Zarywam noce sprawdzając doniesienia z Afganistanu. Śpię z włączonym telefonem. A to tylko ja – bezpieczna, na rodzinnych wakacjach. Trudno ogarnąć rozumem, co czują one – Afganki, które walczyły o każdy margines wolności.
Piszę książkę o Afgankach, które modernizowały swój kraj. W marcu – i wcześniej, w czasie poprzednich wyjazdów – słuchałam ich historii: o walce z rodzinami i ze społeczeństwem o uznanie, o każdy margines wolności, o traumach, które przeszły (odebrane dzieci, przymusowe narzeczeństwa i małżeństwa, zamordowani bliscy), o emigracji i powrocie do kraju, w którym wreszcie można było coś budować, o coś walczyć.
Nie spodziewałam się, że historia dopisze aż tak tragiczną pointę do tej książki.
Od przedwczoraj zarywam noce sprawdzając doniesienia z Afganistanu. Śpię z włączonym telefonem. A to tylko ja – bezpieczna, na rodzinnych wakacjach na Bałkanach. Trudno ogarnąć rozumem, co czują one. Nawet nie mam już siły myśleć o tym, co większość moich bohaterek teraz przeżywa. Z niektórymi jestem w kontakcie, do innych boję się napisać. O niektórych – jak reżyserka Sahraa Karimi – stało się głośno, bo opowiedziały światu o swojej tragedii w dniu wkroczenia talibów do Kabulu.
Dla nich wszystko się kończy.
Nasuwa się skojarzenie z Syzyfem, który wtacza kamień pod górę, a ten zaraz mu spada. Boję się nawet zamieścić na Facebooku ich zdjęcia, nie mówiąc o oznaczaniu ich. Boję się, że to może im teraz zaszkodzić. Zauważyłam, że kilka z nich już zlikwidowało swoje konta na w mediach społecznościowych. Zamiast tego – moje zdjęcie z marca. Jestem na wzgórzu Wazir Akbar Chan. Tam jest – przepraszam: była – umieszczona ogromna flaga Afganistanu, powiewała nad miastem.
Talibowie już ją zdjęli.
Przeczytaj także: Afganistański cmentarz wielkich mocarstw
Trzeba pomóc tym ludziom. Symbolicznie chociażby. Burmistrz Dzielnicy Bielany w imieniu mieszkańców zaoferował pomoc co najmniej pięciu rodzinom. Rozwiązaniem mogą też być studia i nauka w Polsce dla ludzi młodych. Część osób wydostała się z Afganistanu do sąsiednich państw. Może choćby tym. Może dziewczynom, bo one przecież nie powędrują w świat dorabiając po drodze fizycznie na budowach czy fabrykach, jak mężczyźni. W Polsce studiuje wielu Pakistańczyków czy Hindusów. „Studiuje” w różnych dziwnych szkółkach, bo zapłacili. Ale papiery mają i są legalnie tutaj, w Polsce. Możemy pomóc, przy dobrej woli ze strony władz Polski, bo to dany konsulat gdzieś tam w świecie musi przystawić pieczątkę…
Każde życie jest cenne żeby uratowac choć jedno warto by było choc 5 rodzin każde miasto . Jacy my katolicy chrześcijanie jesteśmy skoro nie chcemy pomagać ofiarom terroru i wojny . Nie wolno nam się zamykać na bliznich to przecież wbrew przykazaniu miłości. Wszystkim nie jesteśmy w stanie pomóc ale uratujmy choć część istnień a nawet jedno życie ma najwyższą najwyższą wartość
Polacy moga odkupic winy, jakie popelnili wypedzajac ludzi z „Ziem Odzyskanych”.