Jesień 2024, nr 3

Zamów
Promocja!

Podróże po Szpargalii

Mieszaniny literacko-obyczajowe

  • Oprawa: Twarda
  • Liczba stron: 516
  • Format: 160 × 230 mm
  • ISBN: 978-83-60356-75-3

Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 47.20 zł

Spis treści

Andrzej Biernacki. Popis szperactwa

Część I

Część II

Część III

Część IV

Skorowidz tytułów not

Indeks osób

Fragment książki

Przedmowa

POPIS SZPERACTWA

Zygzakiem – tak nazwał zasadniczy tom swoich szkiców, wspomnień i przekładów Juliusz Wiktor Gomulicki. Iskrami z popiołów zatytułował cenny wybór pozapominanych opowiadań dziewiętnastego stulecia. Bibliofil, historyk, pisarz, zapamiętały varsavianista, archiwalny szperacz – jest on również autorem Podróży po Szpargalii, drukowanych w odcinkach w „Nowych Książkach” od marca roku 1957 do lutego 1960.

Podróże te, inspirowane Grochem z kapustą Tuwima oraz inspirujące Sensacje z dawnych lat Romana Kalety, narastały i rozrastały się wśrod edytorskich poczynań pana Gomulickiego, dotyczących przede wszystkim Norwida, ale także Węgierskiego, Trembeckiego, Faleńskich czy Rolicz-Liedera. Z pozoru nieoczekiwanie mogą wystąpić Wacław Potocki, Stanisław Herakliusz Lubomirski albo nawet Staszic. Rzecz prosta, nie zbraknie prawie nigdy Wiktora Gomulickiego, którego literackim będący następcą jego syn lubi wychwalać. Nie bez słusznej przekory nasz tu autor ukaże przyjemną melancholię pani Adamowej Mickiewiczowej, ażeby ją przeciwstawić płaczliwości matki Słowackiego.

Szpargalia powstawały niejako przypadkiem. Są ubocznym wynikiem właściwych studiow historycznoliterackich, pasji badania wszelkich archiwow, bez wzgardy dla prywatnych. Sięga się, ile można, do czasopism nie tylko ważnych i poważnych, lecz rownież do – chciałoby się rzec – makulatury. Zewsząd wypisywał sobie autor marginalia uzyskanych odkryć.

Ważną rolę pełnią tu planowe wycieczki do cudzych bibliotek, chętne przyjmowanie bibliofilskich darów, równe własnej hojności przy obdarowywaniu kolegów. Po drodze można spotkać i uwagę, jak niełatwo przyszło (dopiero w roku 1957) powołanie do życia Towarzystwa Przyjaciół Książek. Da to sposobność opisać istne agapy miłośnikow ksiąg w krajach, które sobie nie zafundowały socjalizmu.

Na tle poważnie traktowanego zbieractwa zwykły się rodzić mocne przyjaźnie. Pojawia się zatem poczet bibliofilow; ich listy nie tyle to sprostowania, co uzupełnienia. Celują w nich Józef Chudek, Tadeusz Mikulski, wspomniany wyżej Roman Kaleta (adiunkt, u ktorego profesor Jan Kott douczał się filologii), Wacław Zawadzki (słynny „Puchatek”), jak też codzienni współpracownicy pana Gomulickiego, z Zofią Lewinowną na czele. Niekiedy naszemu autorowi przytrafia się (jak go zwie) lapsus machinae, toteż go prostuje z dodatkiem, że czyni to „skwapliwie”. Ostrzej bywa, jeśli szargaliście przypisać błąd niepopełniony: szybko wówczas następuje replika – i jest bezlitosna. Pożyteczniejsze się staje szczere zapytanie o kogoś trudnego do zidentyfikowania. O ile i zapytywany jest na razie w kłopocie, bardzo prędko następuje wyjaśnienie – zazwyczaj drobiazgowe. Tytuły, ktore Juliusz Wiktor Gomulicki nadaje swym notatkom, są zawsze pomysłowe; kończące je dowcipy nie zawsze im dorownują.

Duch wytwornego humoru unosi się nad Podróżami po Szpargalii nieustannie. Dawniejsze pokolenia umiały się bawić bez świntuszenia. A to utwor powstały wyłącznie ze słów jednosylabowych („Ot, i wiersz-dziw, co wart pójść w świat”). Albo przerozmaite zagadki (z ktorych trudniejsze autor w następnych felietonach rozwiązuje). Może się zjawić anonimowa oda do… wielokropka. Zdarzają się koncepty zaiste przednie. Najlepszy profesora Józefa Rostafińskiego: dogłębnie wyjaśnił Karolowi Estreicherowi, w czym sławny bibliograf podobny jest do kminku.

Są w tej książce liczne erotyki, wyjaśnione wierszykiem Tadeusza Stępniewskiego (był to znany tłumacz poezji rosyjskiej):

Nie dziw się, że czasem dla trefnej igraszki
Nadto pieprzem szpikuję moje fraszki-ptaszki:
Przecież chwilę pustoty mają nawet święci,
Dobrze jest czasem kichnąć, kiedy w nosie kręci.

Nigdy jednak nic ordynarnego, a z obscenami panuje ostrożność. Skoro się już nie udaje wyminąć łaciny dosadnej, trzeba zaś ją zastąpić wyrazem w tymże języku, trudna rada. Nie dopomoże nam dykcjonarz dla młodzieży Latino-polonorum ad usum publicarum in Regno Poloniae scholarum Jerzego Koźmińskiego, wydawany w W ilnie od roku 1778 i mający pierwowzór aż w leksykonie Jana Mączyńskiego (1564). Otoż nie! Należy się posłużyć po prostu łacińskim słownikiem dla lekarzy.

Kiedy indziej, gdy się pamięta rozmyślne błędy zecerskie (jak chociażby z mowy Władysława Gomułki zwrot o gospodrace narodowej) – pokaże nam pan Gomulicki, że wcale to nie nowość, bo przed wiekami towarzysze sztuki drukarskiej miewali na sumieniu takie sprawki.

Że sam Linde, nieoceniony słownikarz języka polskiego, okazuje kłopoty z mowieniem po polsku – także nic to osobliwego.

Osobna radość: udane czyjeś definicje. Wzorem niechaj będzie Norwidowe nazwanie towiańczyków: Mistyczni pieczeniarze.

Rzadko naszego szpargalistę zawodzi jego pamięć wyjątkowo usłużna, gdyż nie tylko wierna, ale odznaczająca się błyskotliwością skojarzeń – do podziwienia. Wystarczy, że Niemcewicz napomknie gdzieś w wierszu „luby kątek” – pan Gomulicki błyskawicznie przedrukowuje w całości stosowny utwor, wprost z manuskryptu Biblioteki Jagiellońskiej. Oto probna strofa z refrenem:

Grzecznymi czyni grube prostaki,
A z tchórzów czasem robi junaki,
Leniuch dla niego staje się skóry
I dumnych, gdy chce, uczy pokory.
Ej! Vivat! Vivat! Ten luby kątek,
Z ktorego mamy życia początek.

Bywają też wyczyny prawie niebywałe. Kiedy Mikulski sposobi się do krytycznego wydania Monachomachii, naszemu autorowi wyskakują natychmiast z jego zasobow liczne potężne puchary, ażeby Vitrum gloriosum należycie wspomóc!

Są i przepiękne drobiazgi. Fragment z Byrona (tłumaczem jest Antoni Czajkowski) odnosi się do języka angielskiego, „który nie z słów się składa, lecz z świstów i ryku”. Tego szargaliście starcza, by wprędce z „Kłosów” (1878) zacytować wiersz Aleksandra Wicherskiego o mowie żmudzkiej, co to „gdy ją weźmiesz w usta / Wyraźnie gryziesz orzechy”. Tego to rodzaju smakołykow mamy w książce dostatek.

Pana Juliusza Wiktora Gomulickiego nie należy ukrócać. Nie wybor zatem oddajemy drukowi, lecz całość. Nawet gdy z rękopisow swego ojca, nie byle złośliwca, wydobywa rzeczy niepoczciwe, jak satyrę na Ferdynanda Hoesicka, wykpiwanego za lubowanie się w biograficznym wścibstwie. Zostawił on po sobie książki nie pozbawione pewnej wartości i sam siebie potrafił traktować z leciutką drwiną.

Należało się Juliuszowi Wiktorowi Gomulickiemu wydanie tej książki w stulecie jego urodzin. Najładniej o Podróżach do Szpargalii wyraziła się Maria Danilewiczowa powiadając, że „doskonałością swą odbierają sen historykom literatury i są na pewno ulubioną zaświatową lekturą Tuwima”.

Andrzej Biernacki

Opis książki

Juliusz Wiktor Gomulicki (1909–2006), wybitny varsavianista, znawca poezji oświeceniowej, edytor twórczości i badacz życia Cypriana Norwida, a nade wszystko niebywały erudyta, wytrawny bibliofil, filolog i namiętny szperacz, zaprasza Czytelników do pasjonującej podróży po krainie Szpargalii. W tym tomie „mieszanin literacko-obyczajowych” znajdziemy wiele zapomnianych anegdot, ciekawostek historycznych, fraszek i wierszy okolicznościowych, wydobytych z rękopisów, czasopism i rzadkich druków XVIII–XX wieku. Swoiste silva rerum osobliwości i kuriozów daje barwny obraz życia w dawnej Polsce. Tom inspirowany jest słynnym Cicer cum caule, czyli groch z kapustą Juliana Tuwima. To smakowite panopticum archiwum kultury skrzy się humorem najwyższej próby i urzeka tak już dziś odległymi realiami. Maria Danilewicz na łamach emigracyjnych „Wiadomości” pisała o tej pracy: Podróże po Szpargalii doskonałością swą odbierają sen historykom literatury i są na pewno ulubioną lekturą Tuwima.