1. Jest ich coraz więcej. I są coraz bliżej. Już nie pojedyncze osoby, ale dziesiątki, setki, tysiące, setki tysięcy: emigranci, uchodźcy, azylanci, uciekinierzy. Jeszcze niedawno daleko od nas, na włoskiej wyspie Lampeduzie, a dzisiaj już całkiem blisko: na dworcu w Budapeszcie, w pociągach zmierzających przez Czechy do Niemiec. Jedni uciekają przed wojną i śmiercią, inni idą za lepszym chlebem, jeszcze inni, by po prostu wykorzystać tych od siebie bogatszych, a może nawet zając ich miejsce, podłożywszy najpierw bomby. Może wśród nich są nawet i tacy. Nie wiem. Konia z rzędem temu, kto powie, kto jest kim i z jaką intencją przychodzi.
2.
Chyba wkraczamy w epokę nowej wędrówki ludów. I tak naprawdę nie wiemy, co z tym zrobić. Nikt nie wie. Europa nie wie. Świat nie wie. Okazało się, że nie jesteśmy na to przygotowani. Jak zareagować? Co zrobimy, gdy nagle – co wcale nie jest takie niemożliwe – także nasze stanie gdzieś na drodze ich wędrówki? Co zrobimy? Gdy nagle pojawią się na naszych ulicach nieproszeni ludzie, którzy wyglądają inaczej, mówią inaczej, wierzą inaczej, inne mają zwyczaje – tak różne od naszych. Co zrobimy?
3.
Św. Jakub w dzisiejszym drugim czytaniu nie pozostawia wątpliwości: wiara w Jezusa Chrystusa uwielbionego nie ma względu na osoby. Czy w złotych pierścieniach, czy bogatej szacie, czy ubogi w zabrudzonej szacie, wszyscy są tak samo godni. Godność człowieka nie zależy ani od majątku, ani od stanu posiadania, ani od koloru skóry, ani od wyznania. Ten, kto czyni z tego różnicę między ludźmi, staje się przewrotnym sędzią.
4.
Sąd nad drugim człowiekiem może się opierać wyłącznie na jego czynach, a nie na pochodzeniu, rasie czy narodowości. Są nienawidzący innych chrześcijanie i miłujący innych muzułmanie. Nie każdy Niemiec był antysemitą i nie każdy Polak kochał Żydów. Kto wie, czy nie jest ich taka sama liczba. Nie wiem. W tej toczącej się eurodebacie na temat emigrantów za mało jest rzeczowych argumentów za i przeciw, a za dużo emocji i stereotypów, które budzą w nas demony. Gdzieś przeczytałem, że w tej wielkiej dyskusji wszyscy mają jakąś rację, ale bez miłości bliźniego to tylko pożywka dla nienawiści i wojny.
5.
W ostatnich dniach po raz kolejny przekonałem się, że chrześcijaństwo nie jest łatwą religią. Powiedziałbym nawet, że jest ekstremalnie trudne. Domaga się od nas rzeczy, które po ludzku wydają się niemożliwe do spełnienia. Zbawienie i przebaczenie obiecuje wszystkim, także pedofilom, nawet gdyby byli w randze arcybiskupa. Każe miłować bliźniego każdego, także tego, co nienawidzi i podkłada bomby, to też są nieprzyjacioły nasze, co to ich nasz Pan miłować kazał.
6.
Czyż nie burzy się przeciw temu nasze serce? Burzy się. Przyznajcie się. Bo i we mnie się burzy. Nie jestem od was lepszy. Trzeba się do tego przyznać, że nasze serce wciąż mniejsze jest od Bożych wymagań. Że wcale takie dobre i otwarte nie jest. Że nie potrafi kochać tak jak Jego serce, co to z miłości dało się nawet przebić. Jak powiedział jeden z protestanckich teologów, tym wszystkim, którzy rzekomo w imię swojego Boga każą odcinać głowy, trzeba pokazać Tego, który sam kazał się ukrzyżować. To jest nasza najgłębsza odpowiedź. On jest naszą odpowiedzią – Ten, który został ukrzyżowany za nas i za wszystkich. On dobrze czynił wszystko: głuchym słuch przywraca i niemym mowę, głodnych karmi, zmarłych wskrzesza, chorych uzdrawia. I im bardziej chciano by nam zakazać o tym mówić, tym gorliwej i tym głośniej będziemy to rozgłaszać.
Kazanie wygłoszone w niedzielę, 6 września 2015 r. w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Lubsku