Zima 2024, nr 4

Zamów

Z tym rządem biskupi wszystko załatwią?

Premier Beata Szydło i kardynał Stanisław Dziwisz nas koncercie „ŚDM Jesteśmy razem – Bóg liczy na Ciebie” 13 listopada 2016 r. w Krakowie. Fot. P. Tracz / KPRM

Owszem, biskupi potrafią z tym rządem pewne rzeczy załatwić, ale tylko wtedy, gdy jest to na rękę rządowi. W przeciwnym wypadku – można bezskutecznie stukać i pukać całymi miesiącami…

Powszechne jest w dzisiejszej Polsce przekonanie, że co jak co, ale z tym rządem to biskupi wszystko załatwią. I w niektórych sprawach tak rzeczywiście jest – ale zdecydowanie nie we wszystkich.

Jeśli coś jest bowiem rządowi Beaty Szydło nie na rękę – to biskupi nie załatwią z nim nawet kwestii, na których im bardzo zależy. A rząd będzie potrafił udawać, że biskupich apeli nie ma. Weźmy dwa aktualne przykłady.

Głodówka w Dobrzeniu Wielkim

Od przeszło dwóch tygodni trwa desperacki protest głodowy mieszkańców gminy Dobrzeń Wielki w związku z przyłączeniem znacznej części gminy do miasta Opole. W Laboratorium „Więzi” pisał o tej sprawie Andrzej Kerner.

Od ponad pół roku biskup opolski na różne sposoby, dyskretnie i publicznie, apeluje do rządzących, aby podjęli rozmowy z mieszkańcami, którzy czują się tą decyzją pokrzywdzeni. We wrześniu 2016 r. bp Andrzej Czaja mówił redaktorom „Gościa Niedzielnego” o swojej bezskutecznej wizycie u ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz o dwumiesięcznych, bezowocnych staraniach o spotkanie z szefową rządu.

Biskup nie staje po stronie protestujących. Wzywa jedynie do podjęcia rozmów, których wcześniej zabrakło. Przed kilkoma dniami owocem jego mediacji była gotowość odwołania protestu z momentem przyjazdu do głodujących ministra spraw wewnętrznych. Wojewoda opolski przekazał to stanowisko do Warszawy. I nic. Biskup wysłał więc dramatyczny apel do premier Beaty Szydło: „Jestem głęboko zaniepokojony, żeby nie powiedzieć przerażony tym, co może się wydarzyć, a przecież można temu zapobiec. Protestujący oczekują przyjazdu kogoś wprost z Rządu RP, aby mogli przedstawić swój punkt widzenia na temat procedowania i skutków przyłączenia ich gminy do Opola. Wołają o wysłuchanie”.

„Nie jest tak, jak przeciętny obywatel myśli, że skoro PiS jest przy władzy, to właściwie Kościół rządzi”

Pasterz Kościoła opolskiego przejmująco prosił: „Szanowna Pani Premier, ja już naprawdę nie wiem, co mam jeszcze zrobić, by nie doszło do jakiegoś nieszczęścia. Nie staję w obronie żadnej ze stron i nie reprezentuję żadnego środowiska społecznego, ani tym bardziej politycznego. Występuję wyłącznie jako pasterz Kościoła Opolskiego w trosce o dobro konkretnych ludzi. Nie mogę stać bezczynnie i milczeć. Dramat podziału i wielkiego sporu jest już faktem, ale nie jest za późno, by zapobiec czemuś więcej. Proszę więc przyjąć mój apel wypowiadany w sytuacji bezradności jako wyraz odpowiedzialności biskupa za dobro każdego człowieka na ziemi powierzonej jego pasterskiej trosce, a równocześnie jako wyraz mojej wiary w Pani wrażliwość serca na ludzką biedę i zatroskanie o dobro każdego obywatela i całej naszej Ojczyzny. Chodzi o prosty, a jakże ważny akt dobrej woli. Bardzo proszę o delegowanie do Dobrzenia w trybie pilnym swojego przedstawiciela”.

Do tej pory bp Czaja żadnej odpowiedzi na ten list nie otrzymał. Za to premier Szydło stwierdziła publicznie: Decyzja zapadła. I zaapelowała o spokój. Biskup zaproponował więc strajkującym łagodniejszą wersję przerwania ich protestu głodowego: że będą do tego gotowi, gdy zostanie podany termin, w którym mogą spotkać się w Warszawie z przedstawicielem rządu. Propozycja została zaakceptowana przez głodujących i przesłana do stolicy. I nic.

Pojawił się za to znamienny komunikat MSWiA. Czytamy w nim, że wszystko jest w porządku, a minister Mariusz Błaszczak „jest na bieżąco informowany o sytuacji w województwie opolskim”. I tyle… A ludzie w Dobrzeniu Wielkim głodują już siedemnasty dzień.

Korytarze humanitarne

Może jednak rząd Beaty Szydło nie przejmuje się apelami biskupa opolskiego, bo uznaje tę sytuację za jednostkową, a jego apel za głos indywidualnego, prowincjonalnego hierarchy? Ale jeśli za jakąś inicjatywą opowie się Konferencja Episkopatu Polski – to nie ma szans, by rząd tej propozycji nie wsparł?

Przyjrzyjmy się zatem (w olbrzymim skrócie) historii prób tworzenia korytarzy humanitarnych dla najbardziej potrzebujących uchodźców z Bliskiego Wschodu. Przed dziesięcioma miesiącami ten włoski pomysł Wspólnoty Sant’Egidio opisał jako pierwszy w Polsce poznański „Przewodnik Katolicki”. Po dwóch miesiącach zakulisowych działań przygotowawczych, na początku czerwca 2016 r., na zebraniu plenarnym Konferencji Episkopatu Polski biskupi wyrazili zgodę na organizowanie przez Caritas Polska korytarza humanitarnego dla uchodźców z krajów ogarniętych wojną. W Caritas rozpoczęto przygotowania. W następnych tygodniach o potrzebie realizacji tego projektu mówili publicznie indywidualni biskupi, m.in. kard. Kazimierz Nycz i bp Krzysztof Zadarko.

Rozpoczęły się też rozmowy z rządem, który musi wyrazić zgodę na przyjazd tej niewielkiej grupy uchodźców i udzielić im wiz humanitarnych. Najpierw „przeszkodą” były Światowe Dni Młodzieży, które zbytnio absorbowały rozmówców w ministerstwach. W połowie lipca abp Stanisław Gądecki mówił więc delikatnie, że rozmowy z rządem w tej sprawie się toczą. Zarazem podkreślał: „Nawet gdyby 60 czy 80 proc. społeczeństwa było przeciwne uchodźcom, Kościół nie może powiedzieć jak politycy: »Ludzie tego nie chcą, więc tego nie zrobimy«”.

„Boli, że nie można się przebić żadną miarą przez opór rządzących”

Wrócono zatem do sprawy po wyjeździe papieża (który skądinąd dużo mówił o konieczności wspierania uchodźców). I co? Tyle co w sprawie Dobrzenia Wielkiego… Celnie podsumował te rozmowy na początku października abp Gądecki, mówiąc: „póki co, ze względu na «opór» ministerstw spraw zagranicznych oraz wewnętrznych, podjęcie idei korytarzy humanitarnych nie jest możliwe”. Według przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski ministerstwa argumentują, że na razie nie są w stanie sprostać temu wyzwaniu.

Od tego czasu minęły kolejne trzy miesiące. Przedstawiciele KEP i Caritas Polska odbywali kolejne rozmowy na różnych szczeblach ministerialnych, aż do ministrów i szefowej rządu. Z jakim skutkiem? Wystarczy przeczytać opinię ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego: „Nie jest to rozpatrywane. Polacy nie akceptują przyjmowania znacznej liczby uchodźców”. Co gorsza, minister kompromituje się, nie wiedząc, że korytarze przeznaczone są dla niewielkich grup uchodźców (choć o to wyraźnie pytał dziennikarz).

Nic więc dziwnego, że prymas Polski, abp Wojciech Polak, w liście do warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej – dziękując za wsparcie idei korytarzy przez KIK – napisał: „Boli, że nie można się przebić żadną miarą przez opór rządzących”.

*

Wesprzyj Więź

Drogi Czytelniku! Gdy zatem następnym razem przeczytasz lub pomyślisz, że z tym rządem biskupi wszystko załatwią – pomyśl (także) o Dobrzeniu Wielkim i korytarzach humanitarnych. Nie przeciwko komukolwiek. Jedynie w trosce o to, aby Twoje sądy o rzeczywistości nie okazały się post-prawdą. Bo prawda to zgodność sądu z rzeczywistością. A rzeczywistość jaka jest – zobacz wyżej.

Owszem, biskupi potrafią z tym rządem pewne rzeczy załatwić, ale (jak z każdym innym) tylko wtedy, gdy jest to na rękę rządowi. W przeciwnym wypadku – można, jak widać, bezskutecznie stukać i pukać całymi miesiącami.

Warto przywołać inny fragment wrześniowej wypowiedzi biskupa Andrzeja Czai: „Nie jest tak, jak przeciętny obywatel myśli, że skoro PiS jest przy władzy, to właściwie Kościół rządzi”…

Podziel się

Wiadomość

Autentycznie mi przykro ale fundamentalnie się z Panem nie zgadzam, choć paradoksalnie ma Pan racje. Ma Pan rację, gdy pisze, że zaczyna być widoczne jak rządzący traktują Kościół i do czego jest im potrzebny. Nie ma Pan racji banalizując szczere i wielkoduszne poparcie jakie Kościół w osobach swoich hierarchów i niższych duchownych, udziela dalej partii rządzącej. Mówimy oczywiście o większości, mniejszość z wyjątkami po prostu milczy. Wygląda na to, że wzięli sobie do serca napis nad szybą w pociągu -” Prosimy nie wychylać się”.Mam swoje lata i nie przypominam sobie niczego podobnego po roku 1989, a już na pewno nie w tej skali. Przecież to, co wygadywali medialni duchowni na temat wyboru P. Dudy na prezydenta było mieszaniną wazeliny i intelektualnej, a pewnie i duchowej, aberracji. To poparcie może nieco się zmienia, ale w ogóle ma się dobrze.Biskupi pod pozorem nie mieszania się w politykę (jakby się nie mieszali!) umywają ręce od dramatycznych wydarzeń w naszej Ojczyźnie, które mają przede wszystkim wymiar społeczny i moralny. To prawda, że każdy rząd ma pokusę wykorzystania Kościoła do swoich celów, ale do tej pory nikt tak bezczelnie i cynicznie „nie kadził” Kościołowi i tak wyraźnie nie negował jego istoty. Co się stało z wielowiekową ponoć mądrością Kościoła, że zaczął kłaniać się za parę sznurów kolorowych paciorków. Może mam i za mały rozum, by to pojąć, ale pocieszam się, że przynajmniej jestem w dobrym towarzystwie.

Przykład Dobrzynia i korytarzy nie jest przekonujący, bowiem PiS wie, że w polskim Kościele nie ma jednomyślności w tej sprawie, nie ma więc obaw o konfrontację. Być może jest lepszy przykład – reforma edukacji. Na początku (jeszcze w sierpniu ustami przewodniczącego Rady Szkół Katolickich) Kościół wyrażał obawę o los katolickich gimnazjów. Oficjalnie nie stworzono dla nich żadnej furtki. Jeśli tak, byłby to przykład niemocy Kościoła wobec PiS.

Jeśli tak, to nie byłoby powodów do zmartwienia gdyby nie to, że jest jednak nieoficjalne wyjaśnienie. Poszlaki wskazują na to, że Kościół mógł sobie załatwić taką furtkę dla katolickich gimnazjów uzyskując np. obietnicę liberalnego stosowania przez kuratoria zapisu ustawy pozwalającego w „szczególnych” okolicznościach na powoływanie szkół nie przewidzianych w ustawie (np. podstawówek od 4 do 8 klasy). Owszem, są to słabe poszlaki, ale z powodu nieprzejrzystości funkcjonowania hierarchii tylko na nie jesteśmy zdani. Otóż od września ludzie Kościoła zamilkli ws. reformy edukacji. Gdyby Kościół pogodził się z ich likwidacją, mógłby dać dobre świadectwo przeciwnikom reformy – „patrzcie, nasze interesy reforma narusza, ale dla dobra publicznego akceptujemy zmiany”. Ale w posiedzeniach komisji sejmowych brał udział przedstawiciel RSK i milczał wyjąwszy jedną neutralną wobec reformy wypowiedź na temat VATu od posiłków w stołówkach szkolnych. Milczano także w mediach uznających siebie za wyrazicieli głosu Kościoła. Szerzej pisałem o tym na swoim blogu http://areopag21.pl/post/5705/mit-brennender-sorge.