Kto utrzymuje, że wiara w Holandii to przeżytek, ten nie zdaje sobie sprawy z zachodzących tam procesów.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 12/2006. To polski przekład artykułu opublikowanego we wrześniu 2005 r. w niemieckim miesięczniku „Herder Korrespondenz”
Holandia to – od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku – kraj, w którym zachodzą intensywne procesy sekularyzacji. Z niektórych badań wynika, że ponad połowa ludności nie należy już do żadnej wspólnoty religijnej. Zainteresowanie religią po raz pierwszy od dawna zaczyna jednak wzrastać, a wiele osób dostrzega w niej coś więcej niż tylko ciasne struktury instytucjonalne. Wypełnieniu próżni religijnej sprzyja również wzrost liczby muzułmanów w Holandii. W to, że chrześcijaństwo ma monopol na prawdę, wierzy coraz mniej ludzi – w dzisiejszych czasach wyżej ceniony jest pluralizm. Kto jednak utrzymuje, że wiara w Holandii to przeżytek, ten nie zdaje sobie sprawy z zachodzących tam procesów.
W ich zrozumieniu może pomóc przyjrzenie się historii rozwoju chrześcijańskich partii politycznych. Jeszcze w roku 1963 ówczesna Katolicka Partia Ludowa (KVP) wspólnie z partiami protestanckimi, Partią Antyrewolucyjną i Unią Chrześcijańsko-Historyczną, posiadały większość w parlamencie. W 1980 roku partie te połączyły się w jedno ugrupowanie o nazwie Apel Chrześcijańsko-Demokratyczny (CDA), które w momencie swego największego kryzysu dysponowało zaledwie 27 spośród 150 miejsc w Drugiej Izbie. Po zamordowaniu prawicowego, populistycznego polityka, Pima Fortuyna, chrześcijańscy demokraci odnieśli jednak sukces wyborczy i stali się największą siłą polityczną, a ich przedstawiciel, Jan-Peter Balkenende, objął stanowisko premiera.
Opatrzność w polityce?
Czyżby odsetek chrześcijan – spośród których, według sondaży, 46 proc. związanych jest z prawą, a 24 proc. z lewą stroną sceny politycznej – nagle wzrósł w roku 2002? Tak oczywiście nie było. W niepewnym klimacie politycznym, po zamordowaniu Pima Fortuyna, wielu wyborców holenderskich przekonał jednak apel protestanta Balkenende o większy szacunek dla wartości i zasad.
Obecny premier nie tai swych przekonań religijnych. W maju 2005 roku uczestniczył w spotkaniu zorganizowanym przez największą holenderską stację radiowo-telewizyjną, chrześcijańsko-konserwatywną „Evangelisch Omroep”. Wraz z 32 000 młodych ludzi przyjął publicznie za swoją dewizę słowa z Listu do Rzymian: „Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?”.Premier powiedział przy tej okazji: „Któż wyobrażał sobie, że po latach trwania w opozycji CDA będzie znów tworzyła rząd? Sądzę, że rzeczy nie wydarzają się tak po prostu; nic nie jest dziełem przypadku. Dostrzegam w tym działanie Opatrzności”. Balkenende wyznał też, że jedynie dzięki oparciu w wierze jest w stanie znosić rosnącą krytykę pod adresem swego rządu.
Niezależnie od tego, czy mówienie o działaniu Opatrzności jest w tym miejscu uprawnione czy nie, faktem pozostaje, że odsetek Holendrów chodzących do kościoła przynajmniej raz w tygodniu wzrósł do 15 proc., podczas gdy przez kilka ostatnich dziesięcioleci systematycznie spadał, osiągając 12 proc. Uczestnictwo w nabożeństwach niewiele jednak mówi o wierze ludzi. Odwrócenie się od Kościoła nie oznacza automatycznie zerwania z tradycją chrześcijańską czy też zaniku wiary w ogóle. Dziś, gdy odsetek osób uznających osobowego, objawiającego się ludziom Boga spada – wzrasta liczba osób wierzących w działanie bezosobowej „siły wyższej” czy też „czegoś”, zwłaszcza wierzących w reinkarnację. Niektórzy Holendrzy zyskali po prostu lepszą orientację na „rynku” dostępnych religii i światopoglądów, inni zaś gotowi są wierzyć niemal we wszystko – w pseudoreligijnych uzdrowicieli, spirytyzm, duchy przodków oraz horoskopy. Mamy do czynienia z powrotem zjawiska naiwnej, pozbawionej refleksji, wiary.
Wzrost zainteresowania duchowością?
Grupy zaangażowanych członków Kościołów (przede wszystkim protestanckich) poszukują inspiracji u źródeł chrześcijaństwa – w judaizmie. Odkrywanie pierwotnego znaczenia pojęć żydowskich stanowi dla wielu osób niezwykle ważne przeżycie. Często jednak wyidealizowanej wizji judaizmu przeciwstawia się obraz chrześcijaństwa, który uwypukla tylko jego najbardziej problematyczne aspekty. Inni protestanci uważają swe Kościoły za zbyt biurokratyczne, a nabożeństwa – za zbytnio surowe i monotonne. Jeżdżą oni zatem do Taizé lub Lourdes, by doświadczać tam wspólnoty wiary i uczyć się duchowej postawy wobec choroby i chorych.
Wyraźnymi sygnałami, świadczącymi o żywotności religii w społeczeństwie holenderskim, są ważne wydarzenia publiczne, w kontekście których elementy religijne odgrywają nieoczekiwanie istotną rolę. Tak na przykład Pim Fortuyn nigdy nie obnosił się ze swoją katolicką wiarą, lecz jego pogrzeb odbył się (na wyraźne życzenie polityka) w katolickim kościele w Rotterdamie.
Akcenty religijne dostrzec można również w pogrzebach znanych artystów. Charakterystyczne dla tych ceremonii jest powtarzające się przywoływanie zmarłych, tak, jakby spoglądali oni z nieba na zebranych. W trakcie pogrzebu popularnego piosenkarza André Hazego, cieszącego się złą sławą ze względu na problemy alkoholowe, mówiono, że popija on teraz piwo w zaświatach. Być może w ten sposób żałoba po zmarłym – zamiast być prawdziwie przeżywaną – ulega rozmyciu; nie sposób jednak nie zauważyć faktu, że w przypadku pogrzebów, a także chrztów czy ślubów, kościoły pełnią w Holandii istotną funkcję nawet dla ludzi, którzy w innych sytuacjach nigdy nie przekraczają jego progów.
Odwrócenie się od Kościoła nie oznacza automatycznie zerwania z tradycją chrześcijańską czy też zaniku wiary w ogóle
Związany z Holandią amerykański historyk James Kennedy oraz jeden z czołowych amerykańskich intelektualistów, Richard John Neuhaus (pastor luterański, który przeszedł na katolicyzm), głoszą tezę, że w skali globalnej mamy do czynienia ze zjawiskiem „desekularyzacji”, zaś Europa stanowi tu wyjątek. Podczas konferencji naukowych na uniwersytecie w Tilburgu i Wolnym Uniwersytecie w Amsterdamie Kennedy stwierdził, że w światowe tendencje zaczyna wpisywać się również Holandia, a jako dowód wskazał rosnące zainteresowanie religią, widoczne zwłaszcza wśród młodych ludzi.
Nie są oni, tak jak wielu członków starszego pokolenia, uprzedzeni ze względu na zakazy, za pomocą których Kościoły ingerowały niegdyś w życie ludzi. Młodych zdają się przyciągać przede wszystkich wspólnoty charyzmatyczne i zielonoświątkowe. Odnajdują się w prostym entuzjazmie nabożeństw, połączonym z przemawiającymi do wyobraźni hasłami i nieskomplikowaną teologią. Zaletą tych grup jest też ich kameralność, to, że członkowie znają się i pomagają sobie nawzajem. Część młodzieży wykazuje również zainteresowanie religiami Wschodu, new age i wszystkim, co we współczesnej duchowości „modne”.
Wierzący – niewierzący – „zmienni”
Naturalne niegdyś poczucie przynależności do wspólnoty kościelnej w dużej mierze zanikło – i być może ma to również swoje dobre strony. Wielu Holendrów ma trudności z odpowiedzią na pytanie, czy należą do któregoś z Kościołów, czy też nie. Jeżeli ktoś został ochrzczony w wierze katolickiej, lecz w ankiecie podaje, że „nie ma z tym już nic wspólnego”, może on – mimo to – uważać się wciąż za katolika. Dla katolików ich przynależność konfesyjna stanowi częściej wyznacznik stylu życia niż formalne członkostwo, połączone z przyjęciem wszystkich związanych z nim dogmatów i wymogów moralnych.
Granica między byciem w Kościele a pozostawaniem poza nim nie jest już tak wyraźna jak kiedyś. Tu właśnie tkwi przyczyna rozbieżności w sondażach na temat przynależności Holendrów do wspólnot religijnych; odsetek ten waha się pomiędzy 40 a 60 proc., w zależności od tego, jakie brzmią pytania i jak interpretowane są odpowiedzi. Socjologowie mówią zatem o grupie osób „zmiennych”, wahających się między byciem w Kościele a poza nim.
Uczęszczają oni na nabożeństwa w najlepszym wypadku bardzo rzadko. Jedynie 6 proc. spośród nich bywa w kościele co najmniej raz w miesiącu, podczas gdy wśród osób stale przyznających się do któregoś z Kościołów odsetek ten stanowi 57 proc. Aż 76 proc. osób „zmiennych” nigdy nie chodzi do świątyni, co wśród zdeklarowanych członków Kościołów odnosi się zaledwie do 20 proc. „Zmienni” mają też bardziej krytyczne nastawienie do Kościoła oraz religii w ogóle, a także częściej zgadzają się z opinią, że przywódcy religijni nie powinni wpływać na instytucje państwa. Dotyczy to również opinii, że religie stanowią częste przyczyny konfliktów.
Niektórzy Holendrzy zyskali lepszą orientację na „rynku” dostępnych religii i światopoglądów, inni zaś gotowi są wierzyć niemal we wszystko
Największe różnice pojawiają się w przypadku pytania o zaufanie do Kościołów – deklaruje je 48 proc. osób stale przyznających się do przynależności do Kościoła, ale tylko 7 proc. „zmiennych” oraz zaledwie 4 proc. osób pozostających poza Kościołem. Nie jest to wynik szczególnie zaskakujący. Jednocześnie jednak aż 69 proc. osób „zmiennych” przyznaje się do wiary w życie pozagrobowe; 52 proc. spośród nich wierzy w niebo, 23 proc. – w piekło, a 47 proc. – w cuda. Są to zadziwiająco duże liczby, pamiętając, że chodzi o ludzi utrzymujących bardzo duży dystans w stosunku do Kościołów.
Dystans do Kościoła i religii nie jest jednak aż tak wielki, by wśród „zmiennych” spotkać można było jakiś znaczący odsetek ateistów czy agnostyków. Notabene wiarę w życie pozagrobowe deklaruje 81 proc. członków Kościołów, w niebo – 79 proc., w piekło – 48 proc., a w cuda – 65 proc.
Upadek wartości?
Niedawno opublikowano „Atlas of European Values”, przedstawiający wyniki najnowszego badania systemów wartości w Europie European Values Study (EVS). Jeden z najbardziej uderzających wniosków z tego badania stanowi stwierdzenie, że ani w Holandii, ani w Europie jako całości nie może być mowy o upadku wartości. Ogólnie zaobserwować można jedynie niewielkie zmiany w sferze wartości i norm. Trzy czwarte spośród badanych Europejczyków określa się zresztą jako osoby religijne, choć w poszczególnych krajach nadaje się wierze w Boga różną rangę – w skali od 1 do 10 stopień wiary w Boga oceniany jest średnio w Holandii na 4,9; dla Czech wartość ta wynosi 3,6, dla Malty natomiast – 9,2.
Zdecydowanie najważniejszymi wartościami, które mieszkańcy Europy pragną przekazać swoim dzieciom, są – według najnowszego badania EVS – poczucie odpowiedzialności, dobre maniery, tolerancja oraz szacunek dla innych. Zdaniem uczestnika projektu, Loeka Halmana, wyniki te powinny właściwie stanowić dla Kościołów powód do dumy: „Kiedyś wprawdzie więcej ludzi chodziło do kościoła, ale byli wśród nich również niewierzący i obojętni. Dziś ludzie, którzy uczęszczają do kościoła, są zmotywowani i pełni wiary. Kościoły docierają zatem właśnie do tych osób, do których pragną docierać i które chcą korzystać z ich posługi. Frekwencja podczas nabożeństw wprawdzie spadła, ale jest to kryzys instytucjonalny – kryzys Kościołów jako instytucji – a nie kryzys religijny. Wielu ludzi pragnie w sposób praktyczny urzeczywistniać głoszony przez Kościół nakaz miłości i służby bliźniemu. Wolontariusze w Holandii – zwłaszcza w szpitalach, domach starców i domach opieki – to przede wszystkim osoby związane z Kościołami, przy czym najaktywniejszymi na tym polu są protestanci”.
Zainteresowanie problemami teologicznymi – w rozumieniu dogmatów kościelnych – jest w Holandii bardzo niewielkie. To właśnie ze względu na poczucie solidarności międzyludzkiej oraz swój światopogląd Holendrzy opowiadają się za aborcją, eutanazją oraz równouprawnieniem par homoseksualnych. Najważniejszą kwestią religijną jest dla nich praktykowanie miłości bliźniego, zarówno u siebie, w Holandii, jak i na zewnątrz – pomaganie w rozwoju krajom biednym. Społeczeństwo holenderskie należy do najbardziej tolerancyjnych w Europie – wykazuje szczególną tolerancję wobec Żydów (w 85 proc. – dla porównania w Niemczech odsetek ten wynosi 67 proc.) oraz homoseksualistów, którzy w Holandii – tak jak i od niedawna w Belgii oraz Hiszpanii – mają prawo do zawierania ślubów. Duża jest też tolerancja wobec samotnych matek, seksu przedmałżeńskiego, a także aborcji i eutanazji.
Problemy z młodymi muzułmanami
Dyskusja na temat religii w Holandii jest od kilku lat zdominowana przez problem islamu. Muzułmanie żyją tu już od dziesięcioleci, ale przez długi czas ich obecność nie stanowiła problemu. Nie dali się wprawdzie zasymilować i nie opanowali w dostatecznym stopniu lub nie opanowali w ogóle języka holenderskiego, pracowali jednak ciężko, wykonując pogardzane i nieprzyjemne prace, których nie chcieli podejmować się miejscowi. Najmłodsze pokolenie muzułmanów jest wprawdzie lepiej wykształcone i dobrze zna holenderski, wydaje się jednak dystansować od reszty społeczeństwa i zwracać ku radykalnemu islamowi.
Krytyka, jaką wobec społeczeństwa holenderskiego adresują muzułmanie, dotyka w szczególnie ostry sposób spraw związanych z pozycją kobiety oraz seksualnością. Często wyrażają oni pogląd, że dziewczęta mają zbyt dużo swobody i protestują przeciwko powszechnym w Holandii poglądom dotyczącym rodziny, relacji między kobietą a mężczyzną, homoseksualizmu oraz aborcji.
Społeczność muzułmańska, licząca w Holandii około 900 000 członków, stanowi w przybliżeniu 5 proc. ogółu ludności tego kraju. Jest to nieco więcej niż średnia europejska, która wynosi mniej więcej 3 proc. W dużych miastach, takich jak Amsterdam, Rotterdam i Haga, wyznawcy islamu to około jedna czwarta ludności, a w niektórych dzielnicach są oni wręcz większością. Dla pierwszego pokolenia muzułmanów budowa meczetów wiązała się w dużym stopniu z potrzebą zapewnienia reprezentacji swych interesów oraz wzajemnego wsparcia. Z tego też względu powstałe wokół meczetów stowarzyszenia kierują swą działalność do mieszkańców danej dzielnicy czy wioski. Są one często partnerami miejscowych władz oraz organizują działania w sferze socjalnej i kulturalnej.
Rodowici Holendrzy zadają sobie pytanie, czy polityka integracyjna, prowadzona przez rząd, odnosi rzeczywiste skutki. Czy muzułmanie asymilują się w dostatecznym stopniu? W grupie tej można zaobserwować wysokie wskaźniki bezrobocia, ubóstwa, przestępczości, wśród młodzieży opuszczania zajęć lekcyjnych. Liberalna deputowana Ayaan Hirsi Ali wywołała falę oburzenia swymi określeniami Mahometa jako „zboczeńca”, „pedofila” i „tyrana”; w szkołach apelowała do dzieci o odrzucenie wiary muzułmańskiej. Współpracowała z reżyserem Theo van Goghiem przy produkcji głośnego filmu krótkometrażowego „Submission” („Poddanie”), w którym społeczność muzułmańską oskarżono o ucisk kobiet.
Kościoły pełnią w Holandii istotną funkcję nawet dla ludzi, którzy w innych sytuacjach nigdy nie przekraczają jego progów
Wszystkie te kontrowersje nie sprzyjają jednak wysiłkom pani Ali, mającym na celu wsparcie muzułmańskich kobiet, które – jej zdaniem – padają ofiarą swej religii. Wskazuje ona w związku z tym na poradnie dla kobiet-ofiar przemocy, do których drzwi obecnie – nie sposób temu zaprzeczyć – pukają przede wszystkim muzułmanki.
Dużym zainteresowaniem cieszył się proces Mohammeda B., mordercy Theo van Gogha. Mohammed B. to przykład radykalizacji młodego pokolenia muzułmanów. Jak sam zeznał, byłby gotów zabić „własnego ojca lub braciszka”, gdyby obrazili oni Allaha. Jego zdaniem, van Gogh obraził Allaha swymi prowokacyjnymi i lekceważącymi wypowiedziami na temat islamu i muzułmanów, a zatem czuł się on w obowiązku zabić reżysera.
Rozgorzała dyskusja o tym, czy Mohammed B., choć w swym działaniu powoływał się na Koran, powinien rzeczywiście być postrzegany jako muzułmanin. Oświadczenia wszystkich autorytetów świata muzułmańskiego, także tych w Holandii, głosiły, że czyny takie nie mają nic wspólnego z islamem. 26 lipca 2005 roku Mohammed B. został skazany na karę dożywotniego więzienia. Sędzia w ostrożnych słowach stwierdził, że mordercę Theo van Gogha pchnęła do czynu „osobliwa interpretacja Koranu”. Zamiast tego mógłby użyć określenia „wypaczenie religii muzułmańskiej”.
Kościoły wycofane z życia publicznego
Zarówno Kościół katolicki, jak i Kościoły protestanckie wykazują w debatach publicznych znaczną wstrzemięźliwość. Tylko wówczas, gdy dyskusja dotyczy obozów przejściowych dla osób, które bez powodzenia ubiegają się o azyl, czy też problemów najuboższych w Holandii, zdobywają się one na odwagę i ostro krytykują rząd premiera Balkenende. Stanowisko w tych sprawach ogłasza zwykle Rada Kościołów, stanowiąca ich organ koordynacyjny. Ogólnie jednak rzecz biorąc, Kościoły zachowują w sferze publicznej – w obawie przed odbiorem ich działań jako narzucania swego stanowiska – daleko idącą ostrożność.
Próżnia ta zostaje wypełniona przez środowiska ateistyczne. Choć liczba ateistów nie jest w Holandii duża (ich odsetek wynosi zaledwie kilka procent), to ich przedstawiciele nadają ton wielu dyskusjom publicznym – takim na przykład, jak aktualny spór na temat nauki o ewolucji oraz konkurującej z nią, pochodzącej ze Stanów Zjednoczonych, teorii „inteligentnego projektu”. Środowiska ateistyczne słabo rozumieją religię i usiłują stworzyć wrażenie, że w obliczu obecnego poziomu nauki bycie osobą religijną stanowi rzecz całkowicie niepoważną. Tak na przykład wdzięcznym celem ataków ze strony krytyków religii stała się minister oświaty, katoliczka Maria van der Hoeven z CDA, która zaproponowała rozpoczęcie debaty społecznej dotyczącej teorii „inteligentnego projektu”.
Jak ocenia się w Holandii tradycję chrześcijańską? Panuje powszechny szacunek dla dawnej społecznej działalności Kościołów, takiej jak pomoc dla wdów i sierot, troska o ubogich i chorych oraz wychowanie i oświata. Jest tak, mimo iż wielu Holendrów wciąż jeszcze wiąże niezbyt miłe wspomnienia z tak zwaną „nauką u sióstr”. W południowych prowincjach, Brabancji Północnej i Limburgii, regionach o dużym odsetku katolików, wiele osób ukończyło szkoły katolickie, prowadzone przez siostry i braci zakonnych, którzy narzucali często surowe zasady wychowawcze.
Zarówno Kościół katolicki, jak i Kościoły protestanckie wykazują w debatach publicznych znaczną wstrzemięźliwość
W świadomości większości Holendrów wcześniejsze dokonania Kościołów uległy jednak w znacznym stopniu zatarciu. Z biegiem czasu ich funkcje przejęło państwo. Wprawdzie dwie trzecie holenderskich szkół wciąż należy formalnie do Kościoła katolickiego lub protestanckiego, związek ten ma często charakter jedynie fasadowy.
Ludzie Kościoła cieszą się w Holandii znacznym szacunkiem. Sondaże wskazują, że Holendrzy darzą przywódców kościelnych większym zaufaniem niż polityków. Obecnie wśród przedstawicieli Kościołów brak jakichś wyjątkowych autorytetów. Biskup Bredy, Tiny Muskens, który zyskał przed dziesięciu laty sporą sympatię w społeczeństwie dzięki swym słowom, że ubodzy mają prawo kraść chleb, dziś także pozostaje w cieniu. Przyczyną jest prawdopodobnie jego zaawansowany wiek.
Jak na ironię, bardziej niż Kościoły uwagę swoją działalnością zwraca organizacja parakościelna, jaką jest Armia Zbawienia. To niewielkie stowarzyszenie wykazuje – częściowo z pomocą państwa – duże zaangażowanie społeczne, zwłaszcza w postaci pracy z narkomanami i cieszy się znaczną popularnością ze względu na opinię rzetelności i prostoty. Długoletnia i ogromnie skuteczna liderka Armii Zbawienia w Holandii, major Alida Boschhart, jest jedną z najbardziej lubianych osób w kraju. Niektórzy nazywają ją wręcz „prawdziwą królową Holandii”.
Tłum. Kamil Markiewicz
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 12/2006.
Tekst sprzed 14 lat.
Od tej pory nic się nie zmieniło, żadne z zawartych tu twierdzeń nie zostało potwierdzone lub sfalsyfikowane?
Ponowny przedruk dla pocieszenia?