Zmarł Witold Sobociński, jeden z największych w historii artystów polskiego kina, wspaniały autor zdjęć wielu arcydzieł.
Wystarczy tylko wymienić kilka: „Ręce do góry”, „Wszystko na sprzedaż”, „Życie rodzinne”, „Trzecia część nocy”, „Wesele” (to Wajdy, według Wyspiańskiego), „Sanatorium pod pod Klepsydrą”, „Ziemia obiecana”, „Smuga cienia”, „Śmierć prezydenta”, „Szpital Przemienienia”, „Był jazz”, „O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji”, „Piraci”, „Frantic”.
Współpracował z największymi: Wajda, Polański, Has, Zanussi, Skolimowski, Kawalerowicz, Szulkin, Żebrowski, Falk, Żuławski.
Był jednym ze współtwórców polskiego jazzu po nocy stalinowskiej. W latach 50. występował jako muzyk wraz z zespołem jazzowym Melomani. W przyszłym roku skończyłby 90 lat.
A poza tym był wspaniałym człowiekiem. Miałem szczęście poznać Pana Witolda i wielokrotnie z nim rozmawiać, wspaniałe chwile. Zapamiętałem go jako człowieka niezwykle szczerego – nie owijał w bawełnę; jeśli np. nie podobał mu się jakiś film, mówił o tym publicznie, nawet gdyby jego reżyserem był największy z największych.
Czuję wielki żal.