Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Relacja kobiety krzywdzonej przez ks. Jankowskiego była już publikowana w 2017 roku

Joanna Podsadecka. Fot. Edyta Szalacha

W książce „Sztuka czułości” Barbara Borowiecka po raz pierwszy publicznie opowiedziała historię molestowania jej przez prałata Henryka Jankowskiego – pisze Joanna Podsadecka. – Z uwagi na dobro mojej bohaterki nie zdecydowałam się wtedy podać w tekście nazwiska księdza, który wykorzystywał ją seksualnie.

Po publikacji artykułu Zbigniewa Nosowskiego „Prałat story” dowiedzieliśmy się, że opowieść pani Barbary Borowieckiej o tym, jak była w dzieciństwie wielokrotnie wykorzystywana seksualnie przez ks. Henryka Jankowskiego, była już wcześniej publikowana (bez nazwiska sprawcy) w książce Joanny Podsadeckiej „Sztuka czułości. Ks. Jan Kaczkowski o tym, co najważniejsze” (Wydawnictwo WAM 2017). Reportaż Bożeny Aksamit „Sekret świętej Brygidy”, zamieszczony przed tygodniem w „Dużym Formacie”, przytacza opowieść tej samej osoby.

Książka „Sztuka czułości” prezentuje – obok wypowiedzi ks. Jana Kaczkowskiego – także świadectwa dwóch osób, które dzięki spotkaniom w Australii z twórcą Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio doznały duchowego uzdrowienia i doświadczyły pojednania z Bogiem. 

Zwróciliśmy się do Joanny Podsadeckiej z prośbą o potwierdzenie faktu, że relacja pani Borowieckiej w jej książce dotyczy właśnie ks. Jankowskiego.

Oświadczenie autorki książki „Sztuka czułości”

W związku z licznymi zapytaniami, jakie są do mnie kierowane w ostatnich dniach, odpowiadam: tak, w napisanej przeze mnie książce „Sztuka czułości” Barbara Borowiecka po raz pierwszy publicznie opowiedziała historię molestowania jej przez prałata Henryka Jankowskiego. Z uwagi na dobro mojej bohaterki nie zdecydowałam się wtedy podać w tekście nazwiska księdza, który wykorzystywał ją seksualnie.

Od pracy nad „Sztuką czułości” minęło trochę czasu, atmosfera w Polsce wokół tematu pedofilii wśród księży jest inna. Mam nadzieję, że wreszcie jako społeczeństwo zdamy egzamin, pomagając ofiarom i rozliczając sprawców czynów, które łamią życie.

Wesprzyj Więź

„Sztuka czułości” jest opowieścią m.in. o tym, jak ks. Jan Kaczkowski pomógł kobiecie skrzywdzonej przez ks. Henryka Jankowskiego. Mam nadzieję, że skontrastowanie tych dwóch symbolicznych postaci, które dał Polsce Kościół gdański, pomoże czytelnikom na nowo sobie uświadomić, jak nasze codzienne wybory mogą zmienić bieg cudzego życia.

Prałat Jankowski nie żyje. Dzisiaj walczymy o to, by zburzyć jego pomnik. Gdyby ktoś z jego bliskiego otoczenia 30, 40 czy 50 lat temu nie odwrócił wzroku, być może pomnik nigdy by nie powstał. Bądźmy czujni. Częściej niż w smartfony patrzmy ludziom w oczy.

Joanna Podsadecka

Podziel się

Wiadomość

Jeśli to prawda to autorka sama rok temu „odwróciła wzrok”. To przykre, że przemilczała sprawę, a teraz śmie pouczać. Już rok temu ta sprawa powinna być nagłośniona. Teraz jak o sprawie ks. Jankowskiego zrobiło się głośno, to łatwo mówić: „ja wiedziałam pierwsza”.

Panie Zbigniewie, tak, czytałam wczoraj i niestety nie mogę pojąć, jak można ujawniać tak osobiste szczegóły z życia Pani Barbary, a ukrywać informację, że sprawcą jej molestowania w dzieciństwie był prałat Jankowski. Kogo autorka rzeczywiście chroniła? Niech każdy odpowie sobie sam. A Ci, co wiedzieli, a milczeli zmierzą się z własnym sumieniem.

To co Pani pisze, wynika chyba z niezrozumienia, że w pracy dziennikarza czasem nie da się przewidzieć tragicznych konsekwencji, jakie mogą wyniknąć dla bohatera z faktu publikacji. Autorka tego tekstu wykazała się niezwykłą wrażliwością. Nie grała jak zwykle dziennikarze grają o to, kto pierwszy ujawni sensację, tylko zastanowiła się nad dobrem kobiety, o której pisała. Ks. Jankowski nie żyje, więc już nikomu nie zrobi krzywdy, co jest dodatkową okolicznością przemawiającą na korzyść autorki tego poruszającego reportażu.

Niestety arybiskup Głódź pozostaje „zloty ale skromny”, nadal milczy i sprawia
wrażenie, że nie zależy mu na wyjaśnieniu sprawy ks. Jankowskiego.
Dlatego tym bardziej dziękuje Pani Joanie Podsadeckiej za napisanie histori
Pani Barbary. Za Pania Barbare sie pomodle i życze jej żeby w kolejnych
latach Duch Sw obfarzyl ją wszytkim owocami a na swojej drodze spotykla
już tylko takich ludzi jak Pan Wojtek oraz ks. Kaczkowski.

Bardzo dziękuję Pani Joannie Podsadeckiej za takt i czułość dla kobiety, która przeżyła takie straszne rzeczy. Jankowski już nie żyje, trzeba mieć dużo empatii dla jego ofiar. Pani wsparcie zaowocowało wspaniale, a i pewnie ks. Kaczkowski z nieba dołożył swoją rękę 🙂

Czyż można zapomnieć ?pamiętajmy, że opisany jest jeden z ogromnej ilości dramatów.Kościół śpi, milcząc nie jest wiarygodny. Tysiące wiernych odchodzi, kościół traci coś najcenniejszego, swoją wiarygodność, swoją twarz.

Pani Aleksandro, ale właśnie o tym piszę – jak można ujawniać takie osobiste rzeczy z życia bohaterki, a przemilczeć nazwisko jej oprawcy. To nie jest chronienie ofiary, a właśnie sprawcy (przecież znamy ofiarę z nazwiska oraz ze szczegółami to, co wycierpiała). Ale dopiero teraz, po śmierci ks. Jankowskiego i jak o jego przestępstwach napisała Gazeta Wyborcza, to pani Podsadecka zdradza dane przestępcy. Do tej pory milczała, choć jak sama przyznaje, miała wiedzę na ten temat.

Napisałam o tym wcześniej, że nie pojmuję Pani logiki. Pani chyba naprawdę nie zauważyła, że do tej pory w takich sprawach w Polsce zazwyczaj wszyscy uderzali w ofiary, a nie sprawców. To wiarygodność ofiar jest podważana. One muszą dowodzić, że nie są wielbładami. To im niszczy się zdroowie i życie. Nigdy pani nie widziała, jak politycy czy urzędnicy kościelni poddawali w wątpliwość relacje ofiar, by bronić swoich interesów? I jakich obrzydliwych metod do tego używali? W ogóle mnie nie dziwi, że autorka chciała chronić kobietę tak skrzywdzoną przez los. Nietrudno się domyślić, że zdradziła dane sprawcy po reportażu GW, żeby wzmocnić wiarygodność pani Barbary. Jeśli nadal uważa Pani, że nie zachowała się dojrzale, to nie mamy o czym dalej dyskutować, bo nie uda nam się znaleźć kompromistu w tej kwestii.