Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Obawiam się, że zadajemy ostateczny cios jedności naszego społeczeństwa

Poznań. Fot. Erik Witsoe / Unsplash

Roztropność broni nas przed fanatyzmem i ratuje wspólnotę. I właśnie roztropności zabrakło tym, którzy na nowo podpalili w Polsce stos sporu o aborcję.

Nastał czas emocji, radykalizacji przekonań i języka. Na nowo wybuchł spór o prawną regulację problemu aborcji.

Dla chrześcijan, szczególnie katolików, uznających konieczność szanowania życia ludzkiego „od poczęcia do naturalnej śmierci”, jego prawna ochrona – i to w jak najszerszym wymiarze – jest naturalnym postulatem. Katolicy mają prawo do zorganizowanego działania w sferze publicznej, m.in. do zgłaszania i promowania swoich inicjatyw broniących prawa do życia. Oczywiście w każdym okresie jego trwania po równi.

Ważne, żeby te postulaty wynikały nie tylko z doktrynalnych zasad religijnych, ale miały również wymiar ogólnoludzki. Wierzymy przecież, że ochrona ludzkiego życia ma ponadkonfesyjny charakter, że wyraża najbardziej podstawowe prawo osoby ludzkiej – prawo do życia. Niestety nie potrafimy do tego przekonać tych, którzy zaprzeczają człowieczeństwu „płodów”, „embrionów”, czy „organizmów”, mamy skłonność poddawać ich językowemu linczowi, nazywając: „mordercami”, „zabójcami”, „cywilizacją śmierci”.

Czy roztropny chrześcijanin powinien zakładać, że uda mu się (bez względu na cenę) uformować życie coraz bardziej pluralistycznych społeczeństw całkowicie wedle swoich reguł i norm?

Działania w pluralistycznej rzeczywistości społecznej, nawet jeśli głęboko wierzymy w ich moralną słuszność, wymagają również roztropności. Ta kardynalna cnota chrześcijańska „uzdalnia rozum praktyczny do rozeznawania w każdej okoliczności naszego prawdziwego dobra i do wyboru właściwych środków do jego pełnienia” (KKK 1806). Roztropność pozwala człowiekowi zachować zdrowy osąd, rozsądzić skomplikowaną naturę podziału na to, co dobre i to, co złe. To właśnie ta cnota broni nas przed fanatyzmem i instrumentalnym wykorzystywaniem słusznych, zdawałoby się, zasad i inicjatyw, ratuje wspólnotę. Właśnie cnoty roztropności zabrakło dziś tym, którzy na nowo podpalili w Polsce stos sporu o aborcję.

Zapewne nie ma dobrej chwili na podnoszenie tej kwestii, dziś jednak jest to moment wyjątkowo nieszczęśliwy. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego budzi gniew i lęk dużej części społeczeństwa, a zatem skłania do protestów w czasie pandemii, stanowiących zagrożenie dla zdrowia i życia tych, którzy w nich uczestniczą. Czyż nie jest przejawem co najmniej nieroztropności, próba ochrony życia jednych kosztem życia drugich?

Obrona życia jest nade wszystko problemem moralnym, ale ma ona konsekwencje również w sferze prawnej, politycznej, społecznej itd. Pragnąc bronić życia poprzez regulacje prawne, musimy mieć świadomość, że wkraczamy w przestrzeń polityki, debaty publicznej i wolności wyrażania przekonań. Roztropność wymaga od człowieka wierzącego przeprowadzenia osądu, czy jego działania nie są przedmiotem politycznych manipulacji, czy jego szczere zaangażowanie dla dobra i prawdy nie jest wykorzystywana do podsycania ognia wojny kulturowej, która niczego nie buduje, a wszystko niszczy.

Wesprzyj Więź

Czy roztropny chrześcijanin powinien zakładać, że uda mu się (bez względu na cenę) uformować życie publiczne i prywatne coraz bardziej pluralistycznych społeczeństw całkowicie wedle swoich reguł i norm? Czy zatem działania, które sprowokowały dramat, rozgrywający się dziś na ulicach naszych miast w przestrzeni naszych świątyń, ale ponad wszystko w sumieniach wielu ludzi dalekich od fanatyzmu i zacietrzewienia, nie jest występkiem przeciw cnocie roztropności?

Nie ma nic gorszego niż konflikt, w którym splatają się emocje polityczne z religijnymi

Warto w tym kontekście zapytać biskupów, pasterzy Kościoła: czy jednoznaczna, wręcz entuzjastycznie pozytywna reakcja na wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie jest właśnie takim występkiem? KKK 1806 mówi: „Roztropność kieruje bezpośrednio sądem sumienia. Człowiek roztropny decyduje o swoim postępowaniu i porządkuje je, kierując się tym sądem. Dzięki tej cnocie bezbłędnie stosujemy zasady moralne do poszczególnych przypadków i przezwyciężamy wątpliwości odnośnie do dobra, które należy czynić, i zła, którego należy unikać”.

Czy jest dobrem we wszelkich wymiarach działanie tak wyraźnie uwikłane w logikę politycznych kalkulacji, prowokujące gwałtowny radykalizm po obu stronach kulturowego starcia? Obawiam się, że wydarzenia ostatnich dni zadają ostateczny cios jedności naszego społeczeństwa. Nie ma nic groźniejszego dla społecznego ładu i harmonii, niż konflikt, w którym splatają się emocje polityczne z religijnymi (pouczający jest przykład Hiszpanii z lat 30. XX w.). Stanie przy wartościach bez cnoty roztropności jest zgubne dla tych resztek spójności, które nam jeszcze pozostały.

Podziel się

Wiadomość

Jedność jest ważna, ale nie najważniejsza – jak nam narzucano od lat. Życie jest podstawową wartością, ale mniejszą od godności. Napatrzyliśmy się sporo na życie bez godności. Pandemiczne ryzyko śmierci dla godności podczas protestów też tego dowodzi. Szarżowanie życiem kobiet przez zakłamanych nauczycieli moralności nie chroni życia, a tym bardziej godności. O jedność dla nas prosił Ojca swego Chrystus, ale o jedność w godności.

Zadziwiająca jest troska hierarchów KK o życie nienarodzonych dzieci z wadami genetycznymi w kontekście ich „troski” o ofiary pedofilów, będącymi ludźmi Kościoła. Szukając drzazgi w oku innego człowieka nie dostrzegają belki w swoim oku.

Cóż za bzdury ! „Dla chrześcijan, szczególnie katolików, uznających konieczność szanowania życia ludzkiego „od poczęcia do naturalnej śmierci”, jego prawna ochrona – i to w jak najszerszym wymiarze – jest naturalnym postulatem”. Kolejny hipokryta ! Polska od lat produkuje broń różnego typu, którą z sukcesem eksportujemy tam, gdzie się przydaje do zabijania „wroga”. A także kupuję tę broń i z radością eksportuje naszych dzielnych żołnierzy, który w związku z siłą wyższą jak muszą, to chętnie strzelają celem zapewnienia „pokoju”. Jakoś nie słyszałam o jakiś protestach w sprawie ukrócenia tego procederu: wręcz przeciwnie: każda jednostka wojskowa, w której wojskowi ćwiczą się, jak najsprawniej zabijać „wroga”, ma swojego kapelana, który błogosławi i poświęca tę czy ową śmiercionośną rzecz.To, co Pan opisuje, to fiksacja mizoginistów na kwestii związanej z wolnością kobiet.Jakoś nie zauważacie „jednego ludzkiego życia, które trzeba uratować” w kobiecie, która jest przykuta przez 40 lat do niepełnosprawnego dziecka, a potem , kiedy jest przykuta do szpitalnego łóżka, to w agonii wie, że jej dziecko zdycha gdzieś na jakiś psychotropach czy środkach uspakajających, gnijąc w odleżynach i swoim moczu. I ma pecha, jeśli w środku jest nadal kilkulatkiem, a nie roślinką o kształtach człowieka. Jakoś ten obraz na nas wszystkich też nie robi wrażenia – nie to co płacząca zygota: mała, bezproblemowa, bezkosztowa w obsłudze dla potrzeb ideologicznej wojny wytoczonej przez mafijną Mordo Buris. Która u podstaw ma przede wszystkim ..mizoginizm, a nie dobro człowieka.

Bardzo dziękuję za ten spokojny, wyważony, smutny głos. Może jestem naiwny, ale nie zgadzam się, że obecne dramatyczne wydarzenia zadają naszej jedności cios, jak pisze Autor, „ostateczny”. Dotkliwy, ale mimo wszystko nie ostateczny.

Przeglądam moją facebookową „tablicę” i widzę tam różne osoby, większość bliżej lub dalej znam, wszystkie darzę życzliwością i staram się po chrześcijańsku i po współobywatelsku kochać. Jedni spośród nich dodają czarne lub czerwone nakładki na zdjęcia profilowe, dają upust wściekłości w postach i komentarzach, publikują zdjęcia i filmiki z demonstracji, dzielą się przygotowanymi przez siebie (nieraz pomysłowymi, nieraz dla mnie bolesnymi) transparentami. Drudzy nie mogą nacieszyć się z broniącego życia wyroku, obmyślają dalsze działania na rzecz życia i wzywają do nich, czasami okazują głębokie niezrozumienie dla protestujących, czasami, niestety, pogardę. Gdzieś pomiędzy nimi pałętają się, najbardziej ze wszystkich zagubieni, choć (bo?) chyba najmądrzejsi, ludzie rozdarci między przerażeniem tym, czym jest aborcja, a przerażeniem tym, co potrafi się wyczyniać w imię przeciwdziałania jej (co ciekawe, te osoby różnią się między sobą, nieraz wyraźnie, co do tego, jakie prawne rozwiązanie uznałyby za najlepsze – mimo to wydają mi się najbliższe sobie nawzajem i sam siebie chciałbym do nich zaliczać); tych wprawdzie najmniej wyraźnie widać na Facebooku, ale też przecież są.

Łączy ich wszystkich kraj, w którym żyją. Sklepy, w których robią zakupy (bynajmniej się przy tym nie atakując, a nawet nie pytając o poglądy), muzyka, której słuchają, wybory, w których głosują, wirus, którego się boją. Łączy ich moja facebookowa tablica. Nie dajmy się zwieść. Wciąż jesteśmy jednym społeczeństwem. Przeżywamy właśnie trudne (dramatycznie trudne) chwile, ale wciąż jesteśmy jednym społeczeństwem. Ostatecznym ciosem dla naszej jedności będzie dopiero utrata wiary w to, że tyle nas łączy.

Taki sposób stanowienia prawa jak to zrobił tzw. trybunał (świadomie napisałem z małej litery) to jest to przeklęte polskie „jakoś to będzie”. Przez ponad ćwierć wieku jako instruktor poradnictwa rodzinnego starałem się uwrażliwić młodych na wartość i świętość poczętego życia. Owszem mnie w parafiach przyjmowano kulturalnie, miałem im „coś tam powiedzieć”, nie przejmować się za bardzo bo „Duch Święty to wyrówna”, a w ogóle robić to tak, żeby nam (księżom) „było wygodnie”. Nic się nie zmieniło. Niezastąpiony i niezawodny w swej starczej demencji arcybiskup, natychmiast podziękował pani magister. Powód? Teraz będzie nam wygodnie. Lekcje religii w środku zajęć już są, aborcja załatwiona, dotacje też, Rydzyk jest odpowiedzialny za „ewangelizację”, no to można udać się na wewnętrzną emigrację pasterską. Jakże piękna jest biblioteka w której nie ma czytelników (jest taki humorystyczny tekst U. Eco). Teraz już bez żadnych wyrzutów sumienia możemy kontynuować nasze milczenie wobec otaczającej nas rzeczywistości. Od święta coś się powie na temat potwora gendera, tęczowej zarazy, singli i Netflixa. Jakoś to będzie!