Sprawowane pogrzeby mogą być bardzo rutynowe. Bronię się przed tym, choć wiem, że czymś pozytywnym jest dobrze nabyta praktyka prowadzenia pogrzebów. Empatii nie da się jednak sprowadzić do wyuczonej sprawności – pisze o. Maciej Biskup OP.
Pogrzebanie ciała zmarłego to ostatnia posługa, ostatni gest miłosierdzia, jaki możemy okazać ludzkiemu ciału po tej stronie grobu.
Opis pogrzebu umęczonego na krzyżu Chrystusa stał się integralnym fragmentem ewangelicznego przesłania, co zostało odzwierciedlone przez chrześcijan różnych tradycji i obrządków w Liturgii Wielkiego Piątku: „Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady (…) Był z miasta żydowskiego Arymatei, i oczekiwał królestwa Bożego. On to udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Zdjął je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany” (Łk 23, 50-53). Stało się tak, chociaż w innym kontekście Jezus odmówił młodzieńcowi pragnącemu przed wyruszeniem w drogę za Nim pogrzebać swego ojca: „Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!” (Mt 8, 21-22).
Jak niemiłosiernie zabójcza dla naszego człowieczeństwa, dla jego godności jest niemożność pogrzebania swoich bliskich. Z czym porównać cierpienie tych, którzy nie mogą pożegnać i z namaszczeniem pochować ciała swojego dziecka, małżonka? Jakże strasznie upokarzająca była nazistowska machina terroru, w której świadomie odbierano ludziom elementarną godność, nazwisko oraz właśnie prawo do pochówku. Sugestywnie pokazał to film Syn Szawła węgierskiego reżysera László Nemesa. Bohater filmu – Szaweł, który w Auschwitz-Birkenau jest tylko jednym ze skazanych numerów, z odwleczonym na chwilę wyrokiem śmierci. Mimo wszystko próbuje wyłamać się z zadania, do którego miał zostać zredukowany: stać się wykonującą polecenia, pozbawioną emocji maszyną. Gdy w jednym z zamordowanych w komorze gazowej chłopców rozpoznaje syna, mężczyzna ma już tylko jeden życiowy cel: wyprawić chłopcu należny i zgodny z tradycjami pogrzeb. Nagle w tej odczłowieczonej machinie zła budzi się człowieczeństwo, o które mężczyzna toczy ostatnią walkę z „całym światem”. Światem, w którym zabrakło człowieka, chociaż o absencję posądzono Boga.
Będąc proboszczem dużej szczecińskiej parafii, w wymierającym powoli śródmieściu, na co dzień muszę się mierzyć z licznymi pogrzebami. Bywają takie tygodnie w roku, że przyjmujemy nawet do dziesięciu pogrzebów. Mam więc wiele okazji, by czynić ten ostatni uczynek miłosierdzia wobec ludzkiego ciała. Nie dzieje się to automatycznie. Bo miłosierdzie takim nie może się stać. Ono jest niepowtarzalne. Sprawowane pogrzeby mogą być bardzo rutynowe. Bronię się przed tym, choć wiem, że czymś pozytywnym jest dobrze nabyta praktyka prowadzenia pogrzebów. Empatii nie da się jednak sprowadzić do wyuczonej sprawności. W swej definicji jest ona czymś niepowtarzalnym i osobistym.
Jestem przekonany, że tym, co pomaga mi w zachowywaniu empatii, jest osobiste doświadczenie. Jako dziewięcioletni chłopiec bardzo głęboko przeżyłem pogrzeb swojej mamy. Do dziś pochowałem również ojca i dwóch starszych braci. Śmierć stała się dla mnie naturalnym doświadczeniem, które ma prawo wydarzyć w życiu. Mam do niej zarazem bardzo metafizyczny stosunek. Stała się namacalna, wręcz bliska, a jednocześnie spotkanie z nią pozostaje zawsze tajemnicą.
Pogrzeb zmarłych to nie tylko miłosierny uczynek wobec zmarłego, lecz duchowy akt miłosierdzia wobec tych, którzy opłakują odejście najbliższych. Zadaniem celebrującego chrześcijański pogrzeb jest pozostać wewnętrznie wstrząśniętym wobec faktu każdej ludzkiej śmierci. Nie chodzi oczywiście o teatralizację zewnętrznej postawy. Będąc jednak – poniekąd w imieniu Boga – adresatami najczęściej milcząco wypowiadanego pytania „dlaczego”, nie powinniśmy stawać się obojętnymi „mistrzami ceremonii”. Także we współczuciu kapłan powinien być in persona Christi. Ukazał je w swym człowieczeństwie Ten, który zapłakał nad grobem Łazarza (por. J 12).
Ból spowodowany śmiercią także przynależy do tajemnicy Wcielenia. Bóg, stając się człowiekiem, widzi śmierć, przez którą sam przechodzi. Jerzy Nowosielski w rozmowie ze Zbigniewem Podgórcem mówił: „Fakt Wcielenia mógł nastąpić tylko tam, gdzie było przeżycie osoby. Tylko tam, gdzie jest przeżycie osoby, jest przeżycie katastrofy śmierci w całej pełni i w całej realności. A zatem tylko tam, gdzie jest przeżycie katastrofy śmierci w całej pełni i w całej realności – tam też może zaistnieć przezwyciężenie całej katastrofy w całej pełni i całej realności, czyli zmartwychwstanie”.
Prowadzenie pogrzebu to szczególna okazja, by do żyjących, lecz skonfrontowanych ze śmiercią skierować mądre pocieszenie, pozbawionego moralizatorskiego tonu. To okazja do katechezy niepowtarzalnej ze względu na towarzyszące uczucia straty i bólu, ale także dlatego że dla wielu osób to jedna z niewielu okazji do zetknięcia się z Kościołem. To swoiste pójście na obrzeża Kościoła, choć daleki jestem od tego, by traktować ludzki ból instrumentalnie – jako „okazji” do złapania kogoś na ewangelizacyjny haczyk. Pozostać głęboko ludzkim znaczy przecież aż tyle: być kimś na obraz Boga.
W Chrystusie Bóg odchodzi od roli obserwatora ludzkiego umierania. Nie ogranicza się do mądrego skomentowania faktu śmierci. Staje się jej bohaterem. Przyszedł, by ją przezwyciężyć, ale wpierw poznał jej gorzki smak. Umierając, wszedł w totalną bezradność kogoś, kto już nie może dla siebie nic uczynić. Jezus daje jednak człowiekowi realną nadzieję, której sam się kurczowo trzymał, czekając na wybawienie przez Ojca. Najstarsze fragmenty Nowego Testamentu nie mówią, że zmartwychwstał, ale że został wskrzeszony przez Ojca mocą Ducha (por. 1 P 3,18-22; Rz 8, 11; Kol 2, 12).
Towarzyszenie bliskim umierającego polega zatem na wypraszaniu im wiary i nadziei, że „Chrystus przeszedł przez bramę naszej ostatecznej samotności, że przez swą mękę zstąpił w otchłań naszego opuszczenia. Tam gdzie nie może już dosięgnąć żaden głos – tam jest On. Przez to piekło zostało przezwyciężone albo, mówiąc dokładniej, śmierć, która dotąd równała się piekłu, już nim nie jest. […] bo w samej śmierci jest życie, ponieważ w niej samej jest miłość […] Brama śmierci stoi otwarta, odkąd w śmierci zamieszkało życie: miłość” – pisał Joseph Ratzinger we „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo”.
Maciej Biskup – ur. 1972, dominikanin. Odbył studia doktoranckie z teologii dogmatyczno-fundamentalnej na UAM. Był m.in. magistrem nowicjatu dominikanów, redaktorem naczelnym Wydawnictwa „W Drodze”. Wykładowca Studium Chrześcijańskiego Wschodu. Od 2013 r. jest przeorem klasztoru dominikanów w Szczecinie. Prowadzi blog „Burzenie bastionów” na stronie dominikanie.pl. Autor książki Ocalić w sercu.