Homilia wygłoszona w kościele Św. Marcina w Warszawie, 26 stycznia 1983 roku na Mszy św. w intencji środowiska „Więzi”.
Czytania: 2 Tm 1, 1-8; Łk 10, 1-9.
Księże Kardynale Prymasie, Przyjaciele z „Więzi”, Siostry i Bracia!
Pan zbudował swój Kościół, nowy Izrael, na apostołach; powołał ich dwunastu (tyle było szczepów starego Izraela). „Następnie wyznaczył jeszcze innych” – jedne manuskrypty mówią o siedemdziesięciu dwóch, inne o siedemdziesięciu; są to zresztą liczby symboliczne i aluzyjne. Na pustyni, podczas wędrówki do ziemi Chanaan, rzekł Pan do Mojżesza: Zwołaj mi siedemdziesięciu mężów spośród starszych Izraela (…) i przyprowadź ich do Namiotu Spotkania (…) Wtedy ja zstąpię i (…) wezmę z Ducha, który jest w tobie, i dam im, i będą razem z tobą dźwigać ciężar ludu, a ty go sam już więcej nie będziesz musiał dźwigać… Zwołał Mojżesz siedemdziesięciu starszych ludu i ustawił ich wokół Namiotu. A Pan zstąpił w obłoku (…) Wziął z Ducha, który był w nim, i przekazał go owym siedemdziesięciu starszym. A gdy spoczął na nich Duch, wpadli w uniesienie prorockie. (Lb 11, 16-17, 24-25). Mniemano także, iż ziemię zamieszkuje ni mniej, ni więcej, tylko siedemdziesiąt narodów; do nich wszystkich Jezus Łukasza, ewangelisty powszechności zbawienia, posyła swych uczniów. Nas posyła.
Wysłał ich po dwóch. Więź bratnia, solidarność wzajemna, ważna jest w każdej działalności, a cóż dopiero apostolskiej. Pola dla tej działalności ogromne – żniwo wielkie! – i nie do objęcia żadnym planem. [—-] [Dekret z dn. 12.XII 1981 r. O stanie wojennym, roz. I, art. 17, pkt 4 (Dz.U. nr 29, poz. 154)] Zło zwyciężać tylko dobrem. Nie poddawać się, nie zgadzać się na zło, walczyć, zwyciężać, ale tylko – dobrem. Kazanie na Górze jeszcze obowiązuje.
Walczyć zwycięsko może tylko człowiek prawdziwie wolny. Stąd te sugestie Jezusa. – Nie obciążać się, jesteśmy przecież w drodze: nie noście z sobą… Ubóstwo jest znakiem Królestwa, znakiem profetycznym i misyjnym. Nie zamartwiać się na zapas, nie jesteśmy sami, jest z nami Pan i jest wspólnota eschatologiczna, która nie zapomina, iż robotnik zasługuje na swoją zapłatę. Robotnik-uczeń Pana ma się skoncentrować na swym zadaniu, działać energicznie, wręcz z pośpiechem: nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Pozdrowienia na Wschodzie zajmują zbyt dużo czasu. Dlatego już prorok Elizeusz poleca swemu uczniowi Gechaziemu: Przepasz biodra, weź laskę moją w dłoń, a idź! Jeżeli spotkasz kogo, nie pozdrawiaj go; a jeżeli kto ciebie pozdrowi, nie odpowiadaj mu. (2 Krl 4, 29). Nie szukajmy tutaj zachęty do niegrzeczności, choćby miała ona być misjonarską prowokacją; po prostu szkoda czasu na czcze gadanie, przydługie ceremoniały i zbędne kontakty (zob. 9, 62: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa…). Jest jeszcze inna możliwość egzegezy tych słów (4b): że w podróży apostolskiej nie należy nawiedzać krewnych i przyjaciół (co było świętym przywilejem i obowiązkiem ówczesnych podróżników: u nich najpierw mieli szukać kwatery), wystawiając się na niepewność, ryzyko, złe potraktowanie, ale zachowując także wolność i zyskując wspaniałe okazje ewangelizacyjne. O tym chyba i o takich właśnie domach mowa w wierszu następnym.
Gdy do jakiego domu wejdziecie – posłużcie się spokojnie uroczystym życzeniem pokoju, który jest dobrem mesjańskim, zbawieniem; otrzyma je ten, kto otworzy swe serce na Dobrą Nowinę: wasz pokój spocznie na nim. Dalej mówi Jezus o pozostaniu w domu, który otworzył drzwi uczniowi, o pozostaniu w mieście, które przyjmie ucznia, o radosnym korzystaniu z gościnności (jedząc i pijąc, co mają); jesteśmy pielgrzymami w drodze do Królestwa, ale budujemy je już tutaj – nowym siostrom, braciom nowo zdobytym i sobie – kiedy nie wstydzimy się ludzkich uczuć i międzyludzkich więzi, nowych więzi, rodzonych słowem Ewangelii. Tak powstaje Kościół. Mówcie im: przybliżyło się do was Królestwo Boże.
Tak powstawał Kościół w czasach Apostoła z Tarsu. Królestwo Boże rozszerzało się tak gwałtownie dzieki temu, że to nie był Kościół kleru, lecz Kościół uczennic i uczniów. Do siedemdziesięciu dobili szybko inni, wśród nich nasi patronowie dzisiejsi, święci patronowie Waszego jubileuszu, Tymoteusz i Tytus, obaj z Turcji, lecz pierwszy pracujący przede wszystkim w Efezie, a drugi na Krecie. Obaj z diaspory (jak Paweł), zresztą gdy pierwszy pół-poganin, to drugi – pełny. Im obu – współpracownikom wspaniałym – pokazał Apostoł naszą Europę. Listy jego do nich (tzw. pasterskie) często są uważane za popawłowe, co im w niczym nie odbiera waloru orędzia Bożego dla nas, następnych uczniów, którzy rozszerzamy owo grono siedemdziesięciu. Orędzia zwiastowanego dzisiaj nam, Czytelnikom, Przyjaciołom, Autorom i Redaktorom „Więzi” (że użyję kolejności bardziej teologicznej, eklezjalnej) w tym początkowym fragmencie Drugiego Listu do Tymoteusza.
Po co jesteśmy potrzebni jako uczniowie? Jak Paweł, Jak Tymoteusz i Tytus: dla zwiastowania życia obiecanego w Chrystusie Jezusie (w. 1). To przecież owo żniwo wielkie, żniwo Królestwa, ciągle za mało posiadające robotników, a przypomniane nam w dzisiejszej Ewangelii. Wraz ze św. Pawłem (wczoraj obchodziliśmy święto jego nawrócenia, kończąc zarazem Tydzień Powszechnej Modlitwy o Jedność Chrześcijan pod hasłem jakby wziętym żywcem z tego Listu do Tymoteusza, chociaż bezpośrednio inspirowanym Pierwszym Listem Jana: „Jezus Chrystus – Życiem świata”) dziękujmy Bogu, któremu służymy jak nasi przodkowie (w. 3). Dziękujmy tą najświętszą Eucharystią za nasz udział w „żniwie wielkim”, za dopuszczenie nas do „zwiastowania życia” światu na tej polskiej ziemi, dziękujmy za miesięcznik „Więź” i za środowisko „Więzi”, dziękujmy jako twórcy, jako obdarowujący innych, albo też, Siostry i Bracia, jako czytelnicy, jako obdarowani, ubogaceni, tak hojnie, przez tyle lat… Dołączam na te Srebrne Gody i moje osobiste podziękowania, gratulacje i życzenia najlepsze, tym bardziej, żem również już prawie srebrny jubilat (w kapłaństwie Chrystusa) i „Więzią” karmię (lub – jak kto woli – truję) siebie i innych od pierwszego numeru, a jako kleryk przygotowujący się do święceń kapłańskich brałem udział w pokoju rektorskim mego wrocławskiego seminarium w spotkaniu z delegatem redakcji wykluwającego się dopiero pisma…
Dziękujemy Wam, ludzie „Więzi”, za to, że nie ograniczyliście się do pisania i redagowania. Że daliście nam świadectwo wierności temu, co pisaliście, do końca, bez względu na konsekwencje… Apostoł pisze ten list zza krat, w czasie powtórnego uwięzienia, czekając na śmierć męczeńską. Z uczniów nie opuścił go ewangelista Łukasz. Pisze do innego ucznia, wspominając łzy, które pojawiły się w jego, Tymoteusza, oczach, być może wtedy, gdy Pawła aresztowano: w nocy i we dnie pragnę cię zobaczyć, pomny na twoje łzy… Są więzie, które się łez nie wstydzą…
Ale Apostoł nie tylko dziękuje Bogu, a my z nim Bogu – i Wam (a mówi ten, kto czyta „Więź” od chwili dojścia do używania rozumu, a nawet wcześniej, bo od seminarium duchownego); Apostoł wzywa także Tymoteusza i każdego z nas, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie! Formułowaliście sobie ten charyzmat Wasz specyficzny w pierwszym numerze, w programowym artykule „Rozdroża i wartości”, pisząc o szukaniu i śmiałości poszukiwań, o weryfikacji i eksperymentatorstwie, o łącznym stosowaniu kryterium chleba i kryterium wolności, o bólach i niepokojach naszego czasu i o pótrzebach ludzi najbardziej potrzebujących, o katolicyzmie w Polsce i o niepogodzeniu się z tym, co w Narodzie małe i złe, o tym, że nie wolno kapitulować i przede wszystkim o człowieku; o osobie ludzkiej, zgodnie z Waszą orientacją personalistyczną. Oczywiście wyznawaliście też Bożą Prawdę Objawioną – jako wartość najwyższą…
Ale prosiliście nas też o cierpliwość, jako że dopiero po dłuższym okresie pracy Wasze pełne intencje miały wyjść na jaw. I wyszły – po krótkim okresie Waszej pracy. I to jest ciąg dalszy tego Waszego Charyzmatu, a Pan zwraca się do Was w tej Eucharystii z gorącym wołaniem: rozpalcie go w sobie na nowo! Charyzmat prawdy za wszelką cenę, ale także dialogu, szacunku dla cudzych postaw i poglądów, uczenia się od innych. Charyzmat dostrzegania powszechności Kościoła i jego duchowego bogactwa w całym świecie. Charyzmat walki o odnowę Kościoła – konsekwentną na tej polskiej ziemi. Charyzmat czujności wobec odradzającego się polskiego nacjonalizmu katolickiego i wszelkich rasizmów. Charyzmat Biblii, biblistyki i – chyba dotychczas za mało – liturgii.. Charyzmat wierności Duchowi i literze Soboru naszych czasów (który Jan XXIII zapowiedział na krótko przed ukazaniem się pierwszego numeru Waszego i naszego pisma). Wczoraj Jan Paweł II promulgował nowy Kodeks Prawa Kanonicznego, który przekuwa w prawo inspiracje soborowe, a więc dostrzega także różnorodność Waszych charyzmatów i o apostolacie mówi jako wspólnym zadaniu świeckich i duchownych. (Wejdzie w życie 27 listopada, a przedtem poświęcimy mu doroczny ogólnopolski kurs dla duchowieństwa we wrześniu na Akademii Teologii Katolickiej).
A także charyzmat świętej ekumenii, tej prosto od Serca Jezusowego. Wczoraj odlecieli z Polski delegaci Światowej Rady Kościołów, którzy tak gorąco prosili nas podczas nabożeństw i agap ekumenicznych o modlitwę w intencji VI Zgromadzenia Ogólnego SRK w Vancouver na przełomie lipca-sierpnia br. właśnie pod hasłem „Jezus Chrystus – Życiem świata”. A to przecież nie tylko hasło… I przecież o to i tylko o to chodzi w Roku Odkupienia, który rozpoczniemy 25 marca. I tylko o to chodzi w tym roku Lutra. I w roku drugiej pielgrzymki papieża Kościoła do Polski…
Rozpalcie w sobie charyzmat Waszego powołania uczennic i uczniów, świeckich apostołów Jezusa Chrystusa… Na nowo rozpalcie w sobie Wasze marzenia i plany sprzed 25 lat, te prywatne i te zespołowe… Nie zgaście w sobie charyzmatu służby narodowej i społecznej, bo Ewangelia jest polityczna… (Ale pamiętajcie, że Waszej odwagi potrzebujemy także wewnątrz Kościoła…). O to wszystko się dla Was wszystkich modlimy w dzisiejszej Eucharystii koncelebrowanej wszystkimi mocami Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusa. I dla nas, Waszych czytelników, modlimy się, abyśmy z tych niezliczonych iskierek, które od Was otrzymaliśmy i otrzymujemy, zdołali rozpalić w nas na nowo płomień Ducha Świętego.
Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale Ducha mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii… Wierność wobec Ewangelii nie może nam uchodzić na sucho. Dla Tymoteusza ta wierność konkretyzowała się w wierności wobec człowieka, który wedle prawa był kryminalistą. Solidarność z cierpiącymi – to najchlubniejsza odpowiedź Dobrej Nowinie (por. Mt 25, 35-36). Nie wstydź się świadectwa! – upomina nas Słowo Boże dzisiaj. A Wyście już przed ćwierćwieczem, według danej mocy Boga (w. 8), oświadczali w pierwszym Waszym artykule programowym:
Chcemy być wyznawcami, to znaczy tymi, którzy mają dawać świadectwo (…) przez własne życie w Chrystusie żyjącym w Kościele.
ks. Michał Czajkowski