Abp Stanisław Budzik usiłuje symetrystycznie rozłożyć przewinienia dwóch księży. Takie podejście zdecydowanie jednak nie pasuje do rzeczywistości.
Stare polskie powiedzenie mówi: „Gdzie Rzym, a gdzie Krym?”. Stosowane jest ono, by podkreślić, że dwie rzeczy, sytuacje, zjawiska czy osoby mają ze sobą niewiele wspólnego, choć bywają porównywane. Zwykle używamy tego powiedzenia, gdy chcemy wyrazić zdziwienie, że jakieś dwa zjawiska są ze sobą zestawiane i traktowane na równi, podczas gdy w istocie o wiele więcej je różni.
Innymi słowy: da się znajdować podobieństwa nawet w przypadkach od siebie bardzo odmiennych. Tyle że w takich sytuacjach nie da się zbudować przekonującej analogii, gdyż różnice zdecydowanie dominują nad podobieństwami. Trzeba wtedy podkreślać właśnie różnice, aby idąc do Rzymu, nie trafić na Krym.
Biskup symetrysta
Przypomniało mi się to polskie powiedzenie, gdy dowiedziałem się o upomnieniu ks. Alfreda Wierzbickiego przez metropolitę lubelskiego. Odnoszę bowiem wrażenie, że abp Stanisław Budzik wyraźnie dąży do symetrystycznego usytuowania się pomiędzy skrajnościami, za których przedstawicieli uznał dwóch swoich księży: Tadeusza Guza i Alfreda Wierzbickiego. Usiłuje też równie symetrystycznie rozłożyć ich przewinienia. Wobec obu duchownych przywołuje analogiczny zarzut złamania norm regulujących wystąpienia księży w mediach.
Tego typu symetryzm jest jednak w tym przypadku zdecydowanie nie na miejscu. Gdzie Rzym, a gdzie Krym; gdzie Wierzbicki, a gdzie Guz – chciałoby się zapytać. Czy rzeczywiście istnieją powody, żeby za prawdziwy uznać taki sposób opisywania rzeczywistości, w którym ci dwaj profesorowie KUL stanowią ekstrema?
Stała współpraca?
Zacznijmy od kwestii najmniejszej wagi. Obaj duchowni usłyszeli zarzut, że nie uzyskali zgody metropolity lubelskiego jako swego przełożonego na regularną współpracę z rozgłośnią radiową lub stacją telewizyjną.
W przypadku ks. Guza i mediów ojca Rydzyka taka stała współpraca jest faktem oczywistym i trwa od lat. „Nasz Dziennik” prowadzi nawet specjalną stronę internetową dokumentującą wykłady, artykuły i homilie kontrowersyjnego wykładowcy KUL oraz wydarzenia z jego udziałem, poczynając od marca 2015 r. (w sumie: 887 pozycji). Na stronie Radia Maryja zamieszczonych jest 307 artykułów ks. Guza lub mówiących o nim. Można więc bez żadnego wahania twierdzić, że ks. Guz jest jednym z czołowych ideologów tego koncernu medialnego i tego nurtu Kościoła w Polsce.
Ukarany został ten duchowny, który bronił zdrowego rozsądku, decyzji episkopatu i katolickiej nauki, a nie ten, który te zasady myślenia podważa
Czy analogicznie można mówić o stałej współpracy ks. Alfreda Wierzbickiego ze stacją telewizyjną TVN24? Wyniki moich poszukiwań w przepastnych archiwach internetu wskazują, że w roku 2019 kierownik Katedry Etyki KUL był gościem różnych programów publicystycznych w tej stacji zaledwie czterokrotnie, a w roku 2020 – trzykrotnie. Zważywszy na liczbę osób zapraszanych do wypowiedzi jako goście audycji telewizyjnych, trudno więc mówić o stałym charakterze współpracy – a tym bardziej o formalnym nawiązaniu współpracy.
Od faktycznego charakteru współpracy czy też „współpracy” zdecydowanie ważniejsze jest jednak, co zaproszony duchowny – zwłaszcza profesor uniwersytecki – ma do powiedzenia.
Co powiedział ks. Wierzbicki
Co mówił ostatnio ks. Guz – przypominać nie trzeba. Najkrócej mówiąc, przekonywał do niemożliwości zarażenia się koronawirusem podczas udzielania Komunii świętej, „bo to jest akt święty”, a „kapłan ma konsekrowane dłonie”. Abp Budzik słusznie wezwał go do sprostowania tych wypowiedzi. Uznał bowiem – jak stwierdził jego rzecznik, ks. Adam Jaszcz – że tezy ks. Guza są „sprzeczne z katolicką nauką o przeistoczeniu i ze zdrowym rozsądkiem” oraz stoją „w jaskrawej sprzeczności z dokumentami i decyzjami Episkopatu”.
A co takiego powiedział ks. Wierzbicki w wielkoczwartkowej „Kropce nad i”? Większość czytelników zna z tej rozmowy zapewne jedynie jedno zdanie, wyrwane z kontekstu. Ja też jej treści nie znałem, gdyż przed upomnieniem ks. Wierzbickiego przez arcybiskupa nawet nie wiedziałem, że ta rozmowa miała miejsce. Pełnego zapisu rozmowy Moniki Olejnik z ks. Alfredem Wierzbickim można odsłuchać pod tym adresem.
W roli lewicowego radykała obsadzany jest przez biskupa człowiek bez wątpienia ortodoksyjny
Co ciekawe, dostępna na stronach TVN24 relacja z tego wywiadu nie zawiera żadnej wzmianki o słowach Wierzbickiego na temat Guza. Obszernie natomiast przedstawia jego wypowiedzi o domowej liturgii Triduum Paschalnego („Każdy chrześcijanin może sam poświęcić pokarm. […] Być może będziemy wspominali tę pandemię przez następne stulecia i wtedy będziemy mówić: właśnie wtedy, kiedy była pandemia, to w ten sposób sobie poradziliśmy”), o kościelnych zbiórkach na rzecz pomocy szpitalom („Takie apele też biskupi polscy kierują. Ja sam otrzymałem list z kurii lubelskiej z prośbą o składkę na któryś ze szpitali. […] To jest piękny gest księży, […] wielkoczwartkowy dar”), o tęsknocie za liturgią sprawowaną z udziałem wiernych („To robi wrażenie, kiedy w kościele są właściwie prawie sami księża, najwyżej pięć osób, ale to rodzi też wśród nas wielką tęsknotę za czasem, kiedy kościoły będą znowu pełne”), o nowatorskich metodach duszpasterstwa („Również w tej sytuacji księża czują się potrzebni. Bardzo się wzmogła aktywność w sieci, na różnych portalach, poprzez telefon, poprzez Skype’a. […] w średniowieczu nikt nie miał okazji korzystać z takich środków, z jakich my korzystamy i chyba ludzie czuli się bardziej odosobnieni, odizolowani, a może też i bardziej wystraszeni”).
A podsumowaniem są słowa: „To jest ten czas, kiedy przede wszystkim powinniśmy się dzielić, nie tylko w sensie symbolicznym”.
Wyraźnie widać więc, że ostry komentarz na temat współbrata w kapłaństwie – „można być profesorem i można być skończonym durniem, nie waham się tego powiedzieć” – był marginalnym wątkiem tego wywiadu, wywołanym przez prowadzącą, która nawet zapomniała nazwiska ks. Guza. Odpowiedziawszy na pytanie, ks. Wierzbicki zwrócił się zresztą do Moniki Olejnik: „Ale mam nadzieję, że nie będziemy o tym żałosnym przypadku dalej rozmawiać, bo to jest incydent”. Pomogło, już dłużej na ten temat nie rozmawiali.
Przestępstwo?
Rozmowę w TVN24 należy więc uznać za bardzo potrzebną i pożyteczną, a w ogólnym wydźwięku wręcz pozytywnie oceniającą aktualne działania Kościoła katolickiego w Polsce podczas pandemii. Owszem, padły podczas niej dwa słowa niewłaściwe i niepotrzebne – ale czy aż zasługujące na formalne upomnienie nakładane w poranek Wielkiego Piątku?
Skoro ks. Wierzbicki niepotrzebnie – co każdemu może się zdarzyć w wywiadzie na żywo – użył słów uznawanych za obraźliwe, i to wobec osoby, a nie poglądów, metropolita lubelski jako jego przełożony mógł po prostu przypomnieć duchownemu, że w polemikach nie należy osądzać drugiego człowieka, a oczekiwać tego można zwłaszcza od profesora etyki. Tego typu reakcję można by wręcz uznać za upomnienie ewangeliczne. Abp Budzik wybrał jednak drogę formalnego, pisemnego upomnienia, które niemal natychmiast stało się publiczne.
I tu pojawia się kolejny poważny problem. Zgodnie z kodeksem prawa kanonicznego upomnienie należy do środków karnych i powiązane jest z przynajmniej podejrzeniem popełnienia przestępstwa. Nie mam pojęcia, o jakim przestępstwie ze strony ks. Wierzbickiego można by mówić w tym przypadku. Chyba że biskup posłużył się szeroką kategorią „upomnienia”, bez odniesienia do kodeksu prawa kanonicznego – wtedy należałoby to jednak inaczej nazwać, żeby nie robić zamieszania pojęciowego. Po cóż byłby „list z upomnieniem” w Wielki Piątek, skoro wystarczyłaby zwykła rozmowa?
Radykał czy ortodoks?
Wyłania się więc z tego wszystkiego sytuacja tragikomiczna. Oto arcybiskup ukarał upomnieniem swego duchownego, który w (zbyt) ostrych słowach ocenił tezy innego księdza tej diecezji – tyle że akurat te właśnie tezy, które tenże sam biskup uznał za „sprzeczne z katolicką nauką o przeistoczeniu i ze zdrowym rozsądkiem”, a także „z dokumentami i decyzjami Episkopatu”. Ukarany został więc ten duchowny, który bronił zdrowego rozsądku, decyzji Episkopatu i katolickiej nauki, a nie tamten, który te zasady myślenia podważa.
Co więcej, ten duchowny bezzwłocznie za swoje słowa przeprosił publicznie i przy okazji wyjaśnił, jak rozumie swoją obecność w mediach. Tamten natomiast do tej pory (czyli już od pół miesiąca) w żaden sposób nie odpowiedział na wezwanie biskupa do sprostowania swych wypowiedzi (swoją drogą, ciekawe, jaki termin został udzielony ks. Guzowi na odpowiedź). Również reakcja obu księży archidiecezji lubelskiej na słowa własnego biskupa jest więc całkowicie odmienna.
Arcybiskup ukarał upomnieniem duchownego, który zbyt ostro ocenił tezy innego księdza – tyle że akurat te właśnie tezy ten sam biskup uznał za „sprzeczne z katolicką nauką o przeistoczeniu i ze zdrowym rozsądkiem”
Przywołując tytułowe pytanie: „Gdzie Rzym, a gdzie Krym?”, trzeba więc dostrzec, że do Rzymu to akurat Wierzbickiemu dużo bliżej niż Guzowi. Przykry jest tu również fakt, że – aby uzyskać oczekiwany symetrystyczny efekt – w roli lewicowego radykała obsadzany jest przez biskupa człowiek bez wątpienia ortodoksyjny. Ks. Wierzbickiemu nie da się zarzucić wystąpień niezgodnych z doktryną katolicką. Jeśli coś budzi społeczne kontrowersje, to jego tezy publicystyczne, mocno krytyczne wobec powiązań Kościoła z władzą świecką. Konia z rzędem ofiaruję jednak temu, kto by wykazał, że jest to postawa niekatolicka. Wszak niepokój Wierzbickiego związany z pokusą korzystania przez Kościół z siły władzy politycznej to ten sam niepokój, jaki wyrażał papież Benedykt XVI, pisząc o pokusie flirtu wiary z władzą.
W jednym z ubiegłorocznych tekstów dla Więź.pl, „Polityczny dylemat katolika”, ks. Wierzbicki przywoływał słowa emerytowanego biskupa Rzymu, przenoszącego doświadczenie kuszenia Chrystusa na doświadczenie Kościoła: „Poprzez wszystkie wieki ciągle na nowo w różnych odmianach powracała pokusa umacniania wiary z pomocą władzy, i za każdym razem groziło niebezpieczeństwo zduszenia jej w objęciach władzy. Walkę o wolność Kościoła, walkę o to, żeby królestwo Jezusa nie było utożsamiane z żadną formacją polityczną, trzeba toczyć przez wszystkie stulecia. Bo w ostatecznym rozrachunku cena, jaką płaci się za stapianie wiary z władzą polityczną, zawsze polega na oddaniu się wiary na służbę władzy i na konieczności przyjęcia jej kryteriów” („Jezus z Nazaretu”, część I, Kraków 2007, s. 46).
Zlekceważeni
Myślę zatem, że ks. Alfred Wierzbicki pada ofiarą polityki prowadzonej przez swego metropolitę. Po pierwsze, wydaje mi się, że abp Budzik ma zamiar zastosować wobec ks. Tadeusza Guza jakieś działania represyjne, np. zakaz wypowiedzi czy nauczania. Wskazują na to pojawiające się powoli (oj, bardzo, bardzo powoli) w oficjalnych komunikatach kurii lubelskiej argumenty merytoryczne i prawne dotyczące niedopuszczalności pewnych wypowiedzi czy działań ks. Guza.
Tak czyni się, jeśli biskup nie chce narazić się na porażkę, gdyby podwładny zaskarżył nałożone na niego kary do Stolicy Apostolskiej. Zgodnie z obowiązującym kodeksem prawa kanonicznego, kary mają bowiem w Kościele charakter zaradczy, powinny więc być nakładane stopniowo, aby nie stosować najsurowszych rozstrzygnięć przedwcześnie. Dawniej bardziej podkreślano odwetowy charakter kary. Obecnie natomiast przyjmuje się, że cele kary to naprawienie zgorszenia i doprowadzenie do poprawy. Kara ma służyć dobru jednostki i wspólnoty, której zło zostało wyrządzone.
Abp Budzik mógł po prostu przypomnieć ks. Wierzbickiemu, że w polemikach nie należy osądzać drugiego człowieka, a oczekiwać tego można zwłaszcza od profesora etyki. Tego typu reakcję można by wręcz uznać za upomnienie ewangeliczne
Dążąc więc stopniowo do bardziej stanowczych restrykcji wobec ks. Tadeusza Guza – i tu pojawia się drugi aspekt sprawy – metropolita lubelski nie chce jednak pozwolić, aby zwolennicy ks. Guza (a jest ich, dzięki ojcu Rydzykowi, legion!) mogli oskarżać go, że czyni to w sojuszu z tzw. wrogimi Kościołowi mediami. Upomnienie ks. Wierzbickiego za występ w TVN to symboliczne odcięcie się od tamtych środowisk.
Sęk w tym, że – troszcząc się o tych, którzy będą się oburzać za kary nałożone na ks. Guza – arcybiskup lubelski nie wykazuje, niestety, symetrycznej troski o tych, których głęboko dotyka i boli jego surowa reprymenda udzielona ks. Wierzbickiemu.
Ktoś, kto powiedział o dwa słowa za dużo, naprawdę na kanoniczne upomnienie nie zasługiwał. A ci, którzy tęsknią za mądrym głosem Kościoła w mediach świeckich – wierzący i niewierzący – poczuli się po raz kolejny zlekceważeni. O to chodziło?
Osobiście nie mam nic przeciw, żeby metropolita lubelski sam się kompromitował. Profesor Alfred Wierzbicki swoją postawą sam się najlepiej prezentuje i nie wymaga obrony, ale co prawda to prawda.
W jakim ja jestem Kościele? Media O. Rydzyka trąbiace o swej Katolickości rozpowszechniają brednie ,a ks. głoszący ortodoksję w świeckich jest za to karany!
A gdzie jest napisane, że upomnienie jest kanoniczne? Nie ma takiej informacji, biskup zwyczajnie upomniał i zmusił do przeprosin. Wyzywanie od idiotów to nie jest żaden mądry głos Kościoła tylko pajacowanie, zresztą Wierzbicki był już upominany przez Budzika za wypowiedz o poprarciu kościoła pisu. Upomnienia są w porządku, gorzej tak jak Kramera pomimo przeprosin upokorzyli.
Zbyszku, znam ks. Alfreda i podzielam Twoją bardzo wysoką jego ocenę – jest członkiem Instytutu Paderewskiego. Sam rozprowadzałem wśród współpracowników Instytutu jego znakomitą książkę „Spotkania na placu” (której lektura bardzo wiele mi dała).
Zetknąłem się też z ks. prof. Guzem. Byłem parę lat temu na jego odczycie dla zamkniętego grona kilkunastu działaczy katolickich. Temat był ciekawy i z dziedziny, na której – jak myślę – znam się nieźle. Ze zdziwieniem jednak stwierdziłem, że Ksiądz Profesor ewidentnie miesza porządki i – przy dużej swojej wiedzy, zaangażowaniu i (specyficznej) inteligencji – przemawia niespójnie, wnioskując w sposób zupełnie z punktu widzenia logiki nieuprawniony. Próby zwrócenia mu na to uwagi w dyskusji nie spowodowały podjęcie tematu, tylko potraktowanie mnie jako wroga wartości, które nim kierowały. Tu też się zresztą przestrzelił, bo wartości akurat podzielałem, ale nie błędy w myśleniu. Potem jeszcze parę razy spotkałem się z jego wystąpieniami o podobnej wartości logicznej.
Myślę więc, że jego przełożeni, zarówno na KUL-u, jak i w Diecezji, powinni dawno odsunąć go od możliwości przemawiania publicznego, szczególnie w instytucjach kościelnych. To samo dotyczy redaktorów katolickich mediów. To kwestia ich odpowiedzialności, a nie jego, bo nikt przecież nie narzeka na deficyt własnego zdrowego rozsądku (Kartezjusz). Do nich należy mieć pretensje, a nie do tego nieszczęśnika. Guz ma jakiś tam dorobek naukowy (nie znam) więc może mógłby się wyrażać na piśmie, ale po przejrzeniu tekstów przez osoby kompetentne. Tak przypuszczam, ale na pewno nie na żywo.
Tym niemniej wydaje mi się, że publiczne go poniżanie i upokarzanie, do tego ze wzmocnieniem – „nie waham się” jest jednak niedopuszczalne. Pewnie, że mogło się zdarzyć, ale zdarzyło się na antenie popularnej telewizji, słyszało to wielu ludzi. To nie było o błędnym myśleniu, to było o człowieku. Przywykliśmy, niestety, do takich metod dyskusji. Jednak od kapłana, do tego profesora etyki, do tego człowieka rzeczywiście z dużą klasą, możemy jednak nieco więcej wymagać.
Sprawa zaczęła żyć w Sieci własnym życiem, a ponieważ wcześniej Biskup wyraźnie odciął się od wypowiedzi ks. Guza, wskazując dobitnie na jej sprzeczność i z doktryną i ze zdrowym rozsądkiem, to znalazł się w trudnej sytuacji. Ciąg obu wypowiedzi, jednak różnych z punktu widzenia obyczajów i etyki, powodować musiał zlewanie się obu w odbiorze społecznym, w jedno stanowisko Kościoła lubelskiego. Spróbuj zrozumieć Biskupa. Skoro wyzwisko padło publicznie, publiczne też musiało być upomnienie. Nie znam meandrów prawa kanonicznego, nie wiem co tam jest nazywane przestępstwem, ale na pewno wypowiedź ks. prof. Wierzbickiego nie jest do zaakceptowania, nawet jeżeli ks. Guz ma poważne problemy z poprawną analizą logiczną. Myślę, że to ostrość wypowiedzi uczonego Etyka stworzyła wrażenie, że mamy tu do czynienia z przedstawicielami skrajnych skrzydeł orientacji politycznych, a nie interwencja Biskupa. Ja wcześniej dowiedziałem się, z FB, o obrażającym adwersarza ataku ks. Wierzbickiego niż o późniejszej interwencji Biskupa. Od razu skojarzyło mi się to raczej z rzeczywiście odmiennymi orientacjami politycznymi obu duchownych, którzy dają im wyraz – jeden w GW, drugi w RM, niż z obroną ortodoksji ze strony ks. Alfreda (choć co do jego ortodoksji nie mam wątpliwości). Nie Biskup więc ich ustawił na skrzydłach.
A co mądrze mówił św. Augustyn? – „Kochaj grzesznika, nienawidź grzechu”. Trawestując – kochaj błądzącego, nienawidź błędu. Myślę, że o to chodziło Biskupowi, a nie o ustawienie się w centrum, bo on tam i tak jest, więc ustawiać się nie musiał. Mam prawo przypuszczać, że brak świadomości zasad augustiańskich też jest przecież błędem, bo to bardzo trafna zasada, bardzo chrześcijańska. Właśnie do misji zawodu ks. Alberta należy nauczanie o godności każdego człowieka, także błądzącego, także grzesznika, także w rozmowie, nawet w polemice. Szczególnie, że tak bardzo tego dziś brakuje – jak wiesz. Bo jeżeli sól straci smak, to któż ją posoli? Na ks. Guza już dawno nie liczę, ale ks. Alfred powinien mieć świadomość, że jest solą ziemi.
I tak w eleganckiej formie, posiłkując się przykładami, wyraził Pan tę samą treść, co ks. Wierzbicki w swojej emocjonalnej wypowiedzi.
Michale, nie podzielam poglądów księdza Alfreda Wierzbickiego na sprawy polityczne, ale skoro dziennikarka „na żywo” wyciągnęła „kontrowersyjną” wypowiedź ks.Guza, dobro Kościoła wymagało ad hoc stanowczego jej zdezawuowania. Ks. Wierzbicki może nie zrobił tego najlepiej, ale lepiej niż ks.arcybiskup, którego nikt nie upomina. Lepiej, że taka niefortunna w formie krytyka padła, niż jakaś kościelna mowa-trawa lub przemilczenie.
Uważam, że daleko posunięte próby zrozumienia niektórych nietrafnych działań tych, co mają władzę, a biskupi do nich należą, prowadzą do umacniania poczucia nieomylności/bezpieczeństwa, a w konsekwencji zwiększenia skali takich działań/zaniechań. Chyba trzeba zacząć komunikować szorstkim językiem.
Wiem po sobie, że to trudne. Z racji zaangażowania, o czym wiesz, w jednej z organizacji pozarządowych na rzecz quasi-samorządu pracowniczego, rozmawiałem z trzema biskupami o katastrofie duszpasterstw ludzi pracy po 1989 roku. Wstydzę się dziś, że ten nienależny im w tym obszarze respekt zawiązał mi język i z niczym nie udało mi się przebić. Obiecuję sobie, że jak teraz będę mieć okazję to dam radę powiedzieć „nie szanuję was za wasz brak woli walki, przyzwolenie na dobrowolną sekularyzację drugiego po rodzinie obszaru życia człowieka, za waszą kapitulację, ucieczkę z pola walki”. Może tylko tak można księży biskupów obudzić?
A wracając do ks.Wierzbickiego, nie powiedział ostrzej niż św.Katarzyna Sienneńska do papieża ociągającego się z powrotem z niewoli awiniońskiej do Rzymu: „do ciebie mówię, czy do ściany?”. Ściana była tu synonimem czegoś wyjątkowo bezmyślnego. Rzeczywiście, kontekst może uprawniać rozmaite formy.
Pozdrawiam najcieplej,
Nie wiem kim jest P. M. Drozdek, ale wnioskuję, że na pewno kimś ważniejszym ode mnie, a jednak traktuje on sprawę przedstawioną przez P. red. Nosowskiego bardzo powierzchownie. Wypowiedź P. Drozdka jest oczywiście poprawna i w normalnych okolicznościach można ją uznać za właściwą. Rzecz w tym, że my nie żyjemy w czasach normalnych, gdzie ludzie mądrzy spierają się z durniami, my żyjemy w kraju i w czasach dyktatu durniów, durniów w koloratkach też, i to w wielkiej ilości. Teoretycznie to nie zmienia reguł ani grzecznościowych, ani etycznych i oczywiście ks. Wierzbicki powinien te reguły grzecznościowe szanować. Ale jednocześnie wszyscy zgadzamy się, że w sytuacjach nadzwyczajnych, a takie teraz mamy, te standardy wymagają dla dobra sprawy pewnego poluzowania. I tutaj zabawna anegdota opowiedziana przez byłego dowódcę GROMU. Jest ostrzał nieprzyjaciela, on z grupą żołnierzy ucieka do bazy, w jej wejściu staje kapitan i zaczyna meldować :” Panie pułkowniku melduję… Dowódca – spier… Niegrzecznie, wulgarnie i z pewnością nieregulaminowo, śmiem jednak sądzić, jako oficer rezerwy po szkole oficerów rezerwy w PRL, że to jego krótkie spier… spowodowało szybsze ukrycie żołnierzy. Ks. Guz wygłasza publicznie brednie, brednie mogące skutkować zarażeniem wirusem, od lat zresztą wygłasza te brednie w radiu, które najłagodniej mówiąc, jest jedną wielką brednią religijną,a istnieje to radio przy poparciu wszystkich polskich biskupów( milczenie traktuję jako poparcie), i co, i nic.W głębokim PRL-u P. Piotr Fronczewski w jednym z kabaretów zastanawiał się czy rządzących nazwać sabotażystami czy idiotami. Wybrał to drugie, bo jest niekaralne. I tak bym potraktował wypowiedź ks. profesora Wierzbickiego
Oglądałem program,”słowo” mną wstrząsnęło ale wydawało się na miejscu.
Tyle mówi się o ks.Rydzyku ,jego dziwnym doktoracie to i nie dziwię się ,że „swój poznał swego”-przepraszam ale nie mogłem się powstrzymać przed złośliwością.
Rafał Krysztofczyk – Panie Rafale, to kim jest Michał Drozdek nie ma dla sprawy żadnego znaczenia. Takie tylko, że miał okazję poznać obu spornych Księży Profesorów, choć ks. Wierzbickiego zdecydowanie bliżej. Poza tym znaczenie ma treść tego co napisał, a nie pozycja, z której to robił. W przeciwieństwie np. do obu lubelskich Kapłanów, boć oni w misji swojego zawodu mają nieskażony przekaz wiary i mówią nie tylko od siebie, ale głównie w imieniu Instytucji, która na straży tego przekazu, z woli Przekazującego, od dwóch tysięcy lat stoi.
Drozdek natomiast wypowiadać się może tylko w imieniu własnym, nawet gdyby był bardzo ważny. Ale nie jest. Zapewniam Pana, że nie ma Pan powodów do kompleksów wobec niego (choć też nie mam pojęcia o Pańskiej „wadze”). 🙂
Piotr Ciompa – zaczynasz mnie powolutku przekonywać. Różne takie „obłudnicy” czy „plemię żmijowe” przecież jednak padało. Ale „powolutku”, bo jest różnica. Zarówno św. Katarzyna, jak i Nauczyciel, przemawiali do takich, którzy nie chcieli, a nie nie rozumieli. Był to więc przekaz mający ich nawrócić, a nie odrzucić i upokorzyć. Tym niemniej zgadzam się z Tobą, Piotrze, że czasami potrzebne jest także słowo gwałtowne, aby uświadomić komuś wagę sprawy, przed którą schował się pod zasłoną racjonalizacji, rutyny, wygody, lęku, czasami jeszcze niższych uczuć… Obawiam się, że dramat sytuacji ks. Guza polega na sprawach mających raczej podłoże biologiczne, niż wolitywne. W takich sytuacjach gwałtowne słowo może nie podziałać, pozostaje kwestia odpowiedzialności przełożonych, o której pisałem. A upokarzanie takiej osoby niczemu nie służy.
….”dramat sytuacji ks. Guza polega na sprawach mających raczej podłoże biologiczne, niż wolitywne”.
Co raz lepiej! Czyli gdyby ks. Wierzbicki powiedział :’ można być profesorem, a jednocześnie mieć znacznie ograniczone możliwości intelektualne”, to Panowie bylibyście zasadniczo jednomyślni?
Nb. czy słowo „dureń” nie oznacza właśnie kogoś, kto by nawet chciał rozumieć, ale nie może z powodów biologicznych?
Jeżeli człowiek z tytułem profesora, publicznie obnosi się ze swoją głupotą
(wykłady, audycje itp), czyniąc tym samym nieoszacowane szkody w umysłach maluczkich, to może trzeba również publicznie, głośno i wyraźnie powiedzieć:
„Król jest nagi”