Odpowiedzi na fundamentalne pytania nie można udzielać niejako z zaskoczenia. Nie można jej udzielać w atmosferze, która osłabia zaufanie, że w istocie chodzi o dobro słabszych.
Jestem za słabszymi. Mam nadzieję, że zawsze za nimi byłem i w jasny sposób dawałem temu wyraz. Nie zmienię tych poglądów na starość. Świat nie jest jednak taki prosty, jak mi się niegdyś wydawało i jak się niektórym dziś wydaje.
Cóż bowiem, gdy mamy przed sobą dwie słabsze istoty, z których każda wymaga naszego współodczuwania i zrozumienia? Cóż w sytuacji, gdy wszystko wskazuje na to, że tragedii jednej z nich nie tylko my, ale nikt nie jest w stanie zapobiec, a – co więcej – możemy jej tylko przysporzyć dodatkowych chwil bólu, a tragedii drugiej z nich zapobiec można?
Czas, w którym wydano werdykt, wytwarza u wielu przekonanie, że mamy do czynienia z uczuciami na niby, z argumentami na niby, a w rezultacie – co najboleśniejsze – z wartościami na niby
Przy końcu osi życia człowieka mamy dość jasną sytuację, akceptowaną praktycznie przez wszystkich, zarówno na gruncie medycznym, jak i etycznym: życie jest świętością, mamy uczynić wszystko, aby je ratować, ale nie za cenę bezrozumnych cierpień i niedającego żadnych nadziei bólu; nazywane jest to zgodą na zaniechanie uporczywej terapii.
A co przy początku osi życia człowieka, także wówczas, gdy uważamy – chcę, żeby to wyraźnie wybrzmiało – że ten początek nie następuje dopiero z chwilą narodzin, ale o wiele, wiele wcześniej, to jest w momencie, gdy w niepowtarzalnym kodzie genetycznym jednostki, powstałym z połączenia kodów dwóch innych jednostek, zapisane zostaną wszystkie cechy, które zmaterializują się już niebawem, także te, niestety, które determinują, że nie będzie ona zdolna do życia i zakończy je jeszcze przed narodzinami albo tuż po nich?
Czy w sytuacji, gdy pewne jest – powtarzam: gdy pewne jest – że przedłużanie tego życia prowadzi do bezrozumnych cierpień i niedającego żadnych nadziei bólu, tym razem już dwóch istot, obowiązuje jakaś inna miara niż przy drugim krańcu osi życia? A jeśli godziwe jest stosowanie tej samej miary, to kto powinien mieć możność dokonania owego wyboru granic cierpienia, także za istotę, która dokonać tego nie może, tak jak nie może go dokonać terminalnie chory, pozostający bez kontaktu ze światem? Czyż nie ta osoba, która w dramacie tym współuczestniczy najbliżej?
Jednego jestem pewien – odpowiedzi na tak fundamentalne pytania nie można udzielać niejako z zaskoczenia. Nie można jej udzielać w atmosferze, która osłabia zaufanie w to, że w istocie chodzi o dobro słabszych i w czasie, który u wielu z nas wytwarza przekonanie, że mamy do czynienia z uczuciami na niby, z argumentami na niby, a w rezultacie – co najboleśniejsze – z wartościami na niby. Czynienie tego w taki sposób, w takiej atmosferze i w takim czasie może bowiem zadziałać w zupełnie odmiennym kierunku i doprowadzić, w rezultacie, bynajmniej nie do umocnienia ochrony życia człowieka, ale do jej osłabienia.
Jeśli będziemy obojętni na prawdziwe dramaty i nie dostrzeżemy realnego bólu i cierpienia nie tylko tych, którzy wyrazić go nie mogą, ale i tych, którzy mogą dać mu wyraz, łatwo może dojść do tego, że – na zasadzie wielkiego wahadła – znajdziemy się w świecie, w którym takiej samej ochronie jak ludzkie tragedie poddana zostanie chęć życia po prostu w większym komforcie, choćby materialnym. Zdumiewa mnie, że ludzie, którzy powinni kierować się również wyobraźnią, nie dostrzegli tej perspektywy.
W tak przewartościowanym świecie powtórzyłbym: jestem za słabszymi. Mam nadzieję, że zawsze za nimi byłem i w jasny sposób dawałem temu wyraz.
Tekst pierwotnie ukazał się na Facebooku
Przeczytaj także: Za życiem, byle konsekwentnie
Kiedy się człowiekiem staje człowiekiem, wie tylko Pan Bóg i człowiek być może – ten, który właśnie się staje. Mimo, że nikt tego „swego momentu” dziś nie pamięta. I chyba, nie najważniejsze to; zwłaszcza gdy inny ktoś chce w czyimś sumieniu grzebać. Nie kwestionuje się tego – na szczęście, że życie każdego człowieka podlega ochronie. Choć – na nieszczęście, to w słowach przeważnie zostaje. Wiec zamiast zabijać jeden drugiego „w obronie życia” – proszę, kto lepszy pomysł nam podda: jak uszanować bardziej dar życia każdej osoby ludzkiej, kiedy jest więcej miłości.
Obecna sytuacja wskazuje na to, że Jarosław Kaczyński chce za wszelką cenę wywołać w Polsce wojnę ideologiczną, cynicznie posługując się delikatną kwestią obrony życia. O tym, że Kaczyński jest w tym wypadku cyniczny i instrumentalnie traktuje religię, świadczy jego słynna wypowiedź, że zdeformowany i genetycznie uszkodzony płód skazany na śmierć tuż po urodzenia musi być donoszony przez matkę tylko po to, by go można było ochrzcić, zanim umrze… Pseudo-katolik, nie ma pojęcia o wierze w miłosierdzie Boże. No i udało mu się wywołać w Polsce wojnę ideologiczną. Każda wojna jest złem i nieszczęściem. Dlatego nieszczęsne jest hasło Strajku Kobiet: „to jest wojna”. Ale główną winę ponosi Jarosław Kaczyński. Zapłaci za to przed Bogiem i Historią.
Jemu się nie ma co dziwić. To już ostatnie ruchy. Te najtrudniejsze punkty aliansu na koniec zostały, a inne figury przegrały się już. Ja jednak najbardziej tych winię, którzy z powrotem wnieśli stragany do domu Ojca.
@Cezary Gawryś. A co na to lekarze?
Chciałam powiedzieć, z własnego doświadczenia, że lekarze nie zajmują się chrzczeniem dzieci (choć mogą oczywiście), tylko ratowaniem każdego życia, a stają często przed dylematem jak umniejszyć cierpienie, gdy szanse na przeżycie przy obecnej wiedzy medycznej są nikłe. Trzeba pracować w szpitalu żeby zobaczyć ogrom cierpienia i zrozumieć dylematy, a nie wykrzykiwać co ślina na język przyniesie. Jest miejsce dla wolontariuszy, każde ręce do pomocy potrzebne! A co do chaotycznych decyzji polityków, które wprowadzają zamęt podczas pandemii mam swoje zdanie. Zbieżne ze zdaniem Autora. Poważny artykuł, wyważone argumenty.
Jaki Kaczynski! Prosze poczyrac polską Konstytucję! Juz Rzeplinski wydał wyrok poprzedniego TK w oparciu własnie o Konstytucję iz zycie kazde zycie trzeba chronic!
Niestety, opozycja i protestujący w tym sporze nie wypadają lepiej. Hasła „Wolne konopie, wolne macice” lub „Czas na kolejny Smoleńsk” nie pomogą sprawie wad letalnych, od których się wszystko zaczęło. Wiadomo już, że nie o nie chodzi, tylko o obalenie rządu i wyrzucenie Kościoła ze sfery publicznej, co na kolejnych konferencjach potwierdzają wprost organizatorki, ale jeśli walczy się o ważną i poważną sprawę, jeśli dotyka się czyjegoś bólu, to należy robić to w poważny sposób i sięgać po godne środki. Ludzie wychodzący na ulice nie robią tego zawsze z namysłu (bo przecież są z miasta i po maturze, nie to co wyborcy PiS), nie wsłuchują się w argumenty drugiej strony, nie czytają co mają do powiedzenia na temat bólu w okresie prenatalnym specjaliści medycyny paliatywnej, rzadko też jak sądzę orientują się w statusie prawnym płodu w Polsce (Konstytucja zapewnia ochronę prawną każdemu dziecku, a Ustawa o Rzeczniku Praw Dziecka mówi, że jest nim „każda istota ludzka od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności”). Nie jest tak, że jedni są źli i cyniczni, a drugimi kieruje humanizm i duchowe lub moralne szlachectwo. Wystarczy czasem włączyć kanał inny niż tvn, aby zobaczyć to, czego tam nigdy nie pokazują, a co sprawia, że nawet jeśli ktoś nie wie jakie jest najlepsze rozwiązanie w sprawie, od której się wszystko zaczęło i jeśli ma pewne zrozumienie dla oporu wobec orzeczenia TK (który dużo więcej i w zasadzie wszystko powiedział w uzasadnieniu z 1997), to jednak nie będzie chciał zakomunikować swoich wątpliwości i zamanifestować niezgody stając w jednym szeregu z trzymającymi tabliczkę „Jedyny kościół, który oświeca, to ten, który płonie” lub „Godek do wora, a wór do jeziora”. To zwykła hańba. Nie wiem, co jest większym cynizmem – chcieć, aby skazane na śmierć dziecko (co nie jest tożsame z cierpieniem, mówią o tym wyraźnie lekarze paliatywni) zostało donoszone, by otrzymać chrzest i imię, jak zasługuje na to każda osoba, a także godny pogrzeb, czy już na drugi dzień protestów ze sporu dotyczącego tak trudnej sprawy zrobić ustawkę z rządem i Kościołem, zwołując na nią cały kraj, upublicznić telefony i domowe adresy posłów PiS, aby nie czuli się nawet tam bezpiecznie, poniszczyć kościoły i poodrąbywać głowy i ręce pomnikom dzieci z Fatimy i o. Kolbemu. Nawet jeśli chciałbym zamanifestować swoje wątpliwości, w sporze o tak delikatnej i poważnej materii, to nie chcę tego robić dołączając do ludzi, którzy nie są wcale bardziej wrażliwi i bardziej refleksyjni niż ci, przeciw którym skandują (co zdradzają ich hasła i czyny) i do organizatorów, którzy już z nikim nie rozmawiają, tylko na wszystkich wymiotują, nie będąc zdolni wypowiedzieć nawet jednego zdania, które nie zawiera „je*ać” i „wypier*alać”. Nie chcę podpisywać się pod prywatnymi wojnami kogokolwiek, nie interesuje mnie też brak sympatii kogokolwiek do PiSu lub prezesów jakichkolwiek partii, ani nagłe, nieszczere oburzenie nauką Kościoła w kwestii dziecka poczętego, które przed rokiem, dekadą i 5 wiekami było dokładnie takie samo, a dodatkowo 5 z 6 największych religii zakazuje aborcji, z czego ci wszyscy 'miastowi’ i błyskotliwi ludzie nie zdają sobie sprawy, zarzucając tylko Kościołowi wsteczność i mentalne średniowiecze. To zdradza, że reakcje przeciw niemu także są motywowane nie obecnymi wydarzeniami, tylko te wykorzystuje się do manifestowania dużo wcześniej istniejących, prywatnych, afektów i niechęci. Żeby dialog był poważny, muszą w nim uczestniczyć poważni ludzie, a strona antyrządowa niestety nie wypada lepiej. Jeśli ktoś z PiSu jest głupi lub cyniczny, nie oznacza to, że ma się prawo być jeszcze głupszym lub bardziej podłym. Obrońcy życia przynajmniej są konsekwentni, robią cały czas to samo, z powagą i troską o to, aby nikt w tym sporze nie przegrał. Proszę sprawdzić kto przygotował projekty związane ze zmianami mającymi polepszyć sytuację matek i ich dzieci z wadami letalnymi, od zmian zwiększających zakres badań prenatalnych i ułatwiających je, pomoc medyczną podczas ciąży i psychologiczną, po sprawy finansowe i administracyjne. Przecież nikt z protestujących o tym nie myśli, 6 z 10 z kobiet trzyma na ulicach tabliczkę z hasłem „Moja wagina, moja sprawa”, a pozostałe 4 „Je*ać PiS”. Jeśli słychać jeszcze jakiekolwiek nawiązania do 'płodów’ z ciężkimi wadami, to tylko w postaci „Nie zrobicie z nas trumien” lub „inkubatorów”. Oceniajmy, bo nie mamy wyboru, ale bądźmy w tym sprawiedliwi.
Dziękuję, Panie Krzysztofie, znakomity komentarz. Możliwe, że zaraz zlecą się tu niedojrzałe psychicznie młode aborcjonistki, które będą na Pana napadać, tak jak reagowały kiedyś agresją na moje wpisy. A może jednak ten tekst skłoni jakąś do refleksji?
Pani jak zwykle z pozycji wyższości? Myślę, że jest Pani mistrzynią w zniechęcaniu ludzi do swoich racji. Moje wyrazy uznania.
A komentarz Pana Krzysztofa – bardzo cenny, bardzo dziekuję! To ogrom pracy żeby zebrać argumenty i fakty z dwóch stron i powiedzieć tak, żeby druga strona też ujrzała racje przeciwnika. Zreszta o jakiej godzinie on był publikowany…
Nie mogę zapomnieć wpisów Pani Marii w obronie abp.Dzięgi i dlatego pozwalam sobie komentować, zaraz pod Pani zachęcającym wpisem o niedojrzałych psychicznie aborcjonistkach, do których za Pani przyzwoleniem, się nie zaliczę.
Na szczęście Pan Krzysztof takich określeń nie używa, natomiast nauważył, że strajk kobiet raczej za cel stawia sobie obalenie rządu, a nie kwestie wyroku TK. A katolicy, którzy się z nim identyfikują są zniesmaczeni konkubinatem Kościoła i władzy świeckiej.
@Anna. Szanowna Pani! Pod artykułem p. Nosowskiego pt.: „Trwa kościelne dochodzenie w sprawie zaniedbań abp. Andrzeja Dzięgi” z 22.01.2021 są dwa moje komentarze do postów: @Tadeusz, w których odniosłam się do twierdzenia p. Tadeusza, że wiez.pl jest portalem katolickim i zaznaczyłam różnice między nauką Kościoła katolickiego a poglądami Kościoła otwartego. Proszę mi udowodnić, że – jak Pani wyżej napisała – są to „wpisy Pani Marii w obronie abp. Dzięgi”. Żaden z moich wpisów nie dotyczył ani abp. Dzięgi, ani jego rzekomej mojej obrony. Każdy może to sprawdzić a Pani słowa są po prostu kłamstwem. I proszę mnie teraz nie przepraszać, tak jak Pani to zrobiła w swoim komentarzu pod artykułem Pana Nosowskiego, bo komuś, kto wmawia innej osobie, że zrobiła coś, czego w rzeczywistości nie zrobiła, nie uwierzę.
Bardzo nieuczciwa ,wręcz podła ta sugestia autora iż sędziowie Trybunału wydając wiadome orzeczenie nie kierowali się Konstytucją,zapisanym w niej nakazem ochrony życia ale czymś innym…