Wiosna 2025, nr 1

Zamów
Nowość -20%

Wolny strzelec pod nadzorem
Książka z autografem

Autobiograficzny reportaż o ludziach i filmach

  • Oprawa: Miękka ze skrzydełkami
  • Liczba stron: 358
  • Format: 135 × 205 mm
  • ISBN: 978-83-66769-89-2

Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 47.20 zł

Spis treści

Zamiast przedmowy 7

Dyskretny mistrz 11

Kilka słów wstępu 17

ROZDZIAŁ I

ROZDZIAŁ II

ROZDZIAŁ III

ROZDZIAŁ IV

ROZDZIAŁ V

ROZDZIAŁ VI

ROZDZIAŁ VII

ROZDZIAŁ VIII

ROZDZIAŁ IX

ROZDZIAŁ X

ROZDZIAŁ XI

ROZDZIAŁ XII

ROZDZIAŁ XIII

ROZDZIAŁ XIV

ROZDZIAŁ XV

Prolog 21

 Po drodze do filmu 37

 Wolny strzelec 60

 Nadzór 69

 Sezon na bażanty 122

 Dotknięci 134

 Między filmami 150

 Obcy musi fruwać 159

 Deszczowy żołnierz 174

 Światełka w czarnej dziurze 202

 Bezmiar sprawiedliwości 217

Wygrany 238

Jeszcze nie koniec 260

Banach. Między duchem a materią 273

Początek końca? 282

Posłowie 292

Opinie o filmach 295

Nota o autorze 318

Spis ilustracji 356

Fragment książki

 

Kilka słów wstępu

Na spotkaniach z widzami zdarza mi się słyszeć pytanie, dlaczego robię filmy wymagające od publiczności skupienia i refleksji, kino niekomercyjne. Ciekawe: kino niekomercyjne, które niespodziewanie miało milionową widownię. Fakt, że dzięki nielegalnym, na poły konspiracyjnym, pokazom.

W latach osiemdziesiątych tak właśnie było w przypadku Nadzoru. A na początku XXI wieku na różnych internetowych platformach streamingowych rekordy pirackiej ściągalności biły Bezmiar sprawiedliwości i Wygrany. Te wszystkie wyniki, oczywiście, ani nie wliczały się do statystyk, ani nie przynosiły żadnych korzyści producentom i twórcom.

I druga pojawiająca się kwestia: jak udaje mi się takie filmy robić w czasach, w których wyznacznikiem sukcesu jest zysk i obecność w mainstreamowych mediach? Przecież mnie tam nie ma i nie zabiegam o to…

W kinie to zwykle ja swoimi filmami zadaję pytania widzom, nie zawsze wygodne i przyjemne, prowokując ich do odpowiedzi na kwestie tożsamościowe, do namysłu nad sobą i czasami, w których żyjemy; nad ludzką naturą i sensem naszego działania. Po projekcjach role się oczywiście odwracają – to oni pytają. Podobnie zdarzało się podczas moich zajęć w szkołach filmowych i nadal zdarza się na prowadzonych przeze mnie warsztatach. Często dostaję też pytania o to, czym jest dla mnie kino.

Stosunek reżyserów do publiczności (a więc także do kina) najczęściej jest albo usługowo-handlowy, albo misyjny. Jedni traktują film jak towar, który trzeba wyprodukować, atrakcyjnie opakować i dobrze sprzedać, dla innych to próba objaśniania świata i skłonienia widza do zgłębiania ludzkiej natury. Dla pierwszych film jest rozrywką, a widz konsumentem. Drugim bliżej do edukatorów i badaczy, a ich utworom do publicystyki.

Jest jeszcze trzecia grupa. Ci robią filmy takie, jakie lubią i jakie sami chcieliby oglądać. Tworzenie jest dla nich formą istnienia, sposobem na życie, a nierzadko jego sensem. Oczywiście, nie tworzą wyłącznie dla siebie. Za filmami stoi ich światopogląd i wartości. Dzielą się z publicznością swoim widzeniem świata; tym, co dla nich ważne albo co budzi sprzeciw. Zadają pytania, które ich samych także nurtują. Z tymi twórcami chętnie się identyfikuję. W jednym z wywiadów powiedziałem kiedyś, że robię filmy dla widzów inteligentnych i wrażliwych, na takich mi zależy. To nie znaczy, oczywiście, że robię je na czyjekolwiek zamówienie albo żeby się komukolwiek przypodobać. Moje kino jest osobiste, z nikim ani z niczym się nie ściga. Nie ogląda się na mody ani trendy, nie realizuje oczekiwań recenzentów ani zapotrzebowania ze strony widzów czy też festiwali.

O satysfakcji i radości, jaką reżyser czerpie z robienia filmów autorskich, bez zobowiązań (z wyjątkiem imperatywu wewnętrznego), rozmawiałem niegdyś m.in. z Wojciechem Hasem, a na Camerimage z Davidem Lynchem i Peterem Weirem. W ich jakże różnych filmach bez trudu wyczuwałem radość kreowania filmowych światów. Nawet jeśli niektóre z ich dzieł trafiały do głównego nurtu, nie były takimi z założenia.

Robienie filmów sprawiało mi przyjemność porównywalną do gry w piłkę na wrocławskich powojennych podwórkach i zdobywania bramek na Polach Marsowych wrocławskiego Stadionu Olimpijskiego; albo do rozwiązywania skomplikowanych zadań matematycznych. Czym było dla nich? Tego nie wiem.

Radość tworzenia filmów oglądałem z bliska m.in. na planach Andrzeja Wajdy, Wojciecha Marczewskiego i Przemysława Reuta, którego twórczości w Polsce prawie nikt nie zna. Jeden z nich powiedział kiedyś: „Nie dość, że robię to, co lubię, to jeszcze mi za to płacą”. Miałem okazję brać udział w realizacji takich filmów jak Dyrygent i Dreszcze czy kręconego w całości w Stanach Zjednoczonych Paradox Lake, opowiadającego o ludziach dotkniętych autyzmem. Pasja i nieskrywana radość Reuta, jego autora – prawdziwie niezależnego reżysera filmowego – rzucały się w oczy najbardziej. I udzielały się innym. Ludzie gotowi byli pracować z nim za darmo.

Wolny strzelec pod nadzorem, w latach 2019–2023 sporymi fragmentami drukowany w miesięczniku „Odra”, od początku adresowany był nie tylko do miłośników kina niezależnego, osobistego. Okazało się, że niejako mimochodem stał się „autobiograficznym reportażem”, opowiadającym o ludziach i zdarzeniach mających wpływ nie tylko na mnie i na moje filmy, ale również na otaczającą nas rzeczywistość. Jest więc opowieścią o miejscu i czasie, w których przyszło mi żyć i zajmować się kinem. O dwudziestu ostatnich latach ubiegłego wieku i ponad dwóch dekadach obecnego – przełomowych dla nas wszystkich.

Przy okazji takich filmów jak Wolny strzelec, Nadzór czy Bezmiar sprawiedliwości ukazuję mechanizmy rządzące naszą kinematografią, zarówno dzisiaj, jak i w czasach komuny. Opowiadam o środowisku, starając się unikać taniej sensacji i plotki.

Jest to jednak cały czas opowieść o czymś więcej: o ucieczce z brudnego (ale godnego) podwórka w sąsiedztwie wrocławskiego Uniwersytetu; o tym, jak blisko od bandyty do intelektualisty, od piłki i boksu do matematyki i filmu, od Kazimierza Paździora zwanego „filozofem ringu” do Andrzeja Wajdy. O tym, jak „komuna” upada, ale wciąż żyje w ludziach; i o współczesnych polskich paradoksach, gdy kogoś niezależnego myślowo prawa strona usiłuje ubrać w szaty lewicowe, a strona lewa – w prawicowe.

To książka opowiadająca o filmach przy okazji życia i o życiu przy okazji filmów. O marzeniach i drodze do ich realizacji, czyli o życiu, które – z wyboru – nie jest wyścigiem, a podróżą.

Wiesław Saniewski

Opis książki

Tę książkę kupujesz z autografem Wiesława Saniewskiego

 

Zaiste, jest autor niniejszych wspomnień wolnym strzelcem w dosłownym tego słowa znaczeniu, przez całe swoje życie wymykającym się z kleszczy i uwikłań najrozmaitszych – szeroko pojętych – nadzorów. Bo jest człowiekiem odważnym. Bo wolność to jego najważniejszy imperatyw artystyczny i życiowy. To przy tym wszystkim człowiek prawdziwie renesansowy, o rozlicznych a niezwykłych zainteresowaniach. Spotykał na swojej drodze wielkich i największych tego świata – nie tylko artystycznego, zjeździł Polskę i cały glob. Jakież więc miał przebogate i ciekawe życie! – chciałoby się na koniec zawołać.
Jan Miodek

Wiesław Saniewski bez cienia wątpliwości zasługuje na miano jednego z czołowych intelektualistów polskiego kina. Reżyser Nadzoru realizuje filmy rzadko, ale gdy już staje za kamerą, możemy być pewni, że ma do powiedzenia coś istotnego. W swojej twórczości interesuje się bohaterami poszukującymi samoświadomości, stojącymi na życiowym rozdrożu, zmagającymi się z dylematami etycznymi. Analizując ich postawy, stroni od moralizatorstwa i zamiast szukać łatwych rozwiązań, stara się raczej zgłębić istotę poruszanych problemów. Dyskrecja, z jaką to czyni, nie jest obca Saniewskiemu także poza planem filmowym. Reżyser trzyma się na uboczu, broni swej niezależności i rzadko pokazuje się na salonach. Z całą pewnością zasługuje jednak na to, by przyjrzeć mu się bliżej.
Piotr Czerkawski „Magazyn Filmowy. Pismo Stowarzyszenia Filmowców Polskich”