Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Straszenie totalitaryzmem to przesada

Od lewej Jarosław Gowin, Piotr Gliński i Jarosław Kaczyński w Sejmie 11 stycznia 2018 r. Fot. Paweł Kula / Kancelaria Sejmu

Nie mogę zgodzić się z poglądem, że w Polsce miałby lada dzień zapanować totalitaryzm. Widzę raczej groteskową bezczelność władzy niż rządy totalne.

W tekście „Nowy autorytaryzm czy znacznie gorzej?” prof. Jerzy Gaul wyraża wprost obawę przed zaistnieniem w Polsce rządów totalitarnych. Przesłankę za taką obawą stanowi dla niego klasyczne w naukach o polityce rozróżnienie między systemem autorytarnym a totalitarnym. O ile rządy autorytarne charakteryzuje zdaniem historyka „pluralizm polityczny, autonomia życia prywatnego, społecznego i gospodarczego”, o tyle w totalitaryzmie główną rolę odgrywa ideologia, która niszczy również te swobody. Ideologia głoszona przez władzę ma bowiem stanowić schemat myślenia i postępowania we wszystkich przejawach ludzkiego życia (dlatego Hannah Arendt sądzi, że totalitaryzm charakteryzuje się między innymi dążeniem do odebrania ludziom stanu „samotności”, rozumianej jako przestrzeń spokojnego myślenia). To właśnie obecność ideologii w dzisiejszych rządach Zjednoczonej Prawicy jest powodem, dla którego Jerzy Gaul nie zgadza się z koncepcją Macieja Gduli, jakoby w Polsce zapanowała nowa, XXI-wieczna, odmiana autorytaryzmu. Gaul pisze, że jest jeszcze gorzej: zmierzamy ku totalitaryzmowi.

Historyk zapytuje: „Ważne pytanie, którego Gdula niestety nie zadał, brzmi: czy w przypadku PiS neoautorytaryzm jest celem, czy etapem pośrednim? (…) System budowany przez PiS w Polsce w wielu elementach odbiega już od klasycznego autorytarnego wzorca”. Autor wymienia następujące powody, dla których jego zdaniem rządy PiS można już teraz nazwać częściowo totalitarnymi: „mowa nienawiści i pogardy lansowana przez PiS przypomina totalitarną nowomowę z odwracaniem znaczeń podstawowych słów, propaganda prowadzona przez partyjne (tzw. publiczne) media w niczym już nie ustępuje faszystowskiej i komunistycznej machinie kłamstwa, (…) coraz powszechniej stosowane są metody walki z opozycją rodem z PRL”.

Brzmi to przekonująco. Faktem są przecież namolna propaganda mediów publicznych w serwisach typu „Wiadomości” TVP, zatrzymywanie i nachodzenie o 6 rano osób, które ubrały miejskie pomniki w koszulki z hasłem „konstytucja” czy wydawanie działaczom na rzecz osób niepełnosprawnych zakazu wstępu do Sejmu, nie ze względu na rzekomą agresywność działaczy, lecz – polityczną niewygodność. Ponadto odwracanie znaczeń pojęć (np. miłości) jest widoczne u bliskich PiS filozofów.

Mimo że każde z wyżej wymienionych zjawisk jest naganne, niepraworządne (nadgorliwość) i niedemokratyczne (nieakceptowanie „innych” głosów odpowiednio w: TVP, przestrzeni miejskiej czy Sejmie), to jednak coś mi nie daje spokoju; coś nie pozwala mi zgodzić się z poglądem, że w Polsce miałby lada dzień zapanować totalitaryzm. Widzę tu raczej groteskową bezczelność władzy, ale nie rządy totalne, czyli charakteryzujące się cenzurą prasy i delegalizacją opozycji. Aby unaocznić klimat totalitaryzmu, warto przytoczyć cytat z książki Richarda J. Evansa „Nadejście Trzeciej Rzeszy”: „Terror, na który wystawieni byli socjaldemokraci, stawał się coraz gorszy. Już z początkiem lutego 1933 r. lokalne i okręgowe władze, działając pod presją nazistowskiego ministra spraw wewnętrznych z Berlina, Wilhelma Fricka, oraz jego pruskiego odpowiednika, Hermanna Göringa, zaczęły wydawać zakazy na publikację poszczególnych numerów socjaldemokratycznych gazet. (…) Z biegiem miesiąca szajki brunatnych koszul zaczęły przerywać zebrania socjaldemokratów oraz bić mówców i słuchaczy”. Zastraszenie czy wzajemna nieufność obejmowały w faszyzmie, nazizmie czy komunizmie również życie prywatne: propaganda była dawkowana nawet w książkach dla dzieci, np. we Włoszech Mussoliniego zakazano 72 książek dla najmłodszych.

Owszem, pewne totalitarne elementy faktycznie można znaleźć w rządach PiS. Sięgając jeszcze raz do książki Evansa o III Rzeszy, czytamy: „Goebbels przekształcił regularne, otwarte rządowe konferencje prasowe z czasów Republiki Weimarskiej w tajne zebrania, na których Ministerstwo Propagandy przekazywało wybranym dziennikarzom (…) wiadomości”. Przypomina to zamknięcie przed dziennikarzami mediów prywatnych – oraz brak publicznego ogłoszenia dla zainteresowanych słuchaczy – lutowej konferencji „Tożsamość konstytucyjna” w siedzibie Trybunału Konstytucyjnego. Ale wielu konstytutywnych cech totalitaryzmu – przede wszystkim zastraszenia obywateli w sferze publicznej i prywatnej – w Polsce nie ma: osoby przeciwne rządowi mogą się jawnie stowarzyszać; nikt nie zamyka prywatnych gazet, portali i stacji telewizyjnych. Policja nie wejdzie do domu komuś, kto napisze w sieci negatywny komentarz o Kaczyńskim i PiS. Problem polega „tylko” na tym, że osoby o nieprzychylnych władzy poglądach raczej nie zostaną zaproszone do programów w TVP Info, a odległe od „mieszanki katolicko-nacjonalistyczno-rasistowskiej” (by użyć trafnego określenia prof. Gaula) przedsięwzięcia wydawnicze i artystyczne będą miały mniejsze szanse na rządową dotację. Być może odpowiedź na pytanie o totalitaryzm rozjaśni się po wyborach w 2019 roku.

Rządy PiS trwają w Polsce trzy lata i nie widać, aby miało wystąpić „coś więcej”

Na dziś moja niechęć do nazywania rządów PiS jakimś rodzajem totalitaryzmu zawiera się w tym, na co wskazuje sam Jerzy Gaul: „Benito Mussolini, który został w październiku 1922 roku premierem, (…) wykorzystywał mechanizmy parlamentarne do ograniczenia demokracji i praworządności, aż wreszcie 1 stycznia 1925 roku ogłosił triumfalnie początek faszyzmu. Adolfowi Hitlerowi do przejścia od autorytaryzmu do totalitaryzmu wystarczył tylko niecały rok (od grudnia 1932 do listopada 1933 r.)”. Rok Hitlera, dwa lata i dwa miesiące Mussoliniego – tymczasem rządy PiS trwają w Polsce trzy lata i nie widać, aby miało wystąpić „coś więcej” niż wspomniane naganne, ale jeszcze nie totalitarne, groteskowo-bezczelne zachowania rządzących.

I raczej tego „czegoś więcej” nie będzie, bo w Polsce, w przeciwieństwie do Włoch i Niemiec lat 20. i 30., nie widać na ulicach masowego entuzjazmu wobec „triumfu” czy „zmiany”; ludzie nie zapisują się tłumnie do prawicowych organizacji. Dość wspomnieć, że po wyborze Hitlera na kanclerza Niemiec 30 stycznia 1933 r. jeszcze tego samego dnia ulicami Berlina przeszło 60 tys. osób – 40 tys. cywilów i 20 tys. „Brunatnych Koszul”. Marszu na Rzym w 1922 r. Mussolini dokonał wraz z 200 tys. bojówkarzy „Czarnych Koszul”. Na wiece dyktatorów przychodziły tłumy sympatyków, rozentuzjazmowanych do poziomu histerii. Tymczasem, owszem, PiS ma miliony wyborców (w wyborach 2015 r. dostał 5,7 mln głosów, a biorąc pod uwagę niską frekwencję, środowisko sympatyków PiS może być nawet dwa razy większe), lecz partia ta nie wykształciła tego, co charakterystyczne dla totalitaryzmu: gigantycznych wieców poparcia oraz systematycznych, zorganizowanych również na szczeblu lokalnym, bojówek atakujących „wrogie” osoby. Ktoś mógłby przytoczyć przykład Wojsk Obrony Terytorialnej – tyle że nie są one narzędziem zakłócania opozycyjnych spotkań.

Wesprzyj Więź

Wreszcie, rzuca się w oczy, że (fakt, wyglądające niepokojąco) marsze nacjonalistów występują praktycznie tylko dwa dni w roku (1 sierpnia i 11 listopada) i nie są wiecami ku czci jakiegoś wodza czy skonkretyzowanej idei; hasła „czołem wielkiej Polsce” czy „śmierć wrogom ojczyzny” – choć krzyczący mogą mieć różne fantazje – nie niosą treści w postaci wspierania jakiegoś jasno wyrażanego planu rządzących, aby zamknąć w obozach opozycjonistów, zaatakować jakiś kraj czy pozbyć się mniejszości narodowej. Nie ma tu treści takiej jak ta z przemówień Hitlera z 1933 roku: „Nie oddamy władzy, będziemy trwać, by uchronić kraj przed degeneracją”. Nie ma „kaczyzmu” w takim sensie, jak nazizm czy faszyzm. To właśnie dlatego Polska nie stanie się totalitarna: rządy PiS znajdują wielu zwolenników, dla wielu są „dobrą patriotyczną zmianą”, ale PiS i postać Kaczyńskiego nie są dla wyborców na tyle „atrakcyjne”, aby skoczyli za „kaczyzmem” w ogień – nieistniejących zresztą – wieców na cześć wodza i jego idei. (W kontekście upowszechniającej się mody na birdwatching bardziej prawdopodobne, że Polacy chętniej skoczyliby za kaczką-gągołem krzykliwym, aby zrobić mu zdjęcie…).

Straszenie już niemal istniejącym totalitaryzmem (typowe np. dla środowiska KOD) często wydaje mi się sztucznym podsycaniem emocji. Jest to krok w złą stronę, to bowiem właśnie ruchy totalitarne bazują na podsycanych płytkich zbiorowych emocjach – przeciwnikach głębokiej indywidualnej emocjonalności, której towarzyszy namysł.

Na koniec dwie uwagi poboczne. Po pierwsze, prof. Gaul twierdzi, że „symetryści” ograniczają polityczną przyszłość Polski tylko do lewicy. Utożsamiam się z rozumieniem „symetryzmu” jako postawy myślenia niezależnego, nieuległego polaryzacji („symetria” dlatego, że taki wolny ptak może powiedzieć: „PiS robi źle, ale PO też ma grzechy…”). Stąd nie wydaje mi się, aby „symetryści” chcieli ograniczyć wybór do jakiegokolwiek jednego środowiska politycznego. Po drugie, Maciej Gdula pisze: „Kaczyński daje sporej części klasy średniej poczucie, że wreszcie otrzymuje ona należny jej kawałek władzy”, na co Jerzy Gaul odpowiada: „Myśl, że wzrost poczucia mocy jest sednem neoautorytaryzmu nie jest całkiem nowa”, ponadto „w III RP bardzo wielu przedstawicieli klasy średniej brało udział w sprawowaniu władzy”. Wydaje mi się, że oba poglądy są chybione. Wzrost poczucia mocy obywateli – i klasy średniej, i tzw. robotniczej – wzrośnie, jeżeli w Polsce, jak w Szwajcarii, będą na porządku dziennym wiążące referenda w konkretnych sprawach, np. w palącej kwestii handlu w niedzielę. Tylko że wtedy to poczucie mocy nie będzie ani III RP, ani IV RP.

Podziel się

Wiadomość

„Nie mogę zgodzić się z poglądem, że w Polsce miałby lada dzień zapanować totalitaryzm.”

W artykule prof. Gaula nigdzie nie ma tezy, że totalitaryzm miałby zapanować „lada dzień”.
Polemika z wykoślawionymi stwierdzeniami, jest chwytem erystycznym tyleż powszechnym, co nieuczciwym.

Owszem, „lada dzień” to nie są słowa prof. Gaula, bo inaczej ujęłabym je w cudzysłów jako cytat. Ale teza o zbliżającym się totalitaryzmie – totalitaryzmie, który zapanuje lada dzień – pada w wydźwięku tekstu, w jego klimacie. Jerzy Gaul pisze wprost, że prawdopodobnie zmierzamy ku totalitaryzmowi, a nawet że „już” państwo polskie ma pewne jego cechy! Oto stosowny cytat: „System budowany przez PiS w Polsce w wielu elementach odbiega już od klasycznego autorytarnego wzorca”.

Pani stwierdzenia o „klimacie tekstu” są tylko Pani odczuciami, których nie należy przenosić na merytoryczną dyskusję.

A co do meritum: Czy takie słowa „Wierzę, że będziemy mieli silną, wolną i sprawiedliwą Polskę, wolną od komunistów i postkomunistów”, należą bardziej do propagandowego arsenału autorytaryzmu, czy totalitaryzmu?

Zawarty w tekście komponent emocjonalny jest również czymś, co należy analizować. Oczywiście odczucia te są subiektywne, ale mogą coś ujawniać o tekście. To właśnie totalitaryzm dąży do eliminacji subiektywizmu, odróżniającego ludzi od siebie. Pana pytanie, czy w danej wypowiedzi dostrzegam totalitarne lub autorytarne tendencje, jest w gruncie rzeczy również pytaniem o odczucia.

Co do słów prezydenta Dudy – „Wierzę, że będziemy mieli silną, wolną i sprawiedliwą Polskę, wolną od komunistów i postkomunistów” – o totalitarnym zabarwieniu świadczy zapowiedź „uwolnienia” Polski od ludzi o danych poglądach (np. lewicowych), co budzi skojarzenia z chęcią ich fizycznego wyeliminowania. Natomiast, po pierwsze, tak jak pisałam w tekście, to skądinąd okropne zdanie nie ma wypełnienia w rzeczywistości – nie ma, jak po dojściu Hitlera do władzy, nasyłania bojówek na opozycję, zastraszania np. działaczy Partii Razem. Jest to buńczuczna wypowiedź, która padła po zdaniu „do dzisiaj w SN orzekają ludzie, którzy w stanie wojennym wydawali wyroki na podziemie”. Prawdopodobnie miała ona dotyczyć SN, ale prezydent dodał do niej – może nieświadomie – jakieś swoje fantazje. Ale za tym zdaniem nie idzie typowe dla totalitaryzmu zastraszenie osób o opozycyjnych poglądach, zmuszające je do ukrywania się.

Ech… może Pan swobodnie krytykować władzę, jawnie działać w partii opozycyjnej czy stowarzyszeniu o poglądach krytycznych wobec władzy. Nie boi się Pan, że sąsiedzi doniosą, że ma Pan nieprawomyślne (krytyczne wobec władzy) poglądy. Jednak jeżeli przypuszczalne fantazje rządu i prezydenta o eliminacji wrogów rządu faktycznie się spełnią, będzie można mówić o totalitaryzmie. Ale raczej tak nie będzie, bo w Polsce nie ma aktywnego entuzjazmu wobec tego rodzaju działań.

Mogę krytykować, bo nie jestem wprost od władzy zależny, ale już np. moi znajomi pracujący w urzędach państwowych nie pójdą na manifestację w obronie praworządności, bo się boją (nie bez podstaw), że stracą pracę. Nawet w placówkach naukowych podległych MŚ były szykany wobec uczonych krytykujących działania w Puszczy Białowieskiej, że już nie wspomnę o sytuacji w Lasach Państwowych.
Nigdzie nie pisałem, że mamy totalitaryzm, ani nawet, że do niego z pewnością zmierzamy, natomiast podobnie jak prof. Gaul obserwuję szereg niepokojących symptomów. Jajo węża jest już zapłodnione, czy gad się wykluje, to jeszcze nie jest pewne, sądzę, że jeszcze można temu zaradzić.
Nie powiedziałbym, żeby prof. Gaul „straszył” – to kolejne erystyczne nadużycie w Pani artykule. Straszy ktoś, kto chce wywołać lęk, przestrzega – ten, kto pokazując możliwy rozwój wydarzeń zachęca do racjonalnego działania w celu uniknięcia zagrożenia.

Ja również zaobserwowałam w Polsce pewne szczątkowe elementy typowe dla totalitaryzmu, którym trzeba bacznie się przyglądać. Przytoczę cytat z mojego powyższego tekstu: „Owszem, pewne totalitarne elementy faktycznie można znaleźć w rządach PiS. Sięgając jeszcze raz do książki Evansa o III Rzeszy, czytamy: «Goebbels przekształcił regularne, otwarte rządowe konferencje prasowe z czasów Republiki Weimarskiej w tajne zebrania, na których Ministerstwo Propagandy przekazywało wybranym dziennikarzom (…) wiadomości». Przypomina to zamknięcie przed dziennikarzami mediów prywatnych – oraz brak publicznego ogłoszenia dla zainteresowanych słuchaczy – lutowej konferencji «Tożsamość konstytucyjna» w siedzibie Trybunału Konstytucyjnego”.
Natomiast prawdopodobnie nie rozwinie się to w stronę np. delegalizacji mediów prywatnych. Choć sytuacja z konferencją TK była haniebna. Ja po prostu przestrzegam przed używaniem wielkich kwantyfikatorów – takich jak w tym zdaniu autorstwa Gaula: „Jak mantrę trzeba powtarzać: przy PiS rozważać trzeba wyłącznie najbardziej pesymistyczne scenariusze”.

Zgoda co do krytyki ostatniego cytowanego zdania. Trzeba rozważać różne scenariusze, nie tylko najbardziej pesymistyczne. Jednak zasada przezorności (występująca jako tzw. precautionary principle w różnych dokumentach międzynarodowych) powiada, że jeśli istnieje realne (choć nie koniecznie nawet b. prawdopodobne) ryzyko fatalnego rozwoju wydarzeń, to trzeba to brać pod uwagę i starać się zawczasu zapobiec.
Takie fakty jak: zrobienie z publicznych środków przekazu tuby propagandowej władzy; podporządkowanie aparatu urzędniczego poprzez rozmontowanie służby cywilnej; podporządkowanie prokuratury; opanowanie Trybunału Konstytucyjnego; postępujący wzrost kontroli nad sądownictwem; używanie propagandy odwołującej się do nacjonalizmu, ksenofobii, pogardy; dążenie do zwiększenia kontroli nad gospodarką; itd. w zupełności uzasadniają konieczność brania pod uwagę bardzo groźnego rozwoju wydarzeń.
Zbyt często (odnoszę to i do siebie) szukamy analogii z nazizmem czy stalinizmem. To ogromnie ułatwia uspokajające stwierdzenia, że przecież nie ma przemocy na wielką skalę, więc o cóż chodzi?
Myślę, że znacznie bardziej pouczające byłoby śledzenie najnowszej historii Turcji, która w ciągu kilkunastu lat (partia Erdogana zdobyła w 2002 r 34% głosów, ale ze względu na ordynację uzyskała większość) przeszła od w miarę praworządnej demokracji do zamordyzmu.
Czy sytuację w Turcji należy klasyfikować jako totalitaryzm, czy autorytaryzm, to ciekawe zagadnienie badawcze, ale pewnie mało frapuje tych, którzy z powodów politycznych siedzą w tureckich więzieniach.
Sądzę, że nasza dyskusja powinna już dobiec końca.
Uprzejmie dziękuję, że zechciała ją Pani podjąć.
Z poważaniem,
Piotr Dąbrowski