I w Jerozolimie, i na Krakowskim Przedmieściu na ramiona Chrystusa nałożono znak hańby w oczach pobożnych.
Wydarzenie na Krakowskim Przedmieściu wywołało falę komentarzy. Brakuje w nich jednego: Ewangelii. Bo z tego punktu widzenia pod kościołem – nomen omen! – Świętego Krzyża nie wydarzyło się nic niezwykłego.
Czytam: to profanacja, która powoduje ból u ludzi wierzących. Akt nienawiści i pogardy. Bluźnierstwo. Pycha i nienawiść. Opętani ludzie idący na zatracenie. Musimy zrobić wszystko, żeby nie osiągnęli w Polsce władzy. Musimy się zdecydowanie bronić. Musimy wykorzystać wszystkie dostępne środki prawne, żeby bluźniercy byli ścigani, aresztowani i postawieni przed sądem jak pospolici przestępcy. To wojna cywilizacyjna, w której nie możemy być pacyfistami.
Kto mówi dziś o konieczności obrony – ma na myśli nie Chrystusa z kart Ewangelii, lecz cywilizację chrześcijańską
Są i odpowiedzi: że potrzeba miłości, modlitwy i wyciągniętej ręki do dialogu. Potrzeba. Że potrzeba nie tylko obrony spiżowych pomników, ale przede wszystkim żywego Chrystusa w ludziach najsłabszych i wykluczonych. Potrzeba. Że to z nimi Chrystus niesie krzyż, a nie przeciwko nim, więc nie mają powodu, żeby Go atakować – On jest po ich stronie niezależnie od tego, co o tym sądzą niektórzy członkowie Kościoła. Rzeczywiście stoi po ich stronie i po nich najpierw wyjdzie, nie po tysiące sprawiedliwych.
Krzyż jak zwykle
Nie będę niczego łagodzić. Nie chcę przekonywać, że prawdziwe zło jest gdzie indziej. Rozumiem ból i oburzenie wszystkich, którzy nie chcą widzieć na ramionach Jezusa tęczowej flagi – flagi, która (słusznie lub niesłusznie) kojarzy im się z obrzydliwością i z grzechem.
Rozumiem ich. I ich właśnie pytam: cóż innego stało się na Krakowskim Przedmieściu, niż stało się dwa tysiące lat temu w Jerozolimie, 14 dnia miesiąca Nisan?
Flaga tęczowa jest dla wierzących zgorszeniem? Jest znakiem hańby, czymś obrzydliwym i niegodnym? A czym innym był krzyż, który Mu wtedy nałożono? Znakiem zwycięstwa z misternego srebra, wieszanym na łańcuszku i ze czcią całowanym? Symbolem dumy, z jaką witał Go Jego lud? Oznaką zaszczytu? Łaskawym zaproszeniem na najpiękniejszy z możliwych rodzaj śmierci, taki dla szczególnie zasłużonych?
Ani trochę. Krzyż był wtedy dokładnie tym samym, czym dziś jest w oczach wielu wierzących tęczowa flaga. Nałożono Mu na ramiona znak śmierci najpodlejszej z podłych, znak bycia przeklętym przez Boga. Wysłano w świat komunikat: oto największy z możliwych przestępców, obwieś i szubrawiec, który zasługuje na największe poniżenie.
Kto mówi o walce, ten marzy o chrześcijaństwie triumfującym, królującym na tej ziemi. Można za takim chrześcijaństwem iść i go bronić – ale po co? W nim nie ma Jezusa
A czerwony płaszcz na ramionach – był oznaką szacunku i czci? A cierniowa korona? Wszystko było po to, by jeszcze bardziej Go znieważyć, opluć, wbić w ziemię, żeby Jerozolima się z Niego śmiała i żeby się cieszyła, że wreszcie upadł upokorzony, proch przy nich – wielkich panach świata. Żeby śmiała się Warszawa.
O to chodziło: żeby Go upokorzyć. Żeby Go wyśmiać. Żeby stał się nikim przy tych, którzy z Niego szydzą. O to chodziło wtedy w Jerozolimie. O to chodziło na Krakowskim Przedmieściu. Na Chrystusa nałożono współczesny krzyż: znak hańby w oczach pobożnych. Dlaczego się dziwicie, że spełnia się Ewangelia?
Ukrzyżować, nie walczyć
Czy Chrystusa trzeba bronić? Nie trzeba. A może nawet – nie wolno. On na to nie pozwolił. Szatanem nazwał Piotra, gdy ten próbował zaprzeczać konieczności Jego męki. Nie walczył, kiedy Go policzkowano, zapytał tylko o rację.
Potem, kiedy Piotr odciął ucho Malchusowi, dostał od Jezusa burę. Miał schować miecz do pochwy i żyć tym, co Jezus mówił, a nie walczyć w Jego obronie. A kiedy go nie zrozumieją, kiedy będą ciągać po sądach i wydawać na śmierć – miał dać się ukrzyżować: ukrzyżować, nie walczyć. Krótka piłka, zero negocjacji: weź swój krzyż i chodź za Mną.
I od tamtego czasu tak właśnie idziemy, jak szedł Jezus: z cudzym grzechem, z cudzą obrzydliwością, z cudzą rozwiązłością na ramionach. Z grzechem i rozwiązłością, których nie chcemy, z którymi się nie zgadzamy, które nas obrzydzają. Idziemy, szukając zagubionych owiec, choćby miały nam zepsuć całe stado.
Ryzyko miłości
Naszym zadaniem jako chrześcijan jest kochać i szukać osób homoseksualnych, nawet tych najbardziej zawziętych, tych, którymi nas straszą, że to gender i ideologia. Mamy iść, szukać ich i kochać jak Jezus, choćby i nas mieli ukrzyżować, choćby i nam mieli wetknąć tęczowe flagi tak, jak wetknęli je Jemu.
Takie jest chrześcijaństwo. Głupie, naiwne, samobójcze. To właśnie wybraliśmy, decydując się iść za Chrystusem – nie złote krzyżyki na szyi, nie kościoły pachnące kadzidłem, nie sielankę kontemplacyjnych klasztorów.
Wybraliśmy ryzyko miłości tych, którzy kochać nas nie chcą. Wybraliśmy, że będą nas opluwać, będą z nas szydzić, postawią nas przed sądami, położą na nasze ramiona krzyż i przywiążą do niego tęczową flagą. Trudno. To nas nie zwalnia z przykazania miłości.
Czego bronisz?
Kto zatem mówi dziś o walce, o konieczności obrony, o całej tej militarnej układance – nie ma na myśli Chrystusa z kart Ewangelii. On myśli wyłącznie o cywilizacji chrześcijańskiej– czyli wyrosłym na religii tworze, który pewnie jest i ważny i pożyteczny, ale jest ludzkim dziełem.
Kto mówi o walce i o obronie, ten nadal marzy o chrześcijaństwie triumfującym, zwycięskim, królującym na tej ziemi. I można za takim chrześcijaństwem iść i go bronić – ale po co? W nim nie ma Jezusa. Jezus jest tam, gdzie idzie sięupokorzonym i odrzuconym na porażkę, gdzie idzie się naśmierć z miłości. I dopiero za nią jest zmartwychwstanie.
Naszym zadaniem jako chrześcijan jest kochać i szukać osób homoseksualnych, nawet tych, którymi nas straszą, że to gender i ideologia. Mamy iść, szukać ich i kochać jak Jezus
Nie dzieje się więc nic niezwykłego. Dzieje się Ewangelia – to samo, co wtedy, przetłumaczone na nasze symbole.
Pytanie do nas: w jakiej roli się obsadzamy? Piotr, który wyciąga miecz? Piotr mówiący: „Panie, nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”? Uczeni przekonani, że stają w najsłuszniejszej ze słusznych obronie Boga przeciwko temu, kto Bogu bluźni?
Obyśmy nie powtórzyli ich błędów.
Bardzo mocny tekst, poruszający, ale przede wszystkim dający do myślenia.
W tym artykule nie zgadzam się całkowicie z opinią, że chrześcijaństwo jest głupie i naiwne A tym bardziej samobójcze. Co nim jest głupiego i naiwnego? Czy postępowanie zgodnie z Ewangelią? Trzymanie się zasad? Wiara w drugiego człowieka? W którym miejscu Jezus wykazał się naiwnością, głupotą czy sklonnosciami samobojczymi?
Jak dobrze, że jest “Więź”… oszalałbym i stracił nadzieję wśród moim braci polskich katolików i sióstr polskich katoliczek, gdyby jej nie było… Skulony w kącie zacząłbym się zastanawiać, czy może nikt z nich nie pojmuje Ewangelii, czy to może ja jej nie rozumiem… Dopadałyby mnie rozpaczliwe myśli, czy Franciszek, Ryś, Krajewski wyznają jakąś inną Ewangelię niż “polscy katolicy”czy może rzeczywiście są zakamuflowaną agenturą piekła i masonerii, jak to “polski katolicki internet” sączy między wierszami… Czy może rzeczywiście jest takie przykazanie: “Będziesz nienawidził”? Na szczęście nie muszę, bo jest “Więź”…
A ja myślałem, pamiętając chociażby przemówienie JP II w Unesco, że wiara i kultura są wspólne. Nawet B XVI na otwarciu centrum wiary i kultury „ Bernardins” , także w Paryżu, o tym mówił, że z głoszenia Chrystusa wzięła się nasza kultura… A to sobie żartowali? A może nie oni? Bo ktoś na pewno. Dobrze, że wyprowadza nas Autor hmm.. fundamentalnie z tych błędów.
Głęboko uzasadnione stanowisko, bardzo potrzebne. Ale kilka akcentów utrudnia mi przyjęcie go za swoje. M.in. jest to teza, że zamiar środowisk LGBT przekształcenia cywilizacji to tylko straszenie katolików na użytek, jak się domyślam, bieżącej walki politycznej. Tymczasem, co oczywiste, część tych środowisk ma taki zamiar (patrz strategia środowisk LGBT zamieszczona na stronie organizacji “Miłość nie wyklucza”). Przecież uwzględnienie tego faktu nie podważałoby generalnej wymowy artykułu, bo powinniśmy mieć przynajmniej intencję zapraszania do Kościoła nawet naszych zadeklarowanych wrogów. Jednak z powodu tego braku realizmu Autorki wnioskuję, że na każdy eksces tych środowisk zdołałaby napisać uczone w Piśmie usprawiedliwienie. Więc nie wiem, czy powyższe stanowisko nie jest tylko elementem szerszej wojny, gdzie strony toczą swoje walki na terenie Kościoła, jak Szwedzi i Rosjanie prowadzili przeciw sobie działania wojenne na terenie Rzeczpospolitej w czasie wojny północnej w XVIII wieku. No wiem, to nie eleganckie podejrzewać kogoś nieznanego sobie o ukryte intencje. Więc proszę potraktować ten komentarz jako podpowiedź, jak na drugi raz lepiej przekonywać do swojego stanowiska takich jak ja uczulonych, a może przeczulonych na ewentualną manipulację współbraci katolików.
Natomiast zdecydowanie dopiszę się do sceptycyzmu wobec polityków, których ta profanacja “obraziła”. Już przy “aferze” wokół dzieła Doroty Nieznalskiej dziwiłem się, dlaczego jej dzieło szczególnie mocno zraniło posłów LPR, a nie np. kolejarzy, farmaceutów, studentów, rzeźników, pielęgniarki, emerytów czy inne grupy. Wiadomo, gdy rządzi się państwem, to wióry lecą – nie wiem czy tak wrażliwi ludzi powinni podejmować nieraz konieczne, twarde decyzje, bo jeszcze zaszkodzi to ich wierze. Chyba zgadzają się, że to najcenniejsza perła w ich skarbcach.
A ja myślę, że obawy przed zamiarami tych czy innych środowisk, to kwestia tego komu ufamy. Tak naprawdę żyjemy w takim społeczeństwie, takich waunkach jakie daje nam Bóg. Wojowanie z kim kolwiek niesie jedno, praktycznie pewne zagrożenie: upodobnimy się do tego z kim walczymy.
Nic taka miłość nie warta, która kocha nieprzyjaciół. Myślę że nie o takiej mówił nam Jezus. Bo kiedy naprawdę kochamy, to nie są już naszymi nieprzyjaciółmi.
Grzesznika tak, grzechy nie.
Smutny tekst. Bez Nadziei. Jakby Chrystus nie zmartwychwstał. Jakby grzesznik, każdy z nas, dopuszczający się jakiegokolwiek grzechu, zniewolony jakąkolwiek nieuporządkowaną namiętnością, nie mógł powstać. Jakby nie były prawdziwe słowa “Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia.” Jakby puste były słowa “Idź a nie grzesz więcej” – tym samym jesteś znowu w owczarni, wśród tych którzy chcą iść za Pasterzem, biorąc na ramiona krzyż, którym jest walka o to, by być jak Mistrz, wybierając to, co się Jemu nie podoba. Odnaleziona i przyprowadzona do stada owca nie zaraża – Pasteż nie przyprowadza jej wbrew jej woli.
Ale jest Nadzieja.
“Na warszawskim bruku zburzonego miasta, zamienionego w popioły i zgliszcza – pozostał Chrystus. Obalony wprawdzie, niemocny, leżący na swym krzyżu, ale dłonią pokazujący zburzonej stolicy niebo, aby nie przestała wierzyć, iż może się odrodzić. Jednego tylko potrzeba – nadziei! «Sursum corda, w górę serca!»”. [kardynał Stefan Wyszyński, https://warszawa.gosc.pl/doc/6431470.Figura-Chrystusa-sprzed-kosciola-Sw-Krzyza-i-zaskakujace%5D.
Mam wybór!
To nie jest kwestia wiary – “Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą”.
To kwestai Mojego wyboru!
“Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!”
“Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.”
Znakomita refleksja.
„Wybraliśmy ryzyko miłości tych, którzy kochać nas nie chcą. Wybraliśmy, że będą nas opluwać, będą z nas szydzić, postawią nas przed sądami, położą na nasze ramiona krzyż i przywiążą do niego tęczową flagą. Trudno. To nas nie zwalnia z przykazania miłości.” TRUDNO? Pseudointeligenckie pitolenie. Gdzie są hierarchowie, jak się szczuje na innych (LGBT, imigrantów, Żydów, Niemców)? A Państwo wrażliwi katolicy siedzą i debatują w niszowym kwartalniku nawołując do zgody? Zgody na faszyzm w wykonaniu rządzących i prałatów? Czyny nie słowa.
I dlatego szczuje Pan na rządzących i prałatów?
Tylko spytam, czy jak następnym razem kolektyw performerów wejdzie na ołtarz podczas Mszy to Pani napisze podobny tekst? Bo Chrystus też był policzkowany etc. etc.
Teraz spytam, czy wyrazales swoje oburzenie juz w 2016? (https://pbs.twimg.com/media/EejoYLfXgAE_YBZ?format=jpg&name=medium) Jesli nie, to skad ta zmiana?
Nie wyrażałem. Nie znałem tego zdjęcia. Po jej obejrzeniu uważam zachowanie przedstawione na tym zdjęciu za skandaliczne, oburzające i godne potępienia, a takie zachowanie na schodach świątyni obraża moją wiarę dużo bardziej niż wywieszenie flagi i proklamacji przez kolektyw performerów. W ogóle wiele zachowań radykalnych przedstawicieli tzw. sporu światopoglądowego bywa skandaliczne i obraźliwe. Z pewnością agresywne zachowania niedojrzałych psychicznie “faszystów” są bardziej agresywne i groźne niż wywieszanie tęczowych flag i obraźliwe gesty “aktywistów LGBT” w różnych miejscach . Niemniej prowokowanie w głupi i obraźliwy sposób przez kolektyw “Stop Bzdurom” prowadzi do wzrostu silnych negatywnych emocji i obiektywnie szkodzi sytuacji mniejszości seksualnych. Pozdrawiam
Ach, czyli oni sami sobie szkodzą, tak? Gdyby siedzieli cicho, nie byłoby problemu?
Oczywiście że sobie szkodzą! Wg dostępnego mi sprawozdania prasowego w dzienniku Rzeczpospolita – Przesłonięto twarz Jezusa, do rzeźby przyczepiono tęczową flagę, a do cokołu przyklejono manifest zakończony wulgarnym wezwaniem „je..ie się, ignoranci”. W filmie dokumentującym to wydarzenie podczas zasłaniania twarzy Chrystusa słychać podkład dźwiękowy z donośnym rechotem.
Kto tak robi, powoduje, że wierzący, którzy mają do osób LGBT stosunek życzliwie neutralny, zaczynają kojarzyć ich z tymi bojówkarzami, a artykuły teologiczne na ten temat traktują jako dziwactwo.
i jeszcze cytat z FB złotoustego Ludwika Dorna.
“Na koniec dwa słowa o moich motywacjach. Do drapowania w tęczowe flagi Syrenki i Kilińskiego odnoszę się z sympatią. Inaczej jest z figurą Chrystusa. W polskich warunkach tęczowa flaga stała się symbolem środowisk toksycznie antykatolickich, o czym zresztą świadczy manifest zakończony wezwaniem „j..cie się ignoranci” skierowany do katolików. Oczywiście, toksyczny antykatolicyzm nie jest równoznaczny z obrazą uczuć religijnych, ale drapując Chrystusa w tęczową flagę dopuszczono się względem katolików aktu agresji symbolicznej wkraczając na ich terytorium. Dlatego nie czuję żadnej moralnej solidarności z tęczowymi barbarzyńcami. Gdyby udekorowali oni tęczową flagą siedzibę kurii krakowskiej, w której rezyduje abp. Jędraszewski szerzący nienawistny bełkot o „tęczowej zarazie” albo budynek jakiejś rady gminy, która podjęła uchwałę o „strefach wolnych od ideologii LGBT”, to nie uważałbym ich za barbarzyńców, co więcej wyraziłbym z nimi moralną solidarność. A tak uważam ich, na ich życzenie, za wrogów, […].
Ostatnie wyjaśnienie. Wrogami są tęczowi aktywiści, niezależnie od ich orientacji seksualnej. Rodakom o odmiennej orientacji seksualnej życzę jak najlepiej, uważam, że są ofiarą przemocy symbolicznej przeradzającej się, na szczęście na razie z rzadka, w przemoc fizyczną, i kiedy są krzywdzeni poczuwam się do moralnej solidarności z nimi. Ale nie pod tęczową flagą.
Pani Monika Białkowska skonstruowała bardzo atrakcyjną konstrukcję, nazwijmy to, teologiczną. Zgadzam się z palącą potrzebą autorefleksji oburzonych. Ale też mimo wszystko wydaje mi się (jednak!), że tulenie uszu po sobie w każdej sytuacji byłoby grzechem zaniechania. Może to zbyt daleko idąca ekstrapolacja (a może nie), ale bezczeszczenie Najświętszego Sakramentu, palenie kościołów itp. też należy przyjąć z pokorą poprzedzoną rachunkiem sumienia?
Budowanie społeczeństwa wg nauki Ewangelii jest podstawowym obowiązkiem katolika. Zdumiewające, że można zrobić doktorat z fundamentalnej nie mając zielonego pojęcia o KNS. Krzyż zaś stał się znakiem zwycięstwa Chrystusa, w tym, że z miłości go wycierpiał i pokonał zmartwychwstaniem. Tekst zionie pacyfizmem. Rozumiem, że wg autorki w każdej wojnie powinniśmy chować miecz do pochwy i patrzec jak gwałcą nasze żony i dzieci. Życzę pani doktor nawrócenia.