościoła15. Oczywiste jest, że przykazania kościelne domagają się od katolika posłuszeństwa sumienia pod sankcją grzechu, ale czy należy domagać się respektowania przykazań, które nie są ius divinum, pod sankcją grzechu śmiertelnego, czyli sankcją piekła?

***

Jeszcze raz wrócę do wspomnianych na wstępie moich wakacyjnych przyjaciół. Myślę, że i oni, i ja sam, i wielu innych katolików miałoby dużo mniej wątpliwości i problemów z przykazaniami kościelnymi, gdybyśmy wcześniej otrzymali – na katechezie, w ośrodkach duszpasterskich, w rodzinach itp. – formację zakładającą właściwe rozumienie tych przykazań, uwzględniającą ich zmienną i względną naturę.

Na koniec jeszcze jeden cytat z Karla Rahnera. Teolog ten swoje uwagi na temat miejsca prawa i przykazań kościelnych w strukturze wiary i życiu katolika opatruje takim oto zastrzeżeniem, które winno być odniesione również do niniejszego artykułu: Kto wykorzysta niniejsze rozważania tylko do tego, żeby w prawniczy i moralnie libertyński sposób mógł pominąć wszystkie przepisy kościelne, temu właściwie nie będzie można w niczym pomóc, ten zastosuje prawdziwą zasadę w fałszywy sposób, zastosuje ją fałszywie w sposób zawiniony, i za to będzie musiał odpowiedzieć przed swoim własnym sumieniem i przed Bogiem16.

_____________________
Józef Majewski – ur. 1960, dr teologii. Wykładowca teologii dogmatycznej w Gdańskim Instytucie Teologicznym i w Instytucie Teologii w Tczewie. Współautor książki “Dzieci Soboru zadają pytania”. Autor książek “Błogosławić Mnie będą. Nowotestamentalny obraz Matki Pana w dialogu katolicko-luterańskim w USA” oraz “Miłość ukrzyżowana. Nad teologią cierpienia Jana Pawła II”. Publikował w “Studiach i Dokumentach Ekumenicznych “, “Znaku”, “Tygodniku Powszechnym”. Od 1990 r. współpracownik “Więzi”, od października 1997 jej redaktor. Mieszka w Gdańsku.

______________________
1 W starszym słowniku kościelnym te tajemniczo brzmiące “prace służebne” oznaczały prace ciężkie, które wykonywane są fizycznie (przez ciało), a które odnoszą się bezpośrednio do dobra materialnego. Dawnej wykonywali te prace niewolnicy i służba [podkr. moje – J. M.] – pisał ks. Wincenty Zaleski: “Nauka Boża. Dekalog”, Poznań-Warszawa-Lublin 1960, s. 207. Należy przypuszczać, że w Katechizmie zakłada się takie właśnie znaczenie “prac służebnych”.

2 Szkicując dzieje pięciu przykazań, korzystam z klarownego wykładu na ten temat Johna W. Melody’ego: “Commandments of the Church”, w: “The Catholic Encyclopedia”, wersja internetowa – www. knight.org.

3 “Corrigenda. Poprawki naniesione przez Kongregację Nauki Wiary”, Poznań 1998, s. 16, przyp. 1 (z powołaniem się na 455 kanon Kodeksu Prawa Kanonicznego).

4 “Podstawowy wykład wiary. Wprowadzenie do pojęcia chrześcijaństwa”, przeł. Tadeusz Mieszkowski, Warszawa 1987, s. 316-317.

5 “Przykazania”, w: “Słownik teologiczny”, Katowice 1989, s. 170.

6 Por. Jean Delumeau: “Wyznanie i przebaczenie. Historia spowiedzi”, przeł. Maryna Ochab, Gdańsk 1997.

7 Jan Paweł II w adhortacji o pojednaniu i pokucie “Reconciliatio et paenitentia” stwierdza, że grzech ciężki utożsamia się w praktyce, w nauce i działalności duszpasterskiej Kościoła z grzechem śmiertelnym (nr 17).

8 Grzech śmiertelny nazywa się “śmiertelnym”, bo sprowadza na człowieka – gdyby umarł w stanie tego grzechu – śmierć wieczną, potępienie. Tak o tym pisze Jan Paweł II w “Reconciliatio et paenitentia”, powołując się na Tomasza z Akwinu: Rozważając (.) grzech w aspekcie kary, którą zawiera, św. Tomasz z Akwinu za innymi Doktorami nazywa śmiertelnym grzech, który, jeśli nie zostanie odpuszczony, pociąga za sobą wieczną karę. Takie spojrzenie na sens grzechu śmiertelnego nie przeczy możliwości nadziei na ostateczne pojednanie wszystkich ludzi z Bogiem, o czym w tym samym dokumencie i w tym samym numerze również mówi Papież. Jan Paweł II, stawiając kwestię możliwości potępienia tych, którzy mogliby do końca pozostać w grzechu śmiertelnym, stwierdza: Trzeba żywić nadzieję, że nieliczni są ci, którzy zechcą trwać uparcie do końca w owej postawie buntu czy wręcz wyzwania rzuconego Bogu, który jednak w swej miłości miłosiernej, jak uczy nas św. Jan, “jest większy od naszego serca” (1 J 3, 20) i może pokonać wszelkie nasze opory psychiczne czy duchowe, tak że – jak pisze św. Tomasz z Akwinu – “o nikim nie można zwątpić w tym życiu, biorąc pod uwagę wszechmoc i miłosierdzie Boże” (nr 17).

9 “Z teologicznej problematyki pokuty”, w: Alfons Skowronek, Stanisław Czerwik, Michał Czajkowski, “Sakrament pokuty. Teologia – Liturgia – Pismo Święte”, Katowice 1980, s. 61.

10 Ks. Wincenty Zaleski: “Nauka Boża.”, dz. cyt., s. 605-606.

11 W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy: Wyznawanie grzechów wobec kapłana stanowi istotną część sakramentu pokuty: “Na spowiedzi penitenci powinni wyznać wszystkie grzechy śmiertelne” (.). Wyznawania codziennych win (grzechów powszednich) nie jest ściśle konieczne, niemniej jednak przez Kościół gorąco zalecane (nr 1456 i 1458).

12 Na przykład podczas pielgrzymki papieskiej w roku 1999 jeden z polskich biskupów zaprosił akredytowanych dziennikarzy w piątkowy wieczór na pieczenie dzika, zwalniając wszystkich z obowiązku zachowaýa postu.

13 “Podstawowy wykład wiary”, s. 317.

Wesprzyj Więź

14 “Grzech w wieku sekularyzacji”, tłum. Henryk Bednarek, Warszawa 1976, s. 176-177.

15 “Mały słownik teologiczny”, przeł. Tadeusz Mieszkowski i Paweł Pachciarek, Warszawa 1987, kol. 376.

16 Dz. cyt., s. 322.

Podziel się

1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.