Jesień 2024, nr 3

Zamów

Głowa Germanika, czyli ukrzyżowanie serca

W londyńskim British Museum do niedawna można było obejrzeć wystawę o religii w Egipcie w epoce po faraonach (Egypt: faith after pharaohs). Jednym z eksponatów było bazaltowe popiersie Germanika, rzymskiego wodza legionów (15 r. przed Ch. – 19 r. po Ch.), które wyeksponowane było w dziale dotyczącym egipskiego chrześcijaństwa. To popiersie Germanika różni się od innych tym, że na czole ma wyrzeźbiony znak krzyża. Co rzymski żołnierz ma wspólnego z religią w Egipcie, zwłaszcza z chrześcijaństwem, skoro jego życie przypada właśnie na przełom er, a on sam zmarł przed śmiercią Chrystusa? Skąd się tam wziął i dlaczego?

Głowa Germanika ze zbiorów British Museum
Głowa Germanika ze zbiorów British Museum

Popiersie Germanika z British Museum pochodzi z lat 14-20 po Chrystusie. Jest uszkodzone. Brak mu nosa i części prawego ucha. O ile jednak może być to tylko przypadkowe uszkodzenie, to znak krzyża wyrzeźbiony na czole znalazł się tam nie bez przyczyny. Znamię to pochodzi prawdopodobnie z czasów później starożytności. W tym okresie zdarzało się, że chrześcijanie dokonywali świadomych uszkodzeń rzymskich posągów (zwłaszcza oczy, brwi, usta) albo też znaczyli głowy znakiem krzyża. Samo uszkodzenie można by wyjaśnić jakimiś tendencjami ikonoklastycznymi w starożytnym chrześcijaństwie. Niektórzy twierdzą, iż w ten sposób „unieszkodliwiano” posągi, które miały być siedzibą demonów. Być może miało to jednak jeszcze głębsze znaczenie.

Wesprzyj Więź

Jak wiadomo, Rzymianie stosowali tatuaż albo wypalanie piętna, aby naznaczać zbrodniarzy i niewolników. Niewolnicze piętno wskazywało na przynależność do kogoś, na bycie cudzą własnością. W starożytnej Babilonii tatuowano imię właściciela na ręce niewolnika, do czego zresztą nawiązuje prorok Izajasz: „inny się nazwie imieniem Jakuba; ten »własność Jahwe« napisze na swej ręce” (Iz 44, 5). Być może do tego też nawiązuje koptyjski zwyczaj tatuowania na wewnętrznej stronie nadgarstka krzyża w kształcie pięciu kropek. Wiemy też o istniejącym zwyczaju tatuowania krzyży na przedramionach i dłoniach wśród katolickich Chorwatek. Starożytni chrześcijanie w sposób naturalny przejęli znaną wówczas symbolikę naznaczania pieczęcią, piętnem czy znakiem. Św. Paweł pisał do wiernych w Koryncie, że Chrystus wycisnął pieczęć (2 Kor 1, 22), a w Apokalipsie czytamy o opieczętowanych imieniem Boga na czołach (Ap 14,1). Czyżby starożytny rzeźbiarz, który „poprawił” posąg, chciał go w ten przedziwny sposób „ochrzcić”, uczynić go własnością Chrystusa?

Trudno powiedzieć, co tak naprawdę myślał ten, kto doprawił krzyż Germanikowi. Czy uważał, że wystarczy coś naznaczyć krzyżem, by od razu stało się chrześcijańskie, sakralne, uświęcone? Nie wiem. Wiem jednak, że takie myślenie nie jest dzisiaj zupełnie nieobecne. Czasami spotykam się z takim przekonaniem, że wystarczy postawić czy poświęcić krzyż, aby świat stał się bardziej chrześcijański, pobożny, religijny. Rzeczywistość jest jednak o wiele bardziej skomplikowana. Naznaczanie krzyżem ma sens o tyle, o ile za tym, co widzialne idzie to, co niewidzialne, za znakiem – jego sens, znaczenie, intencja. Z samego noszenia krzyża niewiele wynika, jeśli wraz z zawieszeniem go na szyi nie idzie w parze pragnienie ukrzyżowania serca.

Już niedługo, bo w Środę Popielcową, Jezus nam przypomni, że nawrócenie dokonuje się najpierw „w izdebce” czy też „w ukryciu”, gdzie „Pan widzi”. Tam rodzi się post, modlitwa i jałmużna. Post bez nawróconego serca to tylko dieta, modlitwa staje się jedynie językową formułą, a jałmużna – w najlepszym razie filantropią. Prawdą jest jednak także to, że człowiek jest istotą symboliczną, dlatego potrzebuje – także w przestrzeni publicznej – widzialnych znaków swojej tożsamości. I wcale nie po to, by się odróżniać od innych. Wszystkie widzialne znaki odwołujące się do religii, czy to będzie sutanna, habit, islamska chusta, chrześcijański krzyż, sikhijski turban czy żydowska jarmułka wcale nie są po to, by się wyróżniać w świecie. Od kogo wyróżnia się zakonnica w zamknięta za klauzurą a pobożny żyd w synagodze? Od nikogo, bo są tam tylko sami swoi. Wszystkie te zewnętrzne znaki przypominają nam, kim jesteśmy, choć wcale nie są konieczne. I tylko pod tym warunkiem habit czyni mnichem, a krzyż na czole – chrześcijaninem. Jeśli przypomina kim jesteśmy. Inaczej to tylko przebranie. Podobne do tego, które widziałem w londyńskim metrze. Młody mężczyzna przebrany był za zakonnicę. To był piątek, a on pewno szedł na kawalerski wieczór. Welon na głowie wcale go nie uczynił oblubienicą Chrystusa.

Podziel się

Wiadomość