
Wolny strzelec pod nadzorem
Książka z autografem
Autobiograficzny reportaż o ludziach i filmach
- Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
- Liczba stron: 358
- Format: 135 × 205 mm
- ISBN: 978-83-66769-89-2
Autobiograficzny reportaż o ludziach i filmach
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 47.20 zł
Zamiast przedmowy 7
Dyskretny mistrz 11
Kilka słów wstępu 17
ROZDZIAŁ I
ROZDZIAŁ II ROZDZIAŁ III ROZDZIAŁ IV ROZDZIAŁ V ROZDZIAŁ VI ROZDZIAŁ VII ROZDZIAŁ VIII ROZDZIAŁ IX ROZDZIAŁ X ROZDZIAŁ XI ROZDZIAŁ XII ROZDZIAŁ XIII ROZDZIAŁ XIV ROZDZIAŁ XV |
Prolog 21
Po drodze do filmu 37 Wolny strzelec 60 Nadzór 69 Sezon na bażanty 122 Dotknięci 134 Między filmami 150 Obcy musi fruwać 159 Deszczowy żołnierz 174 Światełka w czarnej dziurze 202 Bezmiar sprawiedliwości 217 Wygrany 238 Jeszcze nie koniec 260 Banach. Między duchem a materią 273 Początek końca? 282 |
Posłowie 292
Opinie o filmach 295
Nota o autorze 318
Spis ilustracji 356
Kilka słów wstępu
Na spotkaniach z widzami zdarza mi się słyszeć pytanie, dlaczego robię filmy wymagające od publiczności skupienia i refleksji, kino niekomercyjne. Ciekawe: kino niekomercyjne, które niespodziewanie miało milionową widownię. Fakt, że dzięki nielegalnym, na poły konspiracyjnym, pokazom.
W latach osiemdziesiątych tak właśnie było w przypadku Nadzoru. A na początku XXI wieku na różnych internetowych platformach streamingowych rekordy pirackiej ściągalności biły Bezmiar sprawiedliwości i Wygrany. Te wszystkie wyniki, oczywiście, ani nie wliczały się do statystyk, ani nie przynosiły żadnych korzyści producentom i twórcom.
I druga pojawiająca się kwestia: jak udaje mi się takie filmy robić w czasach, w których wyznacznikiem sukcesu jest zysk i obecność w mainstreamowych mediach? Przecież mnie tam nie ma i nie zabiegam o to…
W kinie to zwykle ja swoimi filmami zadaję pytania widzom, nie zawsze wygodne i przyjemne, prowokując ich do odpowiedzi na kwestie tożsamościowe, do namysłu nad sobą i czasami, w których żyjemy; nad ludzką naturą i sensem naszego działania. Po projekcjach role się oczywiście odwracają – to oni pytają. Podobnie zdarzało się podczas moich zajęć w szkołach filmowych i nadal zdarza się na prowadzonych przeze mnie warsztatach. Często dostaję też pytania o to, czym jest dla mnie kino.
Stosunek reżyserów do publiczności (a więc także do kina) najczęściej jest albo usługowo-handlowy, albo misyjny. Jedni traktują film jak towar, który trzeba wyprodukować, atrakcyjnie opakować i dobrze sprzedać, dla innych to próba objaśniania świata i skłonienia widza do zgłębiania ludzkiej natury. Dla pierwszych film jest rozrywką, a widz konsumentem. Drugim bliżej do edukatorów i badaczy, a ich utworom do publicystyki.
Jest jeszcze trzecia grupa. Ci robią filmy takie, jakie lubią i jakie sami chcieliby oglądać. Tworzenie jest dla nich formą istnienia, sposobem na życie, a nierzadko jego sensem. Oczywiście, nie tworzą wyłącznie dla siebie. Za filmami stoi ich światopogląd i wartości. Dzielą się z publicznością swoim widzeniem świata; tym, co dla nich ważne albo co budzi sprzeciw. Zadają pytania, które ich samych także nurtują. Z tymi twórcami chętnie się identyfikuję. W jednym z wywiadów powiedziałem kiedyś, że robię filmy dla widzów inteligentnych i wrażliwych, na takich mi zależy. To nie znaczy, oczywiście, że robię je na czyjekolwiek zamówienie albo żeby się komukolwiek przypodobać. Moje kino jest osobiste, z nikim ani z niczym się nie ściga. Nie ogląda się na mody ani trendy, nie realizuje oczekiwań recenzentów ani zapotrzebowania ze strony widzów czy też festiwali.
O satysfakcji i radości, jaką reżyser czerpie z robienia filmów autorskich, bez zobowiązań (z wyjątkiem imperatywu wewnętrznego), rozmawiałem niegdyś m.in. z Wojciechem Hasem, a na Camerimage z Davidem Lynchem i Peterem Weirem. W ich jakże różnych filmach bez trudu wyczuwałem radość kreowania filmowych światów. Nawet jeśli niektóre z ich dzieł trafiały do głównego nurtu, nie były takimi z założenia.
Robienie filmów sprawiało mi przyjemność porównywalną do gry w piłkę na wrocławskich powojennych podwórkach i zdobywania bramek na Polach Marsowych wrocławskiego Stadionu Olimpijskiego; albo do rozwiązywania skomplikowanych zadań matematycznych. Czym było dla nich? Tego nie wiem.
Radość tworzenia filmów oglądałem z bliska m.in. na planach Andrzeja Wajdy, Wojciecha Marczewskiego i Przemysława Reuta, którego twórczości w Polsce prawie nikt nie zna. Jeden z nich powiedział kiedyś: „Nie dość, że robię to, co lubię, to jeszcze mi za to płacą”. Miałem okazję brać udział w realizacji takich filmów jak Dyrygent i Dreszcze czy kręconego w całości w Stanach Zjednoczonych Paradox Lake, opowiadającego o ludziach dotkniętych autyzmem. Pasja i nieskrywana radość Reuta, jego autora – prawdziwie niezależnego reżysera filmowego – rzucały się w oczy najbardziej. I udzielały się innym. Ludzie gotowi byli pracować z nim za darmo.
Wolny strzelec pod nadzorem, w latach 2019–2023 sporymi fragmentami drukowany w miesięczniku „Odra”, od początku adresowany był nie tylko do miłośników kina niezależnego, osobistego. Okazało się, że niejako mimochodem stał się „autobiograficznym reportażem”, opowiadającym o ludziach i zdarzeniach mających wpływ nie tylko na mnie i na moje filmy, ale również na otaczającą nas rzeczywistość. Jest więc opowieścią o miejscu i czasie, w których przyszło mi żyć i zajmować się kinem. O dwudziestu ostatnich latach ubiegłego wieku i ponad dwóch dekadach obecnego – przełomowych dla nas wszystkich.
Przy okazji takich filmów jak Wolny strzelec, Nadzór czy Bezmiar sprawiedliwości ukazuję mechanizmy rządzące naszą kinematografią, zarówno dzisiaj, jak i w czasach komuny. Opowiadam o środowisku, starając się unikać taniej sensacji i plotki.
Jest to jednak cały czas opowieść o czymś więcej: o ucieczce z brudnego (ale godnego) podwórka w sąsiedztwie wrocławskiego Uniwersytetu; o tym, jak blisko od bandyty do intelektualisty, od piłki i boksu do matematyki i filmu, od Kazimierza Paździora zwanego „filozofem ringu” do Andrzeja Wajdy. O tym, jak „komuna” upada, ale wciąż żyje w ludziach; i o współczesnych polskich paradoksach, gdy kogoś niezależnego myślowo prawa strona usiłuje ubrać w szaty lewicowe, a strona lewa – w prawicowe.
To książka opowiadająca o filmach przy okazji życia i o życiu przy okazji filmów. O marzeniach i drodze do ich realizacji, czyli o życiu, które – z wyboru – nie jest wyścigiem, a podróżą.
Wiesław Saniewski
Tę książkę kupujesz z autografem Wiesława Saniewskiego
Zaiste, jest autor niniejszych wspomnień wolnym strzelcem w dosłownym tego słowa znaczeniu, przez całe swoje życie wymykającym się z kleszczy i uwikłań najrozmaitszych – szeroko pojętych – nadzorów. Bo jest człowiekiem odważnym. Bo wolność to jego najważniejszy imperatyw artystyczny i życiowy. To przy tym wszystkim człowiek prawdziwie renesansowy, o rozlicznych a niezwykłych zainteresowaniach. Spotykał na swojej drodze wielkich i największych tego świata – nie tylko artystycznego, zjeździł Polskę i cały glob. Jakież więc miał przebogate i ciekawe życie! – chciałoby się na koniec zawołać.
Jan MiodekWiesław Saniewski bez cienia wątpliwości zasługuje na miano jednego z czołowych intelektualistów polskiego kina. Reżyser Nadzoru realizuje filmy rzadko, ale gdy już staje za kamerą, możemy być pewni, że ma do powiedzenia coś istotnego. W swojej twórczości interesuje się bohaterami poszukującymi samoświadomości, stojącymi na życiowym rozdrożu, zmagającymi się z dylematami etycznymi. Analizując ich postawy, stroni od moralizatorstwa i zamiast szukać łatwych rozwiązań, stara się raczej zgłębić istotę poruszanych problemów. Dyskrecja, z jaką to czyni, nie jest obca Saniewskiemu także poza planem filmowym. Reżyser trzyma się na uboczu, broni swej niezależności i rzadko pokazuje się na salonach. Z całą pewnością zasługuje jednak na to, by przyjrzeć mu się bliżej.
Piotr Czerkawski „Magazyn Filmowy. Pismo Stowarzyszenia Filmowców Polskich”
„Wiesław Saniewski: wolny strzelec” – fragment książki na portalu Wiez.pl