Jesień 2024, nr 3

Zamów

Kto nie chce tańczyć z papieżem

Anthony Hopkins i Jonathan Pryce jako Benedykt XVI i abp Jorge Bergoglio tańczący tango w filmie „Dwóch papieży” w reżyserii Fernando Meirellesa (Netflix 2019)

Książka Benedykta XVI i kard. Saraha jest polemiką raczej z „synodem mediów” niż z Franciszkiem i synodem realnym. I jest umiejętnie wykorzystywana do podważania pozycji papieża.

Na olbrzymim zamieszaniu wokół publikacji książki papieża emeryta Benedykta XVI i kardynała Roberta Saraha z pewnością skorzysta Netflix, któremu przybędzie widzów filmu „Dwóch papieży”. Oto bowiem ktoś w Watykanie (pytanie: kto?) postanowił mocno publicznie wesprzeć tezę o radykalnej odmienności, wręcz konflikcie, między papieżem emerytem a urzędującym papieżem – a przecież na tej prostackiej tezie opiera się konstrukcja filmu.

Ogłoszono oto, że Benedykt XVI ostro sprzeciwił się Franciszkowi, stając bezkompromisowo w obronie celibatu (tak jakby obecny papież walczył z celibatem…). Dziennikarze z upodobaniem cytują Benedykta XVI z książki: „Nie mogę milczeć”. Być może jednak wszystko skończy się tak jak we wspomnianym filmie. Inteligentny scenarzysta jedynie w pierwszej części „Dwóch papieży” wprowadził ten dualistyczny podział między oboma bohaterami, ukazując przepaść zionącą jakoby pomiędzy zwolennikiem wszelkich możliwych nowości Bergogliem a twardym obrońcą dotychczasowej doktryny Benedyktem XVI (w rzeczywistości Joseph Ratzinger był przez całe swoje życie – również jako kardynał i jako papież – człowiekiem bardzo nieśmiałym, skromnym i nienarzucającym swojej osobistej wizji, a nie pancernym autokratycznym biskupem).

W sporze chodzi raczej nie o różnice merytoryczne – te bowiem bez wątpienia mieszczą się w granicach katolickiej ortodoksji – lecz o jakąś kościelną politykę

Całe szczęście, w drugiej części filmu jego twórcy odwracają narrację. Okazuje się, że papież Ratzinger wcale nie jest zatwardziale przywiązany do idei niezmienności w Kościele – zapowiada wszak najbardziej rewolucyjny krok w nowożytnej historii papiestwa: swoją rezygnację. Zaś filmowy kardynał Bergoglio gwałtownie zniechęca go do tak radykalnego zrywania z tradycją. Przekonuje go nawet argumentem, że Chrystus nie zszedł z krzyża, więc i Jego namiestnik nie powinien. Pobrzmiewa tu echem Jan Paweł II, który – jak to niejednokrotnie podkreślał kard. Stanisław Dziwisz – miał powiedzieć: „Z krzyża się nie schodzi”.  

Chyba podobnie będzie z dyskusją wokół celibatu. Zamiast czytać stanowiska Franciszka i Benedykta w kluczu ostrego zderzenia (jak w pierwszej części „Dwóch papieży”), proponuję raczej dostrzec, że są to klasyczne dwie strony tego samego medalu. Rzecz jasna, pisze tę słowa, znając jedynie opublikowane fragmenty zapowiedzianej publikacji sygnowanej przez Benedykta XVI i kard. Saraha. Jednak to wystarcza, aby odrzucić interpretację o ostrym zderzeniu.

Papież emeryt polemizuje z mediami, nie z synodem biskupów

W cytowanych fragmentach Benedykt XVI i kard. Sarah odwołują się do „synodu medialnego”. Jest to oczywiste nawiązanie do rozróżnienia, jakie wprowadził papież emeryt w odniesieniu do II Soboru Watykańskiego. W 2013 r., tuż po ogłoszeniu swojej rezygnacji, mówił: „Świat pojmował Sobór poprzez środki przekazu. Tak więc to, co docierało do ludzi, to «sobór mediów», a nie Sobór Ojców”.

Jak się wydaje, w analogiczny sposób Benedykt polemizuje w nowej książce wcale nie z „synodem realnym”, lecz z „synodem mediów”, czyli z dominującą publicystyczną, bardzo uproszczoną interpretacją obrad biskupów. Wedle tej interpretacji głównym tematem synodu biskupów dla Amazonii miało być zniesienie obowiązkowego celibatu księży, sam celibat jest zaś w tym ujęciu traktowany jako wynaturzenie i/lub źródło wszelkiego zła, na czele z pedofilią klerykalną.

W 1970 r. Joseph Ratzinger pisał o kluczowej roli żonatych duchownych w Kościele XXI wieku

Nic takiego jednak nie twierdzi „synod realny” – kto go uczciwie śledził, ten wie – więc nie z nim polemizuje Benedykt XVI. W znanych fragmentach książki pojawiają się zresztą odwołania właśnie do interpretacji medialnych, a nie do synodalnych dyskusji. We wprowadzeniu do książki można przeczytać: „Spotkaliśmy się w ciągu tych minionych miesięcy, gdy świat rozbrzmiewał wrzawą wytworzoną przez dziwny synod medialny, który szedł za synodem rzeczywistym”.

„Gdy zajdzie taka potrzeba duszpasterska”

A co w takim razie stwierdził synod realny? W dokumencie końcowym synodu biskupów o Amazonii kwestii celibatu dotyczy jedynie punkt 111. Mamy w nim uznanie wartości celibatu, zachętę do jego kultywowania, możliwość zmiany ograniczonej regionalnie, a na końcu opisane – jako stanowisko mniejszości – dążenie niektórych do uniwersalnej reformy dyscypliny celibatu w Kościele, które jednak nie uzyskało poparcia większości.

Całość dokumentu można znaleźć tutaj, poniżej cytuję jedynie fragmenty rzeczonego punktu (jednego ze 120 poświęconych innym tematom):

„Wiele wspólnot eklezjalnych na terytorium Amazonii ma ogromne trudności z dostępem do Eucharystii. Czasami mijają nie tylko miesiące, ale nawet wiele lat, zanim kapłan na nowo powróci do wspólnoty, aby celebrować Eucharystię, sprawować sakrament pojednania lub namaścić chorych danej wspólnoty. Wysoko cenimy wartość celibatu jako daru od Boga, dzięki któremu uczeń-misjonarz, wyświęcony na prezbitera, może całkowicie poświęcić się na służbę Świętemu Ludowi Bożemu. Potęguje on miłość pasterską i dlatego też modlimy się, aby było wiele powołań do życia w kapłaństwie bezżennym. Wiemy, że dyscyplina ta, «nie wynika z samej natury kapłaństwa…. to jednak z wielu względów odpowiada kapłaństwu» […] proponujemy, aby kompetentne władze opracowały kryteria i przepisy, w ramach Lumen Gentium 26, umożliwiające wyświęcanie na kapłanów odpowiednich mężczyzn, cieszących się dobrą opinią we wspólnocie, posiadających stały i owocny diakonat, którzy przeszli odpowiednią formację przygotowującą do prezbiteratu, żyjących w prawnie ukonstytuowanej i stałej rodzinie, tak aby mogli zagwarantować życie wspólnoty chrześcijańskiej poprzez głoszenie Słowa i celebrację Sakramentów w najbardziej oddalonych regionach Amazonii. Odnośnie tego aspektu, niektórzy [z Ojców Synodalnych] opowiadali się za uniwersalnym podejściem do tej kwestii”.

Gwinejski kardynał postanowił raz jeszcze mocno przedstawić swój głos – i zaprosił do współpracy papieża emeryta. A może nadużył jego zaufania?

Najważniejsze, że propozycja wprowadzenia możliwości udzielania święceń kapłańskich żonatym mężczyznom w Amazonii wynika tu nie z jakichś progresistycznych zapędów reformatorskich, lecz z namysłu nad istotą Kościoła, który przecież urzeczywistnia się w konkretnej sytuacji kulturowej, społecznej czy demograficznej. Jeżeli bowiem naprawdę wierzymy, że liturgia jest szczytem i źródłem życia Kościoła, a Eucharystia chlebem życia, to nie do przyjęcia jest sytuacja, w której – ze względu na brak księży – znaczne grupy wiernych są przez długie miesiące odcięte od źródła życia duchowego. W takiej sytuacji Kościół powinien czynić, co w jego mocy, aby uczynić Eucharystię bardziej dostępną. A akurat, ponad wszelką wątpliwość, dyscyplinarne rozwiązania dotyczące celibatu leżą „w mocy” Kościoła; są bowiem jego wewnętrznym prawem, a nie wynikają z prawa Bożego.

Joseph Ratzinger o święceniu żonatych

Zbyt mało wiemy o tym, co Benedykt XVI napisał do nowej książki i w jaki sposób wykorzystano to, co napisał (szkice o kapłaństwie), żeby z tego wyciągać daleko idące wnioski. Wiadomo natomiast, co on sam pisał na ten temat w przeszłości.

Jako teolog Joseph Ratzinger zawsze mocno podkreślał znaczenie celibatu jako znaku Królestwa Bożego, który jest niezrozumiały bez wiary. Był świadom toczących się w Kościele dyskusji i nie deprecjonował głosów postulujących reformy. Na przykład w książce „Światłość świata” mówił, już jako papież: „Mogę zrozumieć, że w zamęcie naszych czasów biskupi zastanawiają się nad tym. […] Sądzę, że celibat zyskuje jako znak i staje się łatwiejszy do zachowania, gdy tworzą się wspólnoty kapłańskie. […] Celibat jest zawsze zamachem na to, co człowiek normalnie myśli. Jest to coś takiego, co staje się wiarygodne i daje się urzeczywistnić tylko wtedy, gdy wierzy się w Boga, i dlatego opowiada się za Królestwem Bożym. W tym sensie celibat jest znakiem szczególnego rodzaju. Sprzeciw, który on wzbudza, polega także na tym, że ukazuje: Istnieją ludzie, którzy wierzą w sens celibatu” (Znak, Kraków 2011, s. 157-158, przeł. P. Napiwodzki).

Wciąż nie wiemy, na czym dokładnie polega odmienność wizji Benedykta XVI i kard. Saraha od papieskiej

Równocześnie jako wytrawny teolog Ratzinger miał świadomość, że dyscyplina celibatu nie pochodzi z prawa Bożego, lecz jest ustanowiona przez Kościół – i przez Kościół może być zmieniona. Mało tego, w swojej wizji Kościoła przyszłości przyszły papież zakładał, że żonaci księża odgrywać będą istotną rolę.

W wydanej w roku 1970 książce „Wiara i przyszłość”, opartej na radiowych wykładach, Joseph Ratzinger przewidywał, że w XXI wieku – po doświadczeniu XX-wiecznego kryzysu – „powstanie Kościół, który wiele utracił. Stanie się mały, w wielu wypadkach będzie musiał zaczynać wszystko od początku. Nie będzie w stanie zapełnić wiernymi wielu budowli, które powstały w okresie dobrej koniunktury. Wraz z liczbą swoich członków Kościół utraci wiele swoich przywilejów w społeczeństwie”.

W wizji Ratzingera Kościół przyszłości „jako mała wspólnota będzie zdany na inicjatywę swoich członków. Powstaną w nim nowe formy urzędu, możliwe, że na kapłanów będą wyświęcani sprawdzeni chrześcijanie, którzy wykonują inne zawody: w wielu mniejszych wspólnotach normalne duszpasterstwo będzie sprawowane w ten sposób. Ale kapłani, którzy tak jak dotąd sprawują jedynie ten urząd, będą nadal niezbędni” (książka „Wiara i przyszłość” miała dwa polskie wydania; ze względu na jakość przekładu cytuję edycję wydawnictwa Salwator z roku 2007, przeł. J. Merecki SDS, s. 73-74).

Wizja ta, trzeba przypomnieć, dotyczyła stulecia, w którym żyjemy już od prawie 20 lat. Pierwotnie ten wykład Ratzingera nosił tytuł „Jaki będzie Kościół w roku 2000?”. Dopiero w drugiej edycji książki – już za pontyfikatu Benedykta XVI – zmieniono tytuł rozdziału na „Jak będzie wyglądał Kościół w XXI wieku”. Co ważne, o kluczowej roli żonatych duchownych niemiecki teolog pisał wówczas nie w odniesieniu do jakichś „najodleglejszych” regionów świata, lecz do sekularyzującej się Europy.

Papież emeryt powtarza słowa Franciszka

Wśród opublikowanych cytatów z nowej książki pojawiły się takie zdania papieża emeryta i kardynała z przedmowy: „Osobiście uważam, że celibat jest darem dla Kościoła i nie zgadzam się, by zezwolić na celibat opcjonalny. Nie. Takie rozwiązanie mogłoby pozostać na najodleglejszych miejscach, jak na przykład wyspy Pacyfiku, ale można o tym pomyśleć, gdy zajdzie taka potrzeba duszpasterska. Pasterz musi myśleć o wiernych”. Słowa te przypisywane są autorom książki.

Wyraźnie mamy tu jednak do czynienia z nieporozumieniem komunikacyjnym (skądinąd francuscy wydawcy postąpili absolutnie skandalicznie, wypuszczając w świat fragmenty bez żadnego wyjaśnienia). Te zdania to bowiem dokładny cytat z wypowiedzi papieża Franciszka 28 stycznia 2019 r., podczas konferencji prasowej w samolocie, gdy wracał z podróży do Panamy, które w polskiej wersji zazwyczaj przytacza się jako: „Przychodzi mi na myśl pewne zdanie św. Pawła VI: «Wolę oddać życie, niż zmienić prawo dotyczące celibatu». […] Osobiście uważam, że celibat jest darem dla Kościoła. Nie zgadzam się, by pozwolić na celibat opcjonalny: mogłaby jedynie pozostać taka możliwość w miejscach najodleglejszych – myślę o wyspach Pacyfiku […], kiedy istnieje potrzeba duszpasterska, tam pasterz musi myśleć o wiernych”. Skutek tego taki, że czytelnik w końcu nie wie, czyje opinie czyta i kto kogo krytykuje.

W jakiś sposób w pracach nad książką Benedykt XVI z pewnością uczestniczył. Wątpliwe jednak, aby był świadom rozgrywki, jaka wokół niej będzie nieuchronnie miała miejsce

Gdyby Benedykt XVI i Sarah mieli takie samo przekonanie jak Franciszek, którego cytują, to w ogóle nie byłoby żadnego problemu. Wydaje się jednak, że oni (czy też Sarah, bo to on chyba jest tu głównym motorem) jedynie cytują słowa papieża, by następnie przedstawić wizję odmienną. Na czym jednak dokładnie ma ona polegać? Na upartym mówieniu: nigdy, przenigdy? Na podkreślaniu tylko wielkiego duchowego znaczenia celibatu? Na mówieniu, że za wcześnie obecnie na wyjątki? Na obawie, że wyjątki mogą szybko stać się regułą? Tego na razie wciąż nie wiemy.

Dobrze natomiast wiadomo, że propozycja synodu i przypuszczalne stanowisko papieża Franciszka to podejście na gruncie katolickim możliwe i dopuszczalne. Skonstruowane jest ono – na zasadzie reguły i odstępstw od niej – analogicznie jak przepis zatwierdzony przez Benedykta XVI w odniesieniu do anglikanów przystępujących do pełnej wspólnoty z Kościołem katolickim: „Ordynariusz, w pełni przestrzegając dyscypliny odnośnie do celibatu duchowieństwa w Kościele łacińskim, pro regula dopuści do święceń prezbiteratu tylko mężczyzn celibatariuszy. Będzie mógł skierować prośbę do Biskupa Rzymskiego, jako odstępstwo od kan. 277, 1, o dopuszczenie w poszczególnych przypadkach do święceń prezbiteratu także mężczyzn żonatych, zgodnie z obiektywnymi kryteriami zatwierdzonymi przez Stolicę Apostolską” (konstytucja apostolska „Anglicanorum coetibus”).

Kościelna polityka

Cała historia pokazuje więc, że w istocie chodzi tu nie o różnice merytoryczne – te bowiem bez wątpienia mieszczą się w granicach katolickiej ortodoksji – lecz o jakąś kościelną politykę. Komuś zależy, żeby przeciwstawiać papieża emeryta papieżowi urzędującemu. Ktoś chce sensacyjnie wyolbrzymiać normalnie istniejące różnice, by w powstałym ogólnym wzmożeniu coś ugrać.

Wrócę więc do tezy pierwotnej – merytorycznie nowa książka jest polemiką raczej z „synodem mediów” niż z Franciszkiem i synodem. Tyle tylko że jest ona umiejętnie przedstawiana i wykorzystywana – jak się wydaje, z co najmniej pełnym przyzwoleniem kard. Saraha, wciąż pełniącego funkcję prefekta watykańskiej Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów – do dzisiejszych wewnątrzkościelnych walk frakcyjnych, w tym do podważania pozycji papieża.

Język francuski, w jakim pierwotnie ukazuje się nowa książka, jednoznacznie wskazuje, że jej głównym inicjatorem jest gwinejski kardynał. Robert Sarah od dłuższego czasu konsekwentnie prezentuje się jako konserwatywny oponent Franciszka w kurii rzymskiej i uważany jest za czołowego kandydata na przyszłego biskupa Rzymu z grona krytyków obecnego papieża. Podczas synodu kardynał z Gwinei zdecydowanie sprzeciwiał się możliwości święcenia żonatych mężczyzn, postanowił więc raz jeszcze mocno przedstawić swój głos – a w celu zwiększenia rozgłosu zaprosił do współpracy papieża emeryta. A może nadużył jego zaufania, przedstawiając go jako współautora całej książki?

Wesprzyj Więź

W jakiś sposób w pracach nad książką Benedykt XVI z pewnością uczestniczył (Sarah opublikował już listy, jakie od niego otrzymywał). Wątpliwe jednak, by bardzo osłabiony Ratzinger akceptował całość książki, a zwłaszcza był świadomy szykowanej rozgrywki wokół niej. Rzetelne przedstawienie procesu powstania książki wiele by wyjaśniło.

Jestem głęboko przekonany, że między papieżem emerytem a papieżem urzędującym przepaści nie ma. Teoretycznie mogliby symbolicznie – jak w finale filmu „Dwóch papieży” – zatańczyć tango na jakimś watykańskim dziedzińcu. Kłopot w tym (i to jest kłopot dziś poważniejszy), że znaczący kardynał za żadną miarę z papieżem tańczyć by nie chciał – i że ów kardynał nie jest w tej niechęci osamotniony.

PS. Już po napisaniu tego tekstu przeczytałem, że osobisty sekretarz Benedykta XVI, abp Georg Gänswein, oświadczył, że na prośbę papieża emeryta zwrócił się do wydawnictwa o wycofanie jego imienia z okładki książki. Zaprzecza to wersji kard. Saraha, a potwierdza wyżej formułowane hipotezy. Gänswein wyjaśnia, że nie było mowy o współautorstwie, a jedynie o wykorzystaniu w książce tekstu papieża Benedykta, opartego na jego homilii z Wielkiego Czwartku 2008 r. Imię papieża emeryta ma być wycofane nie tylko z okładki, ale też z pierwszej i ostatniej części książki, która była dotychczas podpisana przez obu autorów.

Podziel się

Wiadomość

Czy nie lepiej byłoby konsekwentnie używać zwrotu „były papież” w odniesieniu do kard. Ratzingera? Pisanie o papieżu-emerycie stwarza wrażenie, że w istocie jest dwóch papieży: emerytowany i urzędujący. Czy papiestwo jest godnością dożywotnią (jnp.profesura w Polsce), czy urzędem, który sprawuje się do czasu?

Papież Franciszek ponosi część współodpowiedzialności za „synod mediów” swoimi licznymi, wydaje się że czasem celowo nie doprecyzowanymi wypowiedziami, jak choćby powtarzające się mimo licznych potem interpretacji, co papież miał na myśli, wywiady z naczelnym gazety La Republica, zadeklarowanym ateistą Eugenio Scalfarim, za którego pośrednictwem papież mówi katolikom, co mają myśleć. Mimo, że jednak mam rezerwę wobec Franciszka (streszczając: słuszna ocena symptomów kryzysu Kościoła, ale błędne – bo wypróbowane bez sukcesu w Kościele na Zachodzie, zwłaszcza w Niemczech, recepty), to uważam, że J.Ratzinger po abdykacji powinien zamilknąć na wieki. Uważam za coś niewłaściwego, że przed abdykacją wprowadził pewne ustalenia dla siebie jako emeryta – od miejsca zamieszkania w Watykanie, po przywilej białej sutanny. Powinien zdać się na łaskę następcy, który, jeżeli by uznał że to dobre dla Kościoła, powinien mieć prawo „zesłania” go do klasztoru np. w Alpach. To nie było z jego strony „konserwatywne”. Wykorzystywanie pozycji, którą sam sobie przyznał do stawiania znaku zapytania przy naukach obecnego papieża (powinien wiedzieć, że każda, nawet najbłahsza wypowiedź będzie odczytywana w kluczu różnic) – nawet tych kontrowersyjnych, nawet jak chcą niektórzy fałszywych – trąci schizmą, która stwarza ryzyko herezji. To nie jest „konserwatywne”. Nie jest tak, jak chcą niektórzy nawróceni w 2012 r. na papizm postępowcy, że katolik nie ma prawa oceniać papieża, ale akurat nie katolik J.Ratzinger. Notabene, abdykując zmienił Kościół (czy na dobre, za wcześnie oceniać) bardziej, niż wszystkie zmiany Franciszka razem wzięte.