Oświadczenie wydał dziś ojciec Piotr Ziewiec OCD, administrator parafii na warszawskim Solcu.
„W związku z zamieszaniem powstałym podczas udzielania Komunii Świętej panu Szymonowi Hołowni pragniemy wyrazić ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji. Nie powinna ona mieć miejsca. Odpowiedzialny za zamieszanie został upomniany i pouczony o zasadach udzielania Komunii w Kościele katolickim” – napisał o. Piotr Ziewiec OCD, administrator parafii Trójcy Świętej.
Oświadczenie odnosi się do sytuacji opisanej w środę na Facebooku przez Szymona Hołownię. „Wieczorna Msza w kościele karmelitów bosych na warszawskim Solcu, przychodzę tu często. Gdy w kolejce innych wiernych podchodzę do komunii, celebrans odwraca się do mnie bokiem i udziela komunii innym. (…) Nie odpuszczam, stoję. Minutę, dwie, trzy. Ksiądz (a w zasadzie ojciec, bo karmelita) grozi mi publicznie palcem, po czym wzdycha i udziela komunii kręcąc głową, po czym znów grozi mi palcem jak dwuletniemu dziecku” – napisał dziennikarz i publicysta, który ogłosił start w wyborach prezydenckich.
Karmelita, zapytany o powód takiego zachowania, według Hołowni, stwierdził, że „nie pozwala mu na to sumienie, przez względu na poglądy, które głosi”. Jak podkreślił dziennikarz, całe zajście obserwowali zgromadzeni w kościele wierni.
Nie wiadomo po co się skarżyć na Facebooku i rozrywać szaty z byle powodu. Pan Hołownia wymyślił, że chce kandydować i przedstawił taki, a nie inny populistyczny program bez konkretów. Jeśli to prawda co piszą w internecie, to ani nie jest katolicki (poparł kompromis aborcyjny i in vitro), ani demokratyczny (otwarcie sprzeciwił się prawom osób homoseksualnych do adopcji dzieci, a nawet zawierania małżeństw cywilnych). Człowiek który tyle mówi o religii, studiował psychologię zupełnie sprzeniewierza się swoim obowiązkom. Osoba naprawdę wierząca w dogmaty katolickie musi sprzeciwiać się in vitro i aborcji, a studiujący psychologię, jeśli nawet nie potrafią zaakceptować normalnych małżeństw homoseksualnych, nie są psychologami, tylko co najwyżej nienawistnymi, zabobonnymi szamanami, kierującymi się nie nauką ani empatią, ale własnymi nieprzepracowanymi chorymi uprzedzeniami. Boję się, że pan Hołownia sprzymierzyłby się z najgorszym złem, żeby ugrać prezydenturę. Dla mnie jako młodego katolika aborcja jest czymś zdecydowanie złym, prawie tak złym jak narkotyki, a świeckie państwo opierające się na nauce musi się jej radykalnie przeciwstawić. Aborcja jest niezgodna z nauką, religią i naturą, co do homoseksualizmu to występuje on w naturze, homofobia zaś nie. Homoseksualizm akceptuje nauka, a sprzeciwia się mu fanatycznie postrzegana religia, ludzi bez zasad. To dwa skrajnie różne zagadnienia. Jedno bezsprzecznie zły, drugie neutralne, tak jak kolor oczu.
Ze znanych mi poglądów S.Hołowni stanowisko ws. utrzymania obecnych regulacji dotyczących aborcji, uchwalenia ustawy dopuszczającej in vitro ale bez mrożenia embrionów ani w sprawie związków partnerskich nie mogłoby być ewentualnym powodem rozważania odmowy udzielenia komunii. Dlatego, że w świetle stanowiska Kościoła, nawet niedoskonałe z perspektywy katolickiej rozwiązanie może być przez polityka katolickiego poparte, jeżeli jest postępem w stosunku do zła, które istnieje lub chroni przed jeszcze gorszymi rozwiązaniami (kardynał Ratzinger także mówił o „moralnym kompromisie i niemoralnej bezkompromisowości”; przypomnijmy, że gdy tuz przed glosowaniem obecnych rozwiązań w 1992 r. frakcja ZChN z J.Łopuszańskim na czele chciała z powodu niedoskonałości rozwiązań głosować przeciw, do Sejmu osobiście w trybie nagłym przybył pacyfikować ich prymas J.Glemp).
Otóż można bronić tezy, że naruszenie „kompromisu aborcyjnego” utrudni obronę, gdy przeciwna strona podejmie kiedyś próbę wychylenia wahadła w drugą stronę (nie chcę dyskutować, czy tak będzie, tylko utrzymuję, że to uprawniony pogląd). Także uchwalenie ustawy o in vitro w kształcie proponowanym przez S.Holownię byłoby postępem w stosunku do obecnych regulacji. Podobnie w przypadku związków partnerskich – można dowodzić, że jak nie wprowadzimy jakiejś ułomnej ich wersji, to damy pretekst trybunałom unijnym do wprowadzenia „równości małżeńskiej” z prawem do adopcji. Polityk katolicki kierując się takimi intencjami ocalenia czego się da nie wyklucza się z Kościoła.
Ale w ogóle najpierw rozważmy, czy można być wykluczanym z Kościoła za poglądy? Chyba tylko za czyny? Czyli za glosowania w parlamencie, tak jak to spotyka niektórych amerykańskich polityków, na których przypadkach odmowy prawdopodobnie wzorował się o.karmelita nie rozumiejąc różnicy między S.Holownią a tamtymi politykami. S.Hołowania jako prezydent jeszcze niczego nie podpisał ani nie zawetował. Kto nie podziela jego poglądów, może prewencyjnie na niego nie głosować, ale nie odmawiać udzielenia komunii, bo to jest (zakładam, że niechcący) wprowadzanie polityki do Kościoła.
Problem widzę natomiast gdzie indziej. Nagłośnienie tego przypadku przez S. Hołownię pachnie mi instrumentalnym wykorzystaniem tego niefortunnego postepowania duchownego do celów kampanii wyborczej i promocji swojej kandydatury w elektoracie „otwartych” katolików. To śliska ścieżka. Owszem, nie należało tej sprawy zostawiać, ale próbować ja wyjaśniać niepublicznie, a jeśli konieczne byłoby z jakichś powodów publicznie, to po kampanii wyborczej. Różnica w postępowaniu tych polityków, którzy się afiszują ze swoją religijnością tradycyjną jest bardzo niewyraźna. A miało być inaczej.
Związki partnerskie tak – ale tylko dla par homoseksualnych! Ludzie hetero mają już zbyt wielki wybór małżeństwa świeckie, małżeństwo kościelne, konkubinat, a osoby homoseksualne tylko konkubinat. Zamiast tego proponuję jednopłciowe małżeństwa cywilne i adopcję dzieci, żeby oddać Bogu co Boskie, a cesarzowi co cesarskie. Związki partnerskie dla par hetero są największym zagrożeniem dla instytucji małżeństwa (obok rozwodów i zdrad) i byłoby dla Kościoła oraz Państwa strzałem w stopę ich legalizowanie. Dla mnie w państwie realnie demokratycznym i znajdzie się miejsce na obecność Kościoła i na małżeństwa jednopłciowe, żeby tradycja, równość, solidarność i prawa człowieka mogły w końcu zatriumfować.