Jesteśmy ludźmi mocno wrośniętymi w glebę swej epoki. Należymy do tych, których współczesność pociąga i którym współczesność ciąży zarazem – deklarował zespół „Więzi” w pierwszym numerze pisma.
Artykuł programowy środowiska „Więzi” opublikowany w pierwszym numerze nowego miesięcznika w lutym 1958 r. Głównym autorem tekstu był Tadeusz Mazowiecki, redaktor naczelny miesięcznika „Więź” w latach 1958-1981. Śródtytuły pochodzą od redakcji Więź.pl.
Dlaczego podejmujemy wydawanie „Więzi” i jaki jest nasz punkt wyjścia? Te dwa pytania wymagają wyjaśnienia.
Wprawdzie byłoby może bardziej właściwe zaproponować Czytelnikowi, ażeby okazał pewną cierpliwość i wyrozumiałość, gdyż dopiero po dłuższym okresie naszej pracy odpowiedź na oba te pytania będzie mogła być dana w sposób wszechstronny i przekonujący. Jeśli jednak mimo obawy przed słowami, z konieczności zbyt ogólnymi, aby dobrze oddawały postawę i kierunek naszych zamierzeń, decydujemy się na ten wstęp, to dlatego, że pragniemy uszanować elementarne prawo każdego, kto bierze do ręki nową publikację: chce on mianowicie wiedzieć, z kim ma do czynienia i czego się po tej publikacji może spodziewać.
Dokopywać się prawdy w każdej konkretnej sprawie i sytuacji
Chcemy szukać – i to jest nasz pierwszy punkt wyjścia. Szukać, ale czego i po co?
Jesteśmy ludźmi mocno wrośniętymi w glebę swej epoki. Należymy do tych, których współczesność pociąga i którym współczesność ciąży zarazem. Jest to stwierdzenie może banalne, ale wyraża ono jakąś prawdę szczególnie odczuwaną przez nasze pokolenie. Generacja złożona właściwie z szeregu roczników, o dużej rozpiętości, ujęta jako pokolenie ludzi, których świadomość ukształtowała się w sposób decydujący w ostatnich latach wojny i w okresie bezpośrednio powojennym – ta generacja nosi w sobie może najgłębiej dramat czasu, który z jednej strony otwiera człowiekowi niespodziewane możliwości, z drugiej zaś strony każe mu nieść ciężar nieraz zbyt wielki do podźwignięcia.
Jakim wartościom w życiu współczesnym chcemy służyć przede wszystkim? Odpowiadamy na to pytanie bez wahania: uważamy, że w porządku naturalnym nadrzędną wartością jest człowiek, osoba ludzka
Współczesność nasza bowiem to świat zmieniającej się techniki i przekształcających się form życia społecznego, wysublimowanej kultury i nauki sięgającej po rzeczy dotąd niewyobrażalne. Ale to także świat, przez który przeszły masowo zbrodnie, świat brudnych wojen, niesprawiedliwości i zwykłej biedy, szamotania się ludzkiego w życiu społecznym i indywidualnym; świat, nad którym zawieszona jest groźba ostatecznego zniszczenia.
Słyszymy więc wokół siebie głosy pesymizmu. Odnoszą się one nie tylko do spraw znajdujących się na powierzchni bieżącego życia, ale sięgają w głąb i w szczególny, nieznany filozofom co do zasięgu i mocy, sposób stawiają znak zapytania nad sensem ludzkiego istnienia i porządkiem wartości. „Nie warto nic robić. Życie jest parszywe – wszystkie wartości ulegają załamaniom. Jesteśmy – bo musimy być, ale nie wierzcie nikomu i niczemu…”
Stwierdzenie, że chcemy szukać, oznacza więc na tym tle coś więcej niż tylko postawę poznawczą. Owszem, chcemy najpierw wyrazić poprzez to nasz zamiar uczynienia z „Więzi” wspólnego warsztatu, w którym zarówno piszący, jak i czytający od nowa spoglądają na problemy naszej współczesności. Chcemy więc nadać naszym pracom i naszemu współdziałaniu z Czytelnikiem tych zeszytów charakter poszukiwań, weryfikacji, eksperymentatorstwa. Tak, aby – nie pretendując do nieomylności – jak najlepiej dokopywać się prawdy w każdej konkretnej sprawie i sytuacji, biorąc pod uwagę wszystkie jej złożone elementy i okoliczności.
Wolno nabierać oddechu, nie wolno kapitulować
Ale w tym stwierdzeniu jest i coś więcej. Zawiera ono już samo w sobie decyzję, że szukać trzeba, że szukać warto, że nie jest to zajęcie jałowe i pozbawione sensu. Decyzję opartą o przeświadczenie, że jedynie w wysiłku pozaosobistym, w wysiłku tworzenia czy ugruntowywania jakichś wartości nadrzędnych – choćby miało się zaczynać ciągle od nowa – człowiek utwierdzić może swoje własne człowieczeństwo. Decyzję wynikającą z przekonania, że jedynie na tej drodze odkryć on może sens swego własnego, niepowtarzalnego powołania, a zarazem wywierać swoje piętno na życiu zbiorowym.
Tragizmowi losu ludzkiego, czającemu się pesymizmowi i zwątpieniom nie mamy więc zamiaru przeciwstawiać łatwego, naiwnego czy zadufanego w logicznie poukładane formuły optymizmu, ale tę prawdę podjętą niejako z dna własnych przeżyć, zwątpień i pomyłek, że aby być człowiekiem, wolno jedynie nabierać oddechu, ale nie wolno kapitulować. Bo tylko w walce z oporem świata zewnętrznego i z oporem tego świata, który jest w każdym z nas, tylko utrzymując napięcie wysiłku, aby tej walki nie przerwać, można być na tropie zagubionego sensu ludzkiego istnienia i odnaleźć wraz z nim trwałe wartości.
Jesteśmy też – każdy z nas – w końcu odpowiedzialni za to, jak toczy się ten świat. Wolność ludzka posiada jakby to ograniczenie, że człowiek nie może uwolnić się od wyboru. Jakie by nie było jego miejsce w świecie i społeczeństwie, wybór, jakiego dokonuje swoim postępowaniem, nie rozpływa się w nicości, ale bądź powiększa to, co budzi nadzieję, bądź też zasila to, co jest złem i rozpaczą. Toteż jeśli świat ma iść ku lepszemu, jeśli postęp nie jest fikcją, złudzeniem czy propagandą, nie ma dlań innej drogi ani lepszego sprawdzianu niż to, czy ludzie osiągają coraz większą świadomość swego wyboru, czy też ciągle w równym stopniu pozostają niewolnikami niewiedzy lub konieczności.
Jakkolwiek jest – prawdziwie ludzką rzeczą jest czuć na sobie brzemię aktora, a nie kontentować się rolą statysty. Chodzi więc o to, aby mieć aktywny, a nie pasywny stosunek do życia i nie schodzić nigdy poniżej ambicji, by na dostępnym sobie odcinku kształtować otaczającą nas rzeczywistość tak w świecie rzeczy, jak i w świecie ludzi. Jest to rola, do której każdy człowiek jest powołany i którą odgrywać ma on nie w sferze marzeń i złudzeń, ale w konkretnych warunkach swego czasu.
I chleb, i wolność
Nasz czas – życie współczesne – nosi na sobie piętno konfliktów społecznych, których korzenie sięgają wieków ubiegłych. Prawda, że obraz świata zmienił się bardzo od chwili, kiedy mówiono o powstaniu tzw. kwestii społecznej. Zarazem pojawiły się różnorodne, nieprzewidziane nowe problemy – zarówno te, o których wiemy już wiele, jak i te, których pełnej diagnozy jeszcze nie posiadamy. Wydaje się już dziś rzeczą pewną, że kierunek rozwoju społecznego zmierza ku uspołecznieniu struktur ekonomiczno-socjalnych. Obudzona została świadomość praw społecznych i narodowych wśród najszerszych kręgów ludzi. Wydaje się również, że jakby sumą doświadczenia zebranego w XX wieku jest coraz powszechniejsze dążenie do nierozdzielnego traktowania wolności ludzkiej i sprawiedliwości społecznej, dążenie do łącznego stosowania kryterium chleba i kryterium wolności w rozwiązywaniu problemów społecznych.
Jednakże dysproporcja pomiędzy skokiem w technice, jakiego ludzkość dokonała, a żółwim tempem postępu humanizmu w świecie współczesnym wyraża się ciągle istniejącym ogromem biedy, zła i niepokoju. Każdy, kto nie wyznaje poglądu, że jest mu doskonale obojętne, jak toczy się świat i życie innych ludzi wokół niego, musi więc dostrzegać to jakieś szczególnie wielkie poczucie odpowiedzialności historycznej człowieka XX wieku. Musi on także dostrzegać, jak doniosłe jest znaczenie kategorii moralnych dla życia zbiorowego i jakie zobowiązania narzucają one człowiekowi współczesnemu. Nie może on więc należeć do tych, o których trafnie powiedział Emmanuel Mounier, że patrzą oni obojętnie na to, jak karawana ludzka posuwa się naprzód na obolałych nogach.
Jeśli chodzi o nas, to nie stawiamy sobie tu zadań światoburczych, znamy swoje możliwości i swoją miarę, ale sens naszej pracy widzimy tylko wówczas, jeśli będzie ona zakorzeniona w tym, co jest bólem i niepokojem naszego czasu, jeśli wyrastać będzie ona z prawdziwego związku z tym, co jest treścią życia współczesnego człowieka zarówno tam, gdzie jest on wielki, jak i tam, gdzie jest on słaby i mały.
Jakim więc wartościom w życiu współczesnym chcemy służyć przede wszystkim? Odpowiadamy na to pytanie bez wahania: uważamy, że w porządku naturalnym nadrzędną wartością jest człowiek, osoba ludzka; chcemy służyć rozwojowi wartości osobowych w życiu współczesnym.
Śmiałość poszukiwań i wierność zasadom
Afirmacja osobowości ludzkiej jako wartości nadrzędnej oznacza, iż celem urządzeń społeczno-ekonomicznych jest umożliwienie każdemu człowiekowi wszechstronnego rozwoju osobowego, to jest rozwoju w kierunku maksimum twórczości, inicjatywy, odpowiedzialności i życia duchowego. Afirmacja osobowości ludzkiej jako celu i zadania, do którego wypełnienia każdy człowiek jest powołany, oznacza wymaganie od niego przynajmniej minimum wysiłku, aby nie stał w miejscu, ale sam posuwał się naprzód w swym rozwoju duchowym i dawał coś z siebie innym, przekraczając krąg egoistycznego ograniczenia. W tych dwóch zdaniach można by zwięźle ująć dwie zasadnicze strony orientacji personalistycznej.
W oparciu o tę właśnie postawę pragniemy w naszej pracy podchodzić do każdego konkretnego problemu życia współczesnego – tak w dziedzinie kultury, jak ekonomii czy polityki. Nie jest to jednak dla nas postawa, która służy tylko jako wygodne kryterium do osądzania czynów innych ludzi. Ażeby ją rzetelnie wyrażać, trzeba nie tyle osądzać, co przede wszystkim pracować konstruktywnie nad tym, by wykazać, co oznacza ona w konkretnych sytuacjach wobec problemów, które stawia przed nami życie i jaki obiektywny pożytek płynie ze stosowania jej założeń.
Tragizmowi losu ludzkiego, czającemu się pesymizmowi i zwątpieniom nie mamy zamiaru przeciwstawiać łatwego, naiwnego czy zadufanego w logicznie poukładane formuły optymizmu, ale tę prawdę podjętą niejako z dna własnych przeżyć, zwątpień i pomyłek, że aby być człowiekiem, wolno jedynie nabierać oddechu, ale nie wolno kapitulować
Przeciwstawiamy tą postawę zarówno temu wszystkiemu, co lekceważy i zapoznaje wartości osobowe w życiu współczesnym, jak i temu, co pod pozorem służby im sprowadza je do pustej retoryki czy wyczerpuje się w samym geście umycia rąk wobec niemożności wyboru rozwiązań idealnych. Wymaga ona natomiast dwóch rzeczy równocześnie: śmiałości poszukiwań prowadzonych zazwyczaj w sytuacjach powikłanych oraz wierności zasadom. Wymaga ona także prawdziwej zdolności odczuwania problemów i potrzeb ludzi najbardziej potrzebujących.
Z tą postawą wychodzimy naprzeciw współczesności przeświadczeni, że nie w cofaniu historii do form minionych, ale w procesie rozwoju form postępujących naprzód trzeba szukać perspektywy dla rozwoju wartości osobowych i tu je zakorzeniać. Szansa ich historycznej realizacji w czasie współczesnym należy bowiem do przodujących i obudzonych sił społecznych.
Tęsknota na dnie zwątpienia
Wydaje się nam, że właśnie orientacja ku wartościom osobowym odpowiada najgłębszym potrzebom człowieka XX wieku. Kryzysy współczesnego świata wynikają bowiem nie tylko z niedorozwoju sfery materialnej i powierzchownego zakłócenia równowagi duchowej. Znajdują one swoje najgłębsze źródło w takich lub innych deformacjach realistycznej prawdy o człowieku, w zapoznawaniu jedności jego duchowo-materialnej natury, w naruszaniu jego godności osobowej bądź też w uwalnianiu go od jego społecznych zobowiązań.
Sądzimy, że przebijając się przez obiektywne trudności warunków życia, na dnie zwątpienia, a nawet nihilizmu, jakiemu ulega człowiek współczesny, można odnaleźć – znajdującą się w jego sercu i ukrytą nieraz pod maską cynizmu lub obojętności społecznej – tęsknotę za wartościami nadrzędnymi i trwałymi, za życiem poświęconym czemuś więcej niż samo tylko trwanie. Sądzimy, że w tej tęsknocie, często nieuświadamianej lub lekceważonej, leży siła, która może stać się nadzieją naszego czasu, prawdziwą siłą postępu historii i moralnego odrodzenia. Sądzimy, że trzeba, aby ze wszystkich stron, mimo różnic dzielących tych, którzy prawdziwie pragną, aby życie było lepsze i aby człowiek był lepszy, podjęty został uparty wysiłek wyzwalania ze skrępowań tej energii ludzkiej i kierowania jej ku rzeczom tworzącym społeczny pożytek tak w wymiarach małej, jak i wielkiej historii.
Postawa, która charakteryzuje się podjęciem wysiłku w takiej perspektywie, postawa służąca wartościom personalistycznym nie jest zależna od tego, czy tak lub inaczej się ją nazywa. Wyraża się ona poprzez swoje przejawy wszędzie tam, gdzie chodzi o prawdziwą służbę ludzkim wartościom, gdzie – niezależnie od przyjmowanej koncepcji osoby ludzkiej – pracuje się w praktyce dla wzrostu człowieka.
My jesteśmy przekonani o tym, że wymaga ona mocnego ugruntowania, absolutnej niejako afirmacji osobowej człowieka, ale równocześnie wiemy, że nie można jej naprawdę służyć, nie będąc otwartym na wszystko, co dobre, bez względu na motywy i uzasadnienia, jakie za tym stoją. Podejmując więc własną, niewielką cząstkę pracy dla tych wartości, chcemy w służbie im spotykać się ze wszystkimi, którzy wychodząc z różnych motywów i stanowisk pracują dla wzrostu znaczenia czynnika osobowego w kulturze i rzeczywistości społecznej.
Szanując w pełni postawę tych, którzy uznając te wartości zatrzymują się na szczeblu „człowiek”, sami idziemy dalej, gdzie na szczycie porządku osobowego jest wartość najwyższa – Bóg. Wyznajemy Jego Prawdę Objawioną nie jako coś sztucznego i koronującego tylko wartości ludzkie, ale jako to, co je ożywia, a zarazem nadaje im ostateczną perspektywę i sens.
Dialog zamiast izolacji
„Więź” będzie z różnych stron podejmować problematykę współczesności. Nie rozwiązuje się jednak problemów, które stawia współczesność, patrząc na nią z góry. Nie rozwiązuje się ich, pielęgnując bardziej troskę o swoje imię w opinii aniżeli gotowość podejmowania spraw trudnych. Nie rozwiązuje się też tych problemów przez taki sposób zaangażowania we współczesności, który sprowadza jego cel do jak najzręczniejszego utrzymywania się na powierzchni.
Pragnąc uczynić z naszego pisma ośrodek pracy możliwie mocno zaczepionej o konkret życia współczesnego, poznawania współczesności i kształtowania ideowego stosunku do jej problemów, chcemy dołożyć maksimum starań, aby zachować wolność od tych błędów. Będziemy też szczerze wdzięczni wszystkim, którzy okażą nam w tym pomoc.
Sumą doświadczenia zebranego w XX wieku jest coraz powszechniejsze dążenie do nierozdzielnego traktowania wolności ludzkiej i sprawiedliwości społecznej, dążenie do łącznego stosowania kryterium chleba i kryterium wolności w rozwiązywaniu problemów społecznych
Pismo nasze jest redagowane przez zespół złożony z katolików i naszym powinnościom wobec katolicyzmu pragniemy dawać wyraz. Postawę tę łączymy z programowym sprzeciwem wobec tego, co określa się nieraz pojęciem atmosfery getta intelektualnego czy społecznego. Atmosfera taka bowiem, kiedy powstaje, zawiera w sobie zawsze coś, co zawęża spojrzenie i oddala ludzi od siebie.
Trudno też nie zauważyć, że jedną z trwałych cech współczesności jest różnorodność poglądów na świat, pluralizm nowoczesnej kultury. Wydaje się więc, że o dojrzałości narodu świadczy umiejętność toczenia dialogu pomiędzy spierającymi się stanowiskami w klimacie wspólnego poszukiwania, a nie przy wzajemnej izolacji intelektualnej. W okresie, kiedy pismo nasze startuje, nabrała również dużego nasilenia w średnim i młodszym pokoleniu inteligencji niechęć i obawa przed jednoznacznym określaniem swej postawy światopoglądowej.
Jeśli chodzi o nas – jesteśmy przeciwnikami gettowości, ale nie jesteśmy zwolennikami aświatopoglądowości. Platformę współdziałania społecznego ludzi o różnych poglądach na świat ustalać trzeba wokół zjawisk życia społecznego, w szczególności wokół konkretnych jego przejawów. Tam, w trosce o wspólne dobro narodu, powinni spotykać się ludzie różnych orientacji ideowych, znajdując najbardziej w danych warunkach trafne wspólne rozwiązania. Tylko wówczas jednakże może to być na dłuższą metę twórcze, jeżeli do tego co jest wspólne, ma się do wniesienia coś własnego. To zaś wymaga zdawania sobie sprawy z całokształtu swych poglądów i przeżywania ich w pełnych wymiarach swego życia duchowego, co dla nas oznacza w wymiarach, jakie daje życie nadprzyrodzone.
Gwałtowna potrzeba przykładu
Prawdziwy pluralizm nie polega więc na okrojeniu postaw światopoglądowych do jakiegoś wspólnego minimum. Polega on raczej na takiej kulturze życia społecznego i indywidualnego, aby współdziałanie społeczne ludzi różnych poglądów i ich wzajemne stosunki mogły czerpać swoje głębsze życie ze swobodnie i twórczo przeżywanych wartości nadrzędnych.
„Więź”, zamierzając utrzymać ścisły związek z problematyką współczesnego człowieka, musi być otwarta na różne drogi jego myślenia oraz na trudności i zwątpienia, jakie on przeżywa. Musi stwarzać szerokie ramy, umiejąc równocześnie zachować i ukazać własne oblicze światopoglądowe.
Jako katolicy chcemy być wyznawcami, to znaczy tymi, którzy mają dawać świadectwo. Chcemy, aby to nasze świadczenie było świadczeniem poprzez rzeczywiste wartości naszej pracy, a nie przez ukrywanie za szyldem postawy katolickiej jakichś czysto doczesnych wyrachowań. Katolikiem jest się bowiem nie przez udział w jakimś ruchu określanym jako katolicki, ani nawet nie przez podejmowanie jakiegoś dzieła w imię katolicyzmu, ale przez własne życie w Chrystusie żyjącym w Kościele. Nie chcemy ani w sobie, ani w innych kształtować innego stosunku do katolicyzmu, jak tylko taki, który opiera się na głębokim zrozumieniu tej prawdy.
Nastawieni na kontakt ze współczesnością pragniemy szczerze i głęboko, aby „świat katolicki” był otwarty na problemy i trudności, jak również i na twórcze wartości naszego czasu. Człowiek współczesny ma bowiem prawo oczekiwać zrozumienia i pomocy od tych, którzy wyznają wiarę w Boga ogarniającego miłością wszystkich. Ma on prawo oczekiwać, że to właśnie od nich – zamiast banalnego nieraz moralizatorstwa – usłyszy, jak ma radzić sobie z nowymi zupełnie problemami i konfliktami moralnymi, jakie stwarza życie współczesne. Ma on też prawo oczekiwać, że to właśnie oni pokażą mu, w jaki sposób trzeba rozwijać życie duchowe nowoczesnego człowieka.
Katolicyzm w Polsce staje przed tymi zagadnieniami w całej ich ostrości. Czy na nie odpowie? Współodpowiedzialni za to są wszyscy, którzy go wyznają, a więc w jakiejś mierze i my. Tymczasem przywykło się go tylko oceniać i klasyfikować bądź to bardzo optymistycznie – wskazując na masowość jego wpływu, bądź też bardzo pesymistycznie: krytykując jego aintelektualne skłonności. Wydaje nam się, że ważniejsze jest coś innego. Istotną sprawą jest potrzeba przykładu, chciałoby się powiedzieć, gwałtowna potrzeba przykładu.
Dlatego z taką uwagą zwracają się dziś oczy wielu ludzi ku Francji i jej żywym ośrodkom odrodzenia chrześcijańskiego pracującym w głębokim związku z życiem współczesnym. Z tych i innych doświadczeń chcemy i my czerpać. Sądzimy jednak, że niezależnie od tych przejawów polskiego życia katolickiego, które muszą podlegać krytyce, istnieje także katolicyzm polski, jakiego nie znamy albo mówiąc ściślej, znamy powierzchownie i za mało. Katolicyzm ludzi gorącej wiary i znających ciężar słowa: bliźni. Katolicyzm pracujących ofiarnie i bez rozgłosu. Mocny, ożywczy i dokonujący powszechniejszego odrodzenia. Będziemy starać się o to, ażeby „Więź” odnajdywała jego ślady i ukazywała siłę jego przykładu.
Czyny, a nie słowa
Pragniemy też pracować w ścisłym związku z życiem własnego narodu. Dumni z tego wszystkiego, co jest w nim wielkie, chcemy pozostawać zawsze niepogodzeni z tym, co jest w nim małe i złe.
Nasza orientacja ogólna określa zasady naszego stosunku wobec problemów i spraw Polski dzisiejszej. Pewne swe rozdziały historia każdego narodu zamyka nieodwołalnie. Dlatego bezpłodna jest wszelka myśl i wszelki wysiłek nieliczący się z tym, że Polski nie można cofać do formacji kapitalistycznej. Chodzi natomiast o to, aby socjalistyczna formacja społeczno-ekonomiczna, w jaką Polska w wyniku dokonanych reform społecznych weszła, rozwijała się w kierunku najkorzystniejszym dla życia i praw człowieka, którym winna ona służyć.
Październik 1956 roku był w tej mierze zwrotem o znaczeniu zasadniczym. I tak jak nie ma odwrotu do formacji kapitalistycznej, tak też nie może być odwrotu od zasadniczych zdobyczy i kierunku Października – bez sprzeciwu decydującej większości narodu. Październik nie da się odtworzyć po raz wtóry. Choć więc w okresie popaździernikowym są nie tylko zdobycze i blaski, ale także i cienie, nie ma innej realnej drogi, jak tylko ta, aby tak ze strony władzy, jak i ze strony społeczeństwa wzmóc i utrzymać wysiłek w kierunku osiągania wzajemnego zrozumienia.
Ażeby to słowo coś znaczyło, musi ono – rzecz jasna – obejmować zarówno potrzeby i słuszne postulaty społeczeństwa, jak i to, co określa możliwości i wymagania ich realizacji. Wydaje się, że utrzymywanie tego dwustronnego wysiłku stanowi warunek stabilizacji naszego życia, mającej tak istotne znaczenie dla pracy nad naprawą i rozwojem organizmu gospodarczego kraju oraz nad odbudową moralności społecznej.
„Więź” będzie zawsze swoje stanowisko w tych sprawach konfrontować ze swymi zasadami generalnymi. Przede wszystkim zaś chce ona podejmować pracę nad konkretną problematyką naszego życia społecznego i gospodarczego, ponieważ nie przez ogólne deklaracje, ale jedynie przez pracę skupioną wokół konkretu można prawdziwie pomnożyć rzeczy słuszne i dobre. Jesteśmy też świadomi tego, że to czego w Polsce potrzeba przede wszystkim – to są czyny, a nie słowa. I nie chcemy bynajmniej, aby praca, którą podejmujemy, była jakimś efektownym kwiatkiem u kożucha trudnej polskiej rzeczywistości.
Jeśliby nas więc Czytelnik zapytał, co zalecamy w sferze czynów, odpowiedzielibyśmy na to, iż potrzeba przede wszystkim możliwie powszechnego prądu inicjatywy społecznej, stwarzania warunków dla jej rozwoju i rehabilitacji małego, ale konkretnego wysiłku. Potrzebna jest sumienność, fachowość i inicjatywa, słowem wysiłek o charakterze pracy organicznej wyrastającej nie tylko na peryferiach głównego nurtu życia, ale w samym jego centrum, przede wszystkim w pracy zawodowej na każdym miejscu. Bo w tym tkwi punkt newralgiczny naprawy życia polskiego.
*
Oto nasze wyjaśnienia i punkty wyjścia.
Zespół nasz składa się z ludzi, których drogi rozwoju były różne. Rozpoczynając wraz z pismem nową kartę swego życia i tworząc swe wspólne redakcyjne środowisko ideowe, pragniemy dać z siebie to wszystko najlepsze, co posiadamy. Na pewno pismo nasze nie od razu będzie takie, jakim chcielibyśmy je widzieć. Praca, którą podejmujemy, jest jednak pracą długofalową.
Słowo zaś, które przyjęliśmy za tytuł naszego pisma, niech określi także nasz stosunek wzajemny z Czytelnikami.
Przeczytaj również: Inne rozdroża, te same wartości. 60 lat „Więzi”