Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Polacy dwudziestolecia zawiedli cudze i własne nadzieje”. Jerzy Stempowski o Polakach i Ukraińcach

Spotkanie marszałka Józefa Piłsudskiego i atamana głównego Symona Petlury na dworcu kolejowym w Winnicy 16 maja 1920 r.

Wyprawa Kijowska 1920 r. uchodzi za najbardziej znamienity przykład polsko-ukraińskiego braterstwa. W obu przypadkach tak nieprzyjazne sobie siły zjednoczył wspólny wróg. Niestety ani o przyczynach, ani o skutkach ekspedycji wojskowej Polacy i Ukraińcy nie mogą mówić jednym głosem.

Chyba każdy polski podręcznik historii okraszony został wspólną fotografią Józefa Piłsudskiego i Symona Petlury salutujących z okna wagonu PKP. Wyprawa Kijowska 1920 r., obok bitwy pod Chocimiem stoczonej trzysta lat wcześniej, uchodzi za najbardziej znamienity przykład polsko-ukraińskiego braterstwa. W obu przypadkach tak nieprzyjazne sobie siły zjednoczył wspólny wróg.

Niestety ani o przyczynach, ani o skutkach ekspedycji wojskowej Polacy i Ukraińcy nie mogą mówić jednym głosem. Okrzyki zachwytów nad osiemnastą najważniejszą bitwą w dziejach świata zagłuszyły kontekst ukraiński. Tymczasem sedno późniejszego trudnego sąsiedztwa w granicach II Rzeczypospolitej i krwawych okoliczności drugiej wojny światowej tkwić może w przyczynach i nieuświadomionych do końca skutkach kijowskiej ekspedycji.

Kontekst wojny z bolszewikami

Poprzedzająca „Cud nad Wisłą” operacja doszła do skutku dzięki tajnemu porozumieniu zawartemu między Józefem Piłsudskim a Symonem Petlurą w nocy z 21 na 22 kwietnia 1920 r. Podpisanie umowy warszawskiej poprzedziły negocjacje prowadzone od września 1919 r. z Andrijem Liwyćkyjewem, ministrem spraw zagranicznych Ukraińskiej Republiki Ludowej. W rezultacie porozumienia Polska zrzekała się terytorium przedrozbiorowego, ustanawiając przyszłą granicę na Zbruczu. Proklamowano zasadę wzajemności w traktowaniu mniejszości polskiej na Ukrainie i ukraińskiej w Polsce. Jerzy Stempowski podjął w 1955 r. wątek tego układu międzynarodowego, nazywając go raptem „drobnym jedynie epizodem”. Twierdził, że został zawarty wyłącznie pod wpływem koniunktury. Jako ówczesny sekretarz komisji ministerialnej ds. rozejmu i pokoju z Sowietami, był dobrze zorientowany w sytuacji. Jego ojciec Stanisław był w URL ministrem.

Z jakim bagażem doświadczeń i pamięcią Polska Piłsudskiego ruszyła u boku Ukraińców Petlury na Kijów? Jak twierdził Stempowski, z zupełnie innym niż ten, który dźwigaliśmy raptem dwadzieścia lat później: „w 1920 roku Polska nie posiadała jeszcze rysów, które składają się dziś na nasz obraz Polski dwudziestolecia. Po przeszłości dziedziczyła wspomnienia jagiellońskie i sto lat walki o wolność. Stąd kredyt jej u ludów rozpadającego się właśnie imperium rosyjskiego. Wracając do kraju w 1919 roku, zastałem w Warszawie, przybyłych tam na zwiady, przedstawicieli Kozaków, Tatarów, Ukraińców… Nie odstraszały ich nawet ambicje terytorialne nowej Polski”.

O przeciętnym polskim inteligencie Stempowski pisał, że nie miał pojęcia o problemie ukraińskim. Nikt nie zaprzątał sobie głowy Petlurą, pacyfikacją Galicji 1930 r., polityką Henryka Józewskiego czy akcją burzenia cerkwi 1938 r.

Grzegorz Szymborski

Udostępnij tekst

Decyzje polityczne Piłsudskiego nie znalazły jednak odzewu w społeczeństwie. Nie poparło ono ruchu niepodległościowego wschodnich sąsiadów. W ignorancji Polaków Stempowski doszukiwał się przyczyn, dla których przyjęli postawę defensywną: „od czasów Sienkiewicza i początków ideologii «narodowej» Polacy są Piastami w szarawarach Jagiellonów, nie na ich miarę skrojonych”. O przeciętnym polskim inteligencie Stempowski pisał, że nie miał pojęcia o problemie ukraińskim. Nikt nie zaprzątał sobie głowy Petlurą, pacyfikacją Galicji 1930 r., polityką Henryka Józewskiego czy akcją burzenia cerkwi 1938 r. Stosunki społeczne na polskich Kresach były lepiej opisane w literaturze angielskiej i francuskiej niż w rodzimej.

Dla Stempowskiego wydarzenia lat 1918-1921 stanowiły zmierzch idei federacyjnych. Pisał, że umowy warszawskiej strona polska wyparła się półtora roku po jej podpisaniu, czemu dała wyraz w Rydze. Jak podkreślał prof. Zbigniew Antoszewski, Polska nie upomniała się o reprezentację URL podczas rozmów pokojowych. Traktat 1921 r. przypieczętował los osamotnionych Ukraińców i ich dwóch republik, których ziemie zostały poddane rozbiorowi. Ofiarność żołnierzy pułkownika Marko Bezruczki broniących Zamościa przed bolszewikami pozwoliła Polsce zachować Galicję Wschodnią, choć nie oto walczyli ci żołnierze. W 1949 r. spadkobiercy Petlury ogłosili, że umowy warszawskiej nie uznają. W okresie międzywojennym emigracyjny rząd URL rezydował w Polsce, co z pewnością nie pozwalało stronie ukraińskiej na wcześniejsze nieskrępowane formułowanie swojego stanowiska. 

Wyprawa kijowska przez polską opinię publiczną traktowana była jako pomyłka polityczna. Wraz z zakończeniem wojny temat niepodległości Ukrainy zniknął z programu polskiej polityki. „Głusi na głos rozsądku, zaślepieni nacjonalizmem, Polacy dwudziestolecia zawiedli cudze i własne nadzieje” – pisał w 1968 roku Stempowski. Rzeczpospolita, już nie obojga narodów, zaczęła się centralizować i nacjonalizować. 

Błędy Polski i Polaków

Dla publicysty pozycja Polaków w latach 1909 i 1939 na Wschodzie była diametralnie różna: „Wpływy i tradycje polskie sięgały wówczas daleko poza późniejszą granicę ryską. Wpływy tego rodzaju, oparte na samorzutnym promieniowaniu ludności i cywilizacji polskiej, cofnęły się w niespełna 30 lat o kilkaset kilometrów, bo w 1938 roku za Bugiem zaczynała się strefa «czystej okupacji wojskowej»”.

Był przekonany, że cofnięcie się do linii Curzona było nieuniknione. Doświadczenia dwudziestu lat koegzystencji Polaków i Ukraińców w II RP skutecznie pozbawiły obie strony złudzeń co do możliwości harmonijnej współpracy. W 1946 r. Stempowski był przekonany, że Polacy przegrali cywilną wojnę polsko-ukraińską. Tradycje jagiellońskie odeszły w niepamięć, nie mniej wyidealizowany obraz współpracy polsko-ukraińskiej roku 1920 uchował się na radzieckiej Ukrainie, która wegetując pod sowieckim butem, dwadzieścia lat później zachowywała jeszcze tendencje polonofilskie. 

Obojętności społeczeństwa towarzyszyła błędna polityka władzy. Pod rządami II RP Wołyń został skolonizowany przez polską ludność napływową. Elita tamtego rejonu pochodziła zza lewego brzegu Bugu i nie rozumiała miejscowych stosunków: „Dygnitarze i oficerowie podróżowali po Kresach jak Jonasz w brzuchu wieloryba, tj. jeździli dużo, ale widzieli mało”. Stempowski wskazywał, iż w 1938 r. każdy powiat wołyński zachował po jednym policjancie miejscowego, rzecz jasna polskiego pochodzenia, aby pełnił rolę… tłumacza. W 1923 r. na 283 pracowników urzędów wołyńskich, 273 oficjeli było pozamiejscowymi Polakami. 

Tymczasem to ludność ukraińska podniosła zrujnowany i przeorany podczas pierwszej wojny światowej Wołyń, trzeci najbardziej urodzajny obszar kraju. Już po 1921 r. życie gospodarcze tej prowincji wróciło na właściwe tory. Udział tej mniejszości w życiu II RP był mimo to wyjątkowo ograniczony. Trudniła się w zasadzie wyłącznie pracą na roli (80 proc.). Ograniczony samorząd terytorialny pozbawił Ukraińców realnych instrumentów oddziaływania na państwo, którego byli obywatelami. Przez lata aktywności w Sejmie posłowie tej narodowości składali interpelacje podważające papierowe, choć konstytucyjne, równouprawnienie obywateli. Do 1922 r. w ogóle nie uczestniczyli w wyborach, bojkotując je i licząc na zmianę sytuacji międzynarodowej. Późniejsze nawiązanie współpracy z Polakami około 5-milionowa ukraińska społeczność traktowała jednak jako zło konieczne. 

Na wzajemną wrogość niewątpliwie wpływ miała pacyfikacja wojskowa Małopolski Wschodniej. Także liczba szkół z językiem ukraińskim systematycznie malała – według Zbigniewa Antoszewskiego z 3 tys. w latach 20. do ok. 400 w przededniu katastrofy. Prześladowano też prawosławnych. W 1938 r. na samej Chełmszczyźnie Wojsko Polskie zburzyło 114 cerkwi. Jak twierdził Stempowski, w Łucku ostała się wówczas jedna świątynia, została jednak przekształcona w kościół katolicki jeszcze w sierpniu 1939. Jak druzgocąco skwitował to publicysta: „był to ostatni akt polityki polskiej na Wołyniu”. 

Odrobina bieli 

W 1935 roku sanacja wszczęła plan normalizacji stosunków polsko-ukraińskich wraz z Ukraińskim Zjednoczeniem Narodowo-Demokratycznym (UNDO) z Wasylem Mudryjem i Wołodymyrem Celewiczem na czele. Niestety przeorientowanie polityczne obozu post-piłsudczykowskiego i sformułowanie programu OZN-u pogrzebało ambitne plany. Stempowski utrzymywał, że do pojednania nie doszło z powodu niedotrzymania warunków przez stronę polską. 

Stempowski dostrzegał jednak i pewne pozytywne aspekty relacji polsko-ukraińskich w dwudziestoleciu. W sprawach społecznych najgorzej usytuowani Polacy i Ukraińcy występowali wspólnie przeciw uciskowi podczas strajków czy zatargów o płace. Podczas wielkiego kryzysu ukraińskie zrzeszenia producentów rolnych okazały się bardzo pomocne.

Mimo szykan kultura ukraińska mogła się w Polsce rozwijać. W 1930 r. w Warszawie powstał firmowany przez Ministerstwo Oświaty Naukowy Instytut Ukraiński. W 1936 r. w Polsce istniały 143 wydawnictwa periodyczne. W tym czasie prasa ukraińskojęzyczna w Rzeczypospolitej wynosiła 19 proc. ogólnej liczby tytułów ukraińskich wychodzących w Europie. Jednocześnie dostrzegał publicysta „zalety” polskiego panowania, które w odróżnieniu od sowieckiego, nie wytępiło w całości prawosławia.

Wołyń dwudziestolecia Stempowski nazywał „rezerwatem”, w którym uchowało się sześćdziesiąt tradycyjnych chórów cerkiewnych. 

Wobec II Wojny Światowej

Pewnego rodzaju solidarność Ukraińcy wykazali w momencie niemieckiego zagrożenia. 24 sierpnia władze UNDO zaapelowały o zachowanie spokoju wśród Ukraińców. 1 września metropolita lwowski Andrij Szeptyćkyj ogłosił list pasterski, w którym także zalecał postawę legalistyczną, kierowanie się „rozumiem umocnionym przez wiarę”. Dzień później wicemarszałek Sejmu Wasyl Mudryj deklarował, iż Ukraińcy „spełnią obowiązki obywatelskie krwi i mienia wobec Państwa”. W wojnie obronnej w szeregach polskich walczyło nawet 200 tys. żołnierzy tej narodowości. Niektórzy oficerowie odznaczyli się bohaterstwem, m.in. odznaczony orderem Virtuti Militari ppłk. Pawło Szandruk. 

Z drugiej strony oblężenie Lwowa w 1939 r. dało OUN sygnał do ujawnienia się. Doszło do pierwszych mordów na Polakach, m.in. w Sławentynie, gdzie zginęło także kilku Ukraińców ukrywających swych polskich sąsiadów. W ogóle w przededniu wojny wielu członków OUN szpiegowało na rzecz finansujących organizację Niemiec. 

Wartościowa spuścizna Stempowskiego

Obraz stosunków polsko-ukraińskich pióra Jerzego Stempowskiego jest niczym odarty z teatralnego kostiumu manekin. Publicysta obnażył polskiego monarchę, który jawił się pokoleniom jako król malowany. Rzecz jasna Stempowski ujawnił przede wszystkim swe poglądy, nie fakty historyczne.

Jego teksty bazowały na obserwacjach jako świadka tamtej epoki. Z pewnością nie należy traktować jego słów bezkrytycznie, nie mniej jednak spod jego ręki wyszedł opis nieszablonowych stosunków polsko-ukraińskich, w którym próżno szukać zero-jedynkowych wniosków. Dostrzegał przede wszystkim winę polskiej władzy twierdząc, że zaostrzenie sytuacji „w ostatnim dziesięcioleciu nie było wynikiem jakiejś naturalnej ich ewolucji lub zjawiskiem leżącym w naturalnym porządku rzeczy, ale skutkiem faktów niezwykłych, które nawet naoczni świadkowie oglądają z niedowierzaniem”.

Wesprzyj Więź

Przeświadczenie, że winę za stan ponosiło wyłącznie zjawisko przebudzenia nacjonalizmu ukraińskiego, nie miało oparcia w faktach. Stempowski podsumowywał, że „skala wartości i styl życia, jaki sobie Polacy wybrali w krótkim okresie niepodległości, był zgubny dla autorytetu cywilizacji polskiej na Kresach”. 

W świetle licznych podobnych uwag autora co do sposobu administrowania wschodnimi połaciami kraju, mało pocieszający wydaje się fakt, że Polska ma na swym koncie mniej grzechów niż Związek Radziecki. Czy porównywanie czynu chuligana z masowym mordercą ma jednak jakikolwiek sens? Nie, lecz Ukraińcy galicyjscy mieli świadomość tej dysproporcji. Jak wspominał bowiem Stempowski, przekraczając we Wrześniu granicę napotkał jednego z nich. I usłyszał na pożegnanie: „Źle było z wami, Lachy, ale teraz będzie jeszcze gorzej”. 

Korzystałem z: Jerzy Stempowski, „W dolinie Dniestru”, Wydawnictwo Więź, Warszawa 2014

Podziel się

5
3
Wiadomość