Henryk Rzewuski był entuzjastą staropolskich cnót szlacheckich, postaci z jego powieści i gawęd stały się prototypami bohaterów literackich epoki romantyzmu i czasów Sienkiewicza, zaludniając polskie imaginarium. Swą pochwałę Rzeczpospolitej szlacheckiej zawarł w najbardziej znanych Pamiątkach Soplicy, ale także w mniej popularnej powieści Listopad. I ten właśnie utwór stał się dla mnie okazją, by przyjrzeć się postawom i sposobowi myślenia przedstawicieli polskiej szlachty w końcu XVIII wieku, czyli na chwilę przed rozbiorami. A także poznać jej dzieło zbrojne – które niektórzy nazywają pierwszym naszym powstaniem narodowym – konfederację barską.
Gdy się Listopad czyta dziś, trudno nie dostrzec podobieństw opisywanych tu epizodów z XVIII-wiecznej historii Polski do naszych czasów. Tak jakby to było nie 250 lat temu, a wczoraj. A między tym wczoraj i dziś była długa noc dwóch pełnych koszmarów wieków, po której obudziliśmy się w stanie tej samej, niedokończonej – podczas tamtych wydarzeń – bratobójczej wojenki. I to tak wpół gestu i wpół słowa, bez wcześniejszej repetycji, bez zawahania, próby przypomnienia, o co w niej szło. „W niniejszym romansie historycznym, który śmiem ogłaszać – napisał w przedmowie do Listopada jego autor – wystawiłem dwie rywalizacje, walczące ze sobą u nas od końca pierwszej połowy zeszłego wieku”.
To jest fragment artykułu. Pełny tekst – w kwartalniku „Więź” lato 2017 (dostępnym także jako e-book).