Zima 2024, nr 4

Zamów

Media w czasach postprawdy

Fragment ilustracji opowiadania H. G. Wellsa „Wojna światów” autorstwa Henrique'a Alvima Corrêa z belgijskiej, francuskojęzycznej edycji tej powieści (1906)

Rozwój techniki nie pozostawia złudzeń – w kontakcie z mediami nie powinniśmy nadmiernie ufać dziś nawet własnym zmysłom. To, co widzimy na własne oczy i co słyszymy na własne uszy, wcale nie musi być prawdą. Na szczęście w dalszym ciągu wiele zależy od naszego zdrowego rozsądku.

Zacznijmy od znanych faktów: 30 października 1938 r. radio CBS wyemitowało jedną z najsłynniejszych audycji w historii. Młody, utalentowany aktor Orson Welles wraz z grupą współpracowników działających pod egidą The Mercury Theatre on the Air przygotował słuchowisko, jakiego wcześniej nie było. Na potrzeby radia jego zespół zaadaptował książkę Herberta George’a Wellsa Wojna światów, opowiadającą o inwazji Marsjan na Ziemię – i zrobił to w sposób niezwykle realistyczny (dziś konwencję tę oswoiliśmy sobie dzięki 24-godzinnym serwisom informacyjnym, ale 82 lata temu taka intensywność przekazu musiała robić wrażenie).

Lektor na bieżąco śledził i referował doniesienia o lądowaniu istot pozaziemskich na jednej z farm w New Jersey, a informacje te komentowali zaproszeni eksperci i przedstawiciele służb. Mowa była o ludziach zabitych i zranionych przez krwiożerczych kosmitów, którzy pragną podbić całą planetę. I choć na rozpoczęcie i zakończenie audycji wyraźnie powiedziano, że jest to fikcyjna produkcja, to w rozgłośni rozdzwoniły się telefony od zaniepokojonych słuchaczy, którzy uwierzyli w podawane newsy. Tyle faktów. Reszta jest już legendą.

Fake newsy nie muszą być całkowicie wyssane z palca, natomiast niemal zawsze niosą ze sobą silny ładunek emocjonalny, który utrudnia odbiorcy obiektywne podejście do przekazywanych treści

Ewa Buczek

Udostępnij tekst

Poranne nagłówki gazet krzyczały o wielkiej panice, która wybuchła w Stanach Zjednoczonych. W relacjach prasowych rosła skala zniszczeń i degrengolady wywołanej feralną audycją. Mówiło się o ofiarach ataku serca i załamań nerwowych, o samobójstwach i wypadkach z bronią. Straty materialne liczono w setkach tysięcy dolarów.

Słuchowisko Orsona Wellesa przeszło do historii jako dyżurny przykład manipulacji opinią publiczną przy wykorzystaniu jej zaufania do mediów i braku przygotowania do weryfikacji fałszywych doniesień. Dziś moglibyśmy je nazwać faktoidem, czyli informacją, której pozór prawdy nadaje fakt pojawienia się w mediach. Na masową skalę mechanizm ten wykorzystywany jest dziś przez bulwarówki i portale plotkarskie, ale mamy też z nim do czynienia w przypadku książek, takich jak np. popularyzujące teorię państwa wielkich Lechitów publikacje Janusza Bieszka*.

Sprawą audycji i jej reperkusji zajęła się Federalna Komisja Łączności (FCC), czyli odpowiednik naszej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Przebieg zdarzeń usiłował też odtworzyć w latach 40. zespół psychologów z Princeton University, ale efekty ich prac przyniosły więcej pytań niż odpowiedzi. Legenda zaczęła żyć własnym życiem.

Niecałe 80 lat po premierze słynnego słuchowiska amerykański badacz A. Brad Schwartz po przebadaniu ponad 2000 listów od słuchaczy audycji oraz wszystkich dostępnych na ten temat artykułów prasowych w swojej książce Broadcast hysteria: Orson Welles and the Art of Fake News1 stawia tezę, że panika, którą rzekomo wywołała audycja Wellesa, była w dużym stopniu wykreowana przez media. Choć moc oddziaływania radia w latach 30. była olbrzymia i rzeczywiście pewna część słuchaczy wzięła za dobrą monetę treść słuchowiska, a wieść o niej rozprzestrzeniała się błyskawicznie przez plotki i niedomówienia, to prawdziwą siłą napędową tego fenomenu były gazety, publikujące artykuły pełne błędów, wyolbrzymień i generalizacji. Radio było wówczas medium konkurencyjnym wobec prasy, a z powodu swojej skali oddziaływania i dynamiki przez wielu było postrzegane jako zagrożenie dla tradycyjnych mediów, dlatego gazety chętnie podchwyciły radiowy skandal i rozdmuchały go na niespotykaną skalę. Pokusie nie oparły się nawet tytuły tak szacowne, jak „New York Times”.

Niezwykła kariera postprawdy

Słuchowisko Wellesa, a jeszcze bardziej medialną panikę, która po nim wybuchła, możemy z dzisiejszej perspektywy uznać za frapujący przykład działania fake newsa, czyli fałszywej wiadomości rozpowszechnianej najczęściej w celu wywołania sensacji i zdobycia określonych korzyści. Pojęcie to w ostatnich latach zrobiło zawrotną karierę i dziś śmiało możemy uznać, że weszło już niejako do kanonu oficjalnego języka debaty publicznej.

Manipulacja – a temu przecież służą fake newsy – najpierw słowem drukowanym, a potem także mówionym nie jest zjawiskiem nowym. XX-wieczna historia Polski pełna jest przykładów medialnej propagandy, która miała nas przekonać do podążania za linią partii czy wyboru określonej opcji politycznej. Jednak dopiero rozwój nowych technologii nadał temu zjawisku niespotykany dotąd zasięg i siłę oddziaływania. W czasach, gdy w mediach elektronicznych każdy może powiedzieć wszystko, zmuszeni jesteśmy do szczególnej ostrożności w szafowaniu zaufaniem wobec przekazu medialnego. Witajcie w erze postprawdy.

Słowa „postprawda” po raz pierwszy użył Steve Tesich w swoim eseju A Government of Lies, opublikowanym w piśmie „Nation” w roku 19922. Wówczas było to novum, ale już 12 lat później Ralph Keyes pisał o epoce postprawdy i odnotowywał, że w debacie publicznej nastąpiło „zagubienie piętna, jakim wcześniej obarczano kłamstwo. […] Kłamanie stało się w zasadzie wykroczeniem, za które nie sposób kogokolwiek obwiniać”3.

Szeroką popularność termin ten zdobył dzięki kampaniom dezinformacyjnym związanym z brexitem czy amerykańskimi wyborami prezydenckimi w roku 2016 – tym samym, w którym redaktorzy Oxford Dictionaries uznali „postprawdę” za słowo roku. Wedle wydawanego przez nich słownika pojęcie to odnosi się do okoliczności, w których obiektywne fakty mają mniejszy wpływ na kształtowanie opinii publicznej niż odwoływanie się do emocji4. Jednak postprawda nie oznacza po prostu kłamstwa w tradycyjnym ujęciu.

Sprawa jest bardziej skomplikowana. Na łamach „Kultury Liberalnej” Łukasz Pawłowski pisze: „W skrócie, różnica na poziomie indywidualnym polega na tym, że o ile tradycyjny kłamca mówi nieprawdę po to, by odwrócić naszą uwagę od faktów – np. polityk przekonujący, że popiera podwyżkę podatków dla najbogatszych, choć głosował za ich obniżeniem – o tyle dla kłamcy współczesnego owe fakty nie mają żadnego znaczenia – jednego dnia powie nam, że podatki należy podnieść, drugiego, że obniżyć, a trzeciego, że jeszcze nigdy się nad tym nie zastanawiał i musi pomyśleć. Dla kłamcy tradycyjnego fakty są więc punktem odniesienia. Dla kłamcy epoki postprawdy nie mają one żadnego znaczenia. A kiedy wytkniemy mu niespójność, ten po prostu zaprzeczy lub zignoruje pytanie i zmieni temat”5.

Reasumując: przeciętny odbiorca treści medialnych może być dziś bombardowany dziesiątkami sprzecznych ze sobą informacji, które nie układają się w żaden spójny wzór, zaś część z nich nie jest nawet wytwarzana przez ludzi, a przez zaprojektowane do tego boty, czyli wyspecjalizowane programy komputerowe. Najgłośniejszym przypadkiem zautomatyzowanej produkcji treści wymierzonych w polityka najwyższej ligi była w ostatnich latach tzw. Russiagate, czyli skandal związany z rosyjskim wpływaniem na wynik wspomnianych już wyborów prezydenckich w USA w 2016 r. przez tworzenie fake newsów6.

Co istotne, fake newsy nie muszą być całkowicie wyssane z palca (choć w tabloidach takie są zapewne większością), natomiast niemal zawsze niosą ze sobą silny ładunek emocjonalny, który utrudnia odbiorcy obiektywne podejście do przekazywanych treści. Sytuacja jest trochę jak w tym starym dowcipie o Radiu Erewań: „Słuchacze pytają: Czy to prawda, że na placu Czerwonym rozdają samochody? Radio Erewań odpowiada: Tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na placu Czerwonym, tylko w okolicach Dworca Warszawskiego, i nie rozdają, tylko kradną”.

Warto przyjrzeć się temu na konkretnym przykładzie.

Cóż, że ze Szwecji

5 sierpnia 2019 r. „Nasz Dziennik” opublikował artykuł pt. Azyl dla Szwedów, którego autor twierdził, że w poszukiwaniu bezpieczeństwa coraz więcej Szwedów migruje do Polski: „Według danych Urzędu ds. Cudzoziemców w Polsce zarejestrowało swój pobyt 2,5 tys. obywateli Szwecji. Co roku przybywa ich kilkaset. Przed dwoma laty dziennikarz polityczny Peter Imanuelsen zapytał Szwedów na Twitterze, do jakiego kraju najlepiej byłoby uciec, aby zaznać spokoju i normalności. Przeprowadził ankietę, w której oddano ponad 9500 głosów. 67 proc. osób wskazało na Polskę. Jako podstawową przyczynę ucieczki z kraju wymieniają bezpieczeństwo swoje i rodziny. Czują się zapomniani i odepchnięci na margines przez państwo, które przyzwyczaiło wszystkich do miana «opiekuńczego»”7.

Informację tę szybko podchwycił portal wPolityce.pl, który w tekście Szwedzi chcą azylu w Polsce twierdził: „Kraj ten tonie też pod ciężarem imigrantów. O Szwecji coraz częściej mówi się już nie jako o kraju dobrobytu czy szczęśliwej tolerancji, a o państwie trawionym przez brutalność i przestępstwa, jakich dokonują bezkarni muzułmańscy migranci!”8.

Jednak prawdziwy rozmach news ten uzyskał, gdy europosłanka i była rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Beata Mazurek udostępniła go na swoim Twitterze z komentarzem: „Zamachy, wzrost przestępczości, gwałty, strach i strefy szariatu. Takie są konsekwencje multikulturalizmu i otwartych drzwi dla imigrantów. Szwedzi uciekają ze swojego kraju, aby w Polsce znaleźć spokój i normalność. A jeszcze nie tak dawno PO chciała ich przyjąć każdą ilość – zgroza”9.

Dzięki działaniom polskiej europosłanki sprawa została podniesiona do rangi międzynarodowej i głos zabrał minister sprawiedliwości Szwecji Morgan Johansson, informując Mazurek, że: „Prąd migracyjny idzie w przeciwnym kierunku. W latach 2017–18 do Szwecji wyemigrowało ponad 8 tys. Polaków. To ponad trzy razy więcej niż całkowita liczba Szwedów, którzy mieszkają w Polsce. […] Pani poseł powinna raczej zapytać, dlaczego tak wielu Polaków ucieka z Polski”.

Stanowisko zajęła też Ambasada Szwecji, która na swoim Twitterze przedstawiła oficjalne dane z polskiego Urzędu ds. Cudzoziemców, z których wynika, że „od 2015 roku złożono tylko jeden wniosek o ochronę międzynarodową przez osoby narodowości szwedzkiej (chodzi o wszystkie formy ochrony, nie tylko o status uchodźcy). W dodatku wniosek ten został umorzony. A żeby jeszcze było śmieszniej, należy dodać, że żaden obywatel Szwecji nie przebywał w Polsce w ramach azylu politycznego od 1951 roku, a więc od początku gromadzenia danych przez UNHCR”10.

Beata Mazurek nie odniosła się do przedstawionych przez stronę szwedzką danych. Powiedziała jedynie, że Morgan Johansson: „swoją arogancją nie wymaże faktów. Obywatele ze Szwecji szukają w Polsce spokoju i normalności”.

Łatwo zaobserwować, że na kolejnych etapach powielania początkowej informacji działa tu zasada głuchego telefonu: przebywający w Polsce zapewne w celach turystyczno-rodzinno-biznesowych obywatele Szwecji stają się uciekinierami przed dyktaturą multi-kulti i ofiarami opresyjnego systemu państwa opiekuńczego. Tak oto z prawdziwych danych ukuto najgorętszy fake news miniowych wakacji przez umiejętne zarządzanie strachem i podsycanie antyislamskich lęków.

Kiedy zawodzą zmysły

Opisana wyżej sytuacja była jeszcze stosunkowo niegroźna, i to nie tylko dlatego, że bardzo szybko pojawiły się sprostowania, z którymi – wbrew opinii europosłanki Mazurek – raczej trudno polemizować na gruncie twardych danych, ale także dlatego, że w tym wypadku używano tradycyjnych środków przekazu, czyli słowa pisanego. A przecież w kulturze obrazkowej, w której wszyscy jesteśmy zanurzeni, istnieją też inne opcje.

Hipotetyczny scenariusz gigantycznej manipulacji pokazuje w dość swobodny sposób amerykański film z 1997 r. Wag the Dog (tytuł topornie przetłumaczono na polski jako Fakty i akty) w reżyserii Barry’ego Levinstona. Gdy ubiegający się o reelekcję prezydent w trakcie kampanii wyborczej zostaje przyłapany in flagranti z nieletnią, wybucha skandal, który może zagrozić wszystkim jego planom. Prezydent potrzebuje czegoś, co sprawi, że odzyska społeczne zaufanie, i co znowu zjednoczy naród przy jego boku. A cóż się do tego nadaje lepiej niż wojna? Co prawda, akurat żadna się nie toczy, ale współpracownicy prezydenta postanawiają ją sztucznie wygenerować. Tak oto wybucha fikcyjna wojna Ameryki z Albanią i skutecznie odwraca wektor społecznego zainteresowania. Serwisy informacyjne pełne są – nakręconych w studiu filmowym – obrazów z pola walki. To, co pokazane, staje się realne. Kryzys jest zażegnany.

Nie sposób uciec dziś od wrażenia, że film ten w pewnych aspektach okazał się proroczy – pokazał, w jakim stopniu wszyscy zapośredniczamy przez media swoją wiedzę o rzeczywistości i jak bardzo są one podatne na wykorzystywanie przez polityków do manipulacji całymi społeczeństwami. Dwie dekady później, gdy przez świat przetacza się fala populizmu podkręcanego przez nowe technologie, powinniśmy wiedzieć lepiej niż kiedykolwiek, że do przekazu medialnego należy podchodzić z dystansem. Co jednak, jeśli okaże się, że nie możemy już ufać własnym oczom i uszom?

W maju 2019 r. miliony internautów mogły zobaczyć filmik z Nancy Pelosi, przewodniczącą Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych, w stanie upojenia alkoholowego. Obraz stał się wiralem (czyli ciekawostką, która bardzo szybko rozprzestrzenia się w internecie), udostępnił go na swoim oficjalnym Twitterze również Donald Trump. Cóż jest dziwnego akurat w tym filmie? Wiemy aż nadto dobrze, że historia polityki zna takie przypadki. Tym razem jednak najbardziej zaskakujące było to, że Nancy Pelosi nigdy nie zachowała się w sposób, który można było zobaczyć na nagraniu11.

Popularny filmik został spreparowany dzięki technice zwanej deepfake video, coraz częściej stosowanej do manipulowania wypowiedziami polityków. Mamy dziś zatem narzędzia (jeszcze niedoskonałe, ale przy obecnym rozwoju technologii to tylko kwestia czasu), które pozwalają w dowolny właściwie sposób zmieniać czyjeś słowa na nagraniu wideo (a ofiarą takiego działania padli już np. Mark Zuckerberg czy Barack Obama). Jak to możliwe? Stoi za tym oprogramowanie, które z użyciem „sieci neuronowej – modelu zaawansowanego uczenia maszynowego [..] tak długo analizuje nagrania wideo, aż będzie w stanie za pomocą algorytmu nałożyć «skórę» jednej ludzkiej twarzy na ruchy innej”12.

Konsekwencje tej techniki mogą być jest przerażające, ale jej skuteczność zależy od liczby udostępnień przez zwykłych użytkowników internetu. Każdy z nas jest spiritus movens tego oszustwa. „Najwiekszą siłą deepfake video jest nie technologia, ale nasza gotowość do uwierzenia w dowolną bzdurę i udostępniania jej, jeśli tylko zgadza się z naszym ustalonym poglądem na świat”, przekonuje w swoim artykule w „The Guardian” Jamie Bartlett, konstatując: „Jak napisała myślicielka polityczna Hannah Arendt w latach 50. XX w.: idealny poddany reżimu autorytarnego to wcale nie zdeklarowany nazista czy bolszewik, lecz ktoś, dla kogo «różnica między faktem a fikcją, prawdą a fałszem już nie istnieje» – ponieważ tacy ludzie są najbardziej ulegli”13.

Rozwój techniki nie pozostawia złudzeń – w kontakcie z mediami nie powinniśmy nadmiernie ufać dziś nawet własnym zmysłom. To, co widzimy na własne oczy i co słyszymy na własne uszy, wcale nie musi być prawdą. Na szczęście w dalszym ciągu wiele zależy od naszego zdrowego rozsądku.

Wesprzyj Więź

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź”, lato 2020

1 A. Brad Schwartz, Broadcast hysteria: Orson Welles and the Art of Fake News, New York 2015; warto też zajrzeć na stronę internetową autora:www.abradschwartz.com/broadcast-hysteria [dostęp: 14.05.2020]. [dostęp: 14.05.2020].
2 R. Kreitner, Post-Truth and Its Consequences: What a 25-Year-Old Essay Tells Us About the Current Moment, www.thenation.com/article/archive/post-truth-and-its-consequences-what-a-25-year-old-essay-tells-us-about-the-current-moment [dostęp: 14.05.2020]. [dostęp: 14.05.2020].
3 R. Keyes, The Post-Truth Era: Dishonesty and Deception in Contemporary Life, New York 2004, cyt. za: Ł. Pawłowski, Gdzie podziała się prawda, www.kulturaliberalna.pl/pawlowski-post-prawda-ralph-keyes [dostęp: 14.05.2020]. [dostęp: 14.05.2020].
4Post-truth” declared word of the year by Oxford Dictionaries, www.bbc.com/news/uk-37995600 [dostęp: 14.05.2020]. [dostęp: 14.05.2020].
5 Ł. Pawłowski, Prawda się kończy, także u nas (Polemika z Dariuszem Rosiakiem), www.kulturaliberalna.pl/pawlowski-rosiak-post-prawda-kaczynski-polemika [dostęp: 14.05.2020]. [dostęp: 14.05.2020].
6 Zob. A. Reichard, Rosja. Era manipulacji, „Pismo” 2018, nr 3.
7 Azyl dla Szwedów, www.naszdziennik.pl/polska-kraj/211603.html [dostęp: 14.05.2020]. [dostęp: 14.05.2020].
8 Szwedzi chcą azylu w Polsce, www.wpolityce.pl/spoleczenstwo/457897-szwedzi-ubiegaja-sie-o-azyl-w-polsce [dostęp: 14.05.2020]. [dostęp: 14.05.2020].
9 Ten i kolejny cytat podaję za fanpage’em Uchodźcy.info: www.fb.com/1331825033639905 [dostęp: 14.05.2020]. [dostęp: 14.05.2020].
10 Tamże, z komentarza redakcji serwisu.
11 Zob. www.brief.outride.rs/wydanie/czerwiec-2019/brief-73/#deepfake-videos-zagrozeniem-dla-demokracji [dostęp: 14.05.2020]. [dostęp: 14.05.2020].
12 Tamże.
13 J. Bartlett, You can’t believe a word any of these people is saying – that’s the „deep fake” era for you, www.theguardian.com/commentisfree/2019/jun/16/you-cant-believe-a-word-any-of-these-people-is-saying-thats-the-dep-fake-era-for-you [dostęp: 14.05.2020]. [dostęp: 14.05.2020].

* Zob. J. Bieszk, Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna, Warszawa 2015; J. Bieszk, Starożytne Królestwo Lechii. Kolejne dowody, Warszawa 2019. Z mitem Wielkiej Lechii zmierzył się m.in. Marcin Napiórkowski, który na swoim blogu pisze: „Rosnąca popularność książek o «starożytnej Polsce» to dowód, że niesławna postprawda rozplenia się niczym kąkol nie tylko w polityce, ale też na poletku historii uprawianym dawniej przez spokojne, nieszkodliwe plemiona naukowców i pasjonatów”, www.mitologiawspolczesna.pl/tryumf-historycznej-post-prawdy-pseudonaukowe-bestsellery-o-starozytnym-imperium-lechitow [dostęp: 14.05.2020], zob. też: M. Napiórkowski, Pocztówka z imperium Lechitów, www.tygodnikpowszechny.pl/pocztowka-z-imperium-lechitow-147134 [dostęp: 14.05.2020].

Podziel się

Wiadomość