Nie wierzę w szkoły psychoterapeutyczne, w wielką wiedzę zdobytą w czasie studiów, wyuczoną z podręczników. Wierzę w serce ludzkie, w osobowość człowieka i tylko na tej zasadzie mogę pracować z ludźmi.
Przełom w moim życiu nastąpił, kiedy byłem świadkiem wypadku ulicznego. Miałem kilkanaście lat i chodziłem do liceum. Człowiek wpadł pod tramwaj i właściwie go przepołowiło. Wszedłem do niego pod ten tramwaj i byłem z nim do końca, trzymałem go za rękę i mówiłem mu, żeby się nie bał, że nie jest sam. Kiedy podniesiono tramwaj, ten człowiek umarł. Uświadomiłem sobie, że zawsze trzeba być z człowiekiem do końca, dawać mu wiarę i nie pozwolić, by cierpiał w samotności.
Jestem człowiekiem wierzącym. Wierzę w Jezusa. Jest On moim idolem. Jest On jedynym, absolutnym wzorem do naśladowania dla każdego człowieka, który chce pracować dla ludzi. Nie ma innego wzoru. Jezus był przy tym wszystkim skromny, ciepły. Potrafił mówić prawdę. Nie oceniał innych, przyjmował każdego człowieka. Swoim życiem dawał przykład. Patrząc na Niego, zbudowałem własną pedagogię.
Jezus jest jedynym, absolutnym wzorem do naśladowania dla każdego człowieka, który chce pracować dla ludzi. Nie ma innego wzoru
Moja pedagogia jest prosta: dawać siebie innym. Ja nie wierzę w szkoły psychoterapeutyczne, w wielką wiedzę zdobytą w czasie studiów, wyuczoną z podręczników. Ja wierzę w serce ludzkie, w osobowość człowieka i tylko na tej zasadzie mogę pracować z ludźmi.
Nie mam zbyt wielu okazji rozmawiać o mojej wierze. Kiedy jestem zupełnie sam, na przykład na spacerze z moimi psami, myślę o Bogu, o tym, że On cierpiał za nas, że poświęcił swoje życie dla naszego zbawienia. W ostatni Wielki Piątek uczestniczyłem w wielkiej Drodze Krzyżowej. Szedłem w tłumie, ale byłem sam. Nie było dziennikarzy ani żadnych kamer. Nikt nie wiedział, że idę. Czułem wtedy Jego ogromną bliskość. […]
Wielu ludzi jest egoistami i egocentrykami, są skierowani do wewnątrz. Myślę sobie, że jest jakaś na to recepta. Pierwsza lekcja przychodzi do człowieka wtedy, kiedy da niechcący coś komuś od siebie, a jego czyn spotka się z wdzięcznością, z ciepłą reakcją innej osoby.
Ta reakcja może być czymś zupełnie nowym w jego życiu. Takie spotkanie porusza głazy, które mamy w sobie. Człowiek może wtedy pomyśleć, że chyba popełniał w życiu błędy i że może lepiej jest się dzielić z ludźmi, a nie koncentrować tylko na sobie. W życiu każdego zdarza się taka chwila. I właśnie pójście za tym impulsem może być pierwszym krokiem ku miłości i bezinteresowności. […]
To jest szalenie trudne zadanie: nauczyć kogoś, żeby był wolny w sposób odpowiedzialny. Przecież ja pracuję głównie z ludźmi, którzy do tej pory nie umieli korzystać z wolności. Często nie mają pojęcia o odpowiedzialności. Mimo to myślę, że należy z nimi pracować w formule wolności. Oni muszą mieć możliwość dokonywania wyboru. Nie mogą zostać postawieni w schemacie, który im coś narzuca. Z czasem ludzie zaczynają dokonywać właściwych wyborów. Nakierunkowują swój kompas na właściwą drogę. Jeżeli jest to droga pełna pracy, w której najważniejszymi wartościami są otwartość, szczerość, prawda, to idąc nią, człowiek w pewnym momencie zaczyna wybierać odpowiedzialnie. […]
Wierzę w to, że istnieje życie pozagrobowe, że nie odchodzimy w niebyt. Nasza dusza jest nieśmiertelna. Po śmierci więc istniejemy nadal… Nasi bliscy… Moja mama jest nadal ze mną. Czuję jej bliskość. Myślę, że jest teraz blisko Boga, bo była bardzo dobrą osobą. Dla mnie niebo jest bliskością Boga, Jego łaski, Jego ciepła, zrozumienia, dobroci. A piekło? Wolałbym, żeby nie istniało. Myślę sobie, że jeśli niebo jest bliskością Boga, to piekło jest oddaleniem, brakiem kontaktu z Bogiem i z człowiekiem. Samotnością.
Notowały Justyna Domosławska i Elżbieta Wrona
Fragmenty tekstu, który ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 10/1994.
Jedna z najwybitniejszych osobowości Polski. Wzór do naśladowania , wspaniały i mądry człowiek. Mam nadzieję że jego przesłanie jest obecne w Monarze nadal.