List Adama Michnika do Czesława Kiszczaka, którego oryginał przechowywał były szef MSW, to jeden z najgłośniejszych tekstów opublikowanych w latach osiemdziesiątych w prasie podziemnej.
W ośrodkach dla internowanych, aresztach i więzieniach niekiedy pozwalano na czytanie książek, robienie notatek, czasem na pracę naukową. Dzięki temu udawało się pisać również teksty polityczne, które jako grypsy trafiały do podziemnej prasy. Tak było z głośnymi tekstami Adama Michnika: „Dlaczego nie podpisujesz”, w którym nawoływał działaczy „Solidarności”, by odmawiali składania lojalek, czy „Dlaczego nie emigrujesz”, w którym apelował do opozycjonistów o pozostanie w kraju.
Rozgłosu nabrał również wywiad, w którym Michnik przedstawiał analizę funkcjonowania reżymu. Pytania od redakcji „Tygodnika Mazowsze” przyniosła mu jedna z odwiedzających go osób. Wywiad ukazał się z tytułem „Dialog przez kraty”. Michnik oceniał w nim stan wojenny jednoznacznie negatywnie. Zapytany przez redakcję „Tygodnika Mazowsze” o to, co sądzi o Wojciechu Jaruzelskim odpowiadał: „Rzadko o nim myślę… Jego koncepcja to stotalizowanie życia zbiorowego najmniejszym kosztem, a jeśli chodzi o Rosjan, których chciałby zadowolić, to oni i tak nie są z niego zadowoleni”. Michnik wskazywał, że większym poparciem Moskwy cieszył się nie generał, ale tzw. beton partyjny. Zapytany jednak, czy Jaruzelskiego można w takim razie uznać za „mniejsze zło”, odpowiadał zdecydowanie przecząco, wskazując, że ludzie obozu władzy niewiele się od siebie różnią.
Niech pan się zastanowi, panie generale
Najgłośniejsze „więzienne” teksty Michnika powstały w związku z tzw. sprawą „jedenastki”, czyli planem zwolnienia grupy aresztowanych liderów „Solidarności” i KOR w zamian ich emigrację. Władze PRL próbowały przekonać do tego najbardziej znanych więźniów politycznych: Jacka Kuronia, Jana Lityńskiego, Adama Michnika, Zbigniewa Romaszewskiego, Henryka Wujca, Andrzeja Gwiazdę, Seweryna Jaworskiego, Mariana Jurczyka, Karola Modzelewskiego, Grzegorza Palkę, Andrzeja Rozpłochowskiego i Jana Rulewskiego.
Z całej grupy najostrzej zaprotestował Michnik, który napisał słynny list otwarty do Kiszczaka. Został on wydrukowany na łamach „Tygodnika Mazowsze” w styczniu 1984 r. Michnik zwracał się do szefa MSW: „1. aby tak jawnie przyznawać się do deptania prawa, trzeba być durniem; 2. aby będąc więziennym nadzorcą proponować człowiekowi więzionemu od 2 lat Lazurowe Wybrzeże w zamian za moralne samobójstwo, trzeba być świnią; 3. aby wierzyć, że ja mógłbym taką propozycję przyjąć, trzeba wyobrażać sobie każdego człowieka na podobieństwo policyjnego szpicla”. Michnik wychodził z założenia, że jakiekolwiek negocjacje może prowadzić człowiek wolny, nie zaś przebywający w więzieniu. Samo złożenie takiej propozycji uznawał za oburzające.
Kuroń i Geremek pytali Michnika, dlaczego napisał do Kiszczaka w formie wypowiedzenia wojny
W środowiskach opozycyjnych list Michnika wywołał różne reakcje. Niektórym nie podobał się jego ostry ton. Kontrowersje wzbudziła postawa autora i brak wcześniejszych konsultacji z innymi opozycjonistami. Wiele osób z tego kręgu uważało, że Michnik nie działa racjonalnie. Umiarkowana i sympatyzująca z Michnikiem była działaczka KOR Aniela Steinsbergowa kilka miesięcy po opublikowaniu listu miała – według informacji SB – nazwać ten tekst „świństwem dokonanym przez durnia”. Po wyjściu Michnika na wolność Jacek Kuroń i Bronisław Geremek pytali go, dlaczego napisał list w formie wypowiedzenia wojny.
Innym problemem było samo opublikowanie takiego tekstu przez używający umiarkowanej retoryki „Tygodnik Mazowsze”. Z pewnością duże znaczenie miało to, że Michnik był jednym z głównych liderów środowiska wywodzącego się z KOR. Tekst wydrukowano w tej formie ze względu na fakt, że autor nie przebywał na wolności, a kontakt z nim był prawie niemożliwy. Redaktorzy „Tygodnika Mazowsze” uznali, że skoro nie mogą z Michnikiem negocjować treści listu, to wydrukują go w takiej formie. Innego wyjścia nie było.
Trudno powiedzieć, jak na list Michnika zareagował sam adresat. Naturalną reakcją musiała być złość. Z jednej strony był to publiczny policzek. Z drugiej – list torpedował plany władz dotyczące rozwiązania problemu „jedenastki” i wymuszenia emigracji na pozostałych więźniach. Wątpliwości budzi złożona po latach relacja Kiszczaka, który bagatelizował sytuację, stwierdzając, że gdyby znał wówczas osobiście Michnika, nigdy by mu takiej propozycji nie składał: „A jak miałem zareagować? Kazałem mu wstawić do celi telewizor kolorowy i udostępnić wszystkie książki, jakie sobie życzy. Zabroniłem ograniczać widzenia. Kto mnie dobrze znał ten wie, że stać mnie na takie gesty, taką postawę, i że nie jestem człowiekiem mściwym. Na pewno nie była to przyjemna lektura, zwłaszcza, że list ten był szeroko nagłośniony, czytano go na przykład w »Wolnej Europie«, ale nie miałem o to do pana Michnika pretensji”.
Podobnie mówił Kiszczak jeszcze w 1989 r., gdy na spotkaniu z Obywatelskim Klubem Parlamentarnym odpowiadał na pytanie o wyjazdy byłych internowanych za granicę. Ironicznie komentował, że „zaproponował wyjazd panu Adamowi Michnikowi, w odpowiedzi na to otrzymał bardzo sympatyczny list i na tym sprawa się zakończyła. Jeżeli [Michnik] jest na sali, sądzę, że może po potwierdzić i potwierdzi również, że z tego powodu żaden włos z jego ładnej głowy nie spadł”. Michnika nie było, nie mógł odpowiedzieć. To, co wiemy o jego sytuacji w areszcie, świadczy jednak o czymś innym; bywało, że traktowano go brutalnie.
Wielu osobom związanym z „Solidarnością” list się podobał. Konspiracyjna organizatorka kolportażu „Tygodnika Mazowsze” Kinga Kamińska wspomniała, że jej babcia pierwszy raz poprosiła o „bibułę”, kiedy w RWE odczytano właśnie list Michnika do Kiszczaka. Była nim pozytywnie wstrząśnięta: „Babcia wiedziała, co ja robię, powiedziała, żebym jej przyniosła i od tego czasu już co tydzień chciała, żeby jej przynosić”. Był to tekst wpisujący się w emocje wielu ludzi „Solidarności” oraz klarowana deklaracja polityczna skierowana do elity ruchu opozycyjnego. Był to sygnał dla osób skłonnych do kompromisu, że nie można ulegać przed groźbami.
Co ciekawe, w liście Michnika znaleźć można ślad filozofii politycznej, która przyświecała mu po 1989 roku, kiedy bronił on autorów stanu wojennego przed osądzeniem ich za zbrodnie, uznając, że ważniejsza jest ich rola przy Okrągłym Stole. Ta postawa – wyrażająca się również w kontaktach towarzyskich z Jerzym Urbanem czy nazwaniem Kiszczaka „człowiekiem honoru”, z czego zresztą szybko on się wycofał – wywoływała oburzenie wielu dawnych opozycjonistów i działaczy „Solidarności”. W 1983 roku sytuacja była zupełnie inna. Napisany w więzieniu list do Kiszczaka był pełen niechęci czy wręcz pogardy. Michnik zapowiadał w nim jednak, że może nadejdzie czas, w którym to on będzie szefa MSW bronił przed zemstą.
„Niech pan się zastanowi nad sobą” – zwracał się do szefa MSW. – „Niech pan przy wigilijnym stole pomyśli przez chwilę o tym, że będzie pan rozliczony ze swych uczynków. Będzie pan musiał odpowiedzieć za łamanie prawa. Skrzywdzeni i poniżeni wystawią panu rachunek. To będzie groźna chwila. Życzę panu zachowania godności osobistej w takim momencie. I odwagi. Niech pan nie tłumaczy się, jak pańscy koledzy z poprzednich ekip, że pan o niczym nie wiedział. (…) Sobie zaś życzę, abym (…) umiał być na miejscu w samą porę, gdy będzie pan zagrożony i zdołał także panu dopomóc. Abym umiał jeszcze raz stanąć po stronie ofiar, a nie oprawców. Choćby potem nadal miał mnie pan zamykać w więzieniu i nadal zdumiewać się moją głupotą”.
„Pawiany”?
Michnik wielokrotnie dawał wyraz swojej bezkompromisowości i niezależności, nawet w stosunku do sądów i opinii swojego własnego środowiska. Równie duże, jeżeli nie większe, kontrowersje wywołał jeszcze inny jego tekst – oświadczenie w sprawie bojkotu wyborów do rad narodowych w 1984 r. Porównał on osoby biorące udział w wyborach w PRL do pawianów wystawiających do przywódców stada… tylną część ciała. Była to obraza już nie tylko władz – co z oczywistych względów generalnie nie budziło oburzenia – lecz także dużej części społeczeństwa. Michnik pisał: „Mamy być więc jak pawiany: każdy kto uda się do urny wyborczej, uczyni to w celu wykonania takiego właśnie aktu wiernopoddańczej miłości. Oświadczy generałowi: „Możesz mnie »skopulować«. (…) Bojkot wyborów będzie, z punktu widzenia wielkiej polityki, gestem pozbawionym znaczenia. Natomiast w skali życia każdego Polaka będzie to gest istotny. Każdy z bojkotujących ocali swą godność”.
Opozycjonista pisał też przy okazji o księżach i doradcach „Solidarności”, zaangażowanych w negocjacje w sprawie wyjazdu z PRL działaczy opozycji: „Zwracam się przeto do wszystkich przyzwoitych ludzi z apelem, by zrezygnowali z roli mediatorów przekazujących nam kolejne pomysły naszych nadzorców. Ja w każdym bądź razie nie życzę sobie być obiektem takich negocjacji”. Były to słowa, na jakie nikt poza Michnikiem sobie nie pozwolił. Michnik potraktował część środowiska „Solidarności”, jak naiwnych, którzy siadają do ustawionej gry.
Bezkompromisowość Michnika wzbudzała podziw jednych i oburzenie innych. Tekst spowodował zdecydowaną reakcję Ewy Milewicz. Szczególnie nie spodobał się jej brak szacunku do osób inaczej myślących. „Wydawało mi się, że to nie podziemny »Tygodnik Mazowsze«, ale »Trybuna Ludu«, z jej mało wykwintnymi inwektywami, rzucanymi często i w Ciebie” – pisała opozycjonistka. – „Porównanie z pawianem może wykorzystać także Jerzy Urban. Zamiast wyborcy pawianem byłby wtedy czytelnik »Tygodnika Mazowsze«, funkcję generała spełniałby zaś np. prezydent Reagan lub pisarz Najder. Czy musisz używać języka tutejszej propagandy i jej bogatych porównań, nawet jeśli mówisz z więzienia? Czy musisz ludzi głosujących traktować jak błoto?”. Milewicz wzięła w też obronę osoby prowadzące negocjacje w sprawie „jedenastki”. Wskazywała, że mało wiadomo o ich kulisach. Sugerowała Michnikowi, żeby spróbował zrozumieć racje solidarnościowych i kościelnych mediatorów.
Michnik z pewnością czuł się urażony. Po latach wspominał: „Cena była wysoka: »Tygodnik Mazowsze«, uważany za najbardziej umiarkowaną gazetę podziemną, obrzucił mnie obelgami”.
Opublikowanie obu kontrowersyjnych tekstów świadczy jednak o czymś przeciwnym. Duża część redakcji stanęła wtedy po jego stronie, odkładając na bok własne wątpliwości i odstępując od wyznaczonych standardów. W prasie głównego nurtu „Solidarności”, w której publikowano nawet bardzo ostre dyskusje, starano się raczej pisać o sobie z szacunkiem. Prasa podziemna miała nie generować nowych konfliktów, ale raczej jednoczyć ludzi związanych z opozycją. Jednocześnie jednak dla wielu osób przekonująca była właśnie jak najostrzejsza krytyka władzy. Pomijając ostry język list do Kiszczaka był wyrazem świadomej polityki opozycjonisty, który uważał, że zgoda na wyjazd mogłaby być ciosem zadanym całej „Solidarności”.