W tych sprawach przyszły prezydent nie powinien stać z boku.
Tematyka rodziny jest mocno – choć wybiórczo – obecna w kampanii prezydenckiej. Gdy jeszcze przed pierwszą turą przyglądałem się, co postulują poszczególni kandydaci w odniesieniu do wsparcia rodziny (lub określonych typów rodzin) i ich członków, spotykałem się z komentarzami, że analizy i oceny nie mają sensu, gdyż kompetencje głowy państwa są w tej materii (a szerzej: polityki społecznej) skromne.
Polemizowałbym z tym poglądem. Kompetencje Prezydenta są we wspomnianym zakresie całkiem spore, zwłaszcza jeśli będziemy rozpatrywać je przez pryzmat nie tylko twardych narzędzi oddziaływania, czyli w kontekście procesu legislacyjnego (inicjatywa ustawodawcza czy przyjmowanie, wetowanie lub kierowanie do Trybunału Konstytucyjnego ustaw).
Ważne są – zwłaszcza w przypadku tak prominentnych urzędów jak prezydencki – także bardziej miękkie narzędzia, dzięki którym kształtuje się określona agenda, wykuwają koncepcje, budują wielopoziomowe sojusze. Na tym polu ośrodek władzy (ale i opinii, a także pracy eksperckiej) tworzący się wokół prezydenta ma do odegrania znaczną rolę. Ma to szczególne znaczenie w polskiej polityce rodzinnej, której – według mnie – potrzeba właśnie poszerzenia pola zainteresowań.
Rodzina jest wartością silnie obecną w naszej Konstytucji, a polityka rodzinna wpisuje się w kontekst wyzwań demograficznych, które są dla naszego państwa jednymi z najpoważniejszych
Jak na razie pozostaje ona bardzo mocno skupiona na jednym z programów (500+) oraz na kilku drażliwych ideowo kwestiach. Równocześnie wiele innych spraw – wokół których łatwiej byłoby, jeśli nie o konsensus, to choćby konstruktywną dyskusję – w zasadzie jest poza nawiasem publicznej debaty. Przykładami są choćby: pomoc rodzinie w kryzysie i dotkniętej dysfunkcjami; problemy rodzin adopcyjnych i zastępczych czy rodzin z osobami ciężko chorymi lub dotkniętymi niepełnosprawnością w różnych fazach życia.
Ośrodek prezydencki może – i według mnie powinien – poszerzać horyzont polityki rodzinnej o w powyższe sprawy, wykorzystując i miękkie, i twarde narzędzia oddziaływania.
Inicjatywa, weto, Trybunał
Zacznijmy od tych twardych. Prezydencka inicjatywa ustawodawcza to ważny instrument, który może być wykorzystany w celu dokonania korekt w istniejącym prawodawstwie na rzecz rodziny. Przykładem był choćby projekt prezydenta Bronisława Komorowskiego upraszczający i uelastyczniający korzystanie z uprawnień urlopowych dla pracujących rodziców, który doczekał się przyjęcia.
Inicjatywa prezydenta może być cenna nawet wówczas, gdy nie uda się przekonać parlamentu do przyjęcia przedłożonych rozwiązań. Gdy inicjatywa w jakimś wymiarze polityki rodzinnej wychodzi od prezydenta, parlamentowi trudno jest to zbyć i ot tak schować do sejmowych szuflad.
Przedkładając tego typu projekty prezydent może budować wokół nich pewną otoczkę medialną, a także przyciągać lub formować grupy poparcia zarówno w parlamencie, jak i poza nim. Już samo uruchomienie procesu szukania tychże sojuszy popycha podejmowane sprawy do przodu. Zaczynają żyć publicznie, a przynajmniej mają na to szanse.
Prezydent nie powinien wprawdzie szastać inicjatywami ustawodawczymi na lewo i prawo (zwłaszcza w obszarach, które nie są jego wiodącą domeną), ale od czasu do czasu nie zaszkodzi, gdy wyjdzie z dopracowaną propozycją.
Sięgnięcie po twarde narzędzia ze strony przyszłego prezydenta byłoby wskazane w przypadkach wciąż dyskryminujących i (w świetle wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2014 r.) niekonstytucyjnych regulacji dotyczących świadczeń dla rodzin opiekujących się znacznie niepełnosprawnymi dorosłymi. Ustawodawca nie wykonał dotychczas orzeczenia TK, przyczyniając się do długotrwałego wykluczenia szerokiej grupy rodzin, o których mowa.
Prezydent – jako jeden ze strażników ustawy zasadniczej – powinien z jednej strony napominać rządzącą większość do podjęcia stosowanych działań, z drugiej zaś nie zaszkodzi, jeśli sam wyjdzie z inicjatywą lub przynajmniej podejmie się – zapraszając grono ekspertów i interesariuszy – wypracowania koncepcji naprawy prawa, by chronić najsłabszych. Przyznam, że na etapie kampanii miałem nadzieję, że kandydaci jednak wykażą w tej sprawie gotowość do działania (temat ten jednak znalazł się tylko w programie Szymona Hołowni i, jak się zdaje, słabo się przebił).
Nawet wtedy, gdy to nie prezydent jest autorem inicjatywy ustawodawczej, a dostaje projekt ustawy do rozpatrzenia i podpisu, jego rola nie pozostaje wyłącznie symboliczna. Oprócz zawetowania możliwe jest przecież skierowanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Może to przyczynić się do skorygowania ustawy, aby jej kształt był ostatecznie korzystniejszy przynajmniej z punktu widzenia wartości, jakie zawiera Konstytucja. Samo tempo składania podpisów i jego ewentualne wydłużenie, by w tym czasie moderować dyskusję wokół nowego prawa, może działać korzystanie z punktu widzenia interesu opinii publicznej.
Miękko na rzecz potrzebujących wsparcia
A miękkie działania? Na przykład w ramach okolicznościowych wystąpień (nie tylko, choć także, odświętnych orędzi)? Prezydent Andrzej Duda mówi o rodzinie bardzo często; mówi o trosce o polskie rodziny, zarazem utrwalając pewną określoną narrację na temat jej modelu i wymiarów odpowiedzialności państwa.
Możliwe są jednak alternatywne, choć niekoniecznie przeciwstawne, narracje, w których byłoby miejsce na przypomnienie o tych kontekstach funkcjonowania polskiej rodziny, o których, na razie w sferze publicznej cisza jak makiem zasiał. Osobiście chciałbym, aby prezydent – ktokolwiek będzie piastował dalej ten urząd – wspominał nie o tym, że rodziny są poddawane wrażym ideologiom, ale że muszą mierzyć się z rozmaitymi, często prozaicznymi bolączkami, choć mogłyby im pomóc instytucje państwa i społeczności. Choćby z nieporadnością życiowo-wychowawczą, trudnościami mieszkaniowymi czy zawodowymi, kryzysem zdrowotnym i psychicznym, uzależnieniami, nieraz i przemocą.
Samo skierowanie uwagi w wystąpieniach na te kwestie (o których, mam wrażenie, obecny prezydent zapomina lub nadaje im marginalną rangę) buduje klimat spraw do załatwienia. Gdy zaś mowa o rodzinach i ich dowartościowaniu, dobrze by było, gdyby prezydent, zarówno starając się o elekcję, jak i już po jej uzyskaniu, wspominał o tych adopcyjnych oraz zastępczych. Ich potrzeby nie są dostatecznie dostrzegane.
W kadencji prezydenta Komorowskiego istniał program „Dobry klimat dla rodziny”. W jego ramach w gronie eksperckim przygotowano ciekawe diagnozy i propozycje, mogące inspirować właściwe organy polityki publicznej. Istniały programy z symbolicznymi nagrodami w module dla samorządów i pracodawców przyjaznych rodzinie. To też dobra praktyka, do której warto się odwołać, być może nadając temu większy rozgłos oraz dodatkowe profilowanie na wsparcie rodzin o szczególnych potrzebach. Za prezydentury Dudy działała z kolei Narodowa Rada Rozwoju, będąca ciałem ekspercko-konsultacyjnym także w obszarze spraw społeczno-rodzinnych. I ta platformowa warta jest nie tylko kontynuacji, ale może i większej sprawczości i widoczności jako ośrodek refleksji i dialogu, również wokół spraw rodziny.
Polityka rodzinna wydaje się zatem mieścić w domenie zainteresowań, ale i działań obozu prezydenckiego, ktokolwiek nim przewodzi. Dodatkowo przemawia za tym fakt, że rodzina jest wartością silnie obecną w naszej Konstytucji odzwierciedlającej też ogólniejsze społeczne normy i narodowe tradycje. Polityka rodzinna wpisuje się w kontekst wyzwań demograficznych, które są dla naszego państwa jednymi z najpoważniejszych. Dlatego prezydent nie powinien stać w tych sprawach z boku.
Nie ma nic niewłaściwego w tym, że kandydaci na prezydenta zarysowują programy czy stanowiska w odniesieniu do spraw rodziny i ich wsparcia. Szkoda tylko, że czasem zamiast koncentracji na sferach, w których rodzina wymaga szczególnego wsparcia, używają tematyki rodzinnej jako narzędzia dzielenia i wykluczenia. Ale to już temat na osobny artykuł.