Zima 2024, nr 4

Zamów

Najważniejszy ksiądz w moim życiu

Ks. Zygmunt Zymliński, 2005, fot. Aldona Piekarska

Wydawał się szczęśliwy, gdy całymi godzinami kolejne grupy młodzieży przesiadywały w jego pokoju, a on sam nie miał gdzie się podziać, bo ówczesny dom pallotyński w Otwocku był malutki.

Wczoraj zmarł najważniejszy ksiądz w moim życiu – ks. Zygmunt Zymliński, pallotyn. To człowiek publicznie nieznany, a dla mnie niesłychanie istotny.

Jego biogram można znaleźć tutaj. Jak opowiedzieć, kim był dla mnie, a właściwie dla nas – bo i dla mojej żony, i dla dużej grupy przyjaciół?

ks. Zygmunt Zymliński

Na przełomie lat 70./80. ks. Zygmunt jako rektor pallotyńskiego domu w Otwocku był duszpasterzem młodzieżowej wspólnoty oazowej. To była pierwsza taka grupa w mieście. Dla nas był to czas zadawania najważniejszych życiowych pytań i znajdowania najważniejszych odpowiedzi. To on nam te odpowiedzi podsuwał, ale nigdy ich nie narzucał. Pozwalał nam samodzielnie je znajdywać, nawet z opóźnieniem i powoli.

Uczył nas kochać. Uczył, jak być życzliwym i cierpliwym dla ludzi, a najskuteczniej czynił to bez słów – swoim przykładem. Uczył uśmiechu i dobrego serca. Otwierał nam oczy na inne widzenie świata. Uczył, jak w codzienności dostrzegać Boga – jego ulubionym wówczas cytatem biblijnym były słowa św. Pawła z ateńskiego areopagu: „w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 27-28). A skoro „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”, to spotkanie Boga nie musi być wcale takie trudne, jak się wydaje…

Jako duszpasterz był przezroczysty. Pokazywał nam Jezusa, a sam chował się w cieniu. Wydawał się szczęśliwy, gdy całymi godzinami kolejne grupy młodzieży przesiadywały w jego pokoju, a on sam nie miał gdzie się podziać, bo ówczesny dom pallotyński w Otwocku był malutki.

Trzydzieści lat temu każdy kafel na ogromnym piecu w jego otwockim pokoju był wymalowany przez inną osobę. Był dla nas najpierw „wujkiem”, potem trochę ojcem, a z czasem niekiedy także starszym bratem i sprawdzonym wiernym przyjacielem.

Uczył nas samodzielności i dojrzałego chrześcijaństwa. Podnosił nam poprzeczkę – gdy dawał zadania do wykonania, były często nieco ponad nasze możliwości. Ale z jego dyskretną pomocą udawało się osiągnąć cel. Nauczył nas stawiać wymagania samym sobie. I to przez niego dzisiaj stawiamy wysokie wymagania księżom – bo on nas do tego przyzwyczaił.

Na jego biurku i stole zawsze leżały książki – jako zaproszenie do lektury i rozmowy. Ja znalazłem tam kiedyś dwa nieznane mi pisma – „Więź” i „Znak”. Zygmunt wytłumaczył mi, że jedno jest bardziej socjologiczne, drugie bardziej filozoficzne. Mnie bardziej przypadło do gustu to bardziej socjologiczne – i tak już zostało do dzisiaj…

Wesprzyj Więź

Kochał życie, kochał ludzi, kochał kwiaty. Uwielbiał długie wycieczki rowerowe i wędrówki górskie. Bardzo mu ich brakowało, gdy wiek i zdrowie już na to nie pozwalały… Teraz znowu może cieszyć się pełnią życia.

Kochany Zygmuncie,
naprawdę, szczerze i głęboko, nie potrafimy wypowiedzieć wszystkiego, za co Ci jesteśmy wdzięczni. Po prostu dziękujemy Bogu za Ciebie, Twoją wiarę, Twoją życiową mądrość i Twoje świadectwo.

W Bogu żyłeś i poruszałeś się już po tej stronie wieczności. Teraz w Nim jesteś – już na zawsze. Pomagaj nam stamtąd żyć, tak jak nas uczyłeś.

Podziel się

Wiadomość