Po czterech dekadach od ataku na polskie społeczeństwo lokalnych przedstawicieli bloku sowieckiego kwestia wolności znów staje się centralnym zagadnieniem Polski.
13 grudnia – kluczowy dzień Polski powojennej. Niesie on wprawdzie „wojnę” w nazwie wprowadzonego stanu, jednak był początkiem starcia nie militarnego, lecz mentalnego. Nadanie Peerelowi – w nocy 12/13 grudnia 1981 – „czołgowego” wystroju od początku rodziło poczucie absurdu. Niemniej groteskowa fasada wewnętrznej okupacji przykrywała dramatyczny akt destrukcji społecznej.
Stan wojenny podzielił społeczeństwo; rozciął je na tych, którzy go popierają lub gotowi są – ze strachu czy oportunizmu – się ukorzyć oraz tych, którzy decydują się na opór. Okazało się, że tych drugich było znacznie mniej i spośród nich zwykle padały ofiary. Jednak to dzięki nim możliwy był późniejszy przełom.
Przygotowywane przez szesnaście miesięcy legalnego działania NSZZ „Solidarność” uderzenie w struktury związku zawodowego, obejmującego swym zasięgiem prawie całe społeczeństwo, przyniosło zdumiewająco skuteczny rezultat. W ciągu paru dni organizm związkowy został złamany – wystarczyło internować przywódców i niepodległych działaczy (około 10 tysięcy), spacyfikować coraz słabsze strajki. Przetrwał jednak, a potem się rozwinął front oddolny, wywodzący się z Solidarności (pisanej bez cudzysłowu) jako wyzwoleńczego ruchu społecznego; dla niego minione półtorarocze oznaczało stanowienie wolności. Po 13 grudnia – przy malejącym
udziale instancji związkowych – nastąpił rozstrzygający pojedynek wolności ze zniewoleniem.
Po czterech dekadach od ataku na polskie społeczeństwo lokalnych przedstawicieli bloku sowieckiego – ostatniego w ogóle zmasowanego ataku komunizmu – kwestia wolności znów staje się centralnym zagadnieniem Polski. Czterdzieści lat temu funkcjonariusz w mundurze, każdej formacji siłowej, był ewidentnym narzędziem zniewolenia. Dzisiaj problem demokratycznych wolności wraca do Rzeczpospolitej. Warto więc przywołać tamto doświadczenie.
„Karta” powstała 4 stycznia 1982. Dwustronną podziemną gazetkę, przepisywaną na mechanicznej maszynie, zaczynaliśmy wtedy tak: „Za lub przeciw. Trzeciego wyjścia nie ma. Polska Ludowa wprawdzie od początku narzucała nam proste alternatywy (z nią lub przeciw niej), jednak dopiero dzisiaj do wyboru zmuszono wszystkich. Wojskowy pucz nie pozostawił komfortu niezdecydowania. Nikt nie zachowa swojego azylu. […] Junta odebrała nam elementarne ludzkie prawa. Tego darować nie wolno. […] O rozstrzygnięciu starcia zadecyduje każdy z nas – na co dzień, każdą swoją najdrobniejszą nawet decyzją: decyzją na rzecz tyranii lub wolności. Suma tych decyzji określi termin zwycięstwa”.
Fragment wstępu do książki „13 grudnia. Świadectwa stanu wojennego”, Karta 2021. Tytuł od redakcji
Przeczytaj także: Bodyguard stanu wojennego
„Po czterech dekadach od ataku na polskie społeczeństwo lokalnych przedstawicieli bloku sowieckiego kwestia wolności znów staje się centralnym zagadnieniem Polski.”
Ataku na całe społeczeństwo? Na te ponad 40 mln? Wszyscy oni byli demokratami, wszyscy pragnęli podmiotowości, rządów prawa? Skoro tak to dlaczego PiS mógł tak łatwo i przy aplauzie większości wyborców zniszczyć polskie demokratyczne państwo prawa?
Ech, te inteligenckie mity spod znaku Liberum Conspiro. Skoro ja coś sądzę wraz z moją bańką i jestem Polakiem to znaczy że wszyscy Polacy tak sądzą i pragną tego samego. Jak w 1830, 1864, 1944. Gdyby rzeczywiście większość Polaków była przeciwna stanowi wojennemu toby nie został on wprowadzony. Został, bo znakomita większość została bierna, a jakaś część popierała. Jaka i z jakich pobudek? To trzeba by zbadać, a nie powielać inteligenckie mity.
„dlaczego PiS mógł tak łatwo i przy aplauzie większości wyborców zniszczyć polskie demokratyczne państwo prawa?”
Dlaczego chłopstwo w większości nie angażowało się po stronie polskości co najmniej do wojny z bolszewikami w 1920 r.? Bo większość patriotycznej szlachty w XIX w. żądała od nich wspólnoty krwi – tu mieliśmy być braćmi, ale jeśli chodzi o inne sprawy, to braćmi nie byliśmy, tylko chamami. I tak było w dużym stopniu w III RP. W Wyborczej był wiele lat temu wywiad z Michałem Wojtczakiem, wiceministrem rolnictwa w rządzie Mazowieckiego, który reformę Balcerowicza wdrażał na odcinku PGRów. Wielki, budzący szacunek wyrzut sumienia. Chciałbym, by Balcerowicz nie polemizował jedynie z wybranymi przez siebie słabymi adwersarzami, a właśnie z takimi partnerami, których nie będzie mógł wyzwać swoim zwyczajem od oszołomów lub nieuków.
Słusznie, choć akurat to pytanie zadałem w innym kontekście.
Od stanu wojennego mija 40 lat, od 6 lat rządzi PiS obnażający i przenicowujący wszelkie narodowe święte mity i pokazujący ich słabości, a wizja stanu wojennego jako wojny polsko-jaruzelskiej w umysłach pewnych ludzi trwa niewzruszona.
Ci ludzie będą wierzyć do końca życia, że Społeczeństwo chciało demokracji (czy kapitalizmu? 🙂 ) w całości, tylko złe wyrzutki, źli komuniści….. I nawet 20 lat rządów PiS nie spowoduje u nich żadnej refleksji. Autorytaryzm PZPR był zły, autorytaryzm PiS jest dobry, bo Nasz.
Ech, czas pisać historię Polski po 1945 na nowo. Nie w tonacji czarno-białej ale co najmniej w 256 odcieniach szarości. Z uwzględnieniem tego, jacy jesteśmy w realu a nie w inteligenckich wizjach.