Zima 2024, nr 4

Zamów

„Były to uczciwe chwile”, czyli o pewnym nieodłącznym doświadczeniu komunistów w II RP

Więzienie przy ulicy Kamiennej w Krakowie, sierpień 1934. Fot. Ilustrowany Kurier Codzienny / NAC

Dla przedwojennych komunistów więzienie nie było izolacją od polityki, lecz kolejną płaszczyzną jej uprawiania.

Piłsudski uważał, że w Polsce więzienie jest stałym elementem kultury myślowej, politycznej, życia codziennego[1]. Było ono na pewno nieodłączną i kluczową częścią doświadczenia komunistów. Zdawali sobie oni sprawę, że w każdej chwili mogą trafić za kraty – jeden z okólników Związku Młodzieży Komunistycznej mówił wprost: „Bądź przygotowany na aresztowanie o każdej porze dnia i nocy”[2].

Penalizowana była sama przynależność do ruchu komunistycznego. Do 1932 r. stosowano odpowiednio znowelizowane paragrafy dawnych kodeksów karnych państw zaborczych o zamachu na ustrój lub terytorium państwa (zagrożone dożywociem) bądź o uczestnictwie w spisku do tego powołanym (do 8 lat). Wraz z wprowadzeniem ujednoliconego kodeksu karnego w życie weszły zapisy o przestępstwach politycznych – m.in. o usiłowaniu zmiany przemocą ustroju państwa (od 10 lat do dożywocia), udziale w związku przestępczym (do 5 lat) lub o sporządzaniu, przechowywaniu i rozpowszechnianiu materiałów nawołujących do popełniania zbrodni stanu (od 5 lat do dożywocia).

W grę wchodziło również oskarżenie o usiłowanie pozbawienia państwa niepodległości, za co groziła po 1932 r. nawet kara śmierci[3]. Ta ostatnia była jednak stosowana wobec komunistów bardzo rzadko[4]. […]

Ignacy Szlajfer usłyszał od swojego „nauczyciela” żart, że po zwycięskiej rewolucji otrzyma na podstawie nauki więziennej dyplom maturalny

Łukasz Bertram

Udostępnij tekst

Pobyt w więzieniu miał dla komunistów ogromne znaczenie jako agenda socjalizacji politycznej. Jej obiektywne ramy stanowiły materialne i organizacyjne warunki osadzenia. Zakłady penitencjarne borykały się – choć w różnym stopniu – z rozlicznymi bolączkami, takimi jak przestarzała infrastruktura, wilgoć, niedostatek światła, przeludnienie itp.[5].

Drugi czynnik stanowiła polityka państwa i poszczególnych naczelników wobec więźniów politycznych. W pierwszej dekadzie II RP dysponowali oni (poza dawnym zaborem niemieckim) przywilejami: częstszymi widzeniami i listami, dłuższymi spacerami, osobnymi celami, możliwością posiadania własnych ubrań i książek.

Teoretycznie zmienić się to miało wraz z wprowadzeniem nowego regulaminu z 1931 r., który znosił odmienny status więźnia politycznego. W latach 30. o utrzymanie wcześniejszych reguł toczyła się między osadzonymi a administracją nieustanna szarpanina, np. za pomocą głodówek protestacyjnych.

Kluczowe znaczenie miała tu instytucja komuny więźniów politycznych. Na jej czele stał starosta reprezentujący więźniów przed administracją oraz tajne „trójki partyjne”. W latach 20. komuny funkcjonowały legalnie. Nowy regulamin znosił je, w praktyce działały do końca II RP. Zajmowały się m.in. rozdziałem żywności z paczek, ale przede wszystkim socjalizacją polityczną, o czym niżej[6].

Przez wspomnienia komunistów przewijają się narracje o biciu w śledztwie i w więzieniu, oraz o innych formach przemocy fizycznej: podwieszaniu głową w dół, wlewaniu przez nos wody, moczu czy amoniaku, szczuciu psami, miażdżeniu palców drzwiami, przetrzymywaniu w karcerze wypełnionym wodą, gwałtach. Członkowie ruchu mogli też zginąć od kul policji podczas demonstracji i zamieszek.

Niestety wiedza o natężeniu przemocy wobec komunistów nie została jeszcze usystematyzowana. Ponadto według Padraica Kenneya więźniowie polityczni ogólnie przejawiają skłonność, by raczej milczeć o torturach, które przeżyli osobiście[7]. Można przyjąć, że jako taka przemoc była rzeczywista, gdyż świadczą o niej również inne źródła. Bicie do nieprzytomności pejczem z ołowianą kulką wspominał np. zrażony do komunizmu Julian Stryjkowski[8].

Stopień tej przemocy zależał od bardzo wielu czynników, a w wielu relacjach jest ona wręcz nieobecna. W interesujący sposób pisała o tym doświadczeniu Stanisława Sowińska, więziona zarówno w latach 30., jak i w 50. (jako ofiara walki z odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym). I tu, i tu spotkał ją głód, zimno i smród.

Bunt, podziemie, władza
Łukasz Bertram, „Bunt, podziemie, władza. Polscy komuniści i ich socjalizacja polityczna do roku 1956”, Wydawnictwo Naukowe Scholar oraz Instytut Studiów Politycznych PAN we współpracy z Fundacją Kultura Liberalna, Warszawa 2022

W celi przedwojennej biły ją kryminalne napuszczone przez straż – ale za to naczelnik uznawał ograniczenie prawa korespondencji czy widzeń za zbyt surową karę za protest polityczny, co jaskrawo kontrastowało z pięcioletnią kompletną izolacją w więzieniu X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego[9]. Wyjątkowo ciężkie warunki panowały zaś w Berezie Kartuskiej, gdzie bicie czy upokarzanie osadzonych i znęcanie się nad nimi, fatalne warunki sanitarne oraz brak opieki lekarskiej były codziennością[10].

Trzeba tu zasygnalizować ważne pytanie, w jakim stopniu tego rodzaju przeżycia wpływały na resentymenty, chęć odwetu i brak skrupułów wobec wroga w okresie powojennym. Można też za Padraicem Kenneyem stwierdzić, że każde pobicie w więzieniu jest lekcją polityczną[11].

Trzeba też pamiętać, że komuniści już przez sam fakt uwięzienia narażeni byli na typowe napięcia związane z izolacją: nerwice, schorzenia psychiczne, zaburzenia seksualne, deprywacje bodźców, frustracje[12]. Wieloletnie odosobnienie mogło również wpłynąć na obraz świata na zewnątrz – postrzeganie go w sposób dużo bardziej abstrakcyjny bądź resentyment wobec „niewdzięcznych” robotników, którym obojętny jest los walczących o ich sprawę[13].

Dla komunistów, tak jak dla wszystkich więźniów politycznych od połowy XIX w., więzienie nie było izolacją od polityki – lecz kolejną płaszczyzną jej uprawiania[14]. Kluczową rolę odrywały tu komuny. Istniały one również w więzieniach carskich, ale wtedy ich rola była głównie porządkowa. W II RP nabrały charakteru politycznego[15]. Ich władze organizowały wszelkie akcje protestacyjne, takie jak głodówki, i pilnowały, by osadzeni odpowiednio wiele czasu poświęcali samokształceniu.

Wspominałem już o uzupełnianiu wiedzy ogólnej: Ignacy Szlajfer usłyszał od swojego „nauczyciela” żart, że po zwycięskiej rewolucji otrzyma na podstawie nauki więziennej dyplom maturalny[16]. Korzystając z więziennych bibliotek (w których można było znaleźć dzieła Marksa oraz innych klasyków socjalizmu), wspólnego czytania prasy, referatów bardziej doświadczonych towarzyszy oraz literatury nielegalnie dostarczanej z zewnątrz, więźniowie poznawali również idee i historię swojego ruchu. Choć po wprowadzeniu nowego regulaminu więziennego na początku lat 30. było to trudniejsze, ta aktywność nigdy nie ustała. Nic dziwnego, że komuniści powszechnie określali więzienia mianem swoich „uniwersytetów”.

Bywały one również agendami polonizacji reprezentantów mniejszości narodowych. W więzieniu będzińskim delegowano natomiast młodych ZMK-owców do przemawiania przez zakratowane okna do demonstrantów na ulicy, by w ten sposób uczyli się wiecowych umiejętności[17]. W Piotrkowie komunistki zorganizowały sobie warsztaty na temat organizacji strajków [18].

„Dokształt” ideologiczny bardzo silnie wiązał się z formowaniem właściwej postawy. [Aleksander] Wat wyobrażał sobie, że dopiero za kratami „wysublimuję się i stanę się godnym kościoła, że będę tym sercem walczącego proletariatu. […]. Pocieszałem się tym, że z tego wyjdę nie jako załamany, miękkociały inteligent, ale jakiś mężny i waleczny rewolucjonista”[19].

Dzięki obcowaniu z „zawodowymi rewolucjonistami” młodzi komuniści mieli przed sobą wyraziste wzorce osobowe. Za ich sprawą było nie do pomyślenia, ażeby „młode dziewczynki, które zostawiły na wolności swoich rodziców czy sympatie, płakały, użalając się”[20]. Jako element tej formacji należy też postrzegać dążenie, by każda chwila w celi była jakoś wypełniona – tak, by jednostka jak najkrócej przebywała sama ze swoimi wątpliwościami.

Z tego problemu zdawały sobie sprawę władze państwowe. W raporcie komendy policji w Kielcach z 1924 r. zapisano, że „więzienie jest dla mniej uświadomionych doskonałą szkołą partyjną a kilkuletni pobyt w więzieniu daje gwarancję doskonałego wyszkolenia więźnia”. Na podobne mechanizmy zwracano uwagę w sprawozdaniu warszawskiego Komisariatu Rządu w 1937 r., podkreślając, że przestępca wywrotowy stawał się po wyjściu z więzienia bardziej niebezpieczny[21].

Poczucie wspólnoty umacniało nie tylko dzielenie się paczkami żywnościowymi czy ubraniami, ale też szopki polityczne czy robione sobie psikusy

Łukasz Bertram

Udostępnij tekst

[…] Komuna odgrywała wielką rolę jako instytucja opiekuńcza czy wręcz terapeutyczna. Roztaczała opiekę, gdy ktoś zapadł na zdrowiu, podtrzymywała na duchu w chwilach kryzysu albo po otrzymaniu wysokiego wyroku. Starsi działacze przejawiali czasem wobec młodszych stosunek wręcz rodzicielski[22].

Oczywiście między więźniami wybuchały konflikty, zarówno polityczne, jak i osobiste, odzywały się uprzedzenia antyinteligenckie[23]. Komuny dążyły do tego, by takie napięcia łagodzić. Poczucie wspólnoty umacniało nie tylko dzielenie się paczkami żywnościowymi czy ubraniami, ale też szopki polityczne czy robione sobie psikusy. Dominującym motywem w relacjach komunistów jest więź przyjaźni, osobistej lojalności i zaufania między więźniami. Była to też sfera budowania kapitału społecznego oraz podtrzymywania rytuałów.

Jednocześnie członkowie komuny byli zobowiązani do ścisłego podporządkowania się jej władzom oraz niepodejmowania żadnych akcji samodzielnie. Kierownictwa pilnowały ideologicznej pryncypialności, dyscypliny i zwalczały różnego rodzaju „odchylenia”, wymuszały odpowiednie zachowania, kształtowały sposób myślenia. Za złamanie zasad mogły skazać komunistę na ostracyzm albo usunięcie ze wspólnoty[24].

Analiza grypsów wysyłanych zza krat ukazuje, że było to największą tragedią dla więźnia, aczkolwiek nie poddawano się jej zupełnie biernie – napotkać można zarówno samokrytyki, jak i odwołania[25]. Wypadki wystąpienia z komuny zdarzały się, ale były raczej rzadkie. Choć więc formalną władzę nad więzieniem sprawował naczelnik, w komunie u władzy nadal była Partia[26].

Codzienność za kratami nierozerwalnie łączyła się ze sprawą polityczną; przestrzeń, która miała odciągać jednostki od polityki, okazywała się polem, w którym obecność polityki jeszcze się wzmagała[27]. Komuna wydatnie zmniejszała wspomniane psychiczne koszty izolacji, uczyła ideologii, umacniała „kręgosłup”, ale też w wypreparowanych od kontekstu społecznego warunkach umacniała procesy socjalizacji-w-ruchu sprzyjające wyzbywaniu się indywidualizmu na rzecz kolektywu.

Oczywiście nie każdy komunista wychodził zza krat zahartowany i jeszcze bardziej gotowy do działania. Zetknięcie z policją i więzieniem mogło doprowadzić do pójścia na współpracę z władzami albo do porzucenia ruchu[28].

Trzeba też pamiętać, że bardzo duża część komunistów nie miała za sobą poważnego doświadczenia więziennego, co zobaczymy na przykładzie bohaterów tej książki. Wielu z nich spotykały jedynie krótkie, czasem ledwo kilkugodzinne zatrzymania, a także rewizje bądź przesłuchania.

Wesprzyj Więź

Przy wszystkich tych zastrzeżeniach nie ma powodu nie wierzyć Józefowi Passiniemu, który mówił, że czas spędzony w więzieniu „były to uczciwe chwile, gdzie człowiek był z siebie zadowolony, nie tak, jak dzisiaj. Ja dobrze się czułem, wiedziałem, za co siedzę, wiedziałem, dlaczego siedzę, wiedziałem, że nikt mi nic nie zarzuci i tu uważam, że była bardzo przyjemna dla mnie chwila”[29].

Fragment książki „Bunt, podziemie, władza. Polscy komuniści i ich socjalizacja polityczna do roku 1956”, Wydawnictwo Naukowe Scholar oraz Instytut Studiów Politycznych PAN we współpracy z Fundacją Kultura Liberalna, Warszawa 2022. Tytuł od redakcji Więź.pl


[1] J. Piłsudski „Psychologia więźnia”, [w:] tenże, „Pisma zbiorowe. Wydanie prac dotychczas drukiem ogłoszonych”, t. 8, Warszawa 1937, s. 174.
[2] L. Krzemień, „Związek Młodzieży Komunistycznej w Polsce. Pierwsze dziesięciolecie (1918–1928)”, Warszawa 1972, s. 135.
[3] J. Ławnik, „Represje policyjne wobec ruchu robotniczego 1918–1939”, Warszawa 1979…, s. 115–119, 125–126; K. Urbański, „System penitencjarny II Rzeczypospolitej a więźniowie polityczni (na przykładzie województwa kieleckiego)”, Kielce 1997, s. 15–23.
[4] F. Świetlikowa, „Więźniowie polityczni Mokotowa w latach 1919–1939”, „Z Pola Walki”, nr 2/1972, s. 271.
[5] K. Pawlak, „Więziennictwo polskie w latach 1918–1939”, Kalisz 1995, s. 42–43, 50–53; M. Rodak, „Pospolitacy, cuwaksi, powrotowcy. Osadzeni w więzieniu karnym Warszawa-Mokotów (1918–1939)”, Warszawa 2017, s. 93–109.
[6] Zob. K. Pawlak, Więziennictwo…, s. 71–74; J. Schatz, „Pokolenie Wzlot i upadek polskich Żydów komunistów”, Warszawa 2020, s. 172–174; M. Szumiło, „Roman Zambrowski 1909–1977. Studium z dziejów elity komunistycznej w Polsce”, Warszawa 2014, s. 54–56, F. Świetlikowa, „Więźniowie polityczni Mokotowa…”; K. Urbański, „System penitencjarny…”, s. 50–51, 60–62, 141–169; H. Wajn, „Młodzi komuniści w więzieniach (1918-1939)”, „Pokolenia”, nr 2/1967, s. 19–35; tenże, „Więźniowie polityczni w Polsce w latach 1918–1939”, „Z Pola Walki”, nr 4/1965, s. 3–27.
[7] P. Kenney, „Dance in Chains: Political Imprisonment in the Modern World”, New York 2017, s. 53.
[8] Zob. Ł. Bojko, „Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy i tzw. proces łucki”, „Studia nad Autorytaryzmem i Totalitaryzmem”, t. 38, nr 3/2016, s. 109–110; K. Halicki, „Policja polityczna w województwie pomorskim w latach 1920–1939”, Łódź 2015, s. 164; „Ocalony na wschodzie. Z Julianem Stryjkowskim rozmawia Piotr Szewc”, Montricher 1991, s. 78–79.
[9] S. Sowińska, „Gorzkie lata. Z wyżyn władzy do stalinowskiego więzienia”, red. Ł. Bertram, Warszawa 2017, s. 233–234.
[10] Zob. „Bereziacy”, red. L. Borkowicz, Sz. Dobrzyński, F. Jóźwiak et al., Warszawa 1965; I. Polit, „Miejsce odosobnienia w Berezie Kartuskiej w latach 1934–1939”, Toruń 2003; W. Śleszyński, „Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej 1934–1939”, Białystok 2003.
[11] P. Kenney, „Dance in Chains…”, s. 234.
[12] Por. K. Linowski, „Możliwości rozwoju człowieka w warunkach izolacji penitencjarnej poprzez utrzymywanie kontaktów zewnętrznych”, „Acta Scientifica Academiae Ostroviensis”, nr 8, 2001, s. 127–129; D. Żywicka, „Funkcjonowanie człowieka w warunkach izolacji” [w:] „Wybrane zagadnienia psychospołeczne instytucji penitencjarnych”, oprac. H. Chmielewska, A. Grabowski, K. Jędrzejak et al., Kalisz 1996, s. 37–56.
[13] Interpretację tę zaczerpnąłem z rozmowy z prof. Padraicem Kenneyem.
[14] Zob. P. Kenney, „Dance in Chains…”. Praca ta osadza doświadczenie więzienne KPP-owców w szerokim kontekście doświadczeń więźniów politycznych jako takich.
[15] Tamże, s. 167–173.
[16] Archiwum Akt Nowych (AAN), Zbiór Relacji Dot. Ruchu Robotniczego, R-191, Ignacy Szlajfer, 22 X 1965, k. 26.
[17] AAN, Akta Jana Izydorczyka, 473/30, Jan Izydorczyk, „Spotkanie towarzyszy z KPP z młodzieżą w dniu 17 XII 1958 r.”, k. 38.
[18] P. Kenney, „Dance in Chains…”, s. 242–244.
[19] A. Wat, „Mój Wiek. Pamiętnik mówiony”, t. 1, Warszawa 1990, s. 181.
[20] AAN, ZRDRR, R-182, Elżbieta Motyl, 31 V 1966, k. 11–12.
[21] M. Krzysztofiński, „Czerwona Pomoc jako «organ walki z białym terrorem»” [w:] [w:] „Komuniści w II Rzeczypospolitej. Ludzie – struktury – działalność”, red. M. Bukała, M. Krzysztofiński, Rzeszów 2015, s. 312; M. Szumiło, „Roman Zambrowski…”, s. 58.
[22] AAN, ZRDRR, R-182, Ludwika Jankowska, 1 VI 1966, k. 84; R-191, Grzegorz Czuchraj, 23 V 1965, k. 164–165; A. Wat, „Mój wiek…”, s. 109.
[23] AAN, ZRDRR, R-182, Janina Lorek, 31 V 1966, k. 36; R-191, Leszek Krzemień, 22 X 1965, k. 62–63.
[24] Wacława Grudzińska, relacja udzielona autorowi, 4 II 2015, transkrypcja; P. Kenney, „Dance in Chains…”, s. 168–169; K. Urbański, „System penitencjarny…”, s. 173–178.
[25] Za tę informację dziękuję prof. Padraicowi Kenneyowi.
[26] H. Grynberg, „Memorbuch”, Warszawa 2000, s. 73–74.
[27] P. Kenney, „Dance in Chains…”, s. 232.
[28] Zob. P. Cichoracki, A. Illin, „Zeznania młodego komunisty. Przyczynek do pierwszej fazy dziejów KPZB”, „Komunizm. system – ludzie – dokumentacja”, t. 5, 2016, s. 173–195; J. Kędzierski, „Miejsce urodzenia”, Warszawa 1982, s. 107–114; J. Kott, „Przyczynek do biografii. Zawał serca”, Kraków 1995, s. 11, 136–141. Po wojnie niektórzy zidentyfikowani „sypacy” i „deklaranci” zostali aresztowani i skazani za zdradę ruchu (S. Sowińska, Gorzkie lata…, s. 97–98; K. Zawadka, „Komitet Wojewódzki PZPR w Lublinie 1948–1956”, Lublin 2014, s. 134–135).
[29] AAN, ZRDRR, R-36, Józef Passini, 26 XI 1956, k. 52.

Podziel się

Wiadomość