Tytuł bardzo obszernej monografii Jerzego Pietrzaka – „Pełnia prymasostwa. Ostatnie lata prymasa Polski kardynała Augusta Hlonda 1945-1948” – jest bardzo trafny w odniesieniu nie tylko do jej zasadniczej tematyki, ale też i w kontekście samej biografii Augusta Hlonda. Trzy ostatnie lata w jego życiu okazały się nie tylko najważniejsze z punktu widzenia prymasa, ale także przełomowe dla Kościoła polskiego. W okresie 1945-1948 udało się nie tylko ocalić ideę prymasostwa jako kontynuacji dawnej moralnej (i częściowo politycznej) roli „interrexa” w trudnych warunkach ustroju komunistycznego, nie tylko dokonać trwałego zainstalowania polskiej administracji kościelnej na Ziemiach Zachodnich i Północnych (obejmujących przecież ok. 30 % terytorium współczesnej Polski), ale przede wszystkim ocalić jedność episkopatu i większości katolickiego społeczeństwa w obliczu prób laicyzacji i ateizacji ze strony władzy komunistycznej.
Określenie „pełnia prymasostwa” zdaje się zawierać nie tylko to, że owe trzy lata były dopełnieniem misji Hlonda jako przedwojennego prymasa Polski, tak dramatycznie przerwanej we wrześniu 1939 r., a kontynuowanej – w różnych uwarunkowaniach i z różnym powodzeniem – w okresie wojennych perypetii na emigracji i w niemieckiej niewoli. Drugim ważkim czynnikiem świadczącym o trafności takiego właśnie sformułowania Pietrzaka jest to, że dopiero po swoim powrocie do kraju w lipcu 1945 r. kardynał stał się rzeczywistym rządcą episkopatu i całego polskiego katolicyzmu. Do grudnia 1938 r. niemal równorzędną z nim pozycję prestiżową (a częściowo i realną polityczną) miał warszawski metropolita kardynał Aleksander Kakowski (tytułujący się do końca „prymasem Królestwa Polskiego”), a i inni arcybiskupi mieli przed wojną bardzo samodzielną pozycję (Romuald Jałbrzykowski w Wilnie, Adam S. Sapieha w Krakowie, Józef Teodorowicz we Lwowie).
Cały tekst w miesięczniku WIĘŹ nr 11-12/2010 (dostępny także w wersji elektronicznej jako e-book)