Bilety na Przegląd Piosenki Prawdziwej były drogie, ale cały dochód z ich sprzedaży, podobnie jak z akredytacji, których mieliśmy około trzystu – w większości zagranicznych, wykupionych za ciężkie pieniądze – poszedł na tzw. Fundusz Społeczny „Solidarności”. Jak mnie potem przymknęli, po 13 grudnia, to chcieli, żebym złożył fałszywe zeznanie, że Wajda, Wałęsa i ja podzieliliśmy się pod stołem tymi kilkoma milionami złotych, które zostały po odliczeniu kosztów. A koszty były spore, weźmy choćby zakwaterowanie dwustu wykonawców. Trzeba było też zapłacić za obsługę dźwiękowców i oświetleniowców. Kolega Cękalski (akustyk) nie zrezygnował z honorarium, ale je obniżył, poza tym uratował imprezę, bo gdyby nie zauważył pierwszego dnia próby sabotażu, a właściwie zamachu, to przeglądu by nie było.
Była próba, na scenę wchodzi Marek Grechuta, nagle Cękalski woła: „Stój! Bije przez masę!” Poczuł, że mikser jest pod napięciem, co nie powinno mieć miejsca…
Cały tekst w miesięczniku WIĘŹ nr 1/2011 (dostępny także w wersji elektronicznej jako e-book)