Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Grzech Kościoła, czy grzech człowieka? Kilka myśli po filmie Sekielskich

Msza św. na zakończenie zebrania plenarnego KEP 14 czerwca 2019 roku w Wałbrzychu. Fot. episkopat.pl

Nurtuje mnie, czy po wszystkim, czego się dowiedzieliśmy, Kościół nie powinien uznać swej winy na głębszym poziomie. Nie tylko indywidualnym, ale strukturalnym.

Nie chciałem pisać o kolejnym filmie braci Sekielskich, wydawało mi się, że to, co zobaczyliśmy w zeszłym roku, wystarczy aby sformułować podstawowe wnioski, że teraz można już tylko „rozdrapywać rany, aby nie zarosły błoną podłości”, jak pisał Stefan Żeromski. Jednak mnie ruszyło. Pewnie dlatego, że miejsca i ludzie, pośród których rozgrywa się „Zabawa w chowanego”, są mi bliskie, znam je, tam się urodziłem i wychowałem.

Południowa Wielkopolska, diecezja kaliska (istniejąca od 1992 r.), Kalisz, Ostrów Wielkopolski, Pleszew, Koźmin, rodzinny Krotoszyn, a zatem miejsca posługiwania ks. Arkadiusza Hajdasza, drapieżcy – pedofila, to moja „mała ojczyzna”, do dziś mi serdecznie bliska. Również tamtejszy Kościół był przestrzenią mojego dzieciństwa i młodości. Mój Wuj, bardzo mi bliski, jest księdzem diecezji kaliskiej, długoletnim proboszczem w parafii – sanktuarium Matki Bożej, dziś już na emeryturze.

Często u niego bywając poznałem pierwszego biskupa kaliskiego Stanisława Napierałę, jego biskupa pomocniczego Teofila Wilskiego, dziesiątki księży, także pracujących w kaliskiej kurii. To była część mojego życia, przez wiele lat, aż do roku 2010. Pewnie kiedyś, podczas odpustów, czy innych parafialnych uroczystości, spotkałem ks. Hajdasza, był przecież proboszczem w podkrotoszyńskim Chwaliszewie, wsi otoczonej lasami, w których od dzieciństwa zbierałem z rodzicami grzyby.

To, że w filmie Sekielskich zobaczyłem miejsca i obrazy tak dobrze mi znane, bliskie, może nieco idealizowane, było wstrząsem wzmacniającym poczucie szoku. Nie mogę się uwolnić od myśli, co mój kochany wujek, znajomi i lubiani księża, jego przyjaciele i znajomi, mój proboszcz z Krotoszyna, dawni katecheci i wielu, wielu innych, wiedzieli o takich sprawach? Pewnie będę pytał, rozmawiał, nie wiem, czego się dowiem, sądzę, że niewiele.

Fraza – fetysz: „wewnętrzne sprawy Kościoła”, w które nikt poza kastą duchownych, nie ma prawa wnikać, to jest istota klerykalnej mentalności polskiego kleru i niestety również wielu świeckich

Oni wszyscy są już wiekowi, ich kapłaństwo uformowało się w latach 60., najdalej 70., czasem mam wrażenie, że to, co się dziś dzieje, przekracza horyzont ich wyobraźni. Dla nich Kościół (niestety rozumiany instytucjonalnie) był i jest ośrodkiem i sensem życia, Jego dobro wymaga milczenia o sprawach wstydliwych. Oni o tych rzeczach rozmawiali, pamiętam, ale tylko we własnym, najbardziej zaufanym gronie, świeccy to był inny świat, zewnętrzny w jakimś wymiarze obcy. Była w tym pewna kastowość, przekonanie, że musimy być razem wobec knowań „świata”, który chce nas zniszczyć. To jest fenomen, opisywany szeroko przez socjologów religii, ten, który dziś papież Franciszek uważa za wielkie schorzenie kościoła – klerykalizm.

Fraza – fetysz: „wewnętrzne sprawy Kościoła”, w które nikt poza kastą duchownych, choćby nie wiadomo jak głęboko wierzący, nie ma prawa wnikać, to jest istota klerykalnej mentalności polskiego kleru i niestety również wielu świeckich. W homiliach, listach pasterskich, słowach biskupich, pobrzmiewa często ton pretensji do „świata”, że interpretuje Kościół wyłącznie w kategoriach instytucjonalnych, a przecież jest On wspólnotą wierzących, „mistycznym ciałem Chrystusa”, a więc kategorią teologiczną.

Niestety można odnieść wrażenie, iż ta instytucjonalna i teologiczna preferencja bywa używana niekonsekwentnie, zależy to od potrzeb klerykalnej kasty. Gdy trzeba się bronić przed krytyką Kościoła – instytucji, przypominany jest jego wymiar teologiczny (wszyscy jesteśmy Kościołem, krytyka księży uderza we wszystkich wierzących, „uderzcie pasterza, owce się rozproszą” itp.). Jeśli krytyka dotyczy np. nominacji biskupich, funkcjonowania kościelnej biurokracji etc., wtedy uruchamia się mechanizm obrony „wewnętrznych spraw Kościoła”, który nie jest już kategorią teologiczną, a korporacją duchownych. Moralność Kalego, nic innego.

Większość polskiego duchowieństwa została ukształtowana w kategoriach kastowych, myśli o Kościele tak, jak wyżej opisałem. Nie zawsze jest to świadomy oportunizm, raczej bezrefleksyjna forma kastowej tożsamości, która zakłada priorytet obrony tego, co najbliższe, nasze, przez innych (świeckich) niezrozumiane, a przez to zagrożone i wymagające obrony.

Pamiętam te rozmowy na plebanii mojego Wuja, niekiedy jakbym słyszał angielskich kolonizatorów w Indiach i ich uwagi wobec tubylców, lekceważonych, ale jednocześnie groźnych, im bardziej wyedukowanych i krytycznych, tym niebezpieczniejszych. I to słowo: „ludzie”, zbiorczo określające wszystkich nie duchownych, ta z reguły nieświadoma dystynkcja dzieląca świat na „kapłanów” i „ludzi”.

To wszystko winniśmy uwzględniać, gdy myślimy o biskupie Janiaku, Tyrawie i wielu, wielu innych, którzy zapewne do dziś nie są w stanie pojąć dlaczego się ich potępia. Przecież oni bronili Kościoła, wszak ten, kto pragnie Jego dobra, nie może uderzać w pasterzy. Tak jak nauczano małżonków udręczonych toksycznym związkiem, że powinni cierpieć w modlitwie, tak samo traktowano ofiary seksualnej przemocy. Ludzie są grzeszni, ale Kościół jest święty, nagłaśnianie patologii jest uderzeniem w Kościół, katolik powinien ofiarować swe cierpienie Bogu i milczeć. Taka była wiekowa tradycja, niełatwo się od niej uwolnić.

Wesprzyj Więź

Pamiętam dyskusje sprzed lat dwudziestu, gdy zbliżały się uroczystości drugiego milenium chrześcijaństwa. Jan Paweł II powziął wtedy myśl, aby wyrazić żal i przeprosiny za grzechy. Czyje grzechy? To stało się wówczas przedmiotem kontrowersji: grzechy Kościoła, czy grzechy ludzi Kościoła? Papież wybrał tę druga formułę, aby nie zasugerować czegoś, co z teologicznego punktu widzenia zdawało się błędne. Ludzie bowiem grzeszyć mogą, Kościół nie. Grzech może mieć wymiar wyłącznie indywidualny, nigdy strukturalny.

Nie jestem teologiem, nie umiem poruszać się w gąszczu teologicznych formuł, wszelako nurtuje mnie myśl, czy dziś, po wszystkim, czego się dowiedzieliśmy, Kościół nie powinien uznać swej winy na głębszym poziomie. Grzech zdaje się bowiem tkwić głębiej niż tylko w skażonej naturze jednostek, chyba coś złego jest w strukturze, pewnych elementach kościelnej kultury i nauczania. „Święty Kościół grzesznych ludzi”, to już chyba nie wystarczy.

Tekst opublikowany pierwotnie przez Kluby „Tygodnika Powszechnego”

Zranieni w Kościele

Podziel się

Wiadomość

Ksiądz pedofil niech idzie do więzienia i sam płaci. Wyłudzanie odszkodowania od kościoła (niewinnych księży i parafian) jest pazernym złodziejstwem. Żadna firma nie płaci odszkodowania za prywatne przestępstwa pracowników. Nie można manipulować art 430 KC, bo pedofilia nie jest obowiązkiem służbowym a ,,przy jego wykonywaniu nie ma kierownictwa (kościoła), ani wskazówek, ani powierzenia tej czynności”.

Zdaje się że „Adam” z komentarza powyżej to albo ten sam komentator który na stronie Tygodnika Powszechnego wypisuje swoje „mądrości” jako ks2011 albo kopiuje jego posty tutaj.

Po raz kolejny Panu więc odpowiem bo widzę, że nadal nie dociera.

Różnica polega na tym że każdy człowiek wykonujący inny zawód odpowiada zupełnie sam za swoje przestępstwa z tym że np jeśli jest nauczycielem itp to jeśli jego przełożeni mają wiedzę lub podejrzenia o takie czyny to po pierwsze muszą zgłosić taki przypadek na policję/prokuraturę a danego podejrzanego natychmiast zawiesić w czynnościach do wyjaśnienia sprawy. Nie czekają z zawieszeniem do wyroku tylko zawieszają od razu !
Kościół z zawieszaniem w czynnościach i odsuwaniem od posługi ma ogromny problem o czym wszyscy już dawno wiemy od lat.

Kolejna różnica to fakt, że żaden dyrektor szkoły nie przenosi podejrzanego do innej szkoły, żaden dyrektor kolei nie przenosi podejrzanego kolejarza na inną stację kolejową, żaden kierownik rzeźni nie przenosi rzeźnika do innej rzeźni ani żaden kierownik budowy nie przenosi murarza na inną budowę aby ukryć lub utrudnić lub uniemożliwić ściganie podejrzanego !
A kościół jako instytucja w osobach swoich reprezentantów czyli biskupów robiła i robi to nagminnie !

Kolejna różnica to żaden ze świeckich przełożonych nie płaci za obrońcę w prywatnej sprawie swojego pracownika (!)
Kościół robi to nagminnie. Płaci kolosalne pieniądze adwokatom za obronę swoich „pracowników” nawet mając już wiedzę (!) że dany delikwent jest przestępcą (!)

Kolejna różnica to fakt, że pozycja kapłana wynika z samej jego funkcji. Stoi za nim autorytet kościoła. Społeczeństwo obdarowuje ich a priori dużym zaufaniem i nie mieli ludzie problemów aby wysyłać swoje dzieci na rekolekcje, wyjazdy czy inną formę opieki z duchownymi.
Ale żaden murarz, rzeźnik czy adwokat nie wyjeżdża z dziećmi nigdzie. Jedyny zawód który ma coś „wspólnego” z duchownym to nauczyciel, który też ma pod opieką dzieci/młodzież ale jak podkreśliłem powyżej każdy dyrektor ma obowiązek powiadomić władze w razie podejrzeń.

Kolejna różnica to fakt, że żaden murarz, kolejarz ani rzeźnik nie mówi nam jak mamy żyć. Nie mówi nam co jest moralne a co nie jest. Nie mówi, że nie powinniśmy współżyć przed ślubem lub bez niego, w ogóle nie zajmują się życiem innych osób.
A „pracownicy” kościoła wręcz przeciwnie – są nauczycielami, głosicielami, moralizatorami etc etc Występują z pozycji tego kto wie lepiej jak powinniśmy postępować. Więc mamy prawo i obowiązek rozliczać ich z tego jak sami żyją.
Nie ma zgody na to że ktoś z ambony głosi że seks przedmałżeński jest grzechem po czym sam wraca w ramiona kochanki czy dopuszcza się innych grzechów !
Takie osoby nie powinny być w ogóle duchownymi. Osoby będące duchownymi muszą spełniać najwyższe standardy moralne.

Kolejna różnica to fakt że duchowni są powołani przez Boga (!) do służby a ani rzeźnicy ani kolejarze, murarze i inni nie są. Oni nie modlą się przed odjazdem każdego pociągu o nowe powołania na maszynistów, czy kierownicy budów o nowych murarzy czy kierownicy rzeźni o nowych rzeźników.

Kolejna różnica to fakt że duchowni reprezentują Jezusa na ziemi, jedni twierdza że tylko w trakcie mszy ale są i tacy którzy uważają się za wcielenie Jezusa (!)
Chyba nie muszę podkreślać że żaden murarz, adwokat czy kolejarz za takowego się nie uważa a gdyby to robił to w szpitalu dla obłąkanych miejsca jest sporo.

Kolejna różnica to fakt, że pomiędzy księdzem a biskupem występuje pewna „ojcowska relacja”. Warto poczytać o tym na necie.
A pomiędzy kierownikiem pociągu a maszynistą raczej nie ma takiej relacji ? Kierownik pociągu nikogo nie „wyświęca” swoimi dłońmi na maszynistę prawda ?

No i na koniec: żadna inna instytucja nie płaci ofiarom swoich „pracowników” za milczenie. Mają po prostu gdzieś ich prywatne problemy.
A kościół robi wszystko aby tylko szambo się nie wylało na zewnątrz.

Biorąc pod uwagę powyższe uwagi (a jeszcze sporo różnic mógłbym wypisać) jasnym jest dlaczego kościół odpowiada i powinien odpowiadać materialnie za swoich „pracowników”. Bo to nie są żadni pracownicy.

Przełożeni tuszujący wyczyny kryminalistów w sutannach poprzez swoje zaniechania, przenosiny podejrzanych czy nawet skazanych z parafii na parafię, ignorowanie zgłoszeń ofiar, zamiatanie pod dywan spraw, uważanie że obietnica danego przestępcy że już tego robił nie będzie i przeprosi załatwia sprawę stają się współwinnymi każdego kolejnego przestępstwa, które dany przestępca popełnia bo gdyby reakcja była normalna i adekwatna to jego przestępcza działalność zakończyła by się na tym pierwszym zgłoszonym przypadku. Dlatego też przełożeni powinni tak samo odpowiadać w sądzie za współudział.

A na koniec wspomnę o poręczeniach. Już nie raz czytaliśmy, że jakiś biskup pisemnie poręcza za bandytę a potem go nie kontroluje i ten popełnia kolejne zbrodnie na nieletnich
To także jest przestępstwo i powinno być ścigane z całą surowością.

Wyobrażam sobie jak mógłby poręczyć np. kierownik budowy za murarza że ten nie będzie dopuszczał się kolejnych takich czynów ! Samo napisanie tego jest czystym absurdem !

Zdaje się że „Jerzy” z komentarza powyżej to albo ten sam komentator który na stronie Tygodnika Powszechnego wypisuje swoje „mądrości” albo kopiuje jego posty tutaj.

Po raz kolejny nie będę Panu odpowiadał, bo i tak Pan nie zrozumie.

@Adam
Szanowny Panie.
Ja podaje masę argumentów na pańskie zaledwie jedno zdanie które obraża wszystkich pokrzywdzonych.

Jeśli chce pan być poważnie odebrany to proszę odnieść się do każdego argumentu ad rem po kolei, podając kontrargumenty. Na tym polega społeczna dyskusja.
Jeśli nie ma pan nic do dodania to można sobie darować przeklejanie.

W żadnym razie Pan nie odpowiedział na żaden argument tylko wciąż przekleja swój krótki tekst który tylko jeszcze bardziej szkodzi kościołowi.