Polacy zagłosowali na PiS najprawdopodobniej dlatego, że ostatnie cztery lata pozytywnie odczuły ich portfele.
Prawo i Sprawiedliwość będzie rządziło Polską przez kolejne cztery lata. Przeszło 43 proc. wyborców zagłosowało na partię Jarosława Kaczyńskiego, dzięki czemu stała się ona drugim po Platformie Obywatelskiej ugrupowaniem na polskiej scenie politycznej, które wygrało kolejne wybory parlamentarne z rzędu. Jednocześnie nikt wcześniej nie był w stanie dwukrotnie sformować samodzielnego rządu bez potrzeby budowania koalicji. Tym razem, o ile nie dojdzie do trzęsienia ziemi w postaci rozpadu obozu prawicy – tak się właśnie stanie. Tegoroczny wynik wyborczy PiS oznacza pięcioprocentowy wzrost poparcia w skali kraju w stosunku do 2015 r., a także niemal 2,5 miliona więcej głosów obywateli.
Ten bilans musi imponować. Obóz Zjednoczonej Prawicy w trakcie swoich rządów – jak wynika z raportu portalu demagog.pl – zrealizował 37 ze 100 analizowanych obietnic wyborczych (w tym kilka z opóźnieniem), a kolejnych 25 częściowo. 38 kolejnych obietnic pozostało niezrealizowanych bądź zamrożonych. Spośród zrealizowanych na czoło wysuwają się kwestie transferów socjalnych, budowy instytucji państwa opiekuńczego i przekształceń kapitałowych. Rządy Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego nie wywiązały się z szeregu obietnic związanych ze służbą zdrowia, sądownictwem, edukacją i mieszkalnictwem.
Polacy zagłosowali na PiS najprawdopodobniej dlatego, że ostatnie cztery lata pozytywnie odczuły ich portfele. Chodzi zatem zarówno o transfery socjalne, jak i poprawę sytuacji pracowników przez wprowadzanie tak podstawowych reform, jak zapewnienie minimalnej stawki godzinowej oraz regularne podnoszenie pensji minimalnej. Widać to w badaniu Kantar dla „Gazety Wyborczej” z września br. Największa liczba zwolenników PiS głosuje na tę partię, bo liczy „na poprawę sytuacji mojej i mojej rodziny”. Dla porównania, zwolennicy Koalicji Obywatelskiej przede wszystkim nie chcieliby, „żeby wygrała inna partia”, a wyborcy Lewicy utożsamiają się z jej wartościami.
Coraz więcej danych ekonomicznych świadczy o tym, że zbliża się poważny kryzys finansowy. Jak sobie z nim poradzi władza?
Oczywiście wielką rolę w podkreślaniu zrealizowanych postulatów Zjednoczonej Prawicy przy jednoczesnym braku rozliczenia spraw niezałatwionych odegrały media publiczne, zmonopolizowane przez formację rządzącą i przekształcone – na czele z TVP – w machinę propagandową. Z kolei poprawę jakości życia Polaków umożliwiły nie tylko reformy ostatnich czterech lat, ale również dobra koniunktura gospodarcza na świecie. Nierozwiązane są najważniejsze problemy strukturalne i rozwojowe kraju, których skutki już odczuwamy, a będziemy odczuwać jeszcze bardziej. Chodzi o zapaść w służbie zdrowia, długie okresy oczekiwania na leczenie i pogarszającą się sytuację w sądownictwie, na którą wpływa upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości, jak również kryzys w edukacji i niedostatek innowacji technologicznych, co przekłada się na utrwalanie półperyferyjnego statusu Polski.
Ponadto wszystko wskazuje na to, że będzie to zupełnie inna kadencja od tej pierwszej. Z jednej strony PiS startuje z wyższego pułapu, po tym jak skonsolidował swoje wpływy w mediach, edukacji, Kościele i kulturze. Z drugiej jednak strony nowością jest brak większości rządowej w Senacie. Od tego stwierdzenia daleka jednak droga do tezy o większości opozycyjnej. Po pierwsze dlatego, że zacznie się teraz zakulisowa gra o transfery z opozycji do PiS, a po drugie – senatorzy opozycji są na tyle zróżnicowani światopoglądowo, że nawet bez transferów niełatwo będzie Senatowi stanowić przeciwwagę dla Sejmu.
To będzie również inna kadencja, bo w Sejmie zasiądą posłanki i posłowie zarówno lewicy, jak i skrajnej prawicy. Ta pierwsza procentowo nieco zyskała w stosunku do ostatnich wyborów, gdy Zjednoczona Lewica i Razem uzyskały łącznie ok. 11 proc. głosów, a teraz lista SLD, na której znaleźli się członkowie Wiosny i Lewicy Razem, zdobyła łącznie ponad 12,5 proc. głosów. Do Sejmu dostało się również kilku przedstawicieli partii Barbary Nowackiej i zielonych z list KO. Dla lewicy głównym problemem wydaje się brak bazy społecznej – jej elektorat to głównie miejska klasa średnia, a wśród robotników, według badań sondażowych IPSOS, lewica uzyskała najniższe poparcie spośród pięciu partii parlamentarnych.
Z kolei Konfederacja dość niespodziewanie przekroczyła próg wyborczy. Wydaje się, że sukces tej formacji to efekt upadku ruchu Kukiza. Choć postulatów i deklaracji ideowych Konfederacji można się obawiać, to spodziewam się, że może ona podzielić los innych ugrupowań antysystemowych ostatnich lat. Silni liderzy list mogą stworzyć słabą, skłóconą o przywództwo formację.
Główny problem widzę gdzie indziej. Elektorat tego ugrupowania to przede wszystkim młodzi mężczyźni, co uważam za tyleż niebezpieczne ze względów pokoleniowych, co płciowych. Radykalizm młodych może spadać z wiekiem, ale czy tak wysokie poparcie akurat wśród mężczyzn wchodzących w dorosłość nie świadczy o pewnym zagubieniu się – czy wyobcowaniu – przedstawicieli tej grupy w obecnym świecie? Młodzi mężczyźni, pełni energii i werwy, skłonni gorąco zaangażować się w działalność polityczno-społeczną, mogą głosem na Konfederację wyrażać ogólny lęk wobec zmieniania się modelów męskości i kobiecości. Ta hipoteza wymaga jednak lepszego oparcia w badaniach.
Choć postulatów i deklaracji ideowych Konfederacji można się obawiać, to spodziewam się, że może ona podzielić los innych ugrupowań antysystemowych ostatnich lat
Główna siła opozycyjna – Koalicja Obywatelska – straciła ok. 4 procent głosów w stosunku do ostatnich wyborów (licząc łącznie wyniki Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej), a jednocześnie ponad 40 proc. jej wyborców we wspomnianym wyżej badaniu Kantar oświadczyło, że głosuje na KO, gdyż nie chce zwycięstwa innej partii. To chyba dowód na to, że KO potrzebuje nowego paliwa ideowego, nowej opowieści o wspólnocie oraz propozycji dla grup społecznych, które utraciła na rzecz PiS i innych partii. To wciąż duży, silny obóz, ale chyba bardziej podzielony niż w 2015 roku. Być może właściwym kierunkiem byłoby oparcie się o idee personalistyczne, które łączyłyby prospołeczne podejście z głęboką afirmacją różnorodności i pluralizmu? O personalistycznym spojrzeniu na tak ważną rzeczywistość społeczną jak praca piszemy w najnowszym numerze kwartalnika „Więź”.
Do Sejmu weszło również PSL, które po nieudanych wyborach europejskich zdecydowało się skoncentrować ponownie na pracy w terenie, bardziej prospołecznych postulatach i próbach zagospodarowania społecznego gniewu. Póki co jest to początek nowej drogi wyznaczonej przez Władysława Kosiniaka-Kamysza, jednak wynik tej formacji – w kontekście wielu sondaży sugerujących trudną walkę o przekroczenie progu wyborczego – pewnie cieszy liderów ludowców. Trudno jednak w tym momencie przewidywać, czy formacja będzie kontynuowała obecną ścieżkę.
Czy oczekiwania Polaków na dalszą poprawę warunków życia pod rządami prawicy się zrealizują? Tak być nie musi. Coraz więcej danych ekonomicznych świadczy o tym, że zbliża się poważny kryzys finansowy. Niestabilność gospodarcza wywołana amerykańsko-chińską walką o wpływy i wojny na świecie, sprzężone z rosnącymi skutkami globalnego ocieplenia, mogą wzmocnić efektu potencjalnego kryzysu. Przy kolejnych porażkach PiS na arenie międzynarodowej – zniesienie wiz do USA niewiele pod tym względem zmienia – może to oznaczać poważne konsekwencje dla Polski. Jak sobie z tym poradzi prawica?
Być może serca i głosy Polaków w kolejnych wyborach zdobędzie ten, kto znajdzie rozwiązanie problemu rosnących cen nieruchomości, braku stabilizacji młodego pokolenia na rynku pracy i zdobycia własnego mieszkania. Nie ma dziś takiej formacji politycznej, którą wskazałbym jako faworyta w znalezieniu tej recepty. Najbliższe cztery lata zapowiadają się więc jako okres sporych przeobrażeń i niespodzianek. Może to brzmieć złowrogo, ale równie dobrze może nieść sporo nadziei.
Większość senacka nie zatrzyma PiS. Może go zatrzymać dopiero nowy prezydent. Zmiana może być zatem tylko estetyczna – senat może sprzeciwić się barbarzyńskim formom legislacji i to raczej wszystko. Przynajmniej na razie.
Z niektórymi ocenami się zgadzam, z niektórymi nie, ale zagadnienie, które chcę postawić to kwestia czy ten artykuł jest kierowany do swojego plemienia czy też ma ambicję komunikowania ponad podziałami. Bo jeśli to drugie, to przeszkadzają mi w tym dwie sprawy. Nie można pisać o ciężkim naruszaniu dobrych standardów przez media publiczne nie zająknąwszy się, że media prywatne, zwłaszcza TVN i Agora też te standardy naruszały. Możemy dyskutować, że robiły to tylko w połowie tak bezczelnie jak państwowcy i że „to oni zaczęli”, ale nie odnotowanie tego faktu wyłącza ludzi z drugiego plemienia z tej dyskusji, bo po co uprawiać matematykę, która posługuje się tylko liczbami parzystymi?
Druga sprawa to wybita w leadzie teza, że Polacy zagłosowali tak a nie inaczej, bo kierowali się swoim portfelem, a nie dobrem publicznym jak je rozumieją najlepiej. OK, mogę na to przystać, ale bez zaznaczenia, że wyborcy liberalni też mogli kierować się swoimi osobistymi korzyściami (patrz Adam Michnik narzekający, że dobra zmiana sieknęła Agorę po kieszeni) w sposób uprawniony może być odebrany przez obcego plemieńca jako poczucie wyższości, jeśli nie pogardy wobec beneficjentów 500+. I z dialogu otwartego robi się nam dialog zamknięty.
Szanowny Panie Redaktorze!
Precyzja Pańskich refleksji znacznie by zyskała gdyby unikał Pan zwrotów typu „Polacy zagłosowali”. Zagłosowała część Polaków. Równie dobrze można by pisać „Polacy poszczą” albo „Polacy kradną”.
Wbrew pozorom nie jest to sprawa błaha. Używając takich zwrotów naśladuje Pan propagandową retorykę wielu polityków, którzy chętnie deklarują np. „Polacy nam zaufali” albo „Polacy nie godzą się na…” rozciągając opinie części obywateli na całość (a przynajmniej zdecydowaną większość) i tym samym kreując się na wyrazicieli woli narodu.