Autorka książki „Les Amnésiques” jest córką Francuzki i Niemca. Jej dziadkowie ze strony ojca nie byli ani po stronie oprawców, ani po stronie ofiar. Nie wykazali się ani brawurową odwagą, ani też nie byli „zbyt gorliwi” w prześladowaniu kogokolwiek. Ale czy to znaczy, że byli bez winy?
Kiedy 27 października 1940 r. dwa tysiące Żydów wyprowadzano na dworzec w Mannheim, skąd odjechali do obozów koncentracyjnych, a potem do Auschwitz – kilka osób klaskało, wielu obojętnie patrzyło, niektórzy odwracali wzrok ze wstydu. Podobne widoki powtarzały się nie tylko w miastach niemieckich, ale także na terenach okupowanych: we Francji, Polsce, na Węgrzech. Tych obojętnie patrzących było najwięcej. To Mitläufer. Ten niemiecki rzeczownik pochodzi od czasownika mitläufen, który etymologicznie znaczy „razem z kimś dokądś biec”.
Mitläufer to dokładnie „współbiegnący”. Ale nie w takim znaczeniu termin ten pojawia się w książce Géraldine Schwarz „Les Amnésiques”. W języku powojennej literatury politycznej Mitläufer to zwolennik jakiejś idei, który jednak nie okazuje swego zaangażowania. To człowiek pozornie politycznie obojętny i społecznie niezaangażowany, ale w gruncie rzeczy sympatyzujący z jakimś ruchem, partią, ugrupowaniem. Wyznaje określone zasady, ale z jakichś powodów swoich poglądów nie upublicznia. Jest cichym kibicem. Schwarz pisze, że gdyby Mitläufer okazali chociaż minimalny opór wobec tego, co działo się w III Rzeszy, Hitler nie mógłby zrealizować swojego zbrodniczego planu w takim zakresie, jak to się stało. Faszystowskie Niemcy zawdzięczają swoje zbrodnicze „sukcesy” właśnie tym, których obojętność była faktycznym poparciem.
My także jesteśmy ofiarami
Autorka książki jest córką Francuzki i Niemca. Jak pisze na wstępie, jej dziadkowie ze strony ojca nie byli ani po stronie oprawców, ani po stronie ofiar. Nie wykazali się ani aktami brawurowej odwagi, ani też nie byli „zbyt gorliwi” w prześladowaniu kogokolwiek. Byli – jak wiele innych niemieckich rodzin – Mitläufer. Ale czy to znaczy, że byli bez winy?
Schwarz musi się zmierzyć z historią swoich dziadków ze strony ojca, a także – jak się okazuje – z historią dziadków ze strony matki. Nie tylko z niemieckim, ale i z francuskim dziedzictwem. Co więcej, spoglądając na współczesną panoramę Europy, przestrzega przed powrotem faszyzmu na scenę polityczną i przed obojętnością europejskiego społeczeństwa. Bo przecież skoro Auschwitz wydarzył się raz, to znaczy, że może się powtórzyć.
Duchy przeszłości budzą się w 1948 roku, kiedy Karl Schwarz, niemiecki dziadek autorki, otrzymuje list wzywający do zapłaty zadośćuczynienia w wysokości 11 000 marek za zagrabione mienie żydowskie. List przychodzi ze Stanów Zjednoczonych, dokąd wyemigrowała rodzina Juliusa Löbmanna, niegdysiejszego właściciela przedsiębiorstwa naftowego, które – za niewielkie pieniądze – w roku 1938 kupił Karl Schwarz.
Korespondencja, którą wymienili między sobą Löbmann i Schwarz, Żyd i Niemiec, bardzo dobrze pokazuje problem niemożności zmierzenia się z nazistowską przeszłością narodu niemieckiego bezpośrednio po wojnie. Karl ma niejaką świadomość ogromu żydowskiego cierpienia, ale jednocześnie próbuje uświadomić Juliusa, że „jemu też jest teraz ciężko”.
Wiktymizacja Niemców, czyli uczynienie z nich ofiar wojny, było typowe dla niemieckiego dyskursu lat 50. XX wieku. „My także jesteśmy ofiarami” – to zdanie brzmiało wówczas w niemieckich ustach dosyć często. Politycy, dziennikarze, księża – wszyscy czynili zbrodniarzy ofiarami. W listach do Juliusa Karl Schwarz coraz częściej używa antyżydowskiej retoryki, powtarzając wszystkie antysemickie klisze, kreując się tym samym już nie tylko na ofiarę wojny, lecz także na ofiarę światowego spisku Żydów. Czy to dziwne?
Choć nigdy nie był gorliwym zwolennikiem narodowego socjalizmu, Karl Schwarz należał do NSDAP. Wiele lat później, już po jego śmierci, jego wnuczka będzie musiała zmierzyć się z tą świadomością. I z milczeniem rodziny o okolicznościach zbicia fortuny na kupionym za bezcen (a właściwie: zagrabionym Żydom) przedsiębiorstwie.
Fragment tekstu, który ukazał się w kwartalniku „Więź” wiosna 2019