Dlaczego tak gorąco oklaskiwaliśmy papieską zachętę, byśmy od siebie wymagali?
Moi drodzy przyjaciele! Do was należy położyć zdecydowaną zaporę demoralizacji – zaporę tym wadom społecznym, których ja tu nie będę nazywał po imieniu, ale o których wy sami doskonale wiecie. Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. Doświadczenia historyczne mówią nam o tym, ile kosztowała cały naród okresowa demoralizacja. Dzisiaj, kiedy zmagamy się o przyszły kształt naszego życia społecznego, pamiętajcie, że ten kształt zależy od tego, jaki będzie człowiek. […]
Czuwam – to znaczy dalej: dostrzegam drugiego. Nie zamykam się w sobie, w ciasnym podwórku własnych interesów czy też nawet własnych osądów. Czuwam – to znaczy: miłość bliźniego; to znaczy: podstawowa międzyludzka solidarność. […]
Czuwam – to znaczy także: czuję się odpowiedzialny za to wielkie, wspólne dziedzictwo, któremu na imię Polska. To imię nas wszystkich określa. To imię nas wszystkich zobowiązuje. To imię nas wszystkich kosztuje. Może czasem zazdrościmy Francuzom, Niemcom czy Amerykanom, że ich imię nie jest związane z takim kosztem historii. Że o wiele łatwiej są wolni. Podczas gdy nasza polska wolność tak bardzo kosztuje. Nie będę, moi drodzy, przeprowadzał analizy porównawczej. Powiem tylko, że to, co kosztuje, właśnie stanowi wartość. Nie można być prawdziwie wolnym bez rzetelnego i głębokiego stosunku do wartości. Nie pragnijmy takiej Polski, która by nas nic nie kosztowała.
Jan Paweł II, Apel Jasnogórski z młodzieżą, 1983
Dla mojego pokolenia te słowa Jana Pawła II – „musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali” – należą do najbardziej rozpoznawalnych. Nie dziwiło mnie, gdy w jednym z sondaży okazało się, że wśród najlepiej pamiętanych przez Polaków wypowiedzi papieża zdanie to zajmowało drugie miejsce, tuż po modlitwie na placu Zwycięstwa o zstąpienie Ducha Świętego na tę ziemię.
Jan Paweł II był pierwszym papieżem, który traktował młodzież jako podmiot
Właściwie jednak należałoby się dziwić, że akurat te słowa tak zapadły ludziom w pamięć. Jasnogórskie spotkanie z młodzieżą nie było przecież transmitowane przez telewizję, treść papieskiego rozważania była wymagająca, a mimo to wiele osób znakomicie zapamiętało akurat to przesłanie – nawet jeśli ich nie było w Częstochowie.
Stałem wtedy pod murem jasnogórskim, wraz z przyjaciółmi ze wspólnoty oazowej z Otwocka. Był ponury czas stanu wojennego (formalnie zawieszonego, ale co to za różnica?). Nadziei jak na lekarstwo. Ogólna atmosfera zachęcała do oportunizmu albo bezideowości – albo zgódź się płynąć z prądem, albo udawaj, że nic cię nie obchodzi wolność, „Solidarność” i cała ta polityka.
I wtedy pojawia się papież z przesłaniem, które normalnie młodzież powinna odrzucić. Wszak młodym ludziom – tak się przynajmniej powszechnie uważa – nie w głowie stawianie samym sobie wysokich wymagań. Oni raczej chętnie wymagaliby od innych, a sami szukali łatwego życia. Dlaczego zatem tak gorąco oklaskiwaliśmy papieską zachętę, byśmy od siebie wymagali?
Pamiętam, że trafiło mi wtedy do serca dopowiedzenie „nawet gdyby inni od was nie wymagali”. W powiązaniu ze wzmianką o wadach społecznych, których papież nie chciał opisywać („ale o których wy sami doskonale wiecie”), tworzyło to atmosferę, jaką młodzież we wszelkich okolicznościach historycznych bardzo lubi – gdy dorośli traktują młodych poważnie, ufają im. Papież mówił nam: Wiem, że okoliczności zachęcają was do łatwego życia, ale wierzę, że was stać na dużo więcej. Bo wartością jest to, co kosztuje… To trafiało, przekonywało, umacniało chęć stawiania sobie wysokich wymagań.
Te papieskie słowa to dobry przykład szerszego fenomenu – podejścia Jana Pawła II do ludzi młodych. On był pierwszym papieżem, który traktował młodzież jako podmiot. Uznał młodość nie tylko za czas dorastania, lecz za specyficzny okres szczególnej odpowiedzialności za siebie, czas stawiania pytań najważniejszych i poszukiwania drogowskazów na całe życie. Jak zawsze, proponował, mówił: „jeśli chcesz…”, „ty decydujesz”. Było to bardzo zobowiązujące „jeśli chcesz”, bo towarzyszyła mu przestroga, że wybierając „nie”, możesz zmarnować swoje życie. Ale przynajmniej wszystko było jednak jasne.
Człowiek jest wielki nie przez to, co ma, nie przez to, kim jest, lecz przez to, czym dzieli się z innymi
Zasadę wymagania od samego siebie warto też dostrzec w kontekście personalizmu Karola Wojtyły, czyli sposobu, w jaki myślał on o osobie ludzkiej. Do najbardziej ulubionych myśli Jana Pawła II należało zdanie z Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym II Soboru Watykańskiego: „Człowiek będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”. Słowa te można było wielokrotnie znaleźć najpierw w dziełach filozoficznych ks. Karola Wojtyły i w jego kazaniach; później zaś stały się refrenem nauczania papieskiego. Co pewien czas konsekwentnie można było w wystąpieniach Jana Pawła II usłyszeć myśl, że człowiek najpełniej odnajduje siebie, dając siebie innym, że „człowiek o tyle tylko urzeczywistnia siebie, o ile umie stawać się bezinteresownym darem dla innych”. Mówił o tym i intelektualistom, i ludziom cierpiącym. Papież uważał bowiem, że ta „wypowiedź Soboru słusznie może uchodzić za syntezę chrześcijańskiej prawdy o człowieku”.
W swoich komentarzach do tego zdania Jan Paweł II podkreślał, że ludzkie dawanie siebie jest naśladowaniem Boga, który jest Miłością. Sam akt stworzenia jest obdarowaniem, gdyż przede wszystkim Bóg daje siebie swym stworzeniom, ale też obdarza ich innymi darami. Człowiek „spełnia siebie, przekraczając siebie”, czyli „urzeczywistnia się przez miłość”. W tym potwierdza się „jego osobowa tożsamość, a zarazem boski rys człowieczeństwa”. Papież akcentował też bezinteresowny wymiar daru – należy nastawić się na dążenie ku dobru drugiego człowieka, a nie na zdobywanie dzięki relacji z nim czegoś dla siebie. Oczywiście w każdej relacji dawanie i branie przenikają się, chodzi jednak o nastawienie podmiotu, aby być nie „dla siebie”, lecz „dla innych”; o to, żeby logikę zysku zastąpić logiką daru; o odkrycie, że „każdy człowiek jest zadany drugiemu człowiekowi”. Bez tej świadomości pojawia się ryzyko „wolności egoistycznej”, niebezpiecznej, bo skierowanej wyłącznie na to, „co przynosi mi korzyść czy przyjemność, może nawet przyjemność wysublimowaną”.
„Na miły Bóg, życie nie tylko po to jest, by brać; życie nie po to, by bezczynnie trwać. I aby żyć, siebie samego trzeba dać!” – śpiewał Stanisław Sojka. Znam tę piosenkę od dawna, ale w szczególny sposób zadźwięczała mi, gdy usłyszałem ją w wykonaniu uczniów warszawskiego gimnazjum integracyjnego podczas ceremonii przyjęcia imienia Ireny Sendlerowej. Piosenka Sojki zabrzmiała po wzruszającym spektaklu w wykonaniu gimnazjalistów odtwarzających historię Pani Ireny – jako swoisty hymn mający zachęcać do naśladowania jej życia.
W powietrzu cały czas wisiało pytanie: jak naśladować heroizm Ireny Sendlerowej, z jakiego getta należy teraz wyprowadzać żydowskie dzieci? Piosenka Sojki dawała odpowiedź, wziętą niemal wprost z nauczania papieskiego: „aby żyć, siebie samego trzeba dać”. Naśladowanie Ireny Sendlerowej jest możliwe. Jej życie to bowiem przykład tego, że wielkie bohaterstwo składa się z wielu niepozornych prostych czynności. Jeszcze jeden dzień, jeszcze jedno uratowane dziecko, jeszcze jedno ocalone życie.
Byleby tylko umieć codziennie wybierać dobro… Byle reagować, gdy widzimy ludzką krzywdę, byle nie zobojętnieć, nie przyzwyczaić się do zła. Bo „życie nie tylko po to jest, by brać”… A „człowiek jest wielki – jak mówił Jan Paweł II w dzielnicy slumsów w Manili – nie przez to, co ma, nie przez to, kim jest, lecz przez to, czym dzieli się z innymi”.
PYTANIA
Od kogo więcej wymagam: od innych czy od samego siebie?
Czy potrafię się dzielić z innymi swoim czasem, swoimi pieniędzmi, samym sobą?
Czy nie zazdroszczę innym narodom, że im żyje się łatwiej?
„Jeśli chcesz znaleźć źródło, musisz iść do góry, pod prąd. Przedzieraj się, szukaj, nie ustępuj” – pisał Jan Paweł II w „Tryptyku rzymskim”. Czy umiem iść pod prąd, przedzierać się i wytrwale szukać? Czy nie zniechęcam się łatwo niepowodzeniami? Czy nie ulegam lenistwu i błogiemu spokojowi?
PROPOZYCJE
Porozmawiajcie we wspólnocie o ludziach, którzy Wam imponują, którzy są dla Was wzorami do naśladowania. Jakie macie autorytety, z czyim zdaniem się liczycie? Stwórzcie swój własny „ranking autorytetów”. Zastanówcie się, czym cechują się osoby najczęściej przez Was wymieniane jako godne zaufania.
Pomyślcie o polskich bohaterach z przeszłości, także tej niedawnej, ale dla Was pewnie już bardzo odległej: z czasów II wojny światowej czy PRL. Podyskutujcie, w jaki sposób można ich dzisiaj naśladować.
Każde pokolenie ma skłonność do narzekania na swój ciężki los. Dzisiaj młodym ludziom też jest trudno – ciężko znaleźć dobrą pracę, szefowie przymuszają do pracy na czarno albo na zlecenia, bez ubezpieczeń społecznych. Zastanówcie się, komu było trudniej: generacji Waszych rodziców w stanie wojennym, czy Wam obecnie? Czy obecnie jest trudniej czuwać – czyli: być człowiekiem sumienia, umieć wybierać dobro, być wiernym wartościom – niż w stanie wojennym? Rzecz jasna, porównujcie różne dziedziny życia, żeby odpowiedzi nie były zbyt łatwe.
Czy dzisiaj to, co wartościowe, też musi kosztować? Czy może być cenne coś, co przychodzi łatwo i bez wysiłku? Podyskutujcie na ten temat.
Spytajcie rodziców o najsilniej zapamiętane słowa Jana Pawła II. Porozmawiajcie o tym z innymi osobami, które sięgają pamięcią dalej niż Wy. Przygotujcie listę tych słów najważniejszych i zastanówcie się nad jej treścią.
Tekst pochodzi z książki Zbigniewa Nosowskiego „Polski rachunek sumienia z Jana Pawła II” wydanej przez Centrum Myśli Jana Pawła II (Warszawa 2010)