Zima 2024, nr 4

Zamów

„Być pasterzami w stylu Jezusa zranionego”. List Franciszka do biskupów Chile [całość]

Papież Franciszek, Rzym, październik 2016 r. Fot. Mazur/catholicnews.org.uk

Trzeba koniecznie zmierzyć się z całym tym skandalem. Proszę Was, strzeżcie się pokusy ratowania siebie samych, ratowania własnej reputacji – napisał Franciszek w liście, po którym wszyscy biskupi chilijscy złożyli rezygnację.

8 kwietnia, w niedzielę Miłosierdzia, wysłałem do Was list, w którym prosiłem Was o przybycie do Rzymu, abyśmy mogli wspólnie porozmawiać na temat wniosków z wizyty w Chile moich specjalnych wysłanników. Mieli oni za zadanie pomóc nam znaleźć światło i właściwie uleczyć otwartą ranę – bolesną i głęboką – która od dłuższego już czasu nie przestaje krwawić w życiu tak wielu ludzi, w życiu całego Ludu Bożego.

Rana ta była do tej pory leczona lekarstwem, które zamiast goić, pogłębiało raczej głębokość zranienia i wielkość bólu. Musimy przyznać się, że podejmowane dotychczas działania celem naprawienia szkód nie służyły leczeniu i zabliźnieniu ran. Być może dlatego, że chciano tylko szybko przewrócić wadliwą kartę, nie chciano zaś wziąć na siebie wielkich konsekwencji zła lub też dlatego, że brakowało odwagi, aby przyjąć na siebie odpowiedzialność za zaniedbania, a przede wszystkim za czyny, które doprowadziły do powstania zranień i za proces, który prowadził do ich powiększania. Podejmowane działania nie służyły leczeniu także dlatego, że zabrakło odwagi, aby przyjąć na siebie odpowiedzialność za to, co nas dotyczy – ja jako pierwszy [biję się w pierś – dop. red.] – i że przerzucano odpowiedzialność na innych lub też dlatego, że uważano, iż można iść dalej bez pokornego i odważnego przyznania się do tego, że zostały popełnione błędy.

Dlatego też – po wysłuchaniu opinii licznych osób i dostrzegając, że rana wciąż krwawi – utworzyłem specjalną komisję, która działając w pełnej swobodzie, według norm prawa i skrupulatnie, miała przedstawić możliwie najbardziej niezależną diagnozę i ocenę dotyczącą zarówno tego wszystkiego, co już się wydarzyło, jak i przedstawić stan obecny.

Okres, który został nam dany, jest czasem łaski. Jest to czas, aby pod natchnieniem Ducha Świętego i w klimacie kolegialności podjąć niezbędne kroki na drodze nawrócenia i rozeznania, dokąd sam Duch pragnie nas doprowadzić. Potrzebujemy nawrócenia – wiemy to dobrze – potrzebujemy go i za nim tęsknimy! Nie tylko dlatego, że oczekują go od nas nasze wspólnoty i wszystkie osoby, które ucierpiały i nadal w ciele odczuwają bolesne zranienia, ale także dlatego, że Duch nawrócenia należy do misji i tożsamości Kościoła. Pozwólmy zatem, aby czas ten był czasem nawrócenia.

„Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3,30). Słowa te Jan Chrzciciel, ostatni z wielkich proroków, wypowiedział do swoich uczniów, kiedy wzburzeni poinformowali go, że jest ktoś inny, kto czyni to samo co on. Jan – świadomy swojej tożsamości i misji: nie był wszak Mesjaszem, lecz tylko posłanym przez Niego (por. J 3,28) – nie zawahał się dać jasnego świadectwa bez jakiejkolwiek dwuznaczności.

Czerpiąc z tego proroctwa i zainspirowany słowami św. Jana Chrzciciela, chciałbym dać  pierwszy impuls do naszej wspólnej braterskiej refleksji.

Potrzeba, by On wzrastał…

Nie ma większej radości dla wierzącego niż ta, aby dzielić się, świadczyć i ukazywać Jezusa oraz Jego Królestwo. Spotkanie ze Zmartwychwstałym przemienia życie i sprawia, że wiara staje się radośnie zaraźliwa. Ziarno Królestwa Niebieskiego posiada tę cechę, że człowiek spontanicznie pragnie się nim dzielić i je pomnażać. Sprawia ono, że jak apostoł Andrzej pragniemy biec do naszych braci z orędziem: „Znaleźliśmy Mesjasza” (J 1,41). Mesjasza, który otwiera nowe horyzonty życia i nadziei.

Tak oto uczeń, poprzez działanie Ducha Świętego, zostaje wciągnięty w przygodę, aby samemu wzrastać i dzielić się życiem, które Jezus mu ofiarowuje. Działania tego nigdy nie możemy utożsamiać z prozelityzmem lub też z podbojem kolejnych obszarów, lecz jest ono radosnym zaproszeniem do nowego życia, jakie Jezus nam ofiarowuje. „Potrzeba, aby On wzrastał” jest tym, co pulsuje w sercu ucznia. Doświadczył on bowiem, że Jezus Chrystus jest pełnią życia. Tylko On może dać zbawienie.

Zawstydziło mnie wymuszanie zeznań i wywieranie nacisków przez tych, którzy mieli za zadanie przeprowadzić dochodzenie, a nawet przypadki niszczenia kompromitujących dokumentów przez osoby odpowiedzialne za archiwa kościelne

Kościół w Chile wie o tym dobrze. Historia mówi nam, że potrafił on być Matką, która wielu zrodziła w wierze, głosił nowe życie Ewangelii i walczył o nią, kiedy była zagrożona. To Kościół, który umiał walczyć, aby godność jego dzieci była respektowana lub po prostu nie była ignorowana. Z dala od bycia w centrum i nie dążąc do tego, wiedział dobrze jak być Kościołem, który w centrum stawia to, co najważniejsze. W mrocznych momentach życia swego ludu Kościół w Chile posiadał prorocką odwagę nie tylko po to, by odważnie podnosić głos, ale także, aby jednoczyć się w obronie mężczyzn i kobiet, którzy zostali mu powierzeni przez Pana. Wiedział, że nie można głosić przykazania miłości bez działań na rzecz sprawiedliwości, pokóju i autentycznej promocji osoby ludzkiej[1]. Tylko wtedy możemy mówić o Kościele profetycznym, jeżeli potrafi on dawać i rozbudzać życie, które Pan nam ofiarowuje.

Kościół prorocki, który umie stawiać Jezusa w centrum, jest w stanie prowadzić akcję ewangelizacyjną, spoglądając na Mistrza z czułością św. Teresy de los Andes i wraz z nią mówić: „Boisz się do Niego zbliżyć? Spójrz na Niego jak kroczy pośród wiernej trzody, niosąc na ramionach niewierną owcę. Spójrz na Niego jak stoi obok grobu Łazarza. I posłuchaj, co mówi do Magdaleny: «wiele jej zostało przebaczone, ponieważ wielka jest jej miłość». Jakie cechy dostrzegasz w tych scenach Ewangelii? Słodycz serca, delikatność, współczucie. Tak oto odkrywasz serce Boga”[2].

Kościół prorocki, który umie stawiać Jezusa w centrum, jest zdolny świętować z powodu radości, która płynie z Ewangelii. Jak powiedziałem w Iquique – ale możemy odnieść to także do innych innych miejsc od północy do południa Chile – pobożność ludowa jest jednym z największych bogactw, jakie lud Boży potrafi kultywować. Święta patronalne, tańce religijne – które trwają tygodniami – wraz z muzyką i strojami, sprawiają, że liczne miejsca stają się sanktuariami ludowej pobożności. Święta te bowiem nie zostają zamknięte w murach świątyń, ale mają moc, aby cały lud wprowadzić w klimat święta[3]. I tak oto tworzy się więź zdolna radośnie i w nadziei celebrować obecność Boga pośród swego ludu. W sanktuariach uczymy się tworzyć Kościół bliskości, umiejący słuchać, który umie czuć i dzielić życie takim, jakie ono jest. To Kościół, który zrozumiał, że wiarę przekazuje się w dialekcie i dlatego celebruje śpiewem i tańcem „wspólne dziedzictwo, Opatrzność, stałą i miłującą obecność Boga”[4].

Kościół prorocki, który umie stawiać Jezusa w centrum, był w stanie zrodzić dla świętości człowieka, który głosił życiem: „Chrystus przemierza nasze ulice w osobach tak wielu ubogich, chorych, wyrzuconych ze swych ubogich domostw. Chrystus skulony pod mostem żyje w tak wielu dzieciach, które nie mają nikogo, do kogo mogłyby powiedzieć «Tato» i którym od wielu lat brak matczynego pocałunku na czole… Chrystus nie ma domu! Czy nie chcemy mu go dać?… «Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych moich braci najmniejszych, Mnieście to uczynili» – powiedział Jezus[5], ponieważ «jeśli nasze działania rzeczywiście mają początek w kontemplacji Chrystusa, to powinniśmy umieć Go dostrzegać przede wszystkim w twarzach tych, z którymi On sam zechciał się utożsamić»[6].

Kościół prorocki, który umie stawiać Jezusa w centrum, potrafił też tworzyć struktury, które towarzyszą i bronią godności licznych narodów zamieszkujących jego rozległe terytorium, uznając wielokulturowe i etniczne bogactwo, które należy strzec. Jako przykład przywołam działania biskupów z Południa Chile z lat 60. i 70. dwudziestego wieku, mające na celu promocję niezbędnych inicjatyw, aby lud Mapuche w pełni mógł rozwijać własną kulturę. To wielkie dziedzictwo, z którego także i my powinniśmy czerpać i od którego to ludu powinniśmy się uczyć. Efektem tych licznych działań są starania na rzecz obrony życia, stanowiące autentyczny przejaw wiary w pełni wcielonej i przemieniającej, a także wiara, która życiem potwierdza słowa Soboru – wskazującego, że „radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu”[7].

Sumienie świadome własnych ograniczeń i grzechów jest wyczulone na pokusę zastępowania Chrystusa własną osobą.

Kościół prorocki, który umie uczciwie stawiać Jezusa w centrum, zdolny jest – co potrafił ukazać jeden z Waszych pasterzy – „wyznać, że w historii zarówno naszego osobistego życia, jak i w historii Chile, miały miejsce niesprawiedliwość, kłamstwa, nienawiść, obojętność”[8]. I namawiał Was do tego, aby „w szczerości i pokorze powiedzieć Panu: Zgrzeszyliśmy przeciwko Tobie! Bowiem grzeszyć przeciwko bratu, mężczyznie i kobiecie, znaczy grzeszyć przeciwko Chrystusowi, który umarł i zmartwychwstał za wszystkich ludzi! Bądźmy szczerymi i pokornymi! Zgrzeszyłem Panie, przeciwko Tobie! Sprzeniewierzyłem się Ewangelii!”[9]. Sumienie świadome własnych ograniczeń i grzechów jest wyczulone na pokusę zastępowania Chrystusa własną osobą.

Moglibyśmy kontynuować naszą listę, wskazując na liczne przejawy żywego zaczynu Kościoła profetycznego, który umie stawiać Jezusa w centrum. Jednak największa i najważniejsza moc płynie – na co chciałem zwrócić uwagę w mojej ostatniej adhortacji apostolskiej, przywołując słowa Edyty Stein – z przekonania, że „w najciemniejszej nocy powstają najwięksi prorocy i święci. Jednak ożywiający nurt życia mistycznego pozostaje niewidzialny. Z pewnością decydujące wydarzenia w dziejach świata były zasadniczo spowodowane przez dusze, o których książki historyczne nic nie mówią. A to, jakim duszom powinniśmy dziękować za decydujące wydarzenia z naszego życia osobistego – poznamy dopiero w dniu, w którym wszystko ukryte zostanie odkryte”[10].

Święty lud Boży codziennym milczeniem i na różne sposoby nieustannie uwidacznia i świadczy z „uporem” o nadziei, że Pan go nie opuści, lecz, co więcej, wspomaga swoje dzieci w codziennej ofierze, często pełnej cierpienia. Święty i cierpliwy wierny lud Boży podtrzymywany i ożywiany przez Ducha Świętego jest najlepszym obliczem Kościoła profetycznego, który w codziennej wierności i ofierze umie stawiać w centrum swojego Pana[11]. Jako pasterze powinniśmy uczyć się od tej części Kościoła, jaką jest prosty lud, czcić i doceniać to, jak wyznaje swoją wiarę w Jezusa Chrystusa, kocha Matkę Bożą, zarabia na swoje życie pracą (jakże często źle wynagradzaną), chrzci swoje dzieci i grzebie swoich zmarłych. Ten święty lud ma świadomość własnej grzeszności, ale też niestrudzenie prosi o przebaczenie, ponieważ wierzy w miłosierdzie Ojca. Ten cichy i wierny lud jest „systemem odpornościowym” Kościoła.

A ja się umniejszał

Smutkiem napawa mnie to, że w ostatnim okresie historii Kościoła chilijskiego ta prorocka inspiracja utraciła swoją moc; dała zaś miejsce temu, co moglibyśmy nazwać transformacją w centrum.

Nie wiem, co było na początku: czy to utrata profetycznej siły doprowadziła do zmian w centrum, czy też to zmiany w centrum doprowadziły do utraty tej profetycznej siły, która przecież Was charakteryzowała. Możemy jednak teraz dostrzec, że Kościół, którego zadaniem jest wskazywać na Tego, który jest Drogą, Prawdą i Życiem (J 14,6), sam w sobie stał się ośrodkiem zainteresowania. Przestał patrzeć i wskazywać na Pana, zaczął natomiast patrzeć i zajmować się samym sobą. Na sobie skupił uwagę i zagubił w ten sposób własny fundament i misję[12].

Kościół tak mocno skupił się na sobie, że konsekwencje tego procesu mają wysoką cenę: w centrum zainteresowania stanął grzech. Bolesne i haniebne przypadki seksualnego wykorzystywania nieletnich, nadużywanie władzy i wywieranie nacisków na sumienia przez duchownych, a także sposób, w jaki próbowano rozwiązać te sytuacje[13], bardzo wyraźnie ukazują „zmianę centrum eklezjalnego”. Już nie dostrzega się znaków Zmartwychwstałego, gdyż grzech kościelny zaczął skupiać na sobie uwagę i spojrzenia.

Kościół tak mocno skupił się na sobie, że konsekwencje tego procesu mają wysoką cenę: w centrum zainteresowania stanął grzech

Trzeba koniecznie zmierzyć się z całym tym skandalem i szukać sposobów naprawienia go – rozeznać to, co należy zrobić natychmiast, co w dalszej, a co jeszcze w następnej kolejności – aby postępując według sprawiedliwości, przywrócić pełnię komunii[14]. Jednocześnie jestem przekonany, że równocześnie i z taką samą starannością musimy pracować też na innym poziomie, dotyczącym wskrzeszenia nowych dynamik eklezjalnych zgodnych z Ewangelią, które pomogą nam być lepszymi uczniami-misjonarzami, zdolnymi do odzyskania proroczej siły.

To nowe życie, które daje nam Pan, oznacza konieczność odzyskania jasności, jaką posiadał Jan Chrzciciel, aby móc za nim bez dwuznaczności stwierdzić, że uczeń nigdy nie będzie Mesjaszem. Zaprowadzi nas to do realistycznej i dającej radość samoświadomości: uczeń nie jest ponad swego Pana. Właśnie z tego powodu musimy zwracać uwagę na każdy rodzaj lub formę mesjanizmu, który stara się być jedyną interpretacją woli Boga. Jakże często możemy popaść w pokusę takiego sprawowania eklezjalnej władzy, która pragnie wyprzeć wielorakie przejawy komunii i uczestnictwa, lub co gorsza, wywierać nacisk na sumienia wiernych, zapominając o soborowej nauce, która mówi nam, że „sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, gdzie przebywa on sam z Bogiem, którego głos w jego wnętrzu rozbrzmiewa”[15].

Ważne, aby odzyskać kościelną dynamikę, dzięki której posiada się umiejętność pomagania uczniom w rozpoznawaniu Bożych projektów względem ich życia, bez jednoczesnego pragnienia zastępowania ich w tym poszukiwaniu. Fałszywe mesjanizmy posiadają tę cechę, że kierujący się nimi starają się negować podstawową prawdę, iż wszyscy wierni otrzymali namaszczenie Duchem Świętym[16]. Nigdy jednostka lub grupa oświeconych nie może pretendować do tego, aby być całością ludu Bożego, ani tym bardziej zacząć wierzyć w to, że jest autentycznym głosem i jedyną interpretacją woli tego ludu. W tym znaczeniu musimy zwrócić szczególną uwagę na to, co nazywam „psychologią elity”, która może mieć przełożenie na sposób, w jaki podchodzimy do problemów.

Psychologia elity lub elitarystyczna kończy się tworzeniem dynamik podziału, separacji, „zamkniętych kręgów”, które prowadzą do narcystycznych i autorytarnych duchowości, w których zamiast ewangelizować, ważne staje się to, aby czuć się wyjątkowym, innym od pozostałych, udowadniając w ten sposób, że ani Jezus Chrystus, ani też inni ludzie tak naprawdę nas nie interesują[17]. Mesjanizm, elitarność, klerykalizm są synonimami perwersji eklezjalnej; synonimem tej perwersji jest także zagubienie zdrowej świadomości, że jesteśmy częścią świętego ludu Bożego, który nas wyprzedza i który – dzięki Bogu – nas przetrzyma. Nie zagubmy nigdy świadomości tego wielkiego daru, jakim jest nasz chrzest.

Szczere, modlitewne, a często nawet bolesne uznanie naszych ograniczeń, pozwala najpełniej działać w nas łasce, gdyż oddajemy jej przestrzeń działania celem wyzwalania w nas dobra, które prowadzi do szczerego i wspólnotowego dynamizmu i przyczynia się do autentycznego wzrostu[18]. Świadomość własnych ograniczeń i bycia częścią ludu Bożego wyzwala nas z pokusy i pragnienia zajmowania wszystkich przestrzeni, zwłaszcza miejsca, które nam nie przysługuje: miejsca Pana. Tylko Bóg jest pełnią, tylko On zdolny jest do całkowitej miłości, jedynej, ale jednocześnie niewykluczającej. Nasza misja jest – i zawsze będzie – misją realizowaną wraz z innymi. Tak jak to powiedziałem w czasie spotkania z duchowieństwem w Santiago: „świadomość posiadania ran wyzwala nas z pokusy autoreferencjalności, z poczucia wyższości. Wyzwala nas z prometejskiej pokusy właściwej tym wszystkim, którzy tak naprawdę wierzą tylko we własne siły i czują się lepsi od innych”[19].

Bolesne i haniebne przypadki seksualnego wykorzystywania nieletnich, nadużywanie władzy i wywieranie nacisków na sumienia przez duchownych, a także sposób, w jaki próbowano rozwiązać te sytuacje, bardzo wyraźnie ukazują „zmianę centrum eklezjalnego”

Dlatego też – i będę na to nalegał – należy pilnie wzmacniać i generować takie przejawy życia eklezjalnego, które posiadają zdolność promowania pełnego uczestnictwa i współdziałania w misji wszystkich członków wspólnoty kościelnej, unikając jakiegokolwiek przejawu mesjanizmu lub psychologii-duchowości elitarystycznej. Dobrze nam zrobi na przykład to, jeśli jeszcze bardziej otworzymy się i jeszcze w większym stopniu zaczniemy współdziałać z różnymi instancjami świeckimi celem promocji kultury zwalczającej wszelkiego rodzaju nadużycia.

Kiedy wezwałem Was na to spotkanie, wskazywałem też, byście poprosili Ducha Świętego o dar wielkoduszności, aby umieć przełożyć na konkretne działania to wszystko, co miało być przedmiotem naszych refleksji. Proszę Was: nie ustawajmy w modlitwie o ten dar dla dobra Kościoła w Chile.

Pewne zaniepokojenie budzi we mnie postawa i zachowanie niektórych z Was, biskupów, wobec zdarzeń z przeszłości, jak też aktualnej sytuacji. Jest to postawa, którą moglibyśmy nazwać „sytuacją Jonasza”: zakłada ona, że pośrodku szalejącej nawałnicy należy pozbyć się problemu (Jon 1,4-16)[20], wierząc, iż już samo usunięcie z funkcji niektórych osób automatycznie rozwiąże problem[21]. W ten sposób zostaje zapomniana zasada św. Pawła: „Jeśliby noga powiedziała: «Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała» – czy wskutek tego rzeczywiście nie należy do ciała?”[22]. Problemów, które dzisiaj nurtują wspólnotę Kościoła, nie można rozwiązać jedynie poprzez zajęcie się konkretnymi sprawami i zredukowanie działania do usunięcia kilku osób[23]. Tego typu działania – i mówię to otwarcie – oczywiście należy podjąć, jednak na tym nie można się zatrzymać. Trzeba iść dalej. Byłoby nieodpowiedzialnością z naszej strony, gdybyśmy nie zagłębili się do samego korzenia i nie zajęli się strukturami, które doprowadziły do tego, że te konkretne wydarzenia miały miejsce i trwały[24].

Bolesne sytuacje, które miały miejsce, są znakiem, że coś w ciele eklezjalnym nie funkcjonuje i jest złem. Musimy odnieść się do konkretnych przypadków i równocześnie, z taką samą intensywnością, wgłębić się w dynamikę, która umożliwiała takie postawy i doprowadziła do zła[25].

Wyznanie grzechu jest konieczne, dążenie do naprawienia go staje się pilne, poznanie genezy zaistniałej sytuacji – niezbędne dla naszej teraźniejszości i przyszłości. Byłoby wielkim zaniedbaniem z naszej strony, gdybyśmy nie zagłębili się w źródło problemu. Twierdzić, że tylko usunięcie osób, bez robienia nic więcej, rozwiąże problem i przywróci zdrowie całemu organizmowi – to wielki błąd. Nie mam wątpliwości, że to pomoże i że należy to zrobić, ale powtarzam, to nie wystarczy[26], ponieważ takie myślenie zwolniłoby nas z odpowiedzialności i uczestnictwa w tym, co przynależy do naszych obowiązków w Kościele. A tam, gdzie odpowiedzialności się nie bierze i jej się nie dzieli, winnym tego, że coś nie funkcjonuje, jest – jak myślimy – zawsze ktoś inny[27].

Proszę Was, strzeżcie się pokusy ratowania siebie samych, ratowania własnej reputacji („chronienia własnej skóry”); umiejmy wspólnie wyznać naszą słabość i w ten sposób razem szukać pokornej, konkretnej odpowiedzi, trwając we wspólnocie z ludem Bożym. Powaga sytuacji nie pozwala nam, abyśmy stali się ekspertami od polowania na „kozły ofiarne”. Sytuacja wymaga od nas powagi i współodpowiedzialności, wzięcia na siebie problemów, gdyż dotyczą one całości zjawisk w Kościele, dogłębniej analizy i poszukiwania koniecznych środków, aby sytuacje te już się nie powtarzały i nie utrwalały. Możemy to osiągnąć tylko wtedy, kiedy uświadomimy sobie, że jest to problem nas wszystkich, a nie tylko dotyczący niektórych. Możemy go rozwiązać tylko wtedy, jeśli przyjmiemy go kolegialnie, w synodalnej komunii.

Bracia, nie jesteśmy tutaj ponieważ jesteśmy lepsi od kogokolwiek. Jak mówiłem Wam w Chile, jesteśmy tutaj, gdyż mamy świadomość bycia grzesznikami, którym przebaczono lub też grzesznikami, którzy pragną otrzymać przebaczenie: grzesznikami otwartymi na przyjęcie pokuty. I w tym tkwi źródło naszej radości.

Chcemy być pasterzami w stylu Jezusa zranionego, który umarł i zmartwychwstał. Pragniemy odnaleźć w ranach naszego ludu znaki Zmartwychwstania. Pragniemy odejść od formy bycia Kościołem skupionym jedynie na sobie, przygnębionym i zasmuconym na skutek grzechów, a stać się na nowo Kościołem, który służy tak wielu pogrążonym w smutku, żyjącym obok nas. Chcemy być Kościołem zdolnym postawić w centrum to, co ważne: służenie Panu w osobie głodnego, spragnionego, więźnia, bezdomnego, ogołoconego, chorego, wykorzystywanego (por. Mt. 25,35), ze świadomością, że osoby te mają godność, aby zasiąść do naszego stołu, aby czuć się wśród nas „jak w domu”, aby w pełni czuć się członkami rodziny. To właśnie jest znak, że Królestwo Niebieskie jest wśród nas; to znak Kościoła, który zraniony przez swój grzech, został dotknięty Miłosierdziem przez Pana i nawrócił się na bycie Kościołem profetycznym, gdyż to stanowi jego powołanie[28].

Wesprzyj Więź

Bracia, pomysły są omawiane, sytuacje rozeznawane. Zebraliśmy się, aby rozeznać, a nie po to, aby dyskutować. Odnowienie ducha profetycznego polega na ponownym skupieniu się na tym, co ważne. Polega na kontemplacji Tego, którego przebito, i usłyszeniu: „nie ma Go tutaj, Zmartwychwstał” (Mt 28,6). Odnowa jest stworzeniem takich warunków eklezjalnych, aby każda osoba – niezależnie od sytuacji, w jakiej się znalazła – mogła usłyszeć, że On żyje i czeka na nas w Galilei.

Tłum. Kasper M. Kaproń OFM na podstawie tekstu przekazanego przez chilijski kanał telewizyjny Tele 13


[1] Por. bł. Paweł VI, „Evangelii nuntiandi” 29.
[2] 
Św. Teresa de Los Andes, „Dzienniki i listy”, 373.376.
[3] 
Por. Homilia i pozdrowienie na zakończenie Mszy Świetej na cześć Matki Bożej z Góry Karmel oraz Modlitwa za Chile, Lobito-Iquique, 18 stycznia 2018 r.
[4] 
Paweł VI, „Evangelii nuntiandi” 48; CELAM, „Puebla” 400.454; CELAM, „Aparecida” 99b. 262-265: Franciszek „Evangelii gaudium” 122.
[5] 
Św. Albert Hurtado, „Cristo no tiene hogar”, Rozważanie w czasie rekolekcji dla kobiet, 16 października 1944.
[6] 
Św. Jan Paweł II, „Novo millennio ineunte” 49.
[7] 
II Sobór Watykański, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et Spes” 1.
[8] 
Kard. Silva Henríquez, „Pojednanie Chilijczyków”, Homilia na zakończenie Roku Świętego, 24 listopada 1974.
[9] 
Tamże.
[10] 
Edith Stein, „Verborgenes Leben Und Epiphanie”, Gesamtausgabe der Edith-Stein-Werke, tom XI, s. 145.
[11] 
Por. Franciszek, adhortacja „Gaudete et exsultate” 6-9.
[12] 
„Rozeszła się twoja sława między narodami dzięki twojej piękności, bo była ona doskonała z powodu ozdób, którymi cię wyposażyłem – wyrocznia Pana Boga. Ale zaufałaś swojej piękności i wyzyskałaś swoją sławę na to, by uprawiać nierząd” (Ez. 16,14-15b).
[13] 
Znaczące jest, że według sprawozdania przedstawionego przez moich specjalnych wysłanników, wszyscy składający zeznania, w tym także członkowie Narodowego Centrum Przeciwdziałania Nadużyciom Przeciwko Nieletnim i Towarzyszeniu Ofiarom, zwracali uwagę na ciągle niedostateczną opiekę duszpasterską względem osób zaangażowanych, w ten lub inny sposób, w kanoniczne procesy dotyczące delicta graviora.
[14] 
Por. List do biskupów w Chile po otrzymaniu sprawozdania bp. Charles J. Scicluny, 8 kwietnia 2018.
[15] 
II Sobór Watykański, „Gaudium et spes” 16.
[16] 
Por. II Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Kościele „Lumen gentium” 12.
[17]
Por. „Evangelii gaudium” 94.
[18] 
Por. „Gaudete et exsultate” 52.
[19] 
Spotkanie z duchowieństwem, z zakonnikami i siostrami zakonnymi oraz z seminarystami, Santiago de Chile, 16 stycznia 2018.
[20] 
Sam Jonasz zdaje sobie sprawę, że nawałnica jest karą wynikającą z odrzucenia misji, która została mu powierzona i aby uspokoić wzburzone morze, należało się go pozbyć: „Weźcie mnie i rzućcie w morze, a przestaną się burzyć wody przeciw wam, ponieważ wiem, że z mojego powodu tak wielka burza powstała przeciw wam” (Jon 1,12).
[21] 
„Zdechł pies, nie ma już zatem wścieklizny”. Postawę tę można także nazwać „syndromem Kajfasza”: lepiej jest, aby umarł jeden człowiek za naród.
[22] 
1 Kor 12,15.
[23] 
Ponieważ nie chodzi tylko o te konkretne przypadki. Istnieje wiele sytuacji nadużywania władzy, autorytetu, wykorzystywania seksualnego. Dotyczy to także form leczenia i przeciwdziałania, jakie do tej pory były podejmowane.
[24] 
Przykładowo: w raporcie przedstawionym przez specjalnych wysłanników wielu rozmówców z Sotero Sanz twierdziło, że liczne głębokie zranienia i podziały wśród kleru ciagną się już od czasów seminarium i niszczą braterską wspólnotę prezbiterium. Także wierni świeccy stają się częścią tych podziałów, co prowadzi do nieodwracalnych szkód, gdyż niszczy się społeczną wiarygodność kapłanów i biskupów oraz ich eklezjalne przywództwo.
[25] 
W swoim raporcie moi specjalni wysłannicy mogli potwierdzić, że niektórzy zakonnicy wydaleni ze zgromadzeń i zakonów z powodu niemoralnego postępowania i po zminimalizowaniu wagi własnych przestępczych czynów (co przypisano zwykłej słabości lub jednorazowym moralnym upadkom) zostali przyjęci do diecezji, a nawet – w sposób całkowicie lekkomyślny – powierzono im obowiązki w diecezjach lub parafiach wiążące się z codziennym i bezpośrednim kontaktem z nieletnimi.
[26] 
Chciałbym na tym miejscu omówić trzy sytuacje wynikające z raportu specjalnych wysłanników:
1. Dochodzenie wykazało, że istnieją poważne niedociągnięcia w sposobie prowadzenia spraw delicta graviora, co potwierdza wcześniejsze niepokojące sygnały, jakie napływały do niektórych rzymskich dykasterii. Dotyczy to zwłaszcza sposobu przyjmowania skarg i notitiae crimini. W wielu przypadkach były one traktowane powierzchownie lub klasyfikowano je jako mało prawdopodobne sygnały, chociaż posiadały znamiona poważnego przestępstwa. Podczas wizytacji odnotowano także istnienie domniemanych przestępstw, które zostały zbadane tylko powierzchownie lub też nigdy nie zostały zbadane, co wiąże się z poważną szkodą dla osób zgłaszających i wszystkich, którzy znali domniemane ofiary, ich rodzin, przyjaciół, wspólnot parafialnych. W innych przypadkach stwierdzono poważne zaniedbania w zakresie ochrony dzieci. Tym dzieciom należy się szczególne traktowanie ze strony biskupów i przełożonych zakonnych, którym powierzono przecież szczególną odpowiedzialność w zakresie chronienia ludu Bożego.
2. Inną sytuacją, która mnie zażenowała i zawstydziła, była lektura deklaracji potwierdzających wymuszanie zeznań i wywieranie nacisków przez tych, którzy mieli za zadanie przeprowadzić dochodzenie w sprawie postępowania karnego, a nawet przypadki niszczenia dokumentów kompromitujących przez osoby odpowiedzialne za archiwa kościelne, co wskazuje na całkowity brak poszanowania dla procedury kanonicznej, a ponadto świadczy o nagannych praktykach, jakich należy na przyszłość całkowicie unikać.
3. Po tej samej linii i aby potwierdzić, że problem nie dotyczy tylko określenej grupy osób: w przypadku wielu sprawców stwierdzono, że poważne problemy istniały już na etapie formacji w seminarium lub w nowicjacie. Sprawozdanie specjalnych wysłanników zawiera poważne oskarżenia skierowane przeciwko niektórym biskupom i przełożonym, którzy powierzyli funkcje w instytucjach formacyjnych księżom podejrzanym o aktywny homoseksualizm.
[27] 
Echa takiej postawy widzimy w Rdz 3,11-13: „«Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?» Mężczyzna odpowiedział: «Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem». Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: «Dlaczego to uczyniłaś?» Niewiasta odpowiedziała: «Wąż mnie zwiódł i zjadłam»”. Przypomina to zachowanie dziecka, które spogląda na swych rodziców i mówi: „To nie ja”.
[28] 
Por. Spotkanie z duchowieństwem, z zakonnikami i siostrami zakonnymi oraz z seminarystami, Santiago de Chile, 16 stycznia 2018.

Podziel się

Wiadomość