Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Karanie, nie wychowywanie. Czy nową ustawę o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich pisał ktoś zatrudniony w więzieniu?

Zawody sportowe z okazji dnia dziecka w Zakładzie Poprawczym i Schronisku dla Nieletnich w Konstantynowie Łódzkim, czerwiec 2001. Fot. Dariusz Kulesza / Agencja Wyborcza.pl

Mówienie o niemoralności dziesięcio- czy trzynastolatka budzi absolutny sprzeciw – twierdzi prof. Marek Konopczyński.

Katarzyna Jabłońska: Przyjęta w czerwcu przez Sejm ustawa o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich, która 8 lipca została przekazana prezydentowi do podpisania, daje możliwość np. umieszczania dzieci od 10. roku życia w ośrodkach wychowawczych. Sąd może tak zdecydować, jeśli dziecko – jak czytamy w ustawie – „wykazuje przejawy demoralizacji”. Czy w wypadku dziesięciolatka w ogóle można mówić – poza zupełnie skrajnymi przypadkami – o demoralizacji?

Marek Konopczyński: Oczywiście, że nie można. To absolutne nieporozumienie. Przecież demoralizacja to nieakceptacja obowiązujących norm społecznych, moralnych i prawnych. A ta nieakceptacja to pewien proces dokonujący się w człowieku. Dziesięcioletnie czy dwunastoletnie dziecko nie potrafi jeszcze w pełni zrozumieć otaczającej je rzeczywistości oraz obowiązujących norm społecznych, moralnych, nie mówiąc już o prawnych. A skoro nie w pełni je rozumie, nie jest w stanie ich przyswoić i stosować się do nich. Struktury jego mózgu, jego osobowość dopiero się kształtują.

Nie trzeba wielkiej wiedzy psychologicznej, aby mieć świadomość, że wiele destrukcyjnych zachowań dzieci i młodzieży – czyli niezgodnych z wymienionymi wcześniej przez Pana normami – to po prostu wołanie o pomoc, a nie objaw demoralizacji.

– W wielu sytuacjach tego rodzaju zachowania dziecka czy młodego człowieka to w rzeczywistości krzyk rozpaczy. Tak też na nie patrzą współczesna psychologia, pedagogika i resocjalizacja. W ten sposób dziecko czy młody człowiek próbuje coś zakomunikować dorosłym, najczęściej rodzicom czy opiekunom. Może inne sposoby się nie powiodły, stąd tak skrajna forma.

Nawet w PRL nikt nie wpadł na pomysł, żeby do ustawy o resocjalizacji wmanewrować szkołę

Marek Konopczyński

Udostępnij tekst

Może młody człowiek nie potrafi opowiedzieć o złu, jakie go spotkało. Tak bywa przecież w przypadku np. skrzywdzonych wykorzystaniem seksualnym. I, jak wiemy, ta nieumiejętność dotyczy nie tylko dzieci, ale też dorosłych.

Dlatego mówienie o niemoralności dziesięcio- czy trzynastolatka budzi absolutny sprzeciw. Ustawodawca w ocenie zachowań destrukcyjnych i karalnych przyjął perspektywę zewnętrzną, behawioralną, która w przypadku dzieci w tym wieku jest po prostu błędna. Te czyny, jak powiedzieliśmy wcześniej, to najczęściej rozpaczliwe wołanie o pomoc.

Powtórzmy: dziecko w tym wieku nie jest jeszcze zdolne do przyswojenia sobie systemu wartości, norm społecznych, obyczajowych i prawnych. Ich uwewnętrznienie dokonuję się między dwunastym a czternastym rokiem życia, a czasem jeszcze później.To tak jakbyśmy człowieka, który właśnie stracił wzrok i nie nauczył się jeszcze poruszać jako niewidomy, obarczali odpowiedzialnością za to, że celowo potrąca ludzi na ulicy czy niszczy przedmioty, bo np. wszedł do sklepu i wywrócił półkę z produktami.

Jakie dobro może więc wyniknąć z umieszczenia dziesięcioletniego dziecka w placówce wychowawczo-resocjalizacyjnej?

– Absolutnie żadne. To będzie dla dziecka dramat. Umieszczenie małoletniego dziecka w takim ośrodku może wręcz doprowadzić je do wejścia na drogę demoralizacji. Skoro wobec dziecka zastosowano reguły przymusu i kary – które dodatkowo ono nie w pełni rozumie – a nie podjęto próby empatycznego przyjścia mu z pomocą, istnieje prawdopodobieństwo, że zbuntuje się wobec świata dorosłych. Nie tylko straci do nich zaufanie i nie będzie chciało z nimi współpracować, ale te reguły przymusu i kary, jakie wobec niego zastosowali dorośli, uzna za właściwe. Tym bardziej, że w ośrodku najpewniej spotka starszych wychowanków – szesnasto-osiemnastolatków, w których wypadku proces demoralizacji jest już często zaawansowany. I którzy sami nie stronią od przemocy, również seksualnej. Trzeba się więc liczyć niestety z tym, że dzieci mogą  jej w ośrodku wychowawczo-resocjalizacyjnym doświadczyć.

Ustawa, o której rozmawiamy, umożliwia również użycie wobec dzieci i młodzieży w placówkach wychowawczo-resocjalizacyjnych środków przymusu bezpośredniego, czyli: kajdanek, pasów bezpieczeństwa, kaftanów bezpieczeństwa czy umieszczenia w izolatce…

– Stosowanie tych wszystkich czynności, które Pani wymieniła, oznacza użycie siły fizycznej. A to sprzeczne z zasadami współczesnej pedagogiki i psychologii, które odrzucają stosowanie przemocy wobec dzieci. Niezrozumiałe jest więc, że czekająca na podpis prezydenta ustawa to prawo do użycia wobec dzieci przemocy utrzymuje i niejako ułatwia możliwość jej stosowania.

Dodajmy, że środki przymusu bezpośredniego mogą być zastosowane nie tylko w zakładach poprawczych, ale we wszystkich ośrodkach wychowawczo-resocjalizacyjnych. Kajdanki czy kaftan bezpieczeństwa można więc założyć trzynastoletniemu dziecku, a nawet dziesięciolatkowi. Z całą pewnością nie jest to działanie pedagogiczne.

A jeśli np. dziecko lub nastolatek wpadnie w histerię i będzie stanowił zagrożenie dla innych albo dla samego siebie? Czy wtedy użycie któregoś ze środków przymusu bezpośredniego również nie będzie uzasadnione?

– Odpowiem pytaniem: kiedy dziecko wpada w histerię?

Zazwyczaj, kiedy źle mu się dzieje, kiedy nie rozumie zachowania innych, kiedy się czegoś boi…

– No właśnie, histeria to najczęściej sygnał, że dziecko ma niezaspokojone podstawowe potrzeby psychiczne, że narastała w nim frustracja albo lęk. Znam placówki, w których dzieci nie wpadają w histerię. Tam wychowawcy zawczasu potrafią zadziałać. Są blisko dzieci, znają je, ich trudne doświadczenia, rozumieją, z czego wynikają takie a nie inne reakcje i zachowania wychowanków.

Czy uważa Pan, że środki przymusu bezpośredniego są w ośrodkach wychowawczych i resocjalizacyjnych w ogóle potrzebne?

– Z całą pewnością nieuzasadnione jest ich stosowanie wobec dzieci między dziesiątym a czternastym rokiem życia. Jeżeli zdarzają się przypadki niebezpiecznych, agresywnych czy autoagresywnych zachowań dzieci lub młodzieży w tym wieku, zazwyczaj odpowiedzialność za nie leży po stronie dorosłych.

W omawianej przez nas ustawie przewidziano środki postępowania, których użycie bywa uzasadnione w określonych wypadkach wobec osób dorosłych. Przyzwolenie na stosowanie przymusu bezpośredniego wobec dzieci i młodzieży to kolejny przykład na to, że ustawodawca stosuje wobec nich te same miary co wobec dorosłych. To niezrozumiałe i bardzo szkodliwe.

Warto też wiedzieć, że zapis dotyczący środków przymusu bezpośredniego został zachowany z poprzedniej ustawy, która weszła w życie w okresie stanu wojennego. Autorzy obecnej ustawy i politycy, którzy na nią głosowali, zaakceptowali więc metody „wychowawcze” rodem z PRL. Metody, które pozostają w sprzeczności z Konwencją o Prawach Dziecka, Konwencją Praw Człowieka i Ustawą o ochronie zdrowia psychicznego.

Kolejne zapisy ustawy, z którymi trudno się zgodzić, dotyczą przeniesienia na wszystkich dyrektorów polskich szkół podstawowych i średnich dotychczasowych obowiązków sędziów sądów powszechnych w zakresie określania przejawów demoralizacji i czynów karalnych dzieci i młodzieży. A także stosowania wobec nich kar (w ustawie nazywanych „środkami wychowawczymi”), do tej pory zarezerwowanych wyłącznie dla sądów.

– Nałożenie na dyrektorów szkół tych obowiązków zmienia oblicze szkoły z edukacyjno-wychowawczego i rozwojowego na sądowo-karny. To pierwsza taka sytuacja w naszej historii, kiedy miesza się oświatę z resocjalizacją. Nawet w PRL nikt nie wpadł na pomysł, żeby do ustawy o resocjalizacji wmanewrować szkołę.

Zapis ten budzi też bardzo praktyczne pytanie: na jakiej podstawie, według jakich kryteriów dyrektorzy szkół mają określać poziom demoralizacji dziecka? Do tej pory była to domena sądu. Przenosząc ją na dyrektora szkoły, de facto stawia się go w roli sędziego, do której nie jest przygotowany, nie ma odpowiednich kompetencji ani narzędzi.

Wiele zapisów nowej ustawy o wspieraniu i resocjalizacji nieletnich świadczy o tym, że ma ona bardziej charakter penitencjarny niż wychowawczy. Można odnieść wrażenie, że pisał ją ktoś zatrudniony w zakładzie karnym i stosowane tam zasady odniósł do ośrodków wychowawczych. A przecież ich pierwszym zadaniem jest wychowywanie oraz korygowanie niewłaściwych zachowań i nawyków dzieci i młodzieży, a nie wymierzanie im kar.

Wiele środowisk apeluje do prezydenta Andrzeja Dudy, aby zawetował tę ustawę. Sądzi pan, że tak się stanie?

– Bardzo chciałbym, aby prezydent wziął pod uwagę argumenty merytoryczne, które wyraźnie wskazują, jakie zło społeczne niesie ze sobą podpisanie tej ustawy. Obawiam się tylko, że dziś w Polsce argumenty natury politycznej górują nad merytorycznością i dobrem społecznym.

Wesprzyj Więź

Podpisanie ustawy uruchomi szereg problemów w sferze resocjalizacji i edukacji oraz przyczyni się do powstawania nowych konfliktów społecznych, np. może zantagonizować szkołę i rodziców. Ci drudzy już dziś w mediach społecznościowych wyrażają swoją niezgodę na to, aby dyrektorzy szkół wymierzali kary ich dzieciom. Skądinąd mają do tego prawo zagwarantowane w konstytucji. Ustawa ta uderza więc i w dziecko, i w rodzinę.

Marek Konopczyński – ur. 1956, pedagog resocjalizacyjny, profesor nauk społecznych, autor koncepcji twórczej resocjalizacji

Przeczytaj też: Kajdanki, pasy i kaftany w ośrodkach wychowawczych? KDS apeluje do prezydenta o zawetowanie ustawy

Podziel się

9
1
Wiadomość

Czytalem przed laty moze juz uplynelo 30 lat dwie ksiazki o wychowaniu dzieci, jedna napisal teolog i dyrektor elitarnego internatu, druga obronca karny, w obydwoch ksiazkach autorzy zadaja pytanie : co potrzebuje dziecko? Jeden mowi ze milosci i wzorow do nasladowania, drugi mowi ze milosci i przykladow. Nie dziwmy sie wiec gdy brakuje milosci i wzorow. Na kim maja mlode drzewka sie opierac, chym sie podpierac zeby wyrosly piekne pnie z mnostwem galezi. No i wichura wtedy niegrozna.

Za dużo wywiadów pt. „jeden pan zgadza się z drugą panią”. To jałowe i plemienne. Ja ponowię prośbę o odpowiedź, jak Państwo zareagują, gdy 10 latek mimo upomnień po raz czwarty poszedł na wiadukt rzucać kamieniami w jadące samochody drogą szybkiego ruchu. Ojciec uzył przemocy, za co został napiętnowany. A państwo ile ofiar wypadków jesteście gotowi poświęcić, by swoimi metodami non-violence skutecznie wpłynąć na dziecko? Dopóki nie dacie rady rodzicom takich dzieci, z waszych oburzeni się tylko śmieję. Owszem, stawiacie słuszne pytania, ale zachowujecie się jak fundamentaliści i wykluczacie inne, uprawnione perspektywy na rozwiązywanie problemów wychowawczych. Dziecko jest niewinne złu, które czyni, ale jeżeli już je czyni z powodu błędów dorosłych w przeszłości, co odpowiedzialni dorośli mają zrobić dziś, by nie zarażało i nie krzywdziło kolejnych dzieci? Oprócz dobra dziecka liczy się dobro innych dzieci i jeżeli służyć może mu izolacja, nie należy jej w trudnych przypadkach wykluczać, jak to ślepo i nieodpowiedzialnie proponujecie.

Przecież odpowiedź jest banalna. Takim dzieciom należy zorganizować czas i zajęcia. Tak robią to streetworkerzy, z sukcesami nawet w przypadku dzieciaków, które demoralizowano od niemowlęctwa.

A jeśli dzieci nie są zainteresowane zajęciami organizowanymi przez szkołę, dom kultury, ośrodek sportu lub Kościół? Chyba nie powie Pan, że samorządy nie wspierają finansowo niektórych instytucji albo wspomniane instytucje podejmują działania prospołeczne jedynie na papierze. Ja też chętnie wysłucham odpowiedzi, jak Państwo zareaguje, gdy 10 latek po raz kolejny rzuca kamieniami z wiaduktu, mimo wczesniejszych rozmów i prób wyjaśnienia, że to nie są magiczne kamienie z bajki, które rozpływają sie w powietrzu, tylko niszczą jednak karoserię i ewentualnie bliźnich…

Chętnie przeczytałbym tekst zamieszczony pod linkiem, ale tam jest tylko początek i propozycja subskrypcji… Dziękuję, nie skorzystam. Więc może Pan by streścił na użytek tych, którzy nie chcą kupować browaru, a mimo to mają ochotę na kufel (metaforycznego – realnego nie pijam) piwa?
A co do meritum: dopóki nie usłyszę przekonującej odpowiedzi na proste pytanie zadane przez Piotra – poglądy wyrażone w wywiadzie będę traktował jako ideologiczne pięknoduchostwo, niech będzie, że szlachetne, ale bez związku z rzeczywistością.