„Zranieni” to nie eufemizm. To dramatyczna rzeczywistość osób skrzywdzonych przemocą seksualną. Oni żyją właśnie z głębokimi ranami – które wciąż na nowo otwierają się i nie chcą się goić.
W licznych dyskusjach wokół akcji plakatowej Inicjatywy „Zranieni w Kościele” pojawiły się ostatnio głosy krytyczne. Dotyczą one różnych kwestii. Tu chciałbym się zająć tylko jedną z nich.
Niezależnie od siebie część osób zaczęła kwestionować, wytykać czy nawet wyśmiewać nazwę naszej inicjatywy. Spotkaliśmy się z zarzutami, że mówienie o „zranionych w Kościele” to jakoby obłudna kościelna nowomowa, manipulacja językowa w celu krycia sprawców, wstrętna frazeologia fałszu, eufemizm rozmydlający rangę wołającego o pomstę do nieba przestępstwa, bagatelizowanie i zagłaskiwanie problemu, itp.
Padają nawet propozycje zmiany nazwy telefonu wsparcia, np. na „Zgwałceni przez księży”, albo „Przemoc seksualna Kościoła”. Pomysły te świadczą jednak zarówno o niezrozumieniu pomysłu na nasze działania (to akurat mniejszy problem, nie wszyscy muszą nas rozumieć), jak i – co dużo ważniejsze – o niepełnym zrozumieniu sytuacji osób wykorzystanych seksualnie.
Dlaczego zatem – jasne, że nieobiektywnie, bo jako jeden ze współtwórców tej Inicjatywy, na dodatek jej rzecznik prasowy – uważam jej nazwę za trafną, a powyższe propozycje za nietrafne?
1. Mówienie o „zranionych w Kościele” trafia i szerzej, i głębiej niż mówienie o „zgwałconych przez księży”. Nasza inicjatywa skierowana jest – jak jasno to formułujemy od 15 miesięcy – do „osób dotkniętych przemocą seksualną w Kościele”. Kategoria osób „zgwałconych przez księży” jest, rzecz jasna, dużo węższa. A chcemy przecież, żeby do telefonu wsparcia chciało dzwonić więcej osób, a nie mniej.
2. Od pojęcia „przemoc seksualna” bynajmniej nie uciekamy. Używamy go cały czas. Jest ono obecne na każdym naszym plakacie, jest wręcz nieoficjalnym „podtytułem” inicjatywy („Zranieni w Kościele. Telefon wsparcia dla osób dotkniętych przemocą seksualną”). Specyfika naszej działalności – jako telefonu i środowiska wsparcia – polega jednak na tym, że koncentrujemy się na osobach, a nie na problemie. I to na osobach pokrzywdzonych, a nie na sprawcach. Nazwa inicjatywy kieruje wprost do osób pokrzywdzonych, bo to one mają być w centrum naszych działań. W ramach tej inicjatywy chcemy nie tyle zajmować się problemem przemocy seksualnej w Kościele, ile być z osobami skrzywdzonymi i w różnoraki sposób je wspierać.
Koncentrujemy się na osobach, a nie na problemie. I to na osobach pokrzywdzonych, a nie na sprawcach
3. Nie piszemy jednak i staramy się nie mówić o „ofiarach przemocy seksualnej”, mając świadomość, że pojęcie „ofiara” bywa często odbierane negatywnie, zwłaszcza przez same osoby pokrzywdzone. Nawet jeszcze u początku działania Inicjatywy „Zranieni w Kościele” czasem mówiliśmy o „ofiarach”. Doświadczenie minionego roku zdecydowanie nas tego oduczyło.
4. Określenie „gwałt”, a zwłaszcza „zgwałcony”, rozumiane jest zazwyczaj w języku polskim w sposób dość (niezręcznie to zabrzmi, ale nie umiem tego inaczej powiedzieć) zawężony. Sam uważam za gwałt każdą formę przemocy seksualnej człowieka dorosłego wobec osoby małoletniej. Posługiwanie się jednak nazwą „zgwałceni” ograniczałoby zasięg oddziaływania telefonu wsparcia. Nie obejmowałoby bowiem szeregu sytuacji wykorzystania seksualnego, których przeciętny Polak nie nazwie zgwałceniem – a które są często równie destrukcyjne i traumatyczne dla osób skrzywdzonych.
5. Analogicznie jest z wyjaśnieniem „przez księży”. Deklarując, że chodzi nam o reakcję na akty przemocy seksualnej w Kościele, nie ograniczamy się do krzywd wyrządzonych przez duchownych. Sprawcami takiej przemocy we wspólnotach Kościoła mogą być osoby posiadające autorytet w Kościele, a niebędące duchownymi: i zakonnice, i zakonnicy, i osoby świeckie pełniące odpowiedzialne funkcje w grupach religijnych. Otrzymywaliśmy telefony w tego typu sprawach.
6. Dla twórców Inicjatywy kategoria „osób dotkniętych przemocą seksualną w Kościele” – co jasno twierdzimy we wszystkich materiałach informacyjnych – oznacza: a) przede wszystkich tych, którzy sami doświadczyli wykorzystywania seksualnego, ale także: b) ich najbliższych oraz c) wszystkich, dla których te przestępstwa ludzi Kościoła stały się zgorszeniem i przyczyną utraty zaufania do całej wspólnoty wiary, a czasem też odejścia z Kościoła. Potrzebna więc jest krótka nazwa, która by tę różnorodność uwzględniała.
7. Zgodnie z naszymi wstępnymi przypuszczeniami telefon „Zranieni w Kościele” stał się ważnym punktem odniesienia także dla osób doświadczających innych aspektów przemocy seksualnej w Kościele niż wykorzystanie seksualne osoby małoletniej przez duchownego. Piszemy o tym obszernie w rekomendacjach po pierwszym roku działalności. Wskazujemy np. na molestowanie seksualne dorosłych osób zależnych od duchownych czy możliwe nadużycia podczas kierownictwa duchowego, związane z wykorzystywaniem czyjegoś krytycznego położenia.
8. Pisząc tu o winach ludzi Kościoła, myślę nie tylko o bezpośrednich sprawcach, lecz także o ukrywaniu, tuszowaniu i bagatelizowaniu przemocy seksualnej przez kościelnych przełożonych. Tych ostatnich czynów – przy całej ich negatywnej ocenie – oczywiście również nie obejmowałaby nazwa „zgwałceni”. A z takimi problemami ludzie też do nas dzwonią.
9. Pozostaje jeszcze istotne wyjaśnienie na poziomie psychicznym i duchowym. Przemoc seksualna pozostawia w osobie wykorzystanej długotrwałą traumę, wychodzenie z której trwa nieraz latami – i to bez pewności, że uda się to raz na zawsze. Takie trwałe ślady to są głębokie rany. „Zranieni” to nie eufemizm. To dramatyczna rzeczywistość osób skrzywdzonych przemocą seksualną. Oni żyją właśnie z głębokimi ranami – które wciąż na nowo otwierają się i nie chcą się goić.
Przemoc seksualna pozostawia w osobie wykorzystanej długotrwałą traumę, wychodzenie z której trwa nieraz latami – i to bez pewności, że uda się to raz na zawsze. Takie trwałe ślady to są głębokie rany
10. Do telefonu wsparcia dzwonią ludzie o różnym obecnie stosunku do Kościoła. Jedne osoby pokrzywdzone wyrażają olbrzymie, uzasadnione pretensje do całej instytucji Kościoła. Inne natomiast stanowczo podkreślają, że skrzywdził je nie Kościół jako taki, lecz konkretny sprawca. Być może te ostatnie osoby nie zgłosiłyby się po pomoc, gdyby nazwa telefonu odwoływała się do skrzywdzonych „przez Kościół”.
11. Według słownika języka polskiego słowa „zranieni” i „skrzywdzeni” mają znaczenie synonimiczne. Zatem decyzja, aby wybrać jedno z nich jako eksponowane w nazwie, zależy od osobistych doświadczeń i wrażliwości. Nam jako twórcom telefonu zaufania określenie „zranieni” wydaje się mocniejsze niż „skrzywdzeni” i sięga głębiej, dlatego je wybraliśmy. O skrzywdzonych mówimy jednak cały czas, gdyż tego określenia używamy zamiast „ofiar”.
12. W naszych licznych kontaktach z osobami skrzywdzonymi nie spotkaliśmy się z opinią, by ktoś z tych kobiet lub mężczyzn odczuwał jakikolwiek niepokój związany z nazwą naszej Inicjatywy. Może słabo szukaliśmy, ale z takimi opiniami się nie spotkaliśmy. Spotykamy się raczej z wdzięcznością, że chcemy być z nimi, a gdy trzeba, także być ich głosem, np. poprzez wspomniane już, sformułowane po pierwszym roku działania, rekomendacje dla władz Kościoła katolickiego.
13. Być może zatem w zarzutach, że nazwa „Zranieni w Kościele” to typowa kościelna nowomowa, chodzi raczej o to, że krytycy przenoszą na nas swój gniew na Kościół hierarchiczny i jego postawę w tej kwestii. My jako twórcy inicjatywy świeckich katolików „Zranieni w Kościele” to ich oburzenie podzielamy, tyle że postanowiliśmy przekuć narzekanie w działanie.
14. I to działanie trwa. Ponad rok funkcjonowania telefonu wsparcia nie pozostawia wątpliwości, że jest on potrzebny (statystyki i informacja finansowa dostępne są na naszej stronie zranieni.info).
15. Nasza działalność nie jest wolna od błędów. Ale uniknęliśmy przede wszystkim błędu największego: bierności. I dzięki temu osoby zgwałcone / skrzywdzone / zranione / nieumarłe mają dokąd zadzwonić, opowiedzieć swoją historię, zapytać o grupę wsparcia, dowiedzieć się o możliwość pomocy prawnej, terapeutycznej czy duszpasterskiej; A jeśli zdecydują się przekroczyć barierę telefonicznej anonimowości – takie wsparcie tu z pewnością znajdą.
Dziękujemy wszystkim osobom, które wcześniej same zmagały się ze swoją traumą i trudnym do wyobrażenia cierpieniem, a w ciągu ostatnich 15 miesięcy zadzwoniły pod numer telefonu wsparcia „Zranieni w Kościele”.
800 280 900. W każdy wtorek, w godz. 19-22.
W kościele nikt nie został zraniony, tylko nieliczni księża (pracownicy kościoła) niestety molestowali nieletnich w mieszkaniach, hotelach, plebaniach, na wyjazdach, oazach itd.
A to ciekawe, bo od kiedy jestem świadomym chrześcijaninem (a sporo już lat mija), to pamiętam, że podstawową zasadą jest bycie człowiekiem wierzącym 24h, a nie w wyznaczonych granicach. Czyli – zwłaszcza w przypadku duchownych – także w mieszkaniu, hotelu, na plebanii, wyjeździe, oazie.
Skądinąd – rekolekcje oazowe to nie wspólnota Kościoła???
Skoro wszyscy jesteśmy kościołem wierzącym 24h, to Pana grzechy, wady też ranią kościół, więc ten plakat pasuje zawiesić na każdym domu.
Proponuję na drzwiach wszystkich gabinetów lekarskich w Polsce powiesić plakaty z informacją, gdzie należy się skierować, gdy lekarz wymuszał łapówkę.
„Eufemizm to wyraz lub wyrażenie, którego używamy zamiast innego zwrotu lub wyrazu, zastępując w ten sposób treść przykrą, niestosowną, nieprzyzwoitą itp. treścią łagodniejszą, okrężną, nienazywającą wprost; eufemizmy używane są z przyczyn pozajęzykowych: psychologicznych, społecznych, religijnych, ideologicznych itd.”
Czyli to jest eufemizm, Pan tylko tłumaczy dlaczego go używa. Należałoby napisać: Wybraliśmy ten eufemizm, bo:… To by było uczciwe.
Nie. Jest inaczej. Tłumaczę, ŻE jest to naszym zdaniem (jako inicjatorów) nazwa najtrafniejsza. Nie uzywamy jej zamiast.