Birutė Jonuškaitė napisała piękną książkę o wierze i o zagubieniu współczesnego człowieka, szukającego Boga, ale nie potrafiącego Go znaleźć.
„Maranta” Birutė Jonuškaitė to powieść psychologiczna i egzystencjalna. Główną bohaterką książki jest Rasa, Litwinka pochodząca z północno-wschodniej Polski, która przedstawia nam historię swojego życia, odkrywając zarazem świat wspomnień i uczuć. Silna, wrażliwa kobieta opowiada także o losie spotkanych na jej drodze osób. Często przenosimy się również w świat wizji i wyobraźni – gdzie to, co rzeczywiste, styka się z tym, co można dostrzec tylko okiem wiary.
W „Marancie” nie ma jednej historii, jest ich wiele – połączonych przez Jonuškaitė dzięki uważnej i delikatnej narracji.
Litewskie życie
Ze względu na pochodzenie głównej bohaterki w powieści znajdziemy esencję litewskich zwyczajów, tradycji, kultury, przywiązania do ojczystej ziemi, przyrody i rodziny. To wszystko poznamy niejako razem z życiem protagonistki opowieści, wręcz bezpośrednio „nad lnianymi bieżnikami z hymnem Litwy i Pogonią” (bieżnik – ozdobny ręcznik).
Jednocześnie na kartach „Maranty” odkrywamy, że te na wskroś litewskie życie zwykłych ludzi niesie wartości uniwersalne. Jonuškaitė, czerpiąc ze swojej litewskości to, co najlepsze, przekracza ją, pokazując sprawy ogólnoludzkie w prozie codzienności. A to, że historia głównej bohaterki zaczyna się gdzieś w litewskich wioskach północno-wschodniej Polski, czyni całą fabułę arcyciekawą. Poznajemy bowiem tradycje, krajobrazy, życie litewskiej mniejszości w Polsce. Na kartach książki przenosimy się nie tylko za ocean, do stolic Europy czy do Ziemi Świętej, ale nade wszystko do bliskich jezior i lasów, do Sejn, Puńska i Suwałk, nad jezioro Sejwy, do ziemi pięknej, lecz wciąż jeszcze nieodkrytej.
Bardzo cieszy wydanie tej pozycji w języku polskim, w tłumaczeniu Agnieszki Rembiałkowskiej (oryginał litewski „Maranta. Romanas”, Wilno 2015), gdyż może polskiemu czytelnikowi przybliżyć dziedzictwo mniejszości litewskiej w Polsce. W książce zastosowano zapis lituanizmów używanych między innymi przez Polaków na Mazurach. Dzięki starannej edycji powieści zadbano o ich objaśnienia, co niewątpliwie wzbogaca jej walory językowe.
Siła we wnętrzu duszy
Główna bohaterka podąża drogą życia – zarówno rzeczywistą, jak i wręcz metafizyczną, od rodzinnych stron przez cały świat. Od zagubienia do poznania siebie. Od wyjścia do powrotu do rodzinnego domu. Poznajemy ją zdezorientowaną, zaniepokojoną, zagubioną. „Ach, gdyby tak jakaś błyskawica choćby na chwilę rozdarła tę płachtę ciemności i pomogła ci zrozumieć, gdzie jesteś” – czytamy.
Ale nic takiego się nie wydarzy. Trwa przecież w tym stanie od dłuższego czasu, przyzwyczaiła się nawet. Może to ostatni moment, by coś zmienić, by dłużej nie czekać na cudowną interwencję z zewnątrz? Co może rozświetlić ciemność, w której się znajduje?
Na kartach książki przenosimy się nie tylko za ocean, do stolic Europy czy do Ziemi Świętej, ale nade wszystko do bliskich jezior i lasów, do Sejn, Puńska i Suwałk, nad jezioro Sejwy, do ziemi pięknej, lecz wciąż jeszcze nieodkrytej
I chociaż z pomocą przychodzą jej wspomnienia bliskich czy szerzej –powrót do korzeni i rodzinnych stron, to jednak prawdziwa siła znajduje się we wnętrzu jej duszy. Czy zdoła ją ocalić i z niej skorzystać?
Rasa (której imię poznajemy dopiero w drugiej części książki) otrzymała w darze wiarę, przywiązanie do rodziny i małej ojczyzny. Co jest największą wartością jej życia? Wiara zostaje niejako zapisana nawet w jej genach. Jej korzenie to ludzie, którzy bezgranicznie wierzyli i ufali. „A jednak daleko stąd, w pogańskiej krainie Jadźwingów narodziła się błękitnooka Litwinka, która uwierzyła, że Bóg mieszkał wśród nas jako Żyd z Nazaretu. Moja siostra, moja biologiczna matka. Modląc się w kościołach dwóch kontynentów, nie miała najmniejszej wątpliwości, że jest owieczką w owczarni Dobrego Pasterza, a Ten, który dla niej umarł na krzyżu, żeby potem zmartwychwstać, zawsze ją usłyszy… Niewiarygodna, bezbrzeżna ufność”.
Ciężar wolności
Dziewczyna, gdy staje się kobietą, sama musi nauczyć się podejmowania decyzji. Gdy dorastamy, nasi przewodnicy odchodzą. „Teraz musisz iść tą ścieżką sama, bez matki” – słyszy. Nie jest to upragniony dar wolności. Jak dowiaduje się, „niestety, Bóg dał ludziom dobrą wolę. Przypuszczalnie z miłości”. A zatem nasza wolność staje się ciężarem, brzemieniem. Co więcej, pozostajemy z nim sami.
Dokonujemy wyborów, nie znając ani skutków, ani prawdziwych motywów naszych decyzji. Gubimy się w wolności, która kusi. Cień złych decyzji przebiegle wkrada się w nasze życie. Jest z nami od samego początku, pozoruje prawdę, czeka na właściwy moment, by zaatakować. Śmiało pniemy się po szczeblach kariery, czasem emigracji, sukcesów, zaczynamy liczyć i cenić rzeczy czy sprawy nieważne. „Czy słońce odczuwa ból, gdy zachodzi? Czy księżyc skarży się na swą ciemną stronę?”. Bardzo łatwo możemy popaść w egzystencjalną pustkę. Nie zauważamy, gdy nasze wybory odwracają się od miłości, dzięki której otrzymaliśmy możliwość ich dokonywania.
Czy wszystko było ułudą?
Jednocześnie wydaje nam się, że nasze życie jest nieistotne. Bóg jakby przestaje zajmować się naszym losem. A jeśli chcemy go dogonić, ucieka nam. Prosimy jak w powieści: „Nie uciekaj ode mnie, Nazareńczyku, drepczę za tobą w gumofilcach, po śliskim lodzie, przez białe zaspy; to biel śniegu, a nie duszy (…)”. Ubrudzeni trudem codzienności, nawet gdy chcemy, często nie mamy już sił. Wątpimy, czy miłosierdzie, czy przebaczenie, czy to wszystko dla nas, czy on przyszedł dla nas. Dla dziewczynki z sejneńskiej ziemi? Dla Vladasa, Albercika, Helusi, Tadulka, Juozasa, Sławka, Zosi, Dominiki, Saulė, Viltė, a wreszcie Rasy? Dla Ciebie i mnie?
Cierpienie (z różnych powodów), które wydarza się w życiu Rasy bądź jej bliskich, powoduje zwątpienie w Boga i utratę wiary. W książce słyszymy dramatyczne wyznanie: „Jeśli Bóg istnieje, to przez cały czas pokazuje mi plecy. Ja się dla Niego nie liczę. Jestem podwórzowym psem, który odprowadza do bramy Jego wyznawców. Niedawno chciałam oddać życie w zamian za życie siostry – wzgardził mną Bóg, wzgardził mną Szatan, żaden z nich nie przyjął mojej ofiary. Zabrali Saulė, to na niej im zależało”.
Główna bohaterka to także kobieta pełna pożądania i oddania, nie boi się walczyć o szczęście, o uczucie, jest gotowa poświęcić dla nich wszystko. W swoich wyborach ociera się o bluźnierstwo, docierając tam, „gdzie pozostało już tylko jedno jedyne pragnienie: niech to trwa, pragnienie, bluźnierstwo: nie wschodźże, słonko, nie wschodź… To ono wypełnia cię od koniuszków palców stóp po cebulki włosów na głowie, to ono rozwiązuje ci usta”.
Jak w zwątpieniu i buncie odnaleźć własne przeznaczenie i wiarę, ład oraz dobro stworzonego świata? Cóż począć, gdy nie ma się już łaski wiary i utraciło drogocenny depozyt tradycji? Czy wszystko było ułudą? Jak odnaleźć się w świecie mieniącym się propozycjami, krajobrazami, kłamstwami, obietnicami, pokusami, jak odnaleźć drogę
w ciemności? „W Biblii jest napisane, że nie wolno kraść, a wszyscy kradną, różne rzeczy, nawet życiorysy. W Biblii jest napisane, że nie wolno kłamać, a wszyscy kłamią. Może ten zakaz też jest czystym kłamstwem?”.
Pragnienie rozświetlenia
Trwamy więc w ciemności, chociaż jest jeszcze coś, co daje nadzieję. Światło nigdy nie gaśnie, chociaż czasem jest jakby niedostrzegalne. Motyw światła pojawia się zresztą już na pierwszej stronie książki. Z początku delikatnie, zapowiadając przyszłą jasność odkrywanych prawd, które będą się stopniowo odsłaniać, które będziemy zdobywać w trudzie podróży. Póki co panuje ciemność, jeno błyska kieszonkowa latarka, a „przez maleńkie dziurki przenikną tylko świetlne punkciki; może jednak niebo jest nieskończenie odległe i miriady iskier to iluzja. Brnąc coraz głębiej w obcą przestrzeń, próbujesz rozpoznać światła – tak wyraźne i dalekie gwiazdy bywają tylko w najczarniejsze noce”.
Jak w zwątpieniu i buncie odnaleźć własne przeznaczenie? Cóż począć, gdy nie ma się już łaski wiary i utraciło drogocenny depozyt tradycji? Oto pytania, które zadaje Jonuškaitė
Mimo wszystko, mimo uwikłania w zło i chaos, zawsze zachowujemy pragnienie rozświetlenia naszego życia, uczuć, motywacji, historii, naświetlenia spraw zakrytych, odsłonięcia błędów, ponazywania porażek, ale przede wszystkim dostrzeżenia wartości i piękna jednostkowego istnienia. Zdążyliśmy dorosnąć, przemierzyć czas, zakochiwać się i romansować, żegnać umarłych i witać narodzonych, strzec zasad, by je następnie łamać. A tymczasem wciąż gdzieś tli się światło: „– Chodź do mnie – szepce słońce gasnące nad starożytnym miastem, chodź, dopóki wszystkie drogi prowadzą do świątyni, dopóki nie pochłonął ich cień skradający się od Góry Oliwnej do Doliny Cedronu (…)” – czytamy.
Nauczyć się wybierać miłość
Dla głównej bohaterki sposobem na przywrócenie wiary jest powrót do korzeni, uważne zbadanie samej siebie, spojrzenie na siebie w prawdzie. W końcu „nie sposób namalować cieni domu”. Gdy znowu zaufamy, nawet przez zamknięte oczy dostrzeżemy światło. „Zamykam oczy. Do płótna mojej duszy podchodzi wschodzące słońce, gigantyczne zwierzę, które językiem szorstkim jak papier ścierny delikatnie wylizuje otwartą ranę, i ciekną strużki żółtej leczniczej śliny, i wypełniają mi całe ciało przemożnym zewem…”.
Birutė Jonuškaitė napisała piękną książkę o wierze i naszych zmaganiach
z Bogiem. O zagubieniu współczesnego człowieka, szukającego Stwórcy, ale nie potrafiącego Go znaleźć. O tym, że nie możemy całkowicie przekreślić naszych korzeni, ale także o tym, że w najważniejszych sprawach nie możemy polegać na innych. Musimy, podążać własną drogą. Nauczyć się wybierać miłość. I nie bać się zmierzyć z najbardziej bolesnymi ranami naszego życia.
Tytułowa Maranta to jednocześnie nazwa wyjątkowej i ciekawej rośliny. „Najbardziej interesujące w marancie jest to, że za dnia listki ma skierowane w dół, a po zmroku stula je w tak zwanej pozycji snu. Jeśli wystawi się marantę na ostre światło, choćby na kilka minut, można ją zmusić, żeby rozłożyła zwinięte listki”.
Birutė Jonuškaitė wystawia nas, jak maranty, na światło, zmusza do rozłożenia zwiniętych listków naszych życiowych dróg, do wystawienia naszej historii na światło. Nie ma się czego obawiać, utkane listki naszych marant mogą także zbudzić się z egzystencjalnego mroku. Jednak, w odróżnieniu od roślin, nasze zachowanie nie może być reakcją na oddziaływanie z zewnątrz. Musimy zdecydować się na ciężki trud pracy nad sobą i tak jak pewna litewska dziewczyna wyruszyć w podróży ku światłu.
Piękna książka…I smutna zarazem..urzekaja opisy życia na ziemi sejneńskiej,, wszechobecnosc przyrody, jezioro ..
Od roku żyjemy w Wojtokiemiach i jesteśmy zauroczeni serdecznościa sąsiadów i całej społeczności lokalnej. Wspaniali i dumni ludzie pielegnujacy swoje zwyczaje, żyjący tutaj od pokoleń i przekazujący te dumę swoim dzieciom.
Książka bardzo mnie wzruszyła.
Tłumaczenie jest świetne. Brawo i dla autorki i dlantlumaczki !
Dziękuję moim litewskim sasiadom za jej podarownie.
„zapis lituanizmów używanych między innymi przez Polaków na Mazurach” – sorry, Suwalszczyzna to nie Mazury