Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Przyjmij mnie jako siostrę, Antygono, / w tym podejrzanym kraju”. Wiersze Walżyny Mort

Fragment obrazu „Edyp i Antygona” Antoniego Brodowskiego, 1828

Utwory ukazały się w kwartalniku „Więź” zima 2021.

Do Antygony, depesza

allegro odpędzać policję
adagio myć ciało
scherzo śmiać się i płakać
rondo przykryć ciało ziemią

Antygono,
z martwymi – jasne,
że do żywych,
przyjmij mnie jako siostrę.

Tak samo wysoko cenię pogrzebowy biznes,
święto „Kop i Kupuj”,
  maraton „Mama Myła Martwych”.

Kułaczka,
robię obchód grobów –
naszej luksusowej
rodzinnej posiadłości.

Na klawiaturze do tortur
trzymam akordy,
żeby rozciągnąć palce,
jak u czarownicy.

Opróżniłam swe wnętrzności
  jak miechy akordeonu,
  dla lepszego dźwięku.
Nie sekretami,
a pracą i karą
podzielę się z tobą.

Opłaczę twojego brata
i pokażę
całe lasy niepogrzebanych trupów.

Posprzątamy, jak tylko dwie siostry
potrafią posprzątać w domu.
Precz z kośćmi, które walają się jak skarpetki!
Precz z popiołem na dnie kolanowych rzepek.
Po co sprzeczać się z mężczyznami o nieumyte naczynia,
kiedy mamy jeszcze górę czerepów do oczyszczenia na błysk?

Wychowana przez posągi,
z postawy – jestem suką i klaczą.
Jestem cementem we łzach.

Moje groby zobaczysz z daleka,
nieskazitelne, jak skóra niemowlęcia.

Tutaj
historia zbliża się
do końca jak film
napisami grobów,

jak film, bezimiennymi napisami masowych pochówków.

Każdy dół, każdy pagórek – jest podejrzany.

Przyjmij mnie jako siostrę, Antygono,
w tym podejrzanym kraju
mam ognistą twarz łopaty.

Scena wojny w średniowieczu
według obrazu Degasa o tym samym tytule

Bóg zjawia się przede mną jako kobieta,
przywiązana do krzewu gorejącego.

Jej nagość to białe miejsca na płótnie,
gdzie męska ręka praktykowała
kobiece gesty.

Na przykład,

przewiesić siebie, jak prześcieradło, przez własną rękę.

Sutki-dwukropek ujawniają sens
tej sceny wojny w średniowieczu:

konie, ukoronowane jeźdźcami, odjeżdżają;
ich ogony, jak wskazówki zegarka, strącają
muchy czasu ze swoich krągłych ud.

Czas to owad, który zostawia
swoje larwy, by wyświetlały się na otwartych ranach

ssaków.

Na końskich udach rysy są wyraźniejsze niż na
twarzach kobiet.

Jedna ze strzałą, wycelowaną w nią,
ręce na ugiętych kolanach, jakby
chciała na łyżwach wjechać w śmierć,

drażni luksus końskich ogonów włosami,
tak czerwonymi, jakby cała jej krew była w tych włosach.

A więc to nie krzew gorejący.
To włosy, których użyła
jako tarczy. Niedaleko płonie miasto.

Wesprzyj Więź

Z oczu, z ud konie strząsają popiół.

Koniec.

Przełożył Bohdan Zadura

Podziel się

Wiadomość