Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Kryzys na granicy białoruskiej to początek i symbol. Co zrobimy, gdy zjawi się nie 30 osób, a tysiące?

Ks. Wojciech Lemański i pastor Michał Jabłoński próbowali na polsko-białoruskiej granicy przekazać uchodźcom żywność i leki, zostali do nich niedopuszczeni przez Straż Graniczną. Usnarz Górny, 26 sierpnia 2021 r. Fot. Franek Starczewski / Facebook

Choćbyśmy nie wiem jakie mury i zasieki budowali, nie zatrzymamy migracji. Może więc zamiast straszenia obcymi lepiej zastanowić się, jak odpowiedzieć na ten proces?

Przeczytałem dzisiejszy felieton Marcina Kędzierskiego w „Dzienniku Polskim” na temat kryzysu migracyjnego. Wiem, że to krótka forma i nie wszystko da się w niej rozwinąć, ale chciałbym zareagować na niektóre twierdzenia, jakie padły w tekście.

Autor uważa, że ludzie, którzy dostali się do Białorusi „to przedstawiciele elit, bo inaczej nie byłoby ich stać na opłacenie wycieczki do Mińska z podwózką pod polską granicę”. Niestety to chyba nie takie proste…

To zdanie pokazuje, że jeszcze wiele przed nami, jeśli chodzi o zrozumienie mechanizmów współczesnej migracji. Nie wiem, co Kędzierski rozumie przez elity, ale wcale nie jest tak, że ludzie, którzy migrują, zawsze pochodzą z bogatych rodzin, są lekarzami, prawnikami, usytuowanymi osobami w społeczeństwie. Ci „szczęściarze”, moim zdaniem, inaczej wydostają się ze swoich krajów, choćby dlatego, że są lepiej wykształceni. Ogromne masy migrantów to często ludzie być może nie przymierający głodem, ale szukający po prostu lepszego życia, czasem uciekają przed jakimś rodzajem zła.

Z powodu globalizacji, dużej liczby ludzi na Ziemi, wielu miejsc zapalnych – nie uda nam się stworzyć ani w Polsce, ani w Europie jakiejś enklawy, gdzie odgrodzimy się od uchodźców

o. Dariusz Piórkowski

Udostępnij tekst

Nie dysponuję żadnymi badaniami naukowymi. Mogę podzielić się tylko własnym doświadczeniem. W latach 2001-2003 byłem w Berlinie. Tam w ramach mojej zakonnej formacji pracowałem w Jezuickiej Służbie Uchodźcom. Praca polegała na tym, że 3-4 razy w tygodniu odwiedzałem aresztantów obcokrajowców w dwóch więzieniach (tak to wyglądało) w Berlinie i w Eisenhuttenstadt na granicy z Polską. To nie byli uchodźcy w europejskim rozumieniu tego słowa, poza nielicznymi wyjątkami. Oczekiwali na deportację do swoich rodzinnych krajów, nieraz miesiącami, albo do krajów sąsiadujących z Unią Europejską, jeśli udało się ustalić, że właśnie stamtąd trafili do Niemiec.

W ciągu dwóch lat spotkałem parę tysięcy osób, rozmawiałem z kilkuset, poznawałem ich historie, dramaty, oczekiwania. Byli tam ludzie z Azji (głównie Indie i Bliski Wschód), Afryki i z postsowieckich republik. Przeważnie dostali się do Niemiec z pomocą przemytników, w nieludzkich warunkach. Zdecydowana większość to ludzie słabo wykształceni, często w ogóle niewykształceni. Część ich biedy polegała na tym, że nie rozumieli, dlaczego są tak traktowani.

Czemu znaleźli się w Europie? Czytali to, co pisze się w internecie o Europie, o tym, jak się tam żyje. Nie mając nawet pojęcia o europejskim systemie prawnym, o polityce migracyjnej, trochę naiwnie sądzili, że po prostu mogą sobie przyjechać, znaleźć jakąś pracę albo liczyć na pomoc społeczną. Dziwili się, że są traktowani jak przestępcy tylko dlatego, że nie mieli paszportów, wiz czy innych dokumentów. Niestety, czasem byli traktowani gorzej niż kryminaliści. Musieli błagać strażników o wodę do picia. Niektórzy strażnicy byli okrutni, zależy, na kogo się trafiło. Ci „obcy” mieszkali stłoczeni w brudnych, obsmarowanych celach, mogli wyjść na zewnątrz tylko na godzinę w ciągu doby. Za to, że przekroczyli nielegalnie granicę.

Równocześnie w niemieckich mediach toczyła się obłudna dyskusja, jak to nielegalni migranci zalewają Niemcy, odbierają pracę rodakom, i tak dalej. Tyle tylko, że w rzeczywistości na czarnym rynku wówczas nielegalnie pracowało około dwa miliony ludzi – to szacunki. Całe firmy opierały się na cudzoziemcach zatrudnianych na czarno, Niemcy nie chcieli pracować w niektórych zawodach, a biznes musi się przecież kręcić…

Nie mamy często zielonego pojęcia o podziemnym, nielegalnym procederze przemytu ludzi. Dla przykładu, Hindusi płacili spore sumy (zbierały się na to rodziny i wioski) by przedostać się do Wielkiej Brytanii. Inaczej nie miało się szans. Podobnie z Afryki. To wcale nie byli bogaci ludzi, raczej współczesna biedota. Kiedy Hindusi odsiedzieli pół roku w areszcie, Niemcy musieli ich wypuścić. Ambasada indyjska nie przyznawała się do nich, nie wydawała dokumentu potwierdzającego, że to ich obywatele. Dlaczego? Byłem kilka razy z Hindusami w ich ambasadzie i urzędnik wprost mi powiedział, że oni wiedzą, ile ci ludzie zapłacili, by przedostać się do Europy. Nie mogą tak po prostu wrócić do Indii. Oczywiście często przemytnicy oszukiwali tych ludzi. Wypuszczali ich w Polsce, a mówili, że to Niemcy…

Tak było 20 lat temu. Obecnie migracja jeszcze bardziej wzrosła. Zwłaszcza nielegalna.

Co myślę o kryzysie migracyjnym? Choćbyśmy nie wiem jakie mury i zasieki budowali, nie zatrzymamy tego procesu. Im bardziej uszczelnione granice, tym większy będzie napływ nielegalnymi drogami.

Marcin Kędzierski pisze, że powinniśmy zadbać o stworzenie lepszych warunków tam, gdzie ci ludzie żyją. To życzeniowe myślenie. Niby w jaki sposób? Mamy pobić Talibów? Czasem mamy do czynienia z sytuacjami beznadziejnymi, gdy jesteśmy bez żadnego wpływu na to, co się tam dzieje.

Musimy być gotowi na to, że ludzie innych kultur, religii i ras będą się przedostawać do nas. To, co teraz wiemy o nich, często opiera się na obrazach z mediów. Arab to „pewnie terrorysta”. Uproszczenia zawsze się dobrze sprzedają. Nie możemy też oczekiwać, by osoby z innych kultur asymilowały się u nas w 100 procentach. To po prostu po ludzku niemożliwe.

Oczywiście, migracje stają się ogromnym wyzwaniem. Ale 20 lat temu te same pytania zadawali sobie Niemcy. I nie rozwiążemy tego problemu przez zasieki i straszenie obcym. Obcokrajowcy to nie wojska sowieckie czy nazistowskie napierające na polskie ziemie.

Czy wśród migrantów są i będą przestępcy? Jak najbardziej. Podobnie jak są i będą wśród Polaków. Przestępców się łapie, osądza i wsadza do więzienia. Nie wszyscy obcokrajowcy, zwłaszcza z krajów islamskich, to terroryści i przestępcy.

W najbliższych latach w Polsce wybory będą przegrywane lub wygrywane w oparciu o stosunek danej partii do obcokrajowców. Wzrośnie społeczna histeria. I politycy doskonale ją wykorzystają.

Właśnie z powodu globalizacji, dużej liczby ludzi na Ziemi, wielu miejsc zapalnych – nie uda nam się stworzyć ani w Polsce, ani w Europie jakiejś enklawy, gdzie się ogrodzimy, będziemy żyli długo i szczęśliwie. Ludzie migrują nielegalnie, bo legalnie nie są w stanie do nas przyjechać. Mało kto z nich to uchodźcy z powodów politycznych czy religijnych lub rasowych. Chociaż akurat teraz w Afganistanie ludzie uciekają przed śmiercią. Większość ludzi migruje z powodów ekonomicznych, a to formalnie nie jest powód, by uzyskać azyl. W tym problem.

Wesprzyj Więź

Kryzys na granicy białoruskiej to początek, to również pewien symbol. Skoro 34 osoby spowodowały taką reakcję władz, co się będzie działo, gdy tych ludzi będą tysiące i setki tysięcy? Będziemy do nich strzelać? A może lepiej już zacznijmy się intensywnie zastanawiać, jak odpowiedzieć rozumnie na ten nieunikniony proces.

Tekst ukazał się na Facebooku

Przeczytaj też: Uchodźcy zagrożeniem dla Polski? To kompletna bzdura!

Podziel się

10
2
Wiadomość

W Niemczech mamy w ciagu roku 700 gwaltow zbiorowych, to oficjalna liczba, wszyscy uwazaja ja za zanizona, policja inacze nazywa przestepstwa, czasem ukrywa sie pochodzenie kryminalisty, jednak jak uczyni to Polak to napisza Polak popelnil to i to. Mamy wiec nowe pojecie liberalnej prawdy. Moze wybory to zmienia, sprawczyni ucieka jak Tusk, moze do Brukseli, Tusk wrocil na stare smieci. Tyle im zostalo, chociaz rozumiem i nie potepiam Merkel, chciala swiatu pokazac ze Niemcy sa inne, czegos sie nauczyly z 12 lat nazizmu i zbrodni jakiej dokonali. Wszyscy musimy to wziasc na nasze barki, jednak decyzja ta wplynela na powstanie nowej skrajnie prawicowej AfD, zawsze sa jakies skutki uboczne, idealny jest tylko Bog.

Artykuł jest moim zdaniem bardzo obiektywny i szczery. Politycy mogą teraz jątrzyć, straszyć i robić z tematu uchodźców, temat zastępczy oraz dzielić znowu naród skrajnymi reakcjami na problem. Podzielonym narodem przecież łatwiej rządzić! Znana diabelska sztuczka „dziel i rządź”. Temat uchodźców jest trudny i tak jak autor pisze, zapewne nas prędzej, czy później dotknie mocniej niż sobie to wyobrażamy. Obyśmy zachowali w tym ludzką, chrześcijańską „twarz”. Potrzebny jest wysiłek i właściwa postawa służb do tego przeznaczonych i szkolonych… Trzeba się uniżyć, aby ponieść ten krzyż. Z lenistwem, by się przygotować i odpowiednio nad tym pochylić jest problem, a nie stricte z uchodźcami. Jako Chrześcijanie musimy sobie zadawać nieustannie pytanie: Co jest celem naszego życia, droga za Chrystusem (zbawienie i życie wieczne), czy siedzenie w okopach swojego lęku i ego, do końca dni ziemskiego żywota i tyle? PARAWANING plażowy, to nasza polska moda ostatnich lat, czyżby dotyczyła już czegoś więcej? Oby nam ta maniera nie przesłoniła NIEBA !!!

Od Włodawy do Niemirowa granicę polsko-białoruską stanowi Bug. Nie trudno sobie wyobrazić ludzi próbujących sforsować rzekę wpław albo na jakichś dziecinnych pontonikach. Jak wtedy postąpią polscy strażnicy? Podadzą rękę by pomóc wyjść z wody, czy może drągami będą płynących odpychać, bo lepiej niech się utopią niżbyśmy mieli tańczyć jak Łukaszenka zagra?

Z treści artykułu wynika iż wg jego autora Polska nie ma prawa bronić swoich granic,a Państwo nie ma prawa decydować o tym kogo chce wpuścić na swój teren!!! Rozwiążmy zatem armię po co nam ona!!!

Nie. Planowane przez PiS sukcesywne wypowiadanie wszelkich obowiązujących obecnie Polskę konwencji międzynarodowych i traktatów wymaga raczej zwiększenia liczebności armii. Jakkolwiek zauważam, że polska armia, w razie konfliktu zbrojnego z sąsiadami większymi od Litwy, pozbawiona ochrony owych wypowiedzianych traktatów i umów, będzie się bronić równie długo co we wrześniu ’39 r. Zakładając zaplanowaną z jakiś powodów opieszałość po stronie wroga. Założę się również, że spora część Polaków pośpiesznie i dobrowolnie wybierze życie zamiast honorowej śmierci. Szczególnie tych, którzy żyją obecnie przy granicach.

@ Matylda Kostrzewska —————– To naturalne, nie tylko u nas, że większość ludzi w razie niebezpieczeństwa chroni siebie, najbliższych i wybiera życie. ———- Poproszę o link do ” planowanego przez PiS sukcesywnego wypowiadania w s z e l k i c h obowiązujących obecnie Polskę konwencji międzynarodowych i traktatów ”.