Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Pomóc od wewnątrz

Fot. Shutterstock.com

Istnieje opinia teologiczna, do której przychyla się Joseph Ratzinger, że zmarli nie mogą wejść do szczęścia wiecznego bez przebaczenia osób, które skrzywdzili – pisze Małgorzata Wałejko.

Kiedyś nie umiałam tego pojąć. Jaki sens ma moja modlitwa za kogoś, skoro Pan Bóg – kochający tego człowieka o wiele bardziej niż ja – w swojej Opatrzności sam zapewnia mu najlepszy los? I to z Jego, a zatem szerszej niż moja, perspektywy. Czy swoją miłość do tego człowieka i prowadzenie go Bóg uzależniałby od tego, czy ktoś raczy się za niego pomodlić? Przecież i bez tego przychyli mu nieba (w przenośni i dosłownie) na miarę tego, na ile ów człowiek pozwoli.

To jedna z Bożych tajemnic. Dziś jednak wydaje mi się, że zaczynam rozumieć dwa istotne wymiary modlitwy wstawienniczej.

Po pierwsze, Panu Bogu musi szczególnie zależeć, by Jego dzieci wzajemnie się kochały; Jezus prosił wszak, byśmy modlili się nawet za wrogów, nie złorzecząc. I mnie szczególnie wzrusza, gdy jedno z moich dzieci podnosi drugie po upadku, gdy się przytulają i pocieszają. Serce rodzica topnieje, a Bóg jest naszym Ojcem – dlatego Jego naturalną wolą jest, byśmy się za siebie modlili.

Po drugie, modlitwa wstawiennicza jest widać potrzebna nam samym – jak każdy dobry czyn: oczyszcza nas, podnosi, sprawia, że urzeczywistnia się w nas podobieństwo do Boga, gdy jak On kochamy naszych braci. Jak On, a przede wszystkim – z Nim i w Nim.

Warto wobec Boga przebaczać zmarłym – to sposób na okazanie im miłosierdzia

U Thomasa Mertona znalazłam kiedyś genialne rozróżnienie między „kochaniem Boga w ludziach” a „kochaniem ludzi w Bogu”. Popularne wydaje się to pierwsze: czynimy dobrze bliźnim, bo w nich jest Chrystus; bezpośredni kontakt z Nim zastępujemy wypełnianiem przykazania miłości bliźniego, dekalogu i życiem uczciwym. Prym wiodą tu cnoty moralne. Jesteśmy czynni, aktywni i niespokojni, usiłując odszukać Boga w kontaktach z innymi, a także mając poczucie sprawowania kontroli nad rozwojem Bożego życia w innych, za których czujemy się odpowiedzialni. Ilekroć sama popadam w tego rodzaju aktywizm – zżymając się na błędy widziane w Kościele, zamartwiając o innych – mój przyjaciel zwykł mnie „odpowietrzać”: „Relax, na szczęście to nie ty zbawiasz świat”.

„Kochanie ludzi w Bogu” to zaczęcie od innej strony: to zasadzona w kontemplacji Boga możliwość znajdowania ludzi bez ich usilnego szukania – w Bogu, którego znaleźliśmy. Ten sposób miłości „rośnie jedynie w głąb: pogrąża się coraz głębiej i głębiej w Boga i tym samym poszerza swoje zdolności kochania ludzi”. Gdy zanurzamy się w Boga poprzez częstą Eucharystię i cichą modlitwę, zaczynamy Jego pragnienia odczuwać w sobie. Coraz bardziej więc zależy nam na innych ludziach, choć nie czuwamy już z niepokojem nad Bożą obecnością w ich duszach, gdyż całą „kontrolę nad sytuacją” oddajemy Bogu.

Co ciekawe, wtedy też zaczynamy widzieć bliskich w takiej perspektywie, w jakiej są widziani przez Stwórcę. Ich życie i rozwój postrzegamy w kluczu wieczności, nie zadowalając się już ich „szczęściem, zdrowiem i pomyślnością” na tym świecie. Merton trafia w punkt: „Miłość nie może się zadowolić czymś tak ułamkowym. Kochając go, muszę w jakiś sposób wniknąć głęboko w tajemnicę miłości, jaką Bóg ma dla niego”. Plan Opatrzności potrafię przyjąć jedynie za pomocą Ducha Świętego żyjącego w głębi mojego serca, który udziela daru „jasnowidzącej roztropności” w odniesieniu do Bożego zamysłu wobec kochanej osoby.

Naszą miłość do innych i modlitwę za nich warto więc „zadzierzgnąć” na miłości Boga, połączyć je w jeden nurt. Bez bliskiego kontaktu z Bogiem Modlitwa wstawiennicza może mylić intencje, może być – jako „wąskokątna” – zmącona naszym buntem czy lękiem. Najczystsza jest ta, w której całą istotą oddajemy się Bogu, z ufnością zawierzając Mu nasze siostry i naszych braci, ich życie doczesne i wieczne.

Istnieje jeszcze kilka szczegółowych wskazań, które mogą być pomocne. Co do modlitwy za żywych, ważne jest, iż w pewnych relacjach modlitwa nie jest fakultatywnym dobrym czynem, ale obowiązkiem. Miłość człowieka jest krucha, dlatego życiowe powołanie miłości małżeńskiej i rodzicielskiej warto realizować przede wszystkim modlitwą wstawienniczą. Mama ks. Jerzego Popiełuszki mawiała, że „najważniejsze w życiu to dać dzieciom Boga” i było dla niej oczywiste, by za dzieci ofiarowywać swoje umartwienia, cierpienia i posty. Troska o zbawienie współmałżonka i dzieci powinna być naszym priorytetem.

Wesprzyj Więź

Modlitwa za osoby zmarłe jest nagląca, gdy zrozumiemy, że one już nie mogą sobie pomóc i bardzo liczą na nas. Obok ofiarowywania Eucharystii i modlitwy jest jeszcze coś, co należy im dać. Istnieje opinia teologiczna, do której przychyla się Joseph Ratzinger, że zmarli nie mogą wejść do szczęścia wiecznego bez przebaczenia osób, które skrzywdzili. Świadomi uczynionego zła po prostu nie mogą cieszyć się Bogiem w pełni, świadomi, że nadal – poprzez nieprzebaczenie – cierpi ktoś, kogo skrzywdzili. Tego zadośćuczynienia dopełnia przebaczenie braci. Warto zatem, wobec Boga, dokonać wewnętrznego przebaczenia osobom zmarłym – to niewątpliwie sposób okazania im naszego miłosierdzia.

Mówiąc o wadze modlitwy wstawienniczej, pustelnica, s. Miriam od Krzyża, zauważyła, że można być blisko kogoś, trzymając go za rękę i nie móc mu pomóc. „A czasem mogę do niego dotrzeć od wewnątrz i pomóc mu od wewnątrz”. W świecie zdominowanym przez to, co efektywne i wymierne możemy mimowolnie ociągać się wobec modlitwy, której efektów często nie widzimy. Kiedyś – postawiona w sytuacji, gdy kochanej osobie nie mogłam pomóc inaczej – napisałam do zaprzyjaźnionej karmelitanki: „mogę mu dać tylko modlitwę”. Odpisała: „jesteś w dużym błędzie. Modlitwa to nie jest mało”.

Małgorzata Wałejko – ur. 1977. Żona i matka. Doktor pedagogiki i teolog. Adiunkt w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Szczecińskiego. Interesuje się personalistyczną filozofią wychowania, etyką, teologią duchowości i małżeństwa. Świecka dominikanka. Autorka książki „Listy w butelce. 3 lata z 33”, współautorka „Razem czy osobno? Polemika wokół książki Zbigniewa Nosowskiego «Parami do nieba»”.

Podziel się

Wiadomość