Odpowiedź na to pytanie jest właściwie banalna. Po pierwsze, nie bardzo wiedziałem o co biega. Po drugie, w chwili nominacji byłem akurat zagranicą i miałem ograniczone możliwości organizacyjne. Nie bardzo miałem skąd wziąć kubeł z lodem. A po trzecie, nie miałem pomysłu, jak to zrobić „z jajem”. Okazuje się jednak, że inni mieli poważniejsze powody, by zignorować nominację. Niektórzy wytropili w tym rytuał satanistyczny, inni doczytali, że organizacja stojąca u początku akcji zbierania pieniędzy na stwardnienie zanikowe boczne prowadzi badania z wykorzystaniem komórek z dzieci nienarodzonych. Przez polski Internet przetoczyła się fala krytyki. Aż czoło problemowi stawili jezuici, którzy pokazali, że zamiast krytykować można akcję potraktować jako prawdziwe wyzwanie.
Jezuitom wystarczyło pokropienie wodą święconą, a całą wodę, która miałaby być wylana na nich i na wielu innych proponują „przekazać” Polskiej Akcji Humanitarnej Janki Ochojskiej, która przypomniała, że po wiaderko wody niejedna kobieta w Afryce musi iść godzinami. Spot przygotowany przez jezuitów jest świetnym przykładem tego, jak twórczo można podejść do pomysłu czy inicjatywy, wobec której mamy moralne czy religijne zastrzeżenia. Rozumiem tych, którzy wzięli udział w pierwotnym pomyśle, gdyż robili to z dobrej woli i chęci pomocy. Ale rozumiem także tych, którzy się zdystansowali, widząc, że pomysł przeradza się powoli w hucpę. Trudno mi jest jednak uwierzyć, że u początku ktoś to wymyślił jako satanistyczny czy okultystyczny rytuał, nawet jeśli ktoś z czasem tak to traktował czy rozumiał. Tak czy inaczej, nikt nie jest zobowiązany do wzięcia udziału.
Na przykładzie Ice Bucket Challenge bardzo dobrze widać, jak różne mogą być reakcje środowisk katolickich na wątpliwe moralnie czy religijnie inicjatywy. Najprostszą reakcją pozostaje krytyka sformułowana z etyczno-religijnego stanowiska. Taka krytyczna ocena jest oczywiście potrzebna, ale trzeba się też liczyć z jej skutkami. Najczęściej wywołuje ona wzmożoną obronę krytykowanego, co często prowadzi jedynie do eskalacji stanowisk, a czasami nawet do obopólnych oskarżeń. Po wtóre, krytyka musi być merytoryczna i nie powinna być obraźliwa. Kiedy przyglądałem się memom krytykującym Ice Bucket Challenge, wiele z nich było po prostu chamskich. Poza tym krytyka, która niczego nie proponuje w zamian, jest bardzo mało konstruktywna.
Drugi przykład tego, jak można reagować pochodzi z Niemiec. Na komercyjnym kanale RTL można teraz oglądać program zatytułowany „Adam sucht Eva – Gestrandet im Paradies”. Formuła programu określona jest jako „Datingshow”, czyli mniej więcej program randkowy. Na tropikalnej wyspie zostaje umieszczonych dwoje ludzi: Adam i Ewa. Oboje są nadzy, co kamery telewizyjne skrzętnie pokazują, ukrywając jednakże intymne części ciała. Po razem spędzonej nocy, na wyspie pojawia się jeszcze jedna Ewa bądź jeszcze jeden Adam. Teraz Adam bądź Ewa muszą dokonać wyboru. Po otrzymaniu ubrań podejmują decyzję, czy chcą kontynuować znajomość czy też się rozstają. Jak twierdzą pomysłodawcy programu, chodziło o psychologiczny eksperyment mający pokazać, jakie są kryteria wyboru drugiej osoby, gdy pierwsze spotkanie – inaczej niż w typowej sytuacji – dokonuje się, gdy oboje są nago. Często rozczarowanie drugą osobą przychodzi po rozebraniu się, tutaj może nadejść po ubraniu – tak ma brzmieć teza do ewentualnego udowodnienia.
Przez media niemieckie przetoczyła się fala krytyki. Uznano, że jest to program pornograficzny, że przekroczono kolejne granice ekshibicjonizmu. Jak na to powinien zareagować Kościół? Potępić – brzmi najprostsza odpowiedź. Co jednak przyjdzie z samego potępienia prócz poczucia moralnej czystości i dobrze spełnionego obowiązku? Inne podejście zaproponował prof. Alexander Filipovič, specjalista od etyki mediów, na Kongresie Renovabis, który odbył się na początku września we Fryzyndze k. Monachium. Kongres poświęcony był relacji między Kościołem, mediami a opinią publiczną. Na tym przykładzie niemiecki uczony pokazywał, w jaki sposób Kościół może wziąć udział w debacie publicznej. Oczywiście, podkreślał, pierwsze, co przychodzi do głowy to krytyczna ocena programu, który przekracza kolejne granice. Kościół może nawet powiedzieć, że nie wolno tego robić. Problem w tym, że nikt współcześnie nie czeka na zezwolenie ze strony Kościoła, a negatywna opinia nie wpłynie na decyzje producenta. O wiele bardziej owocne może być wejście w merytoryczną polemikę niż krytyka. Profesor zaproponował, by na kanwie programu rozpocząć poważną dyskusję na temat wartości ciała, nagości, a także bezdomności, czy biedy. Chodzi o to, by pokazać rzeczywiste problemy – ludzi, którzy są naprawdę nadzy i bezdomni z powodu ich ubóstwa. Merytoryczna polemika przeniesiona na poważny i wyższy poziom może o wiele mocniej pokazać miałkość krytykowanego pomysłu niż zjadliwość, złośliwość czy protest. Okaże się bowiem, że problem jest sztuczny jak wydmuszka. Z pozoru jajko, w istocie – puste.
Oba – choć różne – przykłady mówią o tym samym: o konieczności dialogowego wkraczania w przestrzeń publiczną i brania udziału w debacie publicznej. Jestem przekonany, że merytoryczna, poważna i rozsądnie uargumentowana polemika bywa o wiele bardziej skuteczna niż gwałtowana i często niewyszukana krytyka, która często ogranicza się do imputowania komuś intencji, których ten ktoś nie ma. Można by dać wiele przykładów tego, jak w Polsce niejednokrotnie brakło debaty, dyskusji, polemiki, a w zamian za to pojawiały się protesty, pikiety, złośliwe i niewybredne komentarze. Jezuici pokazali, że niezgoda na coś może stać się twórczym wyzwaniem, a nie jedynie przedmiotem krytyki, której w ich spocie nie było ani za grosz, a przecież wyrazili swoje zdanie dobitniej niż niejeden krytyk – tropiciel.