Zima 2024, nr 4

Zamów

Spojrzenie w górę

Przed kilkoma dniami napisałem, że wierzę w Boga atrakcyjnego i w atrakcyjny Kościół. W Boga, który  pociąga do siebie gotowością wyjścia na poszukiwanie grzesznika. Dzisiaj święto Podwyższenia Krzyża Świętego. To właśnie tam, na krzyżu, najpełniej objawia się atrakcyjność Boga.

Kościół dzisiaj nie czyta Ewangelii o ukrzyżowaniu, ale Jezusową zapowiedź o Jego wywyższeniu, które będzie konieczne, „aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne” (J 3, 14). W tej rozmowie z Nikodemem jeszcze nic nie ma o krzyżu. Zapowiedź krzyża jest ukryta za pośrednictwem aluzji do wywyższenia węża na pustyni przez Mojżesza. Zgodnie z poleceniem Boga, Mojżesz sporządził węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu, a „[…] jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu” (Lb 21, 9) . To było życiodajne, ocalające spojrzenie. O potrzebie wywyższenia Jezus wspomni raz jeszcze. Już po wjeździe do Jerozolimy, przemawiając do tłumu powie: „A ja gdy zostanę wywyższony, wszystkich przyciągnę do siebie” (J 12, 32).

Św. Hieronim w swojej Wulgacie tę frazę przetłumaczył następująco: „et ego si exaltus fuero a terra omnia traham ad me ipsum”. Jak wiadomo, łacińskie „traho, -ere, traxi, tractum” to polskie „ciągnę”, stąd takie polskie słowa jak „trakt”, „traktor” i – właśnie!  – „atrakcyjność”, czyli „pociąganie”. Polski wyraz „atrakcyjny” (podobnie zresztą jak angielski „attractive”) pochodzi z łacińskiego „attractio”, a ten od  wywodzącego się z kolei z czasownika adtrahere, czyli ‘pociągać, skłaniać, przekonywać, spowodować do czegoś’. W języku polskim słowo „pociągający” nabrało znaczenia przymiotnikowego i rozumiane jest najczęściej jako ‘powabny, miły, przyjemny, zniewalający’. Pierwotnie jednak to imiesłów przymiotnikowy czynny od czasownika „pociągać”. Pociągający to ten, który pociąga, ale czy to koniecznie ten, kto jest pociągający? Czy można pociągać nie będąc jednocześnie pociągającym?

Powiedzmy sobie szczerze, umarłe, zniszczone, skatowane ciało Ukrzyżowanego pociągające nie jest, zwłaszcza wtedy, gdy na jakimś wizerunku jest wyobrażone bardzo naturalistycznie: krew, rany, brud. Na pytanie o atrakcyjność Jezusa na krzyżu odpowiem – idąc śladem ks. Jerzego Szymika – słowami proroka Izajasza, które przecież w Wielki Piątek odnosimy do Jezusa: „Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał” (Iz 53, 2). Ale jednocześnie – przypomina Szymik – do Jezusa odnosimy też inną frazę: „Najpiękniejszy jesteś spośród synów ludzkich, wdzięk się rozlał na twoich wargach” (Ps 45). „Jezus jest więc najpiękniejszy i zarazem bez blasku. Jednocześnie. Jak to rozumieć? Skąd ta sprzeczność? Najpiękniejszy z ludzi staje się odpychający, »nieestetyczny«? Chrystus ma wdzięk, czy nie ma wdzięku? Jest w nim piękno czy szpetota? I czy one mogą w kimś mieszkać razem???” – pyta śląski teolog.

Wesprzyj Więź

Nie, nie podobał się, a jednak pociągał. „»Po Chrystusie« na nowo trzeba zapytać, czym jest piękno, trzeba go doświadczyć w nowy sposób – znacznie głębszy” – postuluje Szymik. Teologiczne rozumiane „pociąganie” wcale nie jest tym samym, co estetyczne „podobanie się”. Atrakcyjność Jezusa jest natury teologicznej, a nie estetycznej, jest atrakcyjnością wewnętrzną, a nie zewnętrzną, ponieważ akurat tutaj to, co wizualne bardziej odpycha niż przyciąga. Szymik dopowiada: „dopiero Jego męka i śmierć dotykają jądra tej kwestii: chodzi w niej o miłość, która jest istotą nowej, chrześcijańskiej estetyki i kluczem do jej zrozumienia. Bo miłość jest wolna od siebie i narcyzmu: godzi się na oszpecenie, na utratę piękna i właśnie to jest w niej najpiękniejsze”. Bo miłość pociąga, choć w danym momencie wygląda tak bardzo niepociągająco.

Malarskie wizje ukrzyżowania ukazują najczęściej Jezusa z głową skłonioną w stronę jego lewego ramienia. Ale są też i takie, gdzie Jezus ma głowę wzniesioną do góry, jak na obrazie „Chrystus ukrzyżowany” Rubensa. Będąc ostatnio w Lwówku Śląskim (o czym już wspominałem) w kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi, natrafiłem na podobny krzyż. Jezus ma głowę wzniesioną ku górze, ku Ojcu. Być może to ten moment, gdy Jezus woła „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mega” (Łk 23, 46). Ale mnie to wyobrażenie skojarzyło się ze słowami papieża Franciszka, który (podobnie jak bp G. Ryś) mówił o wzroku Jezusa w kierunku grzeszników. Tłum patrzył na Zacheusza „z góry”, Jezus „spojrzał w górę na niego”. „Spojrzenie Jezusa wykracza poza wady i widzi osobę – mówił Franciszek. – Nie zatrzymuje się na złu z przeszłości, ale przewiduje dobro w przyszłości. Nie godzi się na zamknięcia, ale poszukuje drogi jedności i komunii. Pośród wszystkich, nie zatrzymuje się na pozorach, ale patrzy w serce”.

I tak sobie myślę, że może w tym momencie, gdy sam był „wywyższony ponad ziemię” (co ginie w polskim przekładzie), Jezus zdolny jest jeszcze – jak nikt inny – popatrzeć na nas „w górę”, a nie „z góry”. I może to jest właśnie ów szczyt miłości, ów najbardziej atrakcyjny moment Boga? Panny Mojżesz kazał spoglądać na węża, by móc zostać ocalonym. My mamy coś więcej niż miedziany wąż na pustyni. Spoglądamy na wywyższonego na krzyżu Jezusa. I tak bardzo chciałbym dzisiaj się nauczyć nie zatrzymywać na Nim swojego wzroku, nie dać ani się sparaliżować fizycznej brzydocie ukrzyżowanego Ciała, ani nie dać się uwieść pozornemu pięknu naszych tego Ciała wyobrażeń, lecz złączyć moje spojrzenie z Jego. I razem z Nim spojrzeć „w górę” na wszystkich tak jak On patrzy na nas. Przecież wszystkich pociągnie do siebie. Bez wyjątku.

Podziel się

Wiadomość

Dzięki za oświecenie! Fakt-Pan Jezus musiał na krzyżu być po prostu ohydny. Zmasakrowane ludzkie ciało piękne nie jest. Ale na tym chyba polega ten Boży „myk”: Bóg jest zupełnie inny niż my. I w inny sposób staje się pociągający. Każdy z nas – chcąc być pociągający (cokolwiek przez to rozumiemy) – upieksza się, a przez to staje się jakoś nienaturalny, kłamliwy. Bóg „upieksza się” odwrotnie, stając się brzydki. Ale jest za to prawdziwy, bo grzech, który wziął na Siebie, jest przecież najszpetniejszą stroną naszego człowieczeństwa. I to jest najprawdziwsza prawda (hm, taki tautologizm mi się utodził) o nas. Jeszcze raz dziękuję!