Jedni stawiają hipotezy, oskarżają, inni się bronią. Poleciały głowy i wyznaczono nagrodę za zgłoszenie truciciela. Wszystko pięknie, tylko nadal nie widzę, by pojawiało się pytanie, jak rzekę uzdrowić.
Katastrofa ekologiczna Odry jest faktem. Rzeka stała się miejscem śmierci i w tej chwili nie nadaje się do życia. Od tygodnia, odkąd sprawa stała się głośnia po zbyt długim okresie przemilczania, trwa poszukiwanie winnych. Jedni stawiają hipotezy, oskarżają, inni się bronią. Poleciały głowy i wyznaczono nagrodę za zgłoszenie truciciela.
Wszystko pięknie, tylko nadal nie widzę, by pojawiało się – w moim przekonaniu najważniejsze – pytanie, jak rzekę uzdrowić. Dobrze, może to zajmie lata. Ale przecież im szybciej zaczniemy, tym lepiej! Bo chyba nie chcemy, żeby druga największa rzeka w Polsce stała się trwale tylko ściekiem zatruwającym Bałtyk?
Papieska encyklika Laudato si’ została opublikowana w roku 2015. Nie można niestety powiedzieć, że od tego czasu jakoś istotnie zwiększyła świadomość ekologiczna polskich katolików
Owszem, trzeba wiedzieć, co doprowadziło do katastrofy. Jaki był ciąg zdarzeń, bo już można podejrzewać, że nie ma jednej przyczyny. Wchodzą w grę zrzuty legalne, których nikt nie zatrzymał na czas mimo pogarszającego się stanu wody. Wchodzą w grę także te nielegalne. W dorzeczu Odry naliczono 5816 wylotów odprowadzających ścieki i wody opadowe. Z tego tylko na 3,5 tysiąca wydano pozwolenia. Reszta jest sprawdzana, nielegalnych – na razie – stwierdzono 282. Wchodzi w grę brak nadzoru i lekceważenie. Wchodzą w grę czynniki polityczne… Ale mam poczucie, że trwający festiwal szukania winnych niekoniecznie ma szansę do tego doprowadzić. Nie rzeka i jej stan jest chyba jego celem.
Temat medialny w końcu umrze śmiercią naturalną. Zastąpią go inne, bardziej aktualne i równie emocjonujące. Państwo ściągnie pieniądze od właścicieli nielegalnych ścieków. Czy dopilnuje, żeby rury zostały zlikwidowane i nie powstały nowe? Może zainwestuje uzyskane środki w systemy oczyszczania i regularny monitoring stanu wód?
Czy za kilka miesięcy stan Odry będzie interesował kogoś poza Polskim Związkiem Wędkarskim i ewentualnie włodarzami leżących nad rzeką miast? Czy zwrócimy uwagę na stan innych rzek, tych może bliżej nas?
W ostatnich dniach pojawiło się trochę komentarzy przypominających o moralnym wymiarze ochrony środowiska. To dobrze. Ale papieska encyklika Laudato si’ została opublikowana w roku 2015. Nie można niestety powiedzieć, że od tego czasu jakoś istotnie zwiększyła świadomość ekologiczna polskich katolików. Miejsca takie jak portal chrześcijańskich ekologów Święto Stworzenia nie przyciągają tłumów. Ich profil na FB obserwuje 3,5 tysiąca osób. Czy katastrofa Odry zmieni nasze patrzenie na ekologię? Czy zechcemy zmienić nasz sposób funkcjonowania?
W tej sprawie wszystko zależy od nas. Możemy odpuścić. Nie robić nic. Oczywiście, skończy się kolejną katastrofą, kolejnego miejsca w naszym otoczeniu. Ale to przecież nie problem. Media pokrzyczą przez miesiąc, poleci kilka głów, kilka osób zapłaci jakieś pieniądze, jeden czy drugi biskup przypomni o wymiarze moralnym ekologii i będzie jak wcześniej.
Czy wyciągniemy wnioski z katastrofy?
Tekst opublikowany pierwotnie na stronie Wiara i Myśl
Czy wyciągniemy wnioski z tej katastrofy . . . . Śmiem twierdzić, że nie, przynajmniej nie teraz. Odra już jest zatruta, dla równowagi premier zwolnił dwóch dyrektorów i tyle (przy okazji, trochę szkoda, że sam się nie zwolnił).
Niestety, ale od Odry ważniejsze są: brak węgla, braki cukru, szalejąca drożyzna. Nadto sądzę, że elektorat PiS-u, w zdecydowanej większości nie dostrzega wagi problemu degradacji środowiska w całym naszym kraju, a nie tylko na Odrze.
Ciemny lud kupi, że Odrę zatruł Trzaskowski spuszczając do niej ścieki z Warszawy
A poza tym PiS dał na bombelki….
Też jestem pesymistą: ochrona środowiska w Polsce niestety coraz bardziej przypomina mi film „Don’t look up”, przy czym zamiast zbliżającej się komety, mamy zmieniający się klimat, suszę i zanieczyszczenie środowiska. Zamiast restrykcyjnych przepisów, które dawno temu doprowadziły do pojawienia się delfinów i fok w Tamizie, niegdysiejszym ścieku, mamy umundurowaną, a jakże, parotysięczną załogę Wód Polskich. Raczej Ścieków Polskich. Jedyne panaceum to stały nacisk opinii publicznej, ale jak na razie, jest to nieliczny ruch zapaleńców, raczej z buta traktowany, jak pokazała wycinka Puszczy Białowieskiej.