Możemy mieć stuprocentową pewność: prawdą jest, że odbywały się procesy o mordy rytualne, ale nieprawdą, że Żydzi zabijali chrześcijańskie dzieci w jakichkolwiek celach rytualnych – mówi prof. Magda Teter w rozmowie Katolickiej Agencji Informacyjnej.
Dawid Gospodarek (KAI): Skąd wzięły się w historii przekazy o rzekomych żydowskich mordach rytualnych, o profanacjach hostii? Czy jesteśmy w stanie powiedzieć, kiedy i gdzie zaczęły się takie oskarżenia?
Prof. Magda Teter: Zarówno oskarżenia o mordy, i jak i profanacje, są produktem wyobraźni chrześcijańskiej, oraz produktem kulturalnych przemian społeczeństwa chrześcijańskiego. One powstają w pewnych bardzo specyficznych momentach historycznych i w specyficznych miejscach. Przed powstaniem formalnych oskarżeń, na początku pojawiają się pomówienia, plotki, historie i przekazy.
Pierwsza taka historia wychodzi w drugiej połowie XII wieku z miasta Norwich w Anglii. Opowieść traktuje o dwunastoletnim chłopcu Wiliamie. Jego ciało zostało znalezione w lesie na obrzeżach miasta w okolicach Wielkanocy w 1144 roku. Kilka lat później przyjechał do tej miejscowości mnich Thomas z Monmouth, którego zainteresowała historia śmierci tego chłopca. Po kilku dziesięcioleciach napisał historię męczeństwa Wiliama. Książka powstała w celu uzasadnienia kultu Wiliama w Norwich. Cała ta historia jest napisana przez pryzmat pasji Jezusa Chrystusa.
W 1247 roku papież Innocenty IV wydał pierwszą bullę potępiającą oskarżanie Żydów o mordy rytualne. Do 1540 roku kolejni papieże regularnie wydawali podobne bulle
W XII wieku nastąpiły zmiany w formie i praktyce chrześcijańskiej pobożności, która zaczęła skupiać się właśnie na pasji i męce Jezusa. Nie na Jego chwale, ale na Jego męce. W związku z tym zaczyna się zwracać większą uwagę na Żydów, którzy przecież są obecni w historii pasji Jezusa. Chrześcijanie zaczynają wyraźniej postrzegać Żydów jako tych, którzy umęczyli Jezusa. Wtedy właśnie zaczynają się pojawiać różne plotki, pomówienia, oskarżenia, opowieści, które kojarzą się ze śmiercią Jezusa. Pada zarzut, że Żydzi rzekomo porywają chłopca, którego mieli tak jak Jezusa ukrzyżować. Miasto Norwich ma też swój specyficzny kontekst polityczno-kulturalny, z którym powiązana jest osobliwa pozycja społeczna Żydów w Anglii. Ale to temat na dłuższą rozmowę.
A skąd zarzuty o krew chrześcijańskich chłopców rzekomo potrzebną do żydowskich rytuałów?
– Takie oskarżenie na kontynencie europejskim pojawia się później, w XIII wieku, gdy zaczyna także rozpowszechniać się eucharystyczna doktryna o transsubstancjacji, czyli że konsekrowana hostia staje się Ciałem i Krwią Jezusa. I chrześcijanie zaczynają skupiać się na motywie krwi Chrystusa. Połączenie z Wielkanocą i Paschą jest zawsze w kalendarzu bardzo bliskie. Żydzi na swoje święta przygotowują macę, w niej nie ma oczywiście krwi, jest tylko mąka i woda, ale w związku z tym, że ta chrześcijańska doktryna się rozpowszechnia, powstaje legenda o tym, że dla tych rytualnych paschalnych celebracji jest potrzebna krew chrześcijańska. Krew jest też centralnym motywem w biblijnych podaniach o Wyjściu z Egiptu.
To dziwne, że nie było świadomości, że Żydzi jednak nawet ze względu na swoje prawo unikali spożywania krwi i związków z nią. Czyli mamy trzy rodzaje oskarżeń – o mordy, o krew potrzebną do rytuałów i profanacje wykradzionych hostii.
– Wiedza istniała. Zarzuty o profanację hostii zaczynają się trochę później – pierwsza taka historia wypływa z Paryża w 1290 roku – ale też są one związane z doktryną o transsubstancjacji, przyjętą podczas Synodu Laterańskiego IV w 1215 roku. Ale obydwa oskarżenia są powiązane z historią męki Jezusa i z Eucharystią.
Pierwsze oskarżenie o mord w celu uzyskania krwi miało miejsce w mieście Fulda w 1235 roku. Komisja cesarska stwierdziła jednak, że Żydzi rzeczywiście nie mają żadnych takich potrzeb, prawo żydowskie zabrania konsumpcji jakiejkolwiek krwi. Komisja ustaliła, że zgodnie z prawami Mojżesza i „żydowskimi dekretami, zwanymi po hebrajsku Talmudem”, strzegą się przed „skażeniem” krwią. Cesarz wydał wyrok uniewinniający Żydów „od tej poważnej zbrodni” i zakazał wysuwania takich oskarżeń przeciwko Żydom, których nazwał „życzliwymi sługami Cesarza”.
Po wydaniu cesarskiego dekretu uniewinniającego Żydów, kilka lat później, padło kolejne oskarżenie o morderstwo, tym razem dziewczynki na Prowansji. Żydzi zwrócili się wtedy o pomoc do samego do papieża. Innocenty IV w 1247 roku wydał pierwszą bullę potępiającą oskarżenia antyżydowskie związane z kanibalizmem, konsumpcją krwi lub jakichkolwiek części ciała – w Prowansji oskarżenie Żydów wspominało serce. Zwracając się do „wszystkich wiernych chrześcijan”, papież Innocenty ostrzegł ich, aby „nie oskarżali [Żydów] o używanie ludzkiej krwi w ich obrzędach religijnych, ponieważ w Starym Testamencie pouczono ich, aby nie używali żadnej krwi, nie mówiąc już o ludzkiej krwi” i surowo zabronił powtarzania takich oskarżeń.
Dekret cesarza niemieckiego i bulla papieska dawały Żydom prawne dokumenty do obrony w kolejnych oskarżeniach, które będą już miały miejsce w formie procesów sądowych. Do 1540 roku papieże regularnie wydawali podobne bulle. W Polsce także władcy zabraniali takich oskarżeń i w przywilejach wydanych Żydom określali specyficzne procedury prawne w wypadkach takich oskarżeń.
W dziejach tych oskarżeń ważnym punktem na mapie jest też Trydent.
– W 1475 roku Żydzi zostali oskarżeni w Trydencie – w mieście znajdującym się obecnie w północnych Włoszech – o zamordowanie Szymona, niemal trzyletniego chłopca, który zaginął w Wielki Czwartek, i którego ciało Żydzi znaleźli w kanale wodnym, przepływającym pod domem rodziny żydowskiej, w Niedzielę Wielkanocną, 26 marca. Ten dom rodziny żydowskiej był rewidowany w Wielką Sobotę przez władze miasta, ale nie znaleziono nic, nawet najmniejszych śladów. Kiedy ciało chłopca pojawiło się w kanale pod domem tych Żydów, wyciągnęli je oni i zawiadomili władze miejskie i biskupa Trydentu Jana Hinderbacha, który zarządził dochodzenie. Na początku, kiedy Szymon nie wrócił do domu, wszyscy byli przekonani, że dziecko się utopiło. Dopiero później zaczęły się roznosić pomówienia oskarżające Żydów. Natychmiast aresztowano kilku z nich, głównie mężczyzn.
Biskup Trydentu Jan Hinderbach postanowił wykorzystać śmierć Szymona do wypromowania miasta jako miejsca pielgrzymkowego w roku jubileuszowym, jakim był 1475 r., i dokładał starań, by zainicjować kult tego chłopca jako męczennika. Biskup zdawał sobie sprawę z mocy nowego medium, jakim był wtedy druk. Sponsorował wydruk plakatów z drzeworytami ukazującymi rzekomą męczeńską śmierć Szymona oraz cuda związane z ciałem chłopca. Problem tkwił w tym, że małe dzieci z perspektywy teologicznej nie mogły być męczennikami, ponieważ nie potrafią odróżnić dobra od zła, nie mogą świadomie wybrać wiary ani za nią umrzeć. Aby uznać, że to dziecko jest męczennikiem, musiało ono być ofiarą Żydów, uznanych przez chrześcijan jako wrogów Chrystusa i chrześcijaństwa, zabijających, jak w to wierzyli, chrześcijan z nienawiści do Jezusa.
Hinderbach i jego poeci i artyści przedstawiali w swoich kreacjach artystycznych i literackich śmierć Szymona jako analogię do śmierci Jezusa. Kluczem do uznania Szymona jako męczennika było więc oskarżenie Żydów, ukazanie, że są winni jego śmierci i że umęczyli małego Szymona tak jak wcześniej Jezusa – takie było w owym czasie powszechne w tym czasie przekonanie (oskarżenie o bogobójstwo zostało odrzucone przez II Sobór Watykański).
Taka historia rzekomego męczeństwa Szymona była napisana już 4 kwietnia, zaledwie kilka dni po znalezieniu ciała chłopca i w pierwszych dniach procesu przeciwko Żydom. Pełna historia rzekomego męczeństwa Szymona była więc spisana przed pełnym zebraniem dowodów i przed zakończeniem procesu, którego pierwsza faza skończyła się w czerwcu, a sam proces nie zakończył się do 1478 r. Widać, że sprawa była przesądzona, zanim nawet uzyskano jakiekolwiek zeznania.
To, co działo się w Trydencie, zaniepokoiło papieża, który wysłał tam swojego legata, aby zbadać sprawę. Ów legat, biskup Battista de’ Giudici, stwierdził, że żadnych cudów nie było, że ciało Szymona nie jest cudownie zachowane, ale się rozkłada. W jednych ze swoich listów napisał, że kiedy po przyjeździe do Trydentu poszedł odwiedzić ciało Szymona, to niemalże zwymiotował, tak ono cuchnęło. Ale smarowano je olejkami i perfumami, żeby zabić ten smród i pokazać, że jest cudownie zachowane. W papierach biskupa Hinderbacha zachowały się nawet pokwitowania za olejki i perfumy używane do zachowania ciała (ad puerum conservandum et pro aromatibus), co zresztą dokładnie opisuję w mojej książce „Blood Libel: On The Trail of an Antisemitic Myth”.
Gdy legat przybył, już były gotowe publikacje z całą historią rzekomej męczeńskiej śmierci chłopca, włącznie z ilustracjami. A same akta tego procesu były przygotowane przez władze i biskupa Trydentu, któremu zależało na jednoznacznym przedstawieniu sprawy. Wynikiem tej interwencji było to, że papież nie autoryzował kultu „błogosławionego Szymona”, choć jednak uznał, że według praw obowiązujących w Trydencie sam proces był legalny.
Biskup trydencki i jego sojusznicy interpretowali bullę papieską uznającą legalność procesu jako uznanie legalności kultu, mimo tego, że papież dobitnie zakazał zwania Szymona „błogosławionym”, i zabronił oddawania czci Szymonowi. Rozpowszechniono więc kult Szymona wbrew woli papieża, poprzez masę różnych publikacji: plakatów, drzeworytów, pamfletów, wzmianek w kronikach historii świata. O ile po śmierci biskupa Hinderbacha popularyzacja kultu ucichła, to jednak historia Szymona dzięki właśnie tym publikacjom i opowieściom, które sponsorował, żyła swoim życiem.
Po Reformacji papież w końcu uznał kult Szymona z Trydentu za legalny. Jego legalizacja związana była z Soborem Trydenckim, w ciągu którego prałaci, biskupi i inni oficjałowie Kościoła spędzili dużo czasu w Trydencie i zapoznali się z relikwiami Szymona oraz z innymi pozostałościami kultu. Po Soborze Trydenckim, po reformowaniu kalendarza liturgicznego Martyrologium romanum, wzmianka jednozdaniowa o Szymonie została do niego włączona w 1583 r., a kilka lat później papież wydał bullę autoryzującą formularz Mszy o Szymonie.
To z tego właśnie powodu bulla papieska z 1540 roku była ostatnią broniącą Żydów od tych oskarżeń. Od tego czasu papieże nie byli w stanie potępiać podobnych oskarżeń, a oskarżyciele Żydów uznawali, że poprzednie papieskie potępienia oskarżeń musiały być także fałszywe, lub że są obecnie nieważne. Żydzi oczywiście starali się o uzyskanie nowych bull potępiających oszczerstwa krwi przeciwko nim, jednak kuria rzymska nie była zainteresowana otwartą pomocą, bo wzbudziłoby to pytania i wątpliwości o ważność kultu Szymona trydenckiego i powagę całego kalendarza liturgicznego… Z kalendarza liturgicznego Szymona z Trydentu usunięto dopiero w ramach zmian towarzyszących II Soborowi Watykańskiemu, dokładnie tego samego dnia, w którym wydano deklarację „Nostra aetate” – 28 października 1965 r.
Kiedy te historie docierają do Polski?
– Praktycznie dopiero w XVI wieku, choć wzmianki znajdują się wcześniej, a przywileje wydawane Żydom przez władców Polski opisywały procedury w przypadkach takich oskarżeń. W 1540 r. papież Paweł III wydał ową bullę, która była adresowana do Polski i do Bohemii, potępiającą oskarżenia przeciwko Żydom. Była to ostatnia taka papieska ingerencja w antyżydowskie oskarżenia i procesy. Piotr Skarga np. zamieścił opowieść o Szymonie z Trydentu w swoich „Żywotach świętych”.
Czy w Polsce było dużo takich oskarżeń, procesów? Czy było ich więcej niż na Zachodzie?
– Do roku 1450, mniej więcej czasu wynalezienia druku, takich historii było ok. 23–25 w całej Europie, głównie w Anglii i we Francji. Były to w większości podania, bardzo niewiele było w tym okresie procesów. Od połowy XV wieku to końca XVIII ilość takich oskarżeń wzrosła do ponad 80, większość z nich w Polsce, ponad 50 – głównie procesów, które na dobre zaczynają się w XVI wieku. Wiadomości o tych oskarżeniach przekazywane były przez źródła literackie oraz prawne. Jeśli chodzi o procesy w Rzeczypospolitej, to w około siedemnastu przypadkach rzekomi żydowscy sprawcy zostali potępieni, wyniku dwóch spraw nie znamy, a w 31 przypadkach Żydzi zostali uniewinnieni.
W okresie nowożytnym Polska była centrum oskarżeń antyżydowskich, ale nawet tutaj, jak widać, większość procesów nie zakończyła się potępieniem – te jednak nie są generalnie pamiętane. Pozostały zakurzone w archiwach.
Dlaczego w Polsce takie treści były popularne?
– Ja to wyjaśniam dostępem do wiedzy i do jakości tej wiedzy. Polscy czytelnicy mieli dostęp przede wszystkim do literatury antyżydowskiej. Nie mieli dostępu do książek znanych we Włoszech czy Niemczech, gdzie istnieli chrześcijańscy pisarze, tak zwani hebraiści, którzy znali język hebrajski i teksty rabiniczne i którzy byli zainteresowani polemiką antyżydowską na poziomie teologicznym. Znajomość literatury żydowskiej pozwoliła im na ujawnienie absurdalności takich oskarżeń, gdyż mieli oni wiedzę na temat judaizmu z książek żydowskich. Włosi byli natomiast dodatkowo zainteresowani nawracaniem Żydów, a w osiągnięciu takiego celu propagowanie antyżydowskich oskarżeń nie pomagało.
W okresie nowożytnym Polska była centrum oskarżeń antyżydowskich, ale nawet tutaj większość procesów o mordy rytualne nie zakończyła się potępieniem – te jednak nie są generalnie pamiętane
W Polsce z kolei nie było literatury opartej o źródła żydowskie. Dostępna w Polsce literatura antyżydowska była oparta o historie takie jak ta o Szymonie z Trydentu, znalezione w kronikach europejskich. Porównanie z innymi krajami i regionami ukazuje, jaką rolę odgrywały książki i nauka – to, co czytano w tych regionach – w reakcjach na oskarżenia przeciwko Żydom. Były one wyraźnie różne w różnych regionach.
W Polsce miały miejsce procesy, w których oskarżano Żydów o różne występki przeciwko chrześcijanom – rytualne mordy, profanacje. Czy akta tych procesów i wyroki, jakie zapadły w tych sprawach, nie są dowodem na to, że mordy rytualne i profanacje rzeczywiście miały miejsce?
– W wydanej rok temu przez Harvard University Press książce „Blood Libel. On the Trail of an Antisemitic Myth” udokumentowałam całą historię rozprzestrzeniania się tych plotek, podań i legend, oraz omówiłam dokładnie, w jaki sposób się one ukorzeniły w wyobraźni chrześcijan w Polsce i poza Polską. To się działo dzięki książkom, kronikom, drukom, rycinom, sztuce. Rzeczywiście, były procesy i były też skazujące Żydów wyroki. Jak wyżej wspomniałam, nie wszystkie kończyły się wyrokiem skazującym, nawet w Polsce większość procesów kończyła się uniewinnieniem Żydów. Przeciwnicy Żydów odrzucali ważność wyroków uniewinniających, wyjaśniając je korupcją.
Podania o Żydach dokonujących takich przestępstw zakorzeniły się w wyobraźni ludzi dzięki powtarzanym opowieściom, legendom. O ile te historie pojawiły się w średniowieczu, to zakorzeniły się one w wyobraźni europejskich chrześcijan dopiero w okresie nowożytnym, właśnie dzięki rozprzestrzenianiu się tych historii przez drukowane książki, często renomowane. Przeglądając europejskie kroniki, znajdujemy w nich kilkanaście historii dotyczących Żydów, ale mimo, iż jest ich stosunkowo niewiele, to są one zdecydowanie negatywne. Są to przekazy o Żydach profanujących święte obiekty chrześcijańskie: krucyfiksy i hostie, mordujących chrześcijan itp.
To sprawiało, że chrześcijanie zaczynali myśleć o Żydach jako mordercach, profanatorach hostii, wrogach chrześcijaństwa. W tych kronikach nie było żadnych innych historii o Żydach – wyobraźnia o nich była więc ograniczona. Już w Trydencie biskup Hinderbach wykorzystał te podania jako dowód winy tamtejszych Żydów.
Podobnie w Polsce, te książki i podania zaczęły wpływać na sądy, oskarżenia i pierwsze skazania Żydów. To, co dzieje się w Polsce, jest bardzo ciekawe. W sądach wykorzystano historie antyżydowskie z kronik europejskich, po uzyskaniu skazania Żydów opublikowano te wyroki w literaturze antyżydowskiej, która to z kolei była wykorzystywana jako materiał dowodowy w innych procesach. Wytworzyło się więc błędne koło. Dzięki publikowaniu tych historii wraz z wyrokami weszły te sprawy w ekosystem wiedzy i społecznego przekonania o winie Żydów.
Co ciekawe, wyroki, które uniewinniały Żydów, nie były publikowane, ginęły one w archiwach. Nikt o niech nie wiedział, nikt o tym nie mówił, nie pisał. Nie opublikowano także informacji o obrońcach Żydów, o tych, którzy kwestionowali stawiane im zarzuty, a przecież zawsze, nawet w Polsce, Żydzi mieli obrońców, często wielce prominentnych. Nawet w procesach w Sandomierzu. Trzeba więc zrozumieć ten cały mechanizm produkcji literatury antyżydowskiej, jej roli w propagandzie podań na temat Żydów i jej roli w rozpowszechnianiu wybiórczo wyroków sądowych w sprawach antyżydowskich, w jaki sposób te historie i sprawy były ukorzeniane, jak się rozpowszechniały i jak się wzajemnie nakręcały.
Czy oprócz historii Szymona z Trydentu było więcej podobnych?
– Tak. Takich historii jest kilka. Ale tylko dwa kulty zostały czasowo usankcjonowane przez Rzym. Szymon z Trydentu i kult Andreasa Oxnera z Rinn niedaleko Insbrucku. Jego kult jednak także był związany z opowieścią o Szymonie z Trydentu. Autor historii Andreasa był lekarzem, który brał udział w konserwacji ciała Szymona. Andreas miał być, według historii owego lekarza napisanej dopiero w XVII wieku, zabity w roku 1462.
Papież Benedykt IV zatwierdził kult Andreasa, podobnie jak Szymona z Trydentu, ale przyznał, że obydwa kulty były zatwierdzone w sposób najmniej rygorystyczny, poprzez beatyfikację ekwipolentną, bez przeprowadzania pogłębionego procesu beatyfikacyjnego, które wprowadzano dopiero w XVII wieku. Przypomniał, że jako iż byli dziećmi, nie można ich kanonizować. Ale skoro Kościół lokalny kult praktykował, to papież wyraził na niego zgodę. Dopiero w 1985 roku biskup Insbrucku zakazał jego kultu.
Tak więc wśród wielu innych historii tylko te dwa przypadki, Szymona i Andreasa, były uznane przez Rzym, ale nawet gdy kult Andreasa został autoryzowany, nie wprowadzono go do kalendarza liturgicznego Kościoła.
A jeśli chodzi o zarzuty stawiane Żydom w Polsce, o procesy, które im wytoczono, i gdzie też byli uznawani winnymi – na ile możemy mieć pewność, że takie historie nie miały miejsca?
– Moim zdaniem możemy mieć stuprocentową pewność. To znaczy, prawdą jest to, że były oskarżenia i procesy, ale nieprawdą, że Żydzi zabijali chrześcijańskie dzieci w jakichkolwiek celach rytualnych.
To nie znaczy, że nie było przypadków, aby Żydzi nie popełniali zabójstw. Są procesy o pobicia chrześcijan przez Żydów, czy też inne przypadki podobne do zabójstw, jakie popełniali różni ludzie tego okresu, chrześcijanie i Żydzi, np. w bójkach pijackich czy napadach na drogach.
Zdarzały się też, podobnie jak dziś, przypadkowe śmierci dzieci. Proszę zwrócić uwagę, że takie oskarżenia antyżydowskie często miały miejsce w okresie wiosennym, dzieci czasem się po prosu topiły w różnych zbiornikach wodnych, bo np. nie utrzymał ich lód albo były roztopy. Wielkanoc i Pascha często miały miejsce w okresie roztopów. Poza tym warto zauważyć, że nie we wszystkich sytuacjach, gdzie znaleziono martwe dziecko, o śmierć dziecka oskarżano Żydów. Takie oskarżenia miały miejsce dopiero, gdy istniały inne motywy, polityczne czy ekonomiczne lub osobiste. Istniały one we wszystkich badanych przeze mnie miejscach.
Jakie to na przykład były polityczne interesy?
– Na przykład biskup Trydentu miał kilka motywów. Ustanowienie kultu podnosiło rangę diecezji, a biskup akurat miał też długoletni osobisty konflikt z papieżem i potrzebował umocnienia swojej pozycji. Kult ściągał też oczywiście pielgrzymów zostawiających datki.
Bardzo potrzebne jest reagowanie na bieżąco na głoszone nieprawdy. Ważne, żeby odważnie reagowały osoby z autorytetem, zwłaszcza uczelnie i hierarchowie kościelni
W Polsce motywy były różne. Np. w Poznaniu przy słynnej legendzie trzech hostii, którą propagowano aktywnie dopiero po ponad dwóch wiekach, w okresie Reformacji, chodziło o przejęcie posesji w centrum miasta.
Często chodziło o kwestie finansowe – przejęcie nieruchomości i majątków, wypędzenie Żydów z okolicy, np. żeby pozbyć się konkurencji. Oczywiście nie można zapomnieć o pewnej ideologii i akceptacji takich podań. Motywem były różne korzyści, ciężko znaleźć tylko wśród nich poszukiwania prawdy.
W Polsce w dyskusji o mordach rytualnych przywoływana jest czasem książka izraelskiego historyka, prof. Ariela Toaffa, który na podstawie swoich badań doszedł do wniosku, że opowieści o żydowskiej winie mają podstawy w faktycznych wydarzeniach. O mordy rytualne obwinia grupę aszkenazyjskich Żydów. Co Pani myśli o jego teorii?
– Tak, znam tę książkę dobrze. Wkrótce po pierwszym wydaniu „Pasque di sangue: Ebrei d’Europa e omicidi rituali” Ariela Toaffa, które ukazało się we Włoszech w 2007 roku, wybuchła burza krytyki wśród naukowców i opinii publicznej, w tym sesja w Knesecie. Znaczni historycy, którzy pisali na temat poruszany przez Toaffa, giganci naukowi tacy jak Carlo Ginzburg, Anna Esposito, Diego Quaglioni, Robert Bonfil, R. Po-Chia Hsia i inni, znający temat dobrze, potępili tę książkę.
W rezultacie Ariel Toaff zdecydował się wycofać książkę z obiegu, a w następnym roku wydał drugie, poprawione wydanie, w nowej okładce – mniej podburzającej, w której zamieścił także polemikę odpowiadającą na reakcje tych naukowców. Książka Toaffa jest przykładem raczej kiepskiej pracy naukowej i jako taka nie wyróżnia się wśród wielu słabo uargumentowanych książek dostępnych na rynku. To, co odróżnia tę książkę od innych, to fakt, że porusza ona bardzo drażliwy temat, a jej wnioski mają oddźwięk poza światem społeczności naukowej – szczególnie została ona entuzjastycznie przyjęta przez środowiska antysemickie, które swoją drogą nie przyjęły poważnie krytyki książki ze strony poważnych i wielce szanowanych historyków.
Książka Toaffa porusza szereg w zasadzie uzasadnionych, choć dość wrażliwych i nie zawsze nowych pytań dotyczących procesu w Trydencie i kultury żydowskiej, ale nie udziela ona przekonujących odpowiedzi i traktuje swoje źródła w sposób nonszalancki, a nawet często bez krytycznego podejścia do nich, co jest fundamentalne dla analizy historycznej. Niestety wydaje się, że Toaff nie zrozumiał natury źródeł procesu w Trydencie, twierdził on między innymi, że w swojej pracy zwraca uwagę na oskarżonych i stara się zrozumieć ich kulturę, korzystając ze źródeł procesu, podając także inne żydowskie źródła.
Kontrowersja wypłynęła nie dlatego, że nie powinno się przenosić uwagi z oskarżycieli, którzy według Toaffa byli przedmiotem dotychczasowych badań nad oskarżeniami antyżydowskimi, na oskarżonych. Nie chodzi o to, że jest niewłaściwym powrót do znanych źródeł i ponowna ich analiza – wielu historyków robi to z imponującymi wynikami.
Co więcej, nie chodzi też w tej kontrowersji, że jest też niewłaściwe odczytanie zeznań lub dowodów zebranych podczas antyżydowskich procesów i oskarżeń w porównaniu z istniejącymi źródłami dotyczącym żydowskich rytuałów. Profesor Miri Rubin zrobiła to, częściowo wyjaśniając, dlaczego zarzuty o profanację hostii przeciwko Żydom miały sens dla chrześcijan: omówiła ona istnienie pewnych rytuałów i praktyk paschalnych, takich jak na przykład gotowanie naczyń w dużych kotłach w celu przygotowania ich (kaszerowania) na Paschę, pieczenie macy lub przybijanie macy gwoździami w synagodze w celu ustanowienia ejrufu, symbolicznej granicy domostwa społeczności żydowskiej.
W sądach wykorzystano historie antyżydowskie z kronik europejskich, po uzyskaniu skazania Żydów publikowano te wyroki w literaturze antyżydowskiej, która z kolei była wykorzystywana jako materiał dowodowy w innych procesach. Wyrobiło się błędne koło
Nie chodzi też o to, że nie powinno się wykorzystywać źródeł chrześcijańskich dla zrozumienia żydowskich rytuałów, Elisheva Carlebach po mistrzowsku omówiła wartość pracy konwertytów, a Yosef Haim Yerushalmi wykorzystał podręcznik praktyki inkwizytora Bernarda Gui. Nie chodzi też o to, że problemem jest badanie tematu debat o zastosowaniu medycznym zaschniętej krwi w źródłach żydowskich lub omawianie podobieństwa chrześcijańskich idei o „mordzie rytualnym”, obrzezaniu Jezusa i „masakrze niewiniątek” do żydowskich ilustracji „akedy”, czyli ofiarowania Izaaka przez Abrahama, czy też drzeworytów przedstawiających masakry pierworodnych w Egipcie znajdujących się hagadach. Kwestia akulturacji, czy to bezpośredniej czy odwrotnej, która często służyła celom polemicznym, była omawiana przez wielu uczonych, w tym przez Ivana Marcusa i Israela Yuvala. Ale to nie jest to, co Ariel Toaff zrobił w swojej książce. Książka Toaffa jest błędna pod względem analizy i zrozumienia źródeł.
Drażliwe tematy mają swoje miejsce w poważnych publikacjach, nie należy ich unikać. Ale jako naukowcy mamy w takich przypadkach specjalną odpowiedzialność wyjaśnienia tych tematów w sposób umiarkowany i niepolemiczny. Przygotowane z najwyższą starannością i zgodnie z regułami metody historycznej, po początkowych kontrowersjach, wnioski płynące z takich badań zwykle są akceptowane.
Może Pani podać jakiś przykład?
– Stało się tak w przypadku książki Jakuba Katza „Exclusiveness and Intolerance” [„Wyłączność i nietolerancja”], która początkowo wzbudziła obawy, że, jak to później wspominał Katz, „może dostarczyć amunicji wrogom narodu żydowskiego”. W 1993 roku profesor Israel Yuval w Izraelu opublikował swój ważny esej הנקם והקללה, הדם והעלילה: מעלילות הקדושים לעלילות דם („Ha-nakam ve-ha-klalah, ha-dam ve ha-alilah: me- alilot keduszim le-`alitot dam”; „Zemsta i potępienie, krew i zniesławienie: od męczeństwa Żydów po oszczerstwa krwi”), w którym zbadał związek między chrześcijańskimi oszczerstwami wobec Żydów a żydowskimi wyobrażeniami o zbawieniu, rytuałach paschalnych i męczeństwie w okresie pierwszej krucjaty w 1096 r. Artykuł wywołał natychmiastową reakcję i cały numer naukowego pisma „Syjon” został poświęcony odpowiedziom na artykuł Yuvala.
Praca Yuvala była przez niektórych lekceważona, podczas gdy inni obawiali się, że ona również dostarczy „amunicji dla wrogów narodu żydowskiego”. Piętnaście lat później jego artykuł, po rozszerzeniu, został wydany jako książka, najpierw po hebrajsku, a potem po angielsku, i obecnie niewielu badaczy średniowiecznej historii Żydów zaprzeczyłoby wnioskom Yuvala, włącznie z dyskusją o obecności antychrześcijańskich postaw wśród Żydów aszkenazyjskich.
Praca historyków polega na odpowiedzialnym, przemyślanym i analitycznym wykorzystaniu źródeł w poszukiwaniu wiedzy historycznej. Jest to szczególnie ważne, gdy zajmujemy się drażliwymi tematami, które mogą budzić kontrowersje, uzasadnione lub nie. Tutaj myślę, że Ariel Toaff zawiódł. Jego książka wydaje się być zbiorem wolnych skojarzeń, opartym na przypadkowo zebranych źródłach, które wydają się wybrane ze względu na sensacyjną wartość, ale którym brakuje kontekstu i odpowiedniej analizy historycznej. Wiele jest dobrych książek na te tematy w wielu językach europejskich, w języku polskim warto wspomnieć prace Hanny Węgrzynek i Jolanty Żyndul. Książka Ariela Toaffa do nich nie należy. I powinno nas alarmować to, że wybitni historycy, którzy głęboko znają te same źródła, z których Toaff korzystał, książkę tę odrzucili i potępili. Jedyni, którzy się na nią powołują, wydają się podzielać skłonności antysemickie.
Jak przeciwdziałać dziś zamętowi informacyjnemu, zwłaszcza gdy nawet profesorowie przywołują sytuacje mordów rytualnych jako fakty albo temat do sensownej debaty akademickiej?
– To bardzo trudne. Ludzie niestety nie czytają. Ograniczają się często do krótkich informacji z mediów społecznościowych i na tym budują swoją wiedzę. Wyszukują tylko tych informacji, które potwierdzają ich światopoglądy. Nie chce się ludziom myśleć krytycznie. Trzeba jednak wkładać wysiłek w edukację, w popularyzowanie merytorycznej, sprawdzonej wiedzy, w krytyczne myślenie. Trzeba starać się wyjaśnić, w jaki sposób te wyobrażenia ugruntowane zostały w chrześcijańskiej wyobraźni. Wskazać na konteksty historyczne, na to, jak propagandowo je wykorzystywano i kto na tych oskarżeniach korzystał. To powolny proces edukacyjny.
Myślę, że jest bardzo potrzebne reagowanie na bieżąco na głoszone nieprawdy. Ważne, żeby osoby z autorytetem wypowiadały się odważnie na te tematy, zwłaszcza uczelnie i hierarchowie kościelni. Taki model można znaleźć w Włoszech, właśnie w Trydencie. Trzeba cierpliwie i merytorycznie wyjaśniać. Nie można też pozwalać sobie na honorowanie różnych fałszywych tez akademicką debatą. Nie można debatować na tematy fałszywe. W XVII–XVIII wieku tak debatowano, dziś mamy XXI wiek. Debaty mogą trwać przez godzinę czy dwie, to nie wystarczy na dogłębne wyjaśnienie znaczenia źródeł historycznych. Debaty są o wygranie argumentu.
Nie debatujemy, zamiast tego spokojnie warto wyjaśnić i merytorycznie wykazać powody tego błędnego zrozumienia źródeł historycznych, na których opiera się ich argumentacja. Na przykład, jeśli ktoś twierdzi, że mordy rytualne miały miejsce, bo jest o nich mowa w aktach dawnych procesów, trzeba spokojnie wyjaśnić, w jaki sposób te procesy się toczyły i jakie wyroki były wydawane, co było za nimi. Co w tych dokumentach jest, a czego nie ma. Wskazać należy, w jaki sposób wykorzystane są źródła historyczne, do których nie można podchodzić bezkrytycznie. Warto może też pomyśleć o jakiejś szerszej kampanii informacyjnej, przejrzeć podręczniki do historii i skupić się na frazeologii używanej do opisania różnych tematów. Język, jakiego używamy, ma wpływ na myślenie, dlatego ja unikam frazy „mordy rytualne”, zamiast tego mówię o „oszczerstwach”.
Prof. Magda Teter – profesor historii, wykłada na Katedrze Judaistyki Svidlera na Fordham University w Nowym Jorku. Jest badaczką historii nowożytnej, specjalizuje się w historii Żydów, stosunkach żydowsko-chrześcijańskich, historii kulturowej, prawnej i społecznej oraz dziejach przekazywania wiedzy historycznej w epoce przednowoczesnej i nowożytnej. Stypendystka American Academy for Jewish Research, autorka książek „Jews and Heretics in Catholic Poland” (Cambridge, 2005), „Sinners on Trial” (Harvard, 2011), „Blood Libel: On the Trail of An Antisemitic Myth” (Harvard, 2020 ), a także licznych artykułów w języku angielskim, hebrajskim, włoskim i polskim.
Rozmowa ukazała się w serwisie Katolickiej Agencji Informacyjnej pt. „Możemy mieć stuprocentową pewność, że oskarżenia o żydowskie mordy rytualne są fałszywe”. Obecny tytuł od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Oszczerstwo krwi – sprawa aktualna?
Antysemityzm i oszczercze oskarżenia o mord rytualny nie są wytworem chrześcijańskim. O tych zjawiskach pod koniec I w. pisał Józef Flawiusz w Przeciw Apionowi ( Księga druga, 8). Przecież w średniowieczu czytano Józefa Flawiusza.
Oszczerstwo wzięte w cudzysłów w tytule artykułu zmienia znaczenie i staje się prawdą……
Gdy przed laty przeczytałem księgi Proroków Starego Testamentu przestałem się dziwić istnieniu antysemityzmu.