Córki wyjechały, mam dbać o psy, koty, akwaria, żółwie i chomiki. Mam więc poczucie lekkiej zmiany gospodarstwa, ale dalej mam karmić i uważać na kogoś małego.
Towarzystwo to ma swoje upodobania – temu liście i sianko, temu suszone rybki, każdemu wodę. Poza tym sprzątanie i porządki, bo znów wywrócone miseczki. Małe zoo trzeba przyjaźnie obserwować, jak to domowników.
Kotka, ulubienica całej rodziny, siedzi i podziwia. Chętnie nawiązałaby relacje. Żółwie są trudniej dostępne: za szkłem, w wodzie. Można do nich machać łapką, ale kot nurkować nie będzie. Ale już chomiki – dlaczego nie? Też futerkowe, bardziej przewidywalne. Nie mam jednak pewności, czy kotka będzie rozróżniać między myszami a chomikami i czy zorientuje się, że chomika zjadać nie należy, bo to zaburzy porządek domowy – więc pilnuję dystansu. Kotka – ta rozpieszczona przytulanka, mająca poczucie, że świat został stworzony dla niej – patrzy ciekawie i wyciąga łapkę. Chomik też uważa, że mu wszystko wolno i nic mu nie grozi.
Cały tekst w miesięczniku WIĘŹ nr 5-6/2011 (dostępny także w wersji elektronicznej jako e-book)