Mit niepodległości dla jednych był szczytem marzeń, dla drugich – wizją chwiejnej przyszłości. Tak było w roku 1914. Kiedy ustawała wojenna zawierucha, jej rezultaty zaskoczyły wszystkich. Nie liczyły się potencjały narodów: niepodległość osiągnęła maleńka Estonia, nie zdobyła jej 40-krotnie większa Ukraina. Nie liczyły się zwycięstwa militarne na tutejszych frontach: wygrywali pobici w polu Serbowie, tracili Austriacy i Węgrzy.
Świętujemy w tym roku stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę. Po 123 latach politycznego niebytu i narodowej niewoli państwo polskie powróciło do istnienia, Polacy odzyskali pełnię swoich praw.
Pierwsza wojna światowa i towarzyszące jej dramatyczne wydarzenia polityczne ogromnie zmieniły całą mapę naszej części Europy i los wielu zamieszkujących ją narodów. Naszych sąsiadów i pobratymców – jak nazywał ich Jan Paweł II. Wciąż jeszcze za mało o nich wiemy, za rzadko o nich myślimy, za słabo rozumiemy ich zróżnicowane doświadczenia, bóle i dążenia, porażki i osiągnięcia.
Jaka – w syntetycznym skrócie – była ówczesna sytuacja Czechów, Słowaków, Chorwatów, Serbów, Rumunów Siedmiogrodzkich, Węgrów, Finów, Estończyków, Łotyszy, Litwinów, Białorusinów i Ukraińców? Kim wtedy byli, czego pragnęli i czym dla nich stała się tamta dziejowa zawierucha sprzed stu lat?
Czesi – niebywały sukces bez powstań
W krąg zachodniego chrześcijaństwa weszli wcześniej niż my – znaku krzyża uczyliśmy się głównie od nich. Oni – od Niemców. Stali się jednym z ludów Cesarstwa Rzymskiego i ten fakt na stulecia poddał ich niemieckiej dominacji politycznej i kulturowej. Wytrwały bierny opór wobec tej dominacji stał się treścią czeskiej tożsamości.
Już w XV wieku za sprawą Jana Husa zasłynęli w Europie jako „naród kacerzy” i od tego momentu było im ciężko. W dwieście lat później podlegli wiedeńskiej przemocy i przymusowej „rekatolicyzacji”. Okazała się bardzo powierzchowna: Czesi nie robili powstań, a swojej tożsamości nauczyli się bronić zachowywaniem drwiącego dystansu wobec wszelkich proponowanych im doktryn oraz niegłośnym, lecz upartym przypominaniem germańskiemu państwu o swej odrębnej, słowiańskiej kulturze.
Tak też traktowali monarchię habsburską w 1914 roku – wybuchająca wojna nie była wojną Czechów, niczego od niej nie oczekiwali. Gdy ujawniła się perspektywa upadku słabnącego habsburskiego państwa i stanęło pytanie „co dalej?” – pojawiła się realna szansa stworzenia niezależnego państwa.
Wysunięta przez wybitnego czeskiego intelektualistę i polityka, Tomasza Masaryka, koncepcja państwowości wspólnej z najbliższymi etnicznie i pragnącymi oderwania się od Węgier Słowakami, narodziła się na emigracji w USA, znalazła poparcie samego prezydenta Wilsona – i została entuzjastycznie przyjęta przez oszołomionych tą perspektywą Czechów. W 1918 roku okazała się rzeczywistością. Czechom wielka wojna przyniosła nieoczekiwany ogromny sukces.
Słowacy – wyzwolenie i ryzyko
Zaczątki państwowości słowackiej i zarazem tutejszego chrześcijaństwa sięgają I połowy IX wieku. Działali tu wielcy apostołowie Słowian – święci bracia Cyryl i Metody.
Od początku drugiego tysiąclecia Słowacy – wraz z wojowniczymi madziarskimi przybyszami spod Uralu – współtworzą silne średniowieczne państwo Węgrów. Żyjąc w jego centrum, nie są skazani na peryferyjność, a od połowy XVI do końca XVII wieku (gdy resztę kraju podbijają Turcy) – stają się jego jedyną ostoją. Przeżywają wtedy luterańską reformację, a zaraz potem katolicką kontrreformację – i wielki rozwój kultury. Ale po odparciu Turków pod koniec XVII wieku środek ciężkości Węgier przesuwa się na wyzwolone madziarskie południe. Słowacja staje się chłopską i góralską prowincją habsburskiego państwa.
Ostra madziaryzacja kraju następuje po 1868 roku: udział w życiu publicznym wymaga wyparcia się słowackości. Słowacy zaczynają dzielić się więc na oportunistycznych, ale dzięki temu wykształconych „madziaronów” i prosty, coraz bardziej antywęgierski lud. Tej drugiej orientacji nada kształt silnej partii wielki przywódca – niepokorny wobec kościelnych „madziaronów” i wobec węgierskich władz ks. Andrej Hlinka.
Wybucha wojna światowa i od razu, jesienią 1914 r., Słowacja przeżywa agresję wojsk rosyjskich i ich okrucieństwa. Odparcie Rosjan i dalszy przebieg wojny stawiają pytania o przyszłość. Perspektywa federacji z Czechami zaczyna wydawać się interesująca, sprzyja jej też czechosłowakizm emigracyjny. Autonomia Słowacji w projektowanym wspólnym państwie jest traktowana jako warunek wstępny, przyjęty od początku przez Czechów.
Wchodząc w ten układ, Słowacy wyzwalają się ostatecznie od Węgier, ale podejmują ryzyko związku z partnerem znacznie od nich silniejszym i mającym całkiem inną tysiącletnią historię. Skalę tego ryzyka pokażą im dopiero dziesięciolecia następne.
Chorwaci – nieprzewidziana pustka
W 1914 roku kraj ich niemal w całości należał do węgierskiej części monarchii Habsburgów i od pokoleń podlegał coraz uciążliwszej madziaryzacji. Nie była ona dla Chorwatów tak niebezpieczna, jak dla Słowaków czy Rumunów siedmiogrodzkich, bo chorwacka kultura elitarna była od węgierskiej i dawniejsza, i niemniej bogata. Manifestacyjna dominacja Węgrów budziła tu jednak silny opór.
Chorwaci podkreślali swą przynależność do kultury zachodnioeuropejskiej, śródziemnomorskiej i nieprzerwanie katolickiej – co oddzielało ich i od Węgrów, i od bliskich etnicznie Serbów czy innych ludów południowosłowiańskich. Emocjonalnie związani byli z Austrią i z panującym domem Habsburgów.
Wybuch wojny w 1914 roku przeżywali w sposób szczególny: to była ich wojna z pogardzaną Serbią, zemsta za zabicie następcy ich tronu. Tę wojnę trzeba było wypowiedzieć i wygrać. I na ich froncie została ona przez nich zdecydowanie wygrana. Zwycięstwo to zostało im odebrane – unieważnione przez wynik wyrosłego ponad ich głowami ogólnoeuropejskiego konfliktu i końcowy sukces wrogiej Ententy (Wielka Brytania, Francja, Rosja). Dom swojskich Habsburgów znikł, monarchia rozsypała się. Jedynym plusem tej sytuacji stał się równoczesny rozpad wrogich „wielkich Węgier”.
Ale przed Chorwatami otwarła się nieprzewidziana pustka. Konstruowany na emigracji przy silnym nacisku polityków zachodnich „jugosłowianizm” – oznaczający wejście Chorwatów we wspólne państwo z obcymi duchowo Serbami, po cichu marzącymi o zbudowaniu tam „wielkiej Serbii” – był w społeczeństwie przyjmowany raczej jako obcy dyktat. A jego koszty, razem z kosztami późniejszych decyzji wielkich mocarstw świata – od Berlina i Moskwy do Londynu i Waszyngtonu – płacili, też ciężko winni własnych okrucieństw, Chorwaci, Serbowie, a zwłaszcza Bośniacy, przez następne lat osiemdziesiąt.
Serbowie – trzeba tylko iskry
W XII-XIV wieku byli lokalną potęgą na Bałkanach, umieli uniezależnić się od Bizancjum, stworzyli własne królestwo. Byli gorliwie prawosławni, ale bliscy kulturowym wpływom nieodległego Zachodu.
Po blisko trzystu latach walki ulegli naporowi islamskich Turków. Pod władzą osmańskiej Turcji trwają przez cztery wieki. Wielka polityka obcych sił toczy się na górze (ciągłe wojny turecko-austriackie); lokalnie liczą się wspólnoty kulturowo-religijne – prawosławne, islamskie, najrzadziej katolickie – oraz różnice zbiorowych pamięci o doznanych krzywdach. Społeczności jest wiele, wspólnej tożsamości nie widać.
Mimo to od 1804 r. właśnie Serbowie rozpoczynają bałkańskie walki o wolność i etapami do niej docierają. Oparciem duchowym i politycznym okazuje się dla nich prawosławna Rosja – dla niej powstanie prawosławnego państwa na Bałkanach jest zdecydowanie korzystne. Niezależna Serbia powstaje na nowo w 1878 roku. Terytorialnie jest mała, ale staje się kolebką marzeń o odtworzeniu dawnej Wielkiej Serbii, kraju prawosławnych Słowian, połączonych przyjaźnią z potężną Rosją.
Taka była serbska racja stanu, ale to oczywiście ustawia Serbów w obozie wrogim Austrii, Węgrom oraz (bliskim etnicznie i językowo, ale katolickim) Chorwatom. Polityczna mapa wielkiej wojny jest już przygotowana, trzeba tylko iskry. Wtedy w bośniackim Sarajewie młody terrorysta serbski, Gawriło Princip, zabija austriackiego następcę tronu. Dzieje Europy potoczą się w niezamierzonym przez nikogo kierunku.
Serbowie za wielką wojnę zapłacili wiele, ale zbliżyła ich ona do wymarzonego celu. Powstające w 1918 roku Królestwo Serbów, Chorwatów i Słoweńców – później nazwane Jugosławią – wydawało im się po prostu Wielką Serbią. Byli w tym kraju partnerem najsilniejszym, uznali się za jedynie ważnych. O tym, że droga ta prowadzi donikąd, przekonają się dopiero 80 lat później.
Siedmiogrodzcy Rumuni – jedni z drugimi będą mieszkać razem
To bardzo specyficzny przypadek. Czy Rumuni z Siedmiogrodu stanowią naród? A jeśli nie, to do którego należą?
Siedmiogród – ojczyzna polskiego króla Stefana Batorego – przez wieki stanowił autonomiczną krainę w królestwie Węgier. Zamieszkiwały ją trzy politycznie uznane nacje: Węgrzy, bliscy im etnicznie Szeklerzy i Sasi. Prawnego statusu nie miała – liczniejsza od dominujących ją elit – karpacka rumuńskojęzyczna ludność pasterska.
Jej wyznaniem pierwotnym było prawosławie. W 1699 roku pod naciskiem Wiednia zawarta została unia wyznaniowa. Zdynamizowało to proces narodotwórczy Rumunów Siedmiogrodzkich, dając im nową oś integracji duchowej.
Kiedy po 1868 r. siedmiogrodzcy Węgrzy uruchomili procesy gwałtownej madziaryzacji miejscowej ludności, wywołało to silną reakcję środowisk rumuńskojęzycznych. Okazało się, że Rumuni Siedmiogrodzcy dysponują już własną, świadomą narodowo inteligencją i że stać ich na silniejszą obronę swej kultury, niż umieli to zrobić Słowacy. Politycznie dążyli jednak nie ku połączeniu z istniejącą już wtedy za Karpatami Rumunią, lecz ku zamianie podległości wobec Węgrów na bezpośredni związek z austriacką częścią monarchii Habsburgów.
Wojna światowa bardzo zaostrza konflikt narodowościowy w Siedmiogrodzie: Węgrzy tępią wszelkie przejawy rumuńskości, miejscowi Rumuni jednoznacznie wiążą się z występującą po stronie Ententy Rumunią. Obie narodowości, od dziesiątków pokoleń żyjące razem na jednej ziemi, są sobie otwarcie wrogie.
Klęska państw centralnych (Niemcy, Austro-Węgry, Bułgaria, Turcja) w wojnie światowej radykalnie zmienia sytuację w Siedmiogrodzie. Kraj staje się częścią Rumunii, tutejsi Rumuni-grekokatolicy mają się zintegrować z prawosławnymi Rumunami z Wołoszczyzny i Mołdawii, a panujący tutaj od tysiąca lat Węgrzy z dnia na dzień stają się upokorzoną i często znienawidzoną mniejszością. Jedni z drugimi będą tu mieszkać razem…
Węgrzy – bolesne osamotnienie
Budowane tysiąc lat temu państwo węgierskie od początku miało być regionalną potęgą. Przybywający spod Uralu Madziarowie wkraczali na ziemie już zasiedlone przez kilka plemion słowiańskich. Szybko przyjąwszy łacińskie chrześcijaństwo, stali się samodzielnym podmiotem politycznym, niezależnym od cesarstwa niemieckiego.
Pozycję tę zdołali utrzymać przez całe średniowiecze, choć od XIV wieku stali się przedmurzem, bezpośrednio narażonym na atak bliskowschodniego islamu. Ulegli mu pod Mohaczem w roku 1526. Z Wielkich Węgier została im tylko niezależna, ale słaba Słowacja.
Półtora wieku później impet turecki załamał się, a Węgrzy podjęli próby odbudowy swej potęgi. Idea powrotu do pozycji dominującej na południe od Karpat określiła na następne stulecia węgierskie narodowe ambicje i pragnienia.
W wielonarodowej monarchii habsburskiej Węgrzy po zaciętej walce musieli zadowolić się pozycją siły drugiej, stale przy tym walczącej o opanowanie tendencji separatystycznych Chorwatów, Słowaków i siedmiogrodzkich Rumunów. Po 1868 r. Wiedeń praktycznie przestał ingerować w wewnętrzne sprawy węgierskiej części państwa, a samym Węgrom madziaryzacja mniejszości etnicznych wydawała się ich przywódczym zadaniem.
Rok 1914 znaczył dla nich wytrwałą obronę „własnego, bo słowackiego” terytorium przed Rosjanami, a potem udaną ofensywę w „austriackiej” Małopolsce zachodniej i wschodniej… Cztery lata później przyszła klęska totalna. Habsburska monarchia przestała istnieć. Węgry jako państwo straciły swój polityczny fundament.
Równocześnie Madziarów dosięgnął inny cios: wspólnej z nimi kontynuacji zbiorowego losu odmówiły trzy narody, żyjące od 900, 800 i 700 lat w tej samej węgierskiej ojczyźnie. Wszyscy oni – Słowacy, Chorwaci i Rumuni – woleli odejść do obcych: Czechów, Serbów czy Wołochów. I to właśnie było przegraną najboleśniejszą, bo nie tylko polityczną, ale zaprzeczającą odwiecznej idei węgierskiego duchowego przywództwa w tej części Europy.
Polityczne rozstrzygnięcie tego ideowego sporu narodów przyniósł wymuszony na Węgrach przez państwa zwycięskiej Ententy traktat w Trianon. W jego wyniku około 70 procent dawnego terytorium i ludności „wielkich Węgier” znalazło się poza granicami węgierskiego państwa. Węgrzy boleśnie musieli przeżywać swe osamotnienie i obcość – zarówno wobec bliskich sąsiadów, jak i wobec wielkich potęg Europy zachodniej, które nigdy nie starały się zrozumieć europejskiej wagi węgierskiego państwa na przedmurzu.
Finowie – pierwsza niepodległość
Ich ugrofińscy przodkowie – wędrujący ponad tysiąc lat temu spod Uralu na zachód – dotarli tylko na północnowschodni skraj Europy i osiedlili się z dala od innych ludów na wschodzie półwyspu Skandynawskiego. To określiło trzy cechy konstytutywne Finów: nordyckość, pobratymstwo z rodzimymi Skandynawami oraz dystans wobec spraw i doświadczeń odległej, bo zamorskiej Europy Środkowej. Oznaczało to także co najmniej 800-letnią zależność kulturową i podległość polityczną od potężnej monarchii szwedzkiej.
Wiek XVIII okazał się początkiem świadomej odrębnej tożsamości narodowej Finów. Chęć uniezależnienia się od silniejszych Szwedów popchnęła Finów w ręce rosyjskich carów, obiecujących im autonomię kulturową i ustrojową. W 1809 roku wielkim księciem Finlandii został car Aleksander I. Formalnie autonomiczny status Księstwa trwał do końca wieku XIX, a więc znacznie dłużej niż na Ukrainie i w polskim Królestwie Kongresowym. Sprzyjało to umocnieniu kulturowej tożsamości Finów.
Na przełomie stuleci Rosja postanowiła siłą zlikwidować resztki fińskiej odrębności, napotkała jednak na zdumiewająco silny i dobrze zorganizowany opór społeczny. Ostatnia dekada przed wojną światową stanowiła w Finlandii czas coraz ostrzejszej walki cywilnej ze wszystkimi zarządzeniami rosyjskich władz. Nie działało zrusyfikowane sądownictwo, pobór wojskowy, rosyjska oświata. Europejska opinia – zazwyczaj obojętna na konflikty etniczno-polityczne w cesarstwie rosyjskim – w tym przypadku gorąco sprzyjała Finom.
Położenie geograficzne Finlandii umniejszało wagę fińskiego udziału w wydarzeniach I wojny światowej, a po jej zakończeniu Finowie odnieśli wielki sukces polityczny: kraj ich po raz pierwszy w historii uzyskał pełną niepodległość i suwerenność polityczną.
Estończycy – beznadziejny wysiłek? A jednak…
Najmniej liczny, ale wyraziście odrębny naród Europy Wschodniej. Biologicznie sto razy mniejszy od Rosjan, żyjący przy tym w bezpośredniej bliskości Petersburga – potężnej stolicy carów. Pozornie pozbawiony szans na przetrwanie. A jednak…
Nad wybrzeże Bałtyku Estończycy przybyli spod Uralu. W odróżnieniu od Finów zatrzymali się na wschodzie. Klimat był tu łagodniejszy, ale historia okazała się nadzwyczaj trudna: znaleźli się na krwawym szlaku wędrówek ze Skandynawii przez Ruś nad Morze Czarne.
Podbijali ich i niewolili różni: Duńczycy, Szwedzi, Niemcy i Rosjanie. Ciężar poddania Niemcom, od 1227 roku, wycisnął piętno na folklorze, a potem na kulturze elitarnej Estończyków. Niemiec był wszechwładnym panem, Estończycy – pogardzanym „ludem ziemi”. Chrześcijaństwo było religią panów, Estończyka uczyło pokory. Chłopskie bunty wracały do pogańskich zaklęć runicznych.
Po czasach krzyżackich i króciutkim okresie władzy polskiej przyszły rządy szwedzkie, a od 1721 r. – rosyjskie. Lokalna władza i „pańska” kultura pozostawała zawsze niemiecka. Niemcy już w epoce Oświecenia dostrzegli w Estończykach naród. Ci jednak swą walkę o własną tożsamość skierowali nie przeciw politycznie gnębiącej ich Rosji, lecz przeciw dominującym socjalnie i kulturowo Niemcom. Który wróg był groźniejszy, który cywilizacyjnie bliższy?
Estończycy odkrywali swą tożsamość w przedchrześcijańskich runach, w troskliwie przechowywanych pieśniach ludowych. I nad tymi „pracami u podstaw” rozgorzała I wojna światowa.
Po czterech latach nie było już ani carskiej Rosji, ani cesarstwa niemieckiego. Byli natomiast rosyjscy bolszewicy i byli Niemcy bałtyccy. Walka o wolną Estonię trwała przez rok 1919. Ten, wydawałoby się, beznadziejny wysiłek – przy poparciu niechętnej obu tym wrogom opinii europejskiej – przyniósł niespodziewany triumf: powstało niezależne państwo estońskie.
Łotysze – zawalczyć już po wojnie
W etnicznej tożsamości Łotyszy splatają się dwa korzenie. Nad wschodni Bałtyk w okolicy ujścia Dźwiny przybyli najpierw bliscy Estończykom ugrofińscy Liwowie, a wkrótce po nich, jeszcze w I tysiącleciu – liczniejsi od nich Bałtowie. Przez kolejne stulecia kultura Łotyszów stawała się coraz bardziej bałtyjska.
Na przełomie XII/XIII wieku pojawili się tam Niemcy. Założyli Rygę, która szybko stała się ważnym ośrodkiem hanzeatyckiego handlu. Tworząc zakon Kawalerów Mieczowych, stopniowo zawładnęli krajem. Ogłosiwszy – zdecydowanie na wyrost – jego chrystianizację, zbudowali w nim państwo krzyżackie. Podbici Łotysze i sąsiedni Estończycy stali się w nim zniewoloną siłą roboczą.
Czasy krzyżackie trwały trzy i pół wieku. Reformacja zniszczyła zakon, a terytoria nad wschodnim Bałtykiem stały się przedmiotem roszczeń szwedzkich, polskich i rosyjskich. Kolejne wojny XVI, XVII i XVIII wieku zmieniały granice polityczne. Kultura elitarna wciąż pozostawała niemiecka, a w południowo-wschodniej części kraju – Inflantach Polskich – stopniowo się polonizowała. Łotysze wciąż pozostawali „ludem ziemi”. Ogniskami kultury były dla nich świątynie: w większości kraju luterańskie, w Inflantach Polskich – katolickie.
Po 1772 r. nad całym krajem zapanowała Rosja. Rusyfikacja szła przez miasta, omijała wieś. W połowie XIX wieku łotewscy chłopi zaczęli odkrywać własną kulturową tożsamość i poczuli się narodem. Rozpoczęli walkę z socjalną i kulturową dominacją Niemców, życzliwie traktując wpływy rosyjskie.
W momencie wybuchu I wojny światowej Łotysze byli wierni carom. W toku wojny znikło i carstwo rosyjskie, i cesarstwo niemieckie, natomiast oni sami zapragnęli niepodległości. Musieli o nią walczyć już po zakończeniu wojny – zarówno z rodzimymi Niemcami bałtyckimi, jak i z rosyjskimi bolszewikami.
Zwycięstwo przyszło dopiero wiosną roku 1920. Łotwa zdobyła niepodległość.
Litwini – całkowita niezależność
Litwini to najliczniejsi i najsilniejsi spośród wszystkich Bałtów. Wraz z najbliższymi im Żmudzinami jako jedyni zdołali skutecznie przeciwstawić się agresji niemieckich zakonów: Kawalerów Mieczowych od północy i Krzyżaków od południa.
Zachowując przedchrześcijańską wiarę i kulturę, stworzyli niezależne państwo. Siłę nadać mu miała wspólnota z liczniejszymi (prawosławnymi) Białorusinami. Tak w połowie XIII wieku powstało Wielkie Księstwo Litewskie.
W końcu XIV wieku pragnienie wejścia do łacińskiej Europy skłoniło Litwinów do pokojowego przyjęcia chrześcijaństwa zachodniego. Unia z Polską – personalna, a później państwowa – uczyniła Litwę współtwórcą regionalnego mocarstwa: Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Rozbiory Rzeczypospolitej w całości oddały Litwę Rosjanom. Kultura litewska – bardziej lub mniej spolonizowana, ale wyraźnie zachodnia – w XIX wieku została poddana brutalnej, choć mało skutecznej, rusyfikacji. Litewscy Polacy, a później i rdzenni Litwini, podjęli intensywną walkę kulturową i polityczną o przetrwanie.
Litwini zdobyli się na rzecz niespotykaną u innych narodów. Kiedy carat na 40 lat (1864-1904) zamknął im szanse druku po litewsku, uruchomili w sąsiednim pruskim Królewcu druk książek litewskich, które sprawnie przemycano na Litwę. Stał za tym biskup żmudzki Maciej Wołonczewski i jego parafie. Przeszmuglowano w ten sposób ogromną liczbę książek.
Na przełomie XIX/XX wieku Litwini dostrzegli – obok politycznego zniewolenia przez Rosję – zagrożenie litewskości przez miejscową kulturę polską (urzędowo prześladowaną, ale społecznie bardzo mocną). Patriotyzm litewski wracał do przedchrześcijańskiej tożsamości litewskiej, podkreślał zagrożenie ze strony polskiej i wszystkich narodów słowiańskich. W 1916 r. polityczni przywódcy litewscy uroczyście stwierdzili, że przyszła niepodległa Litwa nie będzie wchodzić do wspólnot politycznych z innymi narodami.
Nowa droga Litwinów dawała im całkowitą niezależność. Znak zapytania dotyczył Wilna – zamieszkałego przez Polaków, Białorusinów i Żydów – gdzie odsetek Litwinów wynosił 2–10 procent. Wielki sukces odzyskania niepodległości był okupiony brakiem dawnej stolicy – zajętej przez wojska polskie i jednoznacznie wybierającej przynależność do państwa polskiego.
Białorusini – na granicy światów
Imienia Białorusi nie ma co szukać w historii Europy Wschodniej. Ale źródła – dokumenty, kroniki, świadectwa – są jednoznaczne: od co najmniej 1200 lat na tym samym terytorium żyje ciągle ten sam lud, słychać ten sam język, trwa ta sama pamięć historyczna i ta sama kultura, odmienna od pięciu sąsiednich: litewskiej, łotewskiej, rosyjskiej, ukraińskiej i polskiej.
Z biegiem pokoleń lud ten stał się narodem. Wiedział o tym, ale nie dbał o to, jak nazywają go obcy. Wyrastał wokół Księstwa Połockiego. Od połowy XIII wieku stanowił większościowy trzon Wielkiego Księstwa Litewskiego. Od połowy XVI stulecia współtworzył Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Jego ziemia przez dwieście lat była polem bitew Polski z Moskwą. Wielkie nazwiska polskiej kultury XVIII-wiecznej w ogromnym procencie pochodzą właśnie stąd.
Unia wyznaniowa powołująca do życia Kościół greckokatolicki – odepchnięta przez Kozaków – tu właśnie przyniosła wspaniałe rezultaty. Rozbiory Rzeczypospolitej zniszczyły to dzieło, a Białorusinów oddały w ręce Rosji. Carat zlikwidował ich greckokatolicki Kościół, przemocą wtłaczając ludność w prawosławie. Język białoruski został zakazany w użyciu publicznym i w druku. W tych warunkach rodziła się elitarna kultura i literatura białoruska.
Gdy po 1905 roku ucisk polityczny trochę zelżał, białoruska elita podjęła ogromny wysiłek uświadomienia społeczeństwu jego tożsamości narodowej. Wielka wojna przyszła jednak dla Białorusinów za wcześnie. Nie zdążyli wyartykułować swego politycznego programu i pokazać się światu. Toteż w 1918 roku byli tylko przedmiotem walki między bolszewicką Rosją a odradzającą się Polską.
Kiedy zaś Polska w 1920 roku niespodziewanie oparła się sowieckiemu atakowi, Białorusini znaleźli się po obu stronach nowopowstałej granicy krajów i światów. Ich stara kulturowa tożsamość nie została potwierdzona powstaniem własnego państwa.
Ukraińcy – lata bez państwa
Ukraińcy to najliczniejszy naród Europy Środkowo-Wschodniej: prawosławny, silnie podkreślający swój bizantyjski, sięgający X wieku rodowód.
Tu był wschód, a zachodnia europejskość – docierająca głównie przez Polskę – zawsze brzmiała obco. Lachy przychodzili tu jako panowie, niosąc cudzą wiarę i kulturę, pisane prawo i wstrętną pańszczyznę. Tworząc z Litwinami Rzeczpospolitą Obojga Narodów, Polacy uznali prawosławnych ukraińskich Rusinów za lud poddany. Lud ten miał jednak duchową ostoję w Cerkwi, bogatą kulturę barokową i swą siłę militarną w Kozakach.
Zbuntowani przeciw Lachom i zagrożeni przez Turków Kozacy poprosili o pomoc prawosławnego obrońcę – rosyjskiego cara. Prośbę ochoczo spełnił i kraj ich stopniowo zagarnął do swego imperium. Nastąpiła głęboka rusyfikacja. Ukraiński język, obyczaj i poczucie tożsamości zostały zepchnięte do poziomu chłopskiego folkloru.
Romantyzm obudził jednak świadomość narodową. Kuźnią dążeń wolnościowych stało się nielegalne Bractwo Cyryla i Metodego. Mesjanizm wolnych Słowian – głoszony przez Mykołę Kostomarowa, a poetycko wyśpiewany przez Tarasa Szewczenkę – był projektem przyszłościowym. Odwołując się do prawosławia, grekokatolicyzmu i katolicyzmu łacińskiego, miał też charakter preekumeniczny.
W tym samym czasie ukraińską tożsamość poczuli również grekokatoliccy Rusini w austriackiej Małopolsce Wschodniej. W lwowskich realiach ich patriotyzm ostro zmagał się jednak z socjalną i kulturową dominacją rzymskokatolickich Polaków.
W czasie wojny światowej ziemie Ukraińców były najpierw terenem agresji rosyjskiej, a potem kontrataku austriackiego. Dawał on Ukraińcom nadzieje na utworzenie własnego państwa pod patronatem państw centralnych. „Patroni” jednak wojnę przegrali.
Jako że w wojnie poległa też carska Rosja, ziemie ukraińskie były przejściowo bezpańskie. Piłsudski uwierzył w możliwość budowy tam wolnej Ukrainy. Poszedł na Kijów. Zachód jednak Ukrainy nie dostrzegał, chciał reanimować dawną Rosję carską i stawiał na „białych”. W rezultacie przyszli „czerwoni”.
Ukraińcy nadal pozostali bez własnego państwa. Czekało ich 70 lat – sroższej niż kiedykolwiek – sowieckiej niewoli. Ci, których to na razie ominęło, mieli przed sobą lata życia w – niegroźnym, ale niesympatycznym im – odrodzonym państwie Lachów.
Wspólnota i odmienność losów
Doświadczenia naszych sąsiednich narodów były częściowo wspólne, ale też bardzo różne.
Cały region przeżywał epokową zmianę: zmierzch Europy mocarstw i drogę ku Europie narodów. Wojna okazała się zabójcza dla mocarstw panujących dotąd nad Europą Środkowo-Wschodnią. Tutejsze ziemie miały być tylko terenem wielkich bitew. Z czasem awansowały do roli przedmiotów sporu potężnych graczy. W końcu przynajmniej niektóre zdobyły szansę wybicia się na upragnioną niepodległość.
Różnic było wiele. Tutejsze narody przeżywały wtedy rozmaite etapy swego historycznego rozwoju. Kraje poddane Rosji były rzeczywiście zniewolone; monarchia habsburska pozostawiała poddanym większą autonomię. Rzutowało to na dynamikę pragnień wolnościowych. Mit niepodległości dla jednych był szczytem marzeń, dla drugich – wizją chwiejnej przyszłości. Tak było w roku 1914.
Koniec wojny a niepodległość
Kiedy ustawała wojenna zawierucha, jej rezultaty zaskoczyły wszystkich. Nie liczyły się potencjały narodów: niepodległość osiągnęła maleńka Estonia, nie zdobyła jej 40-krotnie większa Ukraina. Nie liczyły się zwycięstwa militarne na tutejszych frontach: wygrywali pobici w polu Serbowie, tracili Austriacy i Węgrzy.
Decydowały preferencje zwycięskiego Zachodu: trzeba zniszczyć siłę Niemiec i Austro-Węgier, ale nie niszczyć do końca Rosji, bo może da się tam zgładzić bolszewicką ruchawkę i uczynić ją użytecznym partnerem Zachodu. Jeśli od Rosji zdołają się wyzwolić narody o kulturze zachodniej – od Finlandii poprzez Bałtów po Polskę – to zgoda. Niech jednak decyduje tu próba ich sił, zbiorowej determinacji i umiejętności politycznych elit.
Ten ostatni czynnik był znaczący. Sprawdziła się polska „gra na dwóch fortepianach” w wykonaniu Piłsudskiego i Dmowskiego; wolnomularskie kontakty Masaryka z Wilsonem, które zaowocowały Czechosłowacją, czy podobne emigracyjne inicjatywy Serbów. Narody niedysponujące akurat wybitnymi mężami stanu miały szanse o wiele mniejsze.
Kultura przed polityką
Jaki udział w zdobywaniu niepodległości miały nie elity, lecz same społeczeństwa, zwykli ludzie z ulic i wiejskich dróg? Wielu młodych mężczyzn ginęło w okopach, jednak tylko nieliczni mieli szansę walczyć wprost o niepodległość własnej ojczyzny. Przydarzało się to na pewno Polakom, Estończykom, Łotyszom, rzadziej innym.
Ważne było co innego: pobudzenie opinii publicznej, zachowania zbiorowe, świadectwa postaw obywatelskich, niezliczone komitety pomocy ofiarom wojny, uchodźcom czy rannym. Inicjatywy takie mnożyły się we wszystkich krajach regionu i rozwijały szeroką działalność społeczną. Tworzyło to atmosferę samopomocy i solidarności społecznej, czyniąc naród zbiorowością obywateli i rzeczywistym podmiotem.
Był to efekt wojennej sytuacji, ale nie pojawiał się z niczego. Był owocem wcześniejszej, jeszcze przedwojennej formacji kulturowej. Ujawniała się tu stara prawda, że kultura – nosicielka wartości – idzie w dziejach narodów przed polityką. I że pozostaje w nich dłużej.
Wniosek z tej historii taki, że przed tożsamością polityczną pojawia się tożsamość kulturowa, a z nią własny, specyficzny etos – specyficzna hierarchia ważności spraw i własny sposób przeżywania uniwersalnych wartości.
Gdzie obywateli wychowuje wiara
Kluczową rolę w formowaniu tożsamości kulturowej i wychowywaniu do zaangażowania społecznego odgrywała w naszym regionie Europy wiara i aktywne tu Kościoły różnych wyznań i obrządków obecnych na tych terenach.
Przywódcy tych wspólnot religijnych po wielekroć zabierali głos w obronie narodowej tożsamości wiernych. Ton tych wypowiedzi bywał różny. Najistotniejsze były tu jednak nie deklaracje pro- albo antyniepodległościowe hierarchów, lecz codzienna praca ewangelizacyjna, która kształtowała (lub trochę deformowała) opisany wyżej narodowy etos i lokalną kulturę religijną.
Praca ta nie nawoływała do buntów i powstań, lecz uczyła postaw służby, ofiarności wobec dobra wspólnego i osobistej odwagi. Toczyła się w prowincjonalnych parafiach, zaś tam gdzie zabrakło proboszcza czy pastora, a świątynię odebrano ludziom – to i pod krzyżami na rozstajach dróg.
W tej części Europy to głównie Kościoły wychowywały do postaw obywatelskich. I to właśnie zasadniczo różni nas od nowożytnego Zachodu.
Wolność dla siebie – i dla innych
Wersalska „Europa narodów” nie była doskonała. Kolejne lata pokazywały, jak bardzo jest skłócona. W wielu miejscach powtarzał się ten sam schemat konfliktu: państwo grzeszyło wspieraniem narodu dominującego i ograniczaniem swobód mniejszościom narodowym, które odpowiadały jawną nielojalnością polityczną, a czasami czynnym terrorem. Niechęci przeradzały się w obustronną nienawiść.
Wersalski ład przetrwał 20 lat. Zginął jednak nie z powodu własnych słabości. Zabił go pakt Ribbentrop-Mołotow: sojusz dwóch niedobitych wcześniej mocarstw, tym razem występujących pod sztandarami odmiennych totalitarnych ideologii, ale po dawnemu nieuznających praw innych narodów do własnej tożsamości i niepodległości.
Świat zachodni reagował na ten ciąg wydarzeń po swojemu – w Monachium i Jałcie. Płaciliśmy my, przez kolejne pięćdziesiąt lat.
Czy to tylko wspomnienie historii – czy także nauka na przyszłość? Odpowiedz sobie sam.
Tekst wystawy „Marzenia o wolności. W setną rocznicę niepodległości” towarzyszącej XI Zjazdowi Gnieźnieńskiemu „Europa ludzi wolnych. Inspirująca moc chrześcijaństwa”. Wystawę prezentowano w Gnieźnie w holu Muzeum Początków Państwa Polskiego w dniach 21-23 września 2018 r. Teksty przygotował prof. dr hab. Bohdan Cywiński. Opracowanie graficzne – pracownia Czwarta Fala (Joanna Skoczkowska, Przemysław Banasiewicz). Pomysł – Przemysław Fenrych i Krzysztof Stanowski. Redakcja tekstów – Zbigniew Nosowski. Projekt koordynowała Teresa Kapela.
Warszawski wernisaż wystawy wraz z wykładem wprowadzającym prof. Bohdana Cywińskiego odbędzie się w środę, 14 listopada o g. 18 w siedzibie Klubu Inteligencji Katolickiej, ul. Freta 20/24A (więcej informacji).
Tytuł i śródtytuły od redakcji.