Kościół katolicki jest jak dotąd jedyną tak dużą instytucją w Niemczech, która – uwikłana w przypadki pedofilskie – zrobiła tak wiele dla ich wyjaśnienia. Czy wystarczająco?
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 8-9/2011.
Styczeń 2010 roku stanowi dla Kościoła w Niemczech cezurę w podejściu do kwestii molestowania nieletnich przez duchownych. Ośrodkiem, który sprowokował radykalną zmianę, był prowadzony przez jezuitów Canisius-Kolleg w Berlinie, czyli liceum im. św. Piotra Kanizjusza, uchodzące za wzorcowe i elitarne.
14 stycznia 2010 roku do ówczesnego rektora szkoły, o. Klausa Mertesa SJ, przyszło trzech dorosłych mężczyzn, byłych uczniów tej szkoły. Opowiedzieli o nadużyciach seksualnych dwóch byłych nauczycieli-jezuitów w latach 70. i 80. Z ich opowieści wynikało, że ofiar pedofilii w liceum mogły być nawet setki. Rektor uwierzył im i w specjalnym liście zwrócił się do ponad 600 absolwentów szkoły z przesłaniem: „Wydarzyły się obrzydliwe i okropne rzeczy. Głęboko wstrząśnięty i z wielkim wstydem dowiedziałem się o przerażających, nie tylko pojedynczych, ale systematycznych i długoletnich ekscesach”. Ojciec Mertes dał wyraźny sygnał, że jest gotów zbadać te wydarzenia i wysłuchać ofiar. Zachęcił je, by się zgłaszały. Dwa tygodnie później o liście rektora i przypadkach pedofilii w liceum św. Kanizjusza dowiedziała się z lokalnej prasy opinia publiczna. Od tego momentu ruszyła medialna lawina.
Przez kilka tygodni w Niemczech dominował jeden temat: pedofilia w Kościele katolickim. Tematem zajmowały się od rana do wieczora wszystkie media, począwszy od regionalnych gazet, przez audycje radiowe, a skończywszy na telewizyjnych programach dyskusyjnych w najlepszej porze oglądalności. Kościół katolicki zasiadł na ławie oskarżonych. Stawiane mu zarzuty brzmiały: brak reakcji na sygnały ze strony ofiar, odwracanie wzroku i tuszowanie przypadków poprzez przenoszenie sprawców na inne placówki, brak współpracy z organami ścigania. Niektórzy wskazywali na katolicką etykę seksualną i celibat kapłanów jako faktory rzekomo prowokujące pedofilskie zachowania.
Półtora miesiąca później niemiecki episkopat utworzył specjalną infolinię dla ofiar pedofilii, mianował pełnomocnika wraz ze sztabem specjalistów do spraw wyjaśniania przypadków pedofilii, pół roku później zmienił wytyczne w obchodzeniu się z przypadkami pedofilii wśród duchownych, a po roku zaczął wypłacać odszkodowania i otworzył akta personalne duchownych wszystkich diecezji dla kryminologów. Nie zawsze jednak Kościół katolicki w Niemczech reagował w tej materii tak zdecydowanie i konkretnie.
Przed 2010: wytyczne, ale…
1 września 2002 pierwszy program telewizji ARD wyemitował film dokumentalny o nadużyciach seksualnych wśród duchownych. Na wcześniejsze pisemne zapytanie autorów większość z 27 niemieckich diecezji potwierdziła przypadki pedofilii wśród swoich duchownych i świeckich pracowników. W sumie w latach 1972–2002 w niemieckich diecezjach znanych było co najmniej 47 przypadków pedofilii. Archidiecezja Berlina oraz diecezje Magdeburga, Eichstätt, Görlitz, Pasawy i Erfurtu poinformowały o braku takich przypadków. Archidiecezja Fryburga Bryzgowijskiego oraz diecezje drezdeńsko-miśnieńska, augsburska, Fuldy, Münster i Bamberga odmówiły odpowiedzi. Tylko diecezje Essen, Hildesheim i Rottenburg-Stuttgart dysponowały już własnymi wytycznymi i pierwszymi planami zapobiegania pedofilii wśród duchownych.
Na fali wydarzeń w Stanach Zjednoczonych oraz po publikacji watykańskich dokumentów „Sacramentorum sanctitatis tutela” i „De delictis gravioribus” konferencja episkopatu Niemiec wydała pod koniec września 2002 roku dokument zawierający pierwsze wspólne i wiążące dla wszystkich diecezji wytyczne w obchodzeniu się z przypadkami pedofilii wśród duchownych. Wytyczne te uznała także Niemiecka Konferencja Przełożonych Zakonnych. W dokumencie biskupi pierwszy raz oficjalnie przyznali, że również wśród księży i zakonników dochodziło do przypadków pedofilii. Zredagowano 16 punktów, w których określono sposoby reagowania i przeciwdziałania nadużyciom seksualnym duchownych. Zgodnie z nimi:
- Ordynariusz diecezji ma ustanowić pełnomocnika, który zajmie się wyjaśnianiem zarzutów.
- Pełnomocnik zostaje obwieszczony w dzienniku urzędowym diecezji i przedstawiony opinii publicznej.
- Każdy donos lub zarzut ma zostać niezwłocznie sprawdzony. Pełnomocnik prowadzi rozmowę z podejrzanym, podczas której obecny jest prawnik. Wszyscy uczestnicy rozmowy podpisują protokół.
- Natychmiast zostaje poinformowany ordynariusz diecezjalny.
- Jeśli zarzut zostanie potwierdzony, rozpoczynają się wewnątrzkościelne badania wstępne na mocy kanonu 1717 CIC.
- Jeśli badania wstępne potwierdzą zarzut pedofilii, sprawa zostaje przekazana Stolicy Apostolskiej na mocy dokumentu „Sacramentorum sanctitatis tutela”.
- W dowiedzionych przypadkach pedofilii zachęca się podejrzanego do zgłoszenia się na policję.
- Ofierze i jej krewnym zaproponowana zostaje pomoc ludzka, terapeutyczna i pastoralna.
- Sprawca powinien poddać się specjalnej terapii.
- Osobom z otoczenia sprawcy i ofiary oferuje się szczególne wsparcie.
- W dowiedzionych przypadkach na sprawcę zostanie nałożona kara kościelna.
- Po odbyciu kary sprawca nie może zostać skierowany do pracy, w której miałby kontakt z dziećmi i młodzieżą.
- Odpowiednia osoba informuje o przypadku pedofilii opinię publiczną, zwracając szczególną uwagę na ochronę ofiary i unikając dyskryminacji sprawcy.
- Środki prewencyjne podczas kształcenia duchownych zostaną zaostrzone, szczególnie poprzez tematyzowanie problematyki seksualności i rozpoznawania sygnałów anormalnego zachowania.
- W przypadku przeniesienia sprawcy jego nowy pracodawca lub przełożony zostanie poinformowany o sprawie
- Wytyczne obowiązują również w przypadku zatrudnionych przez Kościół osób świeckich.
Mimo przedstawionych wyżej pierwszych wytycznych niemieckiego episkopatu system reagowania okazał się niewystarczający. Nasuwa się poza tym pytanie: skąd wzięła się tak duża różnica między liczbą podaną przez episkopat w roku 2002 a liczbą ujawnioną przez byłych absolwentów Canisius-Kolleg w 2010 roku, skoro większość przypadków molestowania nieletnich przez duchownych wydarzyła się w latach 70. i 80.? Dlaczego większość ofiar zdecydowała się mówić o swoich cierpieniach dopiero w 2010 roku?
O. Klaus Mertes SJ, były rektor liceum św. Piotra Kanizjusza w Berlinie wymienia trzy powody. Po pierwsze: kiedy ofiary próbowały mówić, zamykano im usta: „W naszym liceum mamy na to nawet dowody w aktach. Uczniowie napisali list do dyrektora, w którym opowiadają o «dziwnych praktykach seksualno-pedagogicznych niektórych nauczycieli». Ale na ten list nigdy nie otrzymali odpowiedzi!”.
O. Mertes wskazuje na wciąż powtarzający się schemat: gdy ktoś próbuje mówić, inni odwracają głowę, udając, że ich to nie dotyczy lub o niczym nie wiedzą. „Gdy rozpocząłem moją pracę w liceum św. Kanizjusza w 1994 roku, szybko doszły mnie plotki o pewnym księdzu-nauczycielu. Zawsze, gdy próbowałem temat zgłębić i dopytać wśród księży, odpowiadano mi milczeniem lub agresją”.
Dlaczego większość ofiar zdecydowała się mówić o swoich cierpieniach dopiero w 2010 roku?
O „systematycznie praktykowanej kulturze odwracania wzroku i milczenia” mówił też pełnomocnik zakonu benedyktynów, adwokat Thomas Pfister. Potwierdził to nawet pełnomocnik episkopatu ds. molestowania seksualnego, bp Stephan Ackermann, który stwierdził, że „wiele przypadków było zatuszowywanych”[4].
Drugi powód, dla którego ofiary niechętnie mówiły o molestowaniu, to ich ambiwalentny stosunek do sprawców. „Ofiary często nie chcą krzywdzić swojego dręczyciela, ponieważ go bardzo szanują, a niektóre nawet pojmują akt molestowania jako wyraz miłości”, mówi o. Mertes. Aby zrozumieć takie osoby, trzeba nauczyć się interpretować ich specyficzne sygnały. Dodatkowo niektóre ofiary i osoby z ich otoczenia źle pojmują lojalność wobec Kościoła. Sytuacja jest podobna jak w przypadku molestowania w rodzinie: dziecko-ofiara chce mówić, ale matka mu zabrania bojąc się o dobre imię rodziny. „To działa na zasadzie «bądź cicho, chyba nie chcesz zrobić przykrości tatusiowi». Takie myślenie popierane jest również w Kościele. Ale to jest źle pojęta lojalność. Wyjścia ofiar z cienia nie można mylić z brakiem lojalności!” – przekonuje o. Mertes.
Trzecim powodem dla którego większość ofiar zdecydowała się opowiedzieć o molestowaniu dopiero tak późno, jest – zdaniem o. Mertesa – kwestia wstydu. Większość przychodzi dopiero teraz, ponieważ jako dorośli potrafią lepiej zrozumieć i ocenić problem.
Po 2010: stanowczo po stronie ofiar
W 2010 roku podejście Kościoła do kwestii molestowania nieletnich przez duchownych zmieniło się radykalnie. 1 lutego na konferencji prasowej przed setką dziennikarzy z całych Niemiec o. Klaus Mertes SJ i ówczesny prowincjał jezuitów o. Stefan Dartmann SJ jeszcze raz potwierdzili, że w liceum św. Kanizjusza w Berlinie doszło w latach 1975–1984 do molestowania nieletnich przez duchownych. Prowincjał publicznie bił się w piersi: „Wszystkich poszkodowanych proszę w imieniu zakonu o wybaczenie za to, co im się przydarzyło. Przepraszam też w imieniu naszego zakonu za to, że jego ówcześni odpowiedzialni zaniedbali swoje obowiązki i po tych wykroczeniach odpowiednio nie zareagowali”.
List o. Mertesa oraz publiczne wystąpienie jego i ówczesnego prowincjała spowodowały, że w półtora miesiąca do niemieckiego zakonu jezuitów zgłosiło się ok. 160 byłych ofiar pedofilii. Głównie absolwenci liceum św. Kanizjusza w Berlinie, ale też innych placówek jezuitów, jak liceum św. Alojzego Gonzagi w Bonn i liceum w Sankt Blasien na południu Niemiec. W tym samym czasie pojawiły się także zarzuty wobec niektórych ojców benedyktynów w bawarskich klasztorach Ettal i Sankt Ottilien. Niemal że codziennie media donosiły o nowych podejrzeniach. W marcu 2010 roku wśród 27 niemieckich diecezji tylko Görlitz, Erfurt, Magdeburg i diecezja drezdeńsko-miśnieńska informowały, że nie znają żadnych przypadków pedofilii wśród swoich duchownych.
Niemiecki episkopat pod ogromną presją opinii publicznej, a także skonfrontowany z wyraźnie ofensywną postawą zakonu jezuitów, zajął się sprawą na swojej tradycyjnej sesji plenarnej. Pod koniec sesji, 25 lutego, biskupi zapowiedzieli: dogłębne zbadanie wszystkich przypadków pedofilii popełnionych przez osoby zatrudnione przez Kościół katolicki (nie tylko duchownych, ale i osoby świeckie – organistów, nauczycieli i wychowawców pracujących w kościelnych instytucjach), zmianę wytycznych z 2002 roku dotyczących molestowania nieletnich przez duchownych (nowe wytyczne episkopat opublikował już sześć miesięcy później), utworzenie specjalnej infolinii dla ofiar pedofilii (została uruchomiona 30 marca) oraz długoterminowe projekty prewencyjne. Biskup Trewiru, Stephan Ackermann, został mianowany specjalnym pełnomocnikiem niemieckiego episkopatu ds. molestowania seksualnego. Do postanowień episkopatu przyłączyła się Niemiecka Konferencja Przełożonych Zakonnych.
Nowe wytyczne episkopatu dotyczące obchodzenia się z przypadkami pedofilii zawierają już nie 16 a 55 punktów, są precyzyjniejsze i kładą nacisk na większą niezależność osób zajmujących się wyjaśnianiem zarzutów. Ordynariusz diecezji ma zgodnie z nimi wybierać pełnomocnika, który nie powinien należeć do kierownictwa diecezji. Oprócz pełnomocnika ordynariusz ma stworzyć sztab doradczy składający się z „kobiet i mężczyzn, ekspertów w dziedzinie psychiatrii, psychoterapii, psychiatrii sądowej oraz z prawników”. Wytyczne zezwalają diecezjom na tworzenie wspólnego sztabu.
W 2010 roku podejście Kościoła do kwestii molestowania nieletnich przez duchownych zmieniło się radykalnie
Zmiany wytycznych są ważnym krokiem w wyjaśnianiu przypadków pedofilii w Kościele, jednak według niektórych pod pewnymi względami wciąż zbyt zachowawczym. O. Klaus Mertes SJ jest zdania, że wyjaśnianiem tych spraw powinna się zajmować osoba z zewnątrz, spoza struktur kościelnych. „My reprezentujemy stronę sprawcy! Nie twierdzę, że wszyscy jesteśmy sprawcami. Ale jesteśmy częścią systemu, w którym zdarzały się przypadki pedofilii. Nie możemy badać i kontrolować sami siebie. Stajemy się wtedy niewiarygodni!” – mówi o. Mertes, zaznaczając, że za takie stanowisko był wewnątrz Kościoła ostro krytykowany.
Radykalne podejście zakonu jezuitów i stanowcze postawienie na wysłuchanie ofiar nie oznacza przy tym, że zakonu nie interesuje perspektywa sprawcy. O. Mertes słyszał już współbraci, którzy ojców pedofilów chcieli „wytępić”. Ale nienawiść jest nie na miejscu, bo – mimo ewidentnej winy – sprawcy należą do rodziny zakonnej i potrzebują fachowej pomocy. Ostatecznie jego zakon pełnomocnikiem ds. wyjaśniania przypadków pedofilii mianował ewangeliczkę. Adwokat Ursula Raue pełni tę funkcję od 2007 roku, wcześniej wykonywała ją siostra zakonna. Jak przyznaje o. Mertes: „robiła dobrą robotę”, ale zbyt często narażona była na konflikt lojalności wobec Kościoła. Dzisiaj jeszcze w pięciu diecezjach i w licznych zakonach funkcję pełnomocnika pełnią osoby duchowne.
Trzecią i dla opinii publicznej w Niemczech najistotniejszą zmianą, którą episkopat wprowadził w wytycznych dotyczących nadużyć seksualnych, jest współpraca z organami ścigania.
Kościół katolicki do tej pory musiał słuchać zarzutów, że zdając się na prawo kanoniczne, omija prawo cywilne. W 26 punkcie nowego dokumentu biskupi wyraźnie stwierdzają, że jeśli istnieją poszlaki wskazujące na molestowanie nieletnich, o sprawie powinny zostać powiadomione organy ścigania. Ze względu na ochronę ofiar zaznacza się jednak, że można zrezygnować ze złożenia skargi na policję, jeśli taką wolę wyrazi ofiara lub jej rodzice. Fakt ten jednak musi być sprawdzony prawnie i potwierdzony pisemnie.
30 marca 2010 roku ruszyła stworzona przez episkopat Niemiec specjalna infolinia dla ofiar pedofilii oraz strony internetowe i programy prewencyjne. Według informacji episkopatu, do 10 lipca 2011 zespół fachowców przeprowadził 6 379 rozmów, z poradnictwa internetowego skorzystało 337 osób. W ciągu roku zostało złożonych 579 wniosków o odszkodowanie; najstarszy przypadek pedofilii wśród duchownych miał miejsce w 1935 roku, najmłodszy dotąd znany w 2004. Do biura pełnomocnika konferencji episkopatu zarówno przez infolinię, jak i bezpośrednio zgłaszały się też ofiary molestowania z innych środowisk społecznych.
W marcu 2011 roku episkopat Niemiec zdecydował, że wypłaci każdej ofierze pedofilii maksymalną kwotę 5 tys. euro. Decyzja ta została ostro skrytykowana przez media i przedstawicieli ofiar. Wielu z nich żądało odszkodowań w wysokości nawet kilkuset tysięcy euro. Episkopat podkreślał jednak, że chodzi nie tyle o odszkodowania, ile o gest uznania cierpienia ofiar, ponieważ wyrządzonych krzywd nie da się naprawić finansowo. O. Klaus Mertes SJ dodaje, że jezuici zdecydowali się na ryczałtową zapłatę 5 tys. euro, ponieważ jako zakon nie mogli być sędzią w sporze i nie mogli odmierzać „stopnia wyrządzonej krzywdy”. De facto decyzja episkopatu w sprawie odszkodowań była po części reakcją na działania zakonu jezuitów, który już pół roku wcześniej, we wrześniu 2010, zdecydował o wypłacaniu takiej sumy.
Prewencja i formacja
Trzecim krokiem w podejściu Kościoła katolickiego w Niemczech do przypadków pedofilii, po rozpoczęciu badań i wypłacaniu odszkodowań, jest prewencja. Według wytycznych episkopatu należą do niej m.in. kodeks zachowania pracowników (w tym duchownych i świeckich) wobec dzieci i młodzieży, odpowiednie instrukcje służbowe, możliwość szybkiego i nieskomplikowanego wniesienia zażalenia, dobór pracowników (do pracy z nieletnimi należy przedłożyć policyjne poświadczenie niekaralności), stałe szkolenie pracowników zajmujących się nieletnimi (m.in. rozpoznawanie profilu sprawcy i ofiary). Na stronie prewencyjnej episkopatu przedstawionych zostało kilkadziesiąt projektów z różnych diecezji. Na razie jednak nie wiadomo, w jaki sposób kroki prewencyjne wdrażane będą również podczas formacji kapłanów. Decyzje tego typu zależą w głównej mierze od poszczególnych ordynariuszy diecezji.
Niektórzy naukowcy uważają, że skłonności pedofilskie można rozpoznać, zanim dojdzie do karalnych czynów. Taki projekt badawczo-prewencyjny dla potencjalnych sprawców prowadzi w berlińskiej klinice uniwersyteckiej prof. Klaus M. Beier. Wśród jego pacjentów są też duchowni. Prof. Beier jest zdania, że wszystkim potencjalnym pedofilom wśród duchownych można pomóc, ale „Kościół musi ten proces wesprzeć, akceptując, że skłonność pedofilska nie jest jeszcze grzechem, lecz częścią stworzenia, a osoby w nią uwikłane potrzebują pomocy”. Jego zdaniem sytuacja potencjalnych sprawców pogarsza się, jeśli „[…] zakładają, że silna wiara i posłuszeństwo religijnym nakazom sprawią, że ich niepożądane popędy seksualne znikną. Celibat jest tak atrakcyjny dla pedofilów, ponieważ chcą oni zostawić za sobą swoją obciążoną konfliktami seksualność i uwolnić się od seksualnych popędów”. Prof. Beier nie wypowiada się przy tym przeciwko celibatowi jako formie życia, ale zwraca uwagę na potrzebę jasnych kryteriów przyjmowania kandydatów do kapłaństwa, ponieważ celibat może stać się „schronieniem” dla niektórych potencjalnych sprawców.
Chcąc sprawdzić tego typu tezy niemiecki episkopat zlecił badania Dolnosaksońskiemu Instytutowi Badań Kryminologicznych oraz Instytutowi Psychiatrii Sądowej Uniwersytetu Essen-Duisburg. Oba będą miały dostęp do akt personalnych wszystkich 27 niemieckich diecezji z ostatnich dziesięciu lat. Poza tym kryminolodzy badać będą akta duchownych od 1945 roku w wybranych dziewięciu diecezjach. Najważniejsze cele tych badań to: weryfikacja liczby przypadków, opis wydarzeń z perspektywy ofiar, dokładna analiza zachowania sprawców oraz analiza reakcji przełożonych i ich koncepcji dotyczących prewencji. Z tymi badaniami episkopat wiąże nadzieję na wypracowanie metody rozpoznawania i rozumienia fenomenu pedofilii wśród duchownych i, co z tym związane, uniemożliwienie kolejnych jej przypadków.
„My reprezentujemy stronę sprawcy! Jesteśmy częścią systemu. Nie możemy badać i kontrolować sami siebie. Stajemy się wtedy niewiarygodni!” – mówi o. Klaus Mertes, zaznaczając, że za takie stanowisko był wewnątrz Kościoła ostro krytykowany
Najmłodszym projektem prewencyjnym Kościoła w Niemczech jest międzynarodowe „Centrum Ochrony Dzieci i Młodzieży”, które powstało w lipcu 2011 roku w kooperacji między archidiecezją Monachium i Fryzyngii oraz Papieskim Uniwersytetem Gregoriańskim w Rzymie. Już w 2012 roku w ramach projektu, który bawarską archidiecezję kosztował 250 tys. euro, powstanie specjalny internetowy program szkoleniowy (e-learning) dla księży, nauczycieli i wychowawców. Abp Monachium i Fryzyngii kard. Reinhard Marx chce, by projekt ten miał wymiar globalny, tzn. by z tego typu prewencji i szkolenia mogli w przyszłości korzystać duchowni na całym świecie.
Najnowsze projekty prewencyjne Kościoła w Niemczech nie oznaczają bezprecedensowej rewolucji w podejściu do kwestii pedofilii wśród duchownych, ale na pewno są odważnym krokiem naprzód. Mimo że podczas skandalu pedofilskiego Kościół katolicki w Niemczech konfrontowany był czasem z absurdalnymi wręcz zarzutami, czas pokazał, że przyznanie się do winy i zdecydowane działanie wyszły mu na dobre. Tylko w ten sposób może on odzyskać utracone zaufanie.
Dominikanin o. Thomas Grießbach OP, profesor retoryki w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej i Teatralnej w Stuttgarcie zwraca uwagę na fakt, że podczas skandalu pedofilskiego w Niemczech ujawnił się jeszcze inny problem Kościoła: (nie)umiejętność radzenia sobie z kryzysami. Często brakuje tu fachowców. „Na studiach teologii nie ma adekwatnego wykształcenia, jakie na przykład zdobywają kadry kierownicze w firmach. Teologia nie daje nam instrumentarium potrzebnego do prowadzenia pracowników. Tu częściej unika się konfliktów, niż się je rozwiązuje. Jeśli ktoś jednak chce jakiś konflikt rozwiązać, traktuje się go jak zrzędę i kalającego własne gniazdo, choć paradoksalnie robi to z miłości do Kościoła”. Zdaniem dominikanina dodatkowy problem, to brak przygotowania księży do pracy z mediami. Zakonnik stwierdza: „[…] politycy i dziennikarze przygotowywani są przez specjalnych trenerów. Księża nie, i nawet najmądrzejsza ich wypowiedź może wypaść blado”. Poza tym „[…] zgodnie z zasadą retoryki, kto zaczyna się bronić, już przegrał. To bezproduktywne bronić się i krytykować prasę, bo błędy są błędami i nie można ich upiększać. Inteligentny odbiorca mediów sam zrozumie, że molestowanie zdarza się nie tylko w Kościele”.
O. Klaus Mertes SJ, który dał sygnał do ofensywnego podejścia do problemu, przyznaje dziś, że wielu miało mu ten krok za złe. Zarówno w Kościele, jak i poza nim. Dla jednych kalał własne gniazdo, drudzy byli po prostu zazdrośni. „Były osoby, które się złościły, że w skandalu pedofilskim pierwszy krok zrobiła szkoła katolicka”, a nie inne – nawet bardzo renomowane – placówki, w których również dochodziło do molestowania seksualnego, a czasem było ono niejako częścią systemu.
Kościół katolicki jest jak dotąd jedyną tak dużą instytucją w Niemczech, która – uwikłana w przypadki pedofilskie – zrobiła tak wiele dla ich wyjaśnienia. Czy wystarczająco?
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 8-9/2011.